Rozdział IX


Adrien

Klęczac przy Biedronce spostrzegłem, że mężczyzna, który w nią strzelił, skierował teraz broń na mnie. Ledwo uniknąłem pocisku, który przeleciał tuż obok mnie. Nie miałem zamiaru dać się trafić. Musiałem jeszcze uniknąć kilku pocisków, ale na moje szczęście facetowi skończyły się naboje. Mocował się z pistoletem i poszukiwał w kieszeni zapasówek. Skorzystałem z jego chwilowej nieuwagi i wziąłem Biedronkę na ręcę. Zaniosłem ją do Kici, miałem nadzieję, że ona będzie wiedzieć, co robić. Spojrzała smutno na Biedronkę.

-Nie wiem, czy możemy jej pomóc. Nie mamy nawet pewności, czy przeżyje - oznajmiła ze smutkiem.

Zrobiło mi się strasznie ciężko na sercu. Chciałem ją zanieść do szpitala, ale tam by jej nie pomogli. Pomóc mógł tylko Mistrz Fu. Bałem się jednak, że jest już za późno. Lecz nie mam zamiaru się poddać. Muszę spróbować ją uratować. Gdybym nie spróbował, czułbym się jeszcze gorzej. Nadzieja zawsze umiera ostatnia.

-Biała Kotko, musimy ją zanieść do Mistrza Fu - powiedziałem.

Biała Kotka

Znakomicie! W taki prosty sposób, jakim było sprawienie, aby Biedronka była ranna, dowiem się, gdzie znajduję się kryjówka Mistrza Fu. Mam tylko nadzieję, że nie będzie mnie podejrzewał. Lepiej będzie zaczekać na zewnątrz.

Dałam dyskretnie znak mojemu wspólnikowi, teraz stojącemu w ukryciu pod budynkiem. Kiwnął głową i odszedł. Część I zakończona.

Mistrz Fu

Usłyszałem pukanie do drzwi. Po chwili ujrzałem Czarnego Kota, niosącego na rękach Biedronkę. Była cała we krwi. Wyjaśnił, co się stało. Poprosiłem go też o opisanie wyglądu tego mężczyzny. Niestety, nie skojarzyłem nikogo, kto mógłby zgadzać się z opisem. Dałem mu znak, żeby nas zostawił. Przywołałem do siebie Weiji'ego. Szybko wyjaśniłem mu, co zaszło.

-Możemy ją uleczyć? - spytałem go, nie będąc pewny, czy jest szansa...

-Myślę, że tak, mistrzu. Użyj zaklęcia leczącego, ale zaczekaj, aż się przemieni.

-Dobry pomysł - powiedziałem do mojego kwami.

Po chwili Biedronka była już z powrotem Marinette. Z jej kolczyków wyleciała Tikki. Potrząsnęła główką i spojrzała na mnie ze zdziwieniem.

-Co się stało? Oh, Marinette! - krzyknęła widząc jej ranną przyjaciółkę.

Weiji

-Została postrzelona - wyjaśniłem Tikki.

Przyfrunęła do mnie i spojrzała smutno.

-Co z nią teraz będzie? - spytała.

-Mistrz ją uzdrowi, nie martw się - powiedziałem i uśmiechnąłem się do niej.

Spojrzałem w stronę mojego mistrza, który właśnie zaczynał rytuał, który miał uzdrowić Marinette.Miałem nadzieję, że się uda. Inaczej znów będziemy musieli poszukiwać nowej Biedronki. A ta dziewczyna jest do tego stworzona. Musi nią pozostać.

Tikki

Biedna Marinette! Jej ramię wciąż krwawiło. Wierzyłam w Mistrza, ale wciąż się o nią bałam. Miałam nadzieję, że odzyska przytomność. I będzie zdrowa. Co by było, gdyby napastnik w nią trafił? Nie przeżyłaby tego. Oh, Marinette! Jak to się mogło stać... Dlaczego ten ktoś to zrobił? Musimy rozwiązać tą tajemnicę razem z Marinette. To chyba nie była kolejna ofiara akumy. To musiał być spisek. Na uśmiercenie Biedronki.

Mistrz Fu zakończył uzdrawianie. Po chwili spostrzegłam, że Marinette się poruszyła. Wpatrywałam się w jej zamknięte powieki z zapartym tchem. Budzi się! Nie mogłam w to uwierzyć.

Marinette

Nie wiedziałam, co się stało ani gdzie się znajduję. Oślepiło mnie jasne światło. Gdy moje oczy przyzwyczaiły się, zaczęłam mrugać, aż w końcu złapałam "ostrość". Nie miałam kompletnego pojęcia, jak znalazłam się u Mistrza Fu. Ostatnie, co pamiętałam, to odgłos strzału i okropny ból w ramieniu. Później chyba ktoś coś do mnie mówił, ale nie mogłam sobie przypomnieć co. W ogóle, moja pamięć była jakaś nijaka, jeśli chodziło o wydarzenia dzisiejszego dnia. Spróbowałam się podnieść, bez skutku. Opadłam bezwładnie na poduszki. Nie miałam sił i wciąż bolała mnie ręka... Musiałam się dowiedzieć, co się wydarzyło przed moim zemdleniem. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Zobaczyłam Tikki. Chwila, czyli nie jestem...

-Gdzie jest Czarny Kot?! - to było moje pierwsze pytanie.

-Spokojnie, nie wie kim jesteś - przeniosłam wzrok na uśmiechniętą twarz Mistrza Fu.

Odetchnęłam z ulgą.

-Co się ze mną stało? I kto to był? -powiedziałam i uważnie przyjrzałam się mojemu ramieniu.

Nie było na nim ani ślady krwi! Jak to możliwe?

- I dlaczego moje ramię jest zdrowe? Może to był tylko sen? - zaczęłam zastanawiać się na głos.

-Niestety, to nie był sen, Marinette - wyjaśniła Tikki - Mistrz uzdrowił twoje ramię, ale nie możesz go nadwyrężać i... może boleć.

-Zauważyłam - mruknęłam - Proszę, niech ktoś opowie mi, co się właściwie stało...

-Zostałaś postrzelona pistoletem. Nie wiemy przez kogo ani dlaczego. Możemy mieć jedynie przypuszczenia - podfrunęło do mnie małe, zielone stworzonko z żółtymi oczami.

Było podobne do Tikki.

-J-jesteś kwami? - wydukałam.

-Tak - uśmiechnęło się do mnie przyjaźnie.

-Czyim?! - spytałam i przeniosłam wzrok na Mistrza Fu...

-Jestem opiekunem wszystkich miracul - wyjaśnił, nim zdążyłam zadać pytanie.

-Wszystkimi poza Nuru i Białej Kotki. Po za tym nie ma też miraculum Pawia - dodało kwami Mistrza.

-Kim jest Nuru? I miraculum Pawia? - spytałam, marszcząc czoło.

- Nuru jest kwami Władcy Ciem... A miraculum Pawia... nie mogę powiedzieć ci na razie, kto je posiada, ale jest w dobrych rękach- usłyszałam w odpowiedzi.

Nagle pewna myśl pojawiła się w mojej głowie.

-Hmm... Nie ma Nuru i miraculum Kotki... Czyżby ona...?

-Kto? - spytał Mistrz Fu.

-Wiem, kto jest posiadaczem miraculum Białej Kotki.

Biała Kotka

Ujrzałam Czarnego Kota wychodzącego ze "świątyni" Mistrza Fu. Nie zwracał na mnie uwagi. Był pogrążony w swoich myślach. Postanowiłam mu uświadomić moją obecność. Gdy podszedł do mnie, chwyciłam go za rękę.

-Spokojnie, wyzdrowieje. Jesteśmy przy niej - powiedziałam najdelikatniejszym głosem, na jaki było mnie stać.

Połknął przynętę.

-Dziękuję, że nam pomagasz - powiedział.

Usłyszałam kroki. Odsunęłam się od Czarnego Kota i zobaczyłam, że ktoś wychodzi ze świątyni. To był Mistrz Fu! Nie mógł mnie zobaczyć! Szybko zmyśliłam Kotu jakąś wymówkę, usprawiedliwiającą mnie, że nie mogę dłużej zostać i natychmiast uciekłam. Po za tym, moja bransoletka zaczynała już pikać. Gdy znalazłam się już w bezpiecznym miejscu, obejrzałam się jeszcze za siebie. Dosłownie sekundę po tym przemieniłam się. Kait pojawiła się w moich rękach. Schowałam ją do plecaka.

Marinette

Wyszłam na ulicę, oczywiście przemieniona w Biedronkę. Dostrzegłam czarną sylwetkę. Podbiegłam do Czarnego Kota, chwytając go za ramię.

-Czarny Kocie, czy Biała Kotka jest tutaj?

Odwrócił się do mnie. Jego źrenice rozszerzyły się. W jego oczach dostrzegłam błysk radości.

-Biedronka! Żyjesz! Jesteś zdrowa! - krzyknął i przytulił mnie do siebie.

Lekko wzdrygnęłam się pod wpływem jego nagłego gestu, ale odwzajemniłam uścisk. Przyjemne ciepło rozeszło się po moim ciele. Nie mogliśmy jednak tak stać. Delikatnie go od siebie odsunęłam i powtórzyłam moje pytanie.

-Przyszedłem tutaj z tobą i z nią. Czekała na zewnątrz, ale już poszła... - powiedział i spojrzał w pustą przestrzeń.

Zmarczyłam czoło.

-Dlaczego odeszła? - zapytałam podejrzliwie.

-Powiedziała, że ma jakieś spotkanie i nie może się spóźnić - odpowiedział, wzdychając.

Najtandetniejsza wymówka, jaką w życiu słyszałam. Ale nie mogę zranić jego uczuć... wiem, że ona mu się podoba. Na samą myśl o tym posmutniałam, co on od razu zauważył.

-Coś nie tak? - spytał.

-Nie... wszystko jest w porządku - skłamałam - Muszę już iść...

Pożegnałam się z Mistrzem Fu, dziękując mu za pomoc i pomachałam Czarnemu Kotowi. Zarzuciłam moje jo-jo na najbliższy budynek.

Biała Kotka

Skontaktowałam się z moim wspólnikiem. Wszystko szło zgodnie z planem. Niedługo przyjdzie pora na kolejną część... Już jest tak blisko! Władco Ciem, będziesz ze mnie dumny. A ja wreszcie dostanę to, czego moi przodkowie pragnęli od wieków. Sławę...

Marinette

Dotarłam do domu, robiło się już ciemno, więc od razu położyłam się do łóżka. Za dużo wrażeń, jak na jeden dzień. Nie mogłam zasnąć, więc wstałam i zeszłam na dół. Był jeszcze wieczór i moi rodzice, przytuleni do siebie, oglądali telewizję. Usłyszałam głos reporterki.

-...ostatnio doszło do kilku ataków na przypadkowych Paryżan. Były to próby morderstwa. Na szczęście nie ma ofiar, lecz większość z nich jest poważnie ranna. Jednemu ze świadków udało się zrobić zdjęcie mężczyźnie. Oto i ono - na ekranie wyświetliło się zdjęcie mężczyzny o brązowych oczach, tego samego koloru włosach i delikatnym zaroście - Prosimy o zachowanie ostrożności, policja już zajmuje się poszukiwaniem tajemniczego mordercy.

W rogu ekranu wciąż widniało zdjęcie. Podeszłam bliżej, opierając się o kanapę, na której siedzieli rodzice. Nawet mnie nie zauważyli. Uważnie przyjrzałam się mężczyźnie. Jego twarz wydawała mi się dziwnie znajoma. Skądś go znałam, ale nie mogłam sobie przypomnieć skąd... Chwila... Te oczy kogoś mi przypominają... Nie, to niemożliwe... Federico?

*~*

Nie było tych 20 gwiazdek, ale było blisko, więc wstawiam rozdział ☺

Cierpiałam przez 2 dni na brak weny, próbowałam jednak zacząć pisać ten rozdział, tak więc niektóre fragmenty mi nie wyszły... za co przepraszam 😏 

Mam wrażenie, że trochę zawaliłam z tym rozdziałem... Mam nadzieję, że mi wybaczycie 😁

Postaram się, żeby następny był lepszy :* 

◘◘◘NEXT=20 GWIAZDEK i 10 KOMENTARZY◘◘◘


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top