/2/ Rozdział VIII
Mam cichą nadzieję, że ktoś jeszcze pamięta, co się działo w tym opowiadaniu. Polecam się jednak cofnąć o kilka rozdziałów wstecz, by znów złapać klimat. Miłego czytania ❣️
PS. Jeśli czytasz, zostaw gwiazdkę lub komentarz - to dla mnie znak, że mam dla kogo pisać!
Marinette
Z ociąganiem zaprosiłam Alyę do środka, nie bedąc pewna, czy Federico udało się dobrze ukryć na czas. Liczyłam tylko, że Alya nie zacznie mnie o coś podejrzewać. Dobrze mnie znała i wiedziała, jak się zachowuję, gdy staram się coś ukryć. A jeśliby już to wykryła, nie udałoby mi się uniknąć ognia pytań z jej strony. Wiadome było, że lepiej, aby o niektórych rzeczach nie miała pojęcia, bo to mogłoby za sobą pociągnąć konsekwencje zarówno dla mnie, jak i dla niej.
Dlatego, gdy po wpuszczeniu jej do pokoju, Alya zaczęła przyglądać mi się, wiedziałam, że nie wróży to niczego dobrego.
-Dobrze się czujesz, Marinette? -spytała, przerywając panującą w pomieszczeniu ciszę.
-Tak, tak, dlaczego pytasz? Dlaczego miałoby być coś nie tak? No coś ty, jak zwykle ci się wydaje -na pierwszy rzut oka widać było, że nie jestem zbyt dobrą aktorką, gdy chodzi o ukrywanie czegoś przed najlepszą przyjaciółką.
-Mogłaś od razu powiedzieć, jeśli nie miałaś czasu, by się dziś spotkać, nie chciałam ci w niczym... przeszkodzić -stwierdziła, unosząc brew.
-Um, masz coś konkretnego na myśli? -starałam się uniknąć jej badawczego wzroku. Nieudolnie.
-Zdałam sobie sprawę, że sama zaproponowałaś mi dzisiejsze spotkanie, tym bardziej nie rozumiem, o co chodzi -dodała.
Westchnęłam i przetarłam twarz dłonią. Naprawdę nie potrafiłam kłamać, a już przede wszystkim nie chciałam tego robić.
-O nic, Alya. Muszę ci powiedzieć, że jestem dzisiaj dosyć zmęczona, to wszystko. Wiele rzeczy nagle się stało i...
-O jakich rzeczach mówisz? -przerwała mi. Zmieszałam się.
-E-em, nie-e,chciałam powiedzieć,w mojej głowie dzieje się wiele rzeczy naraz, znasz mnie, czasami przytłaczają mnie moje własne myśli -zająknęłam się i zaśmiałam nerwowo. -Po prostu potrzebuję rozluźnienia.
-Da się załatwić -mrugnęła do mnie, a ja odetchnęłam z chwilową ulgą.
-Wiedziałam, że mogę na ciebie liczyć -uśmiechnęłam się słabo.
-Nie pozwalam ci myśleć inaczej! - oznajmiła.
Nagle usłyszałyśmy sygnał przychodzącej wiadomości. Spojrzałam na mulatkę pytająco.
-Poczekaj - poprosiła i wyjęła telefon z kieszeni.
Odwróciła się, by odpisać, a ja wykorzystałam to, by rozejrzeć się, czy Federico na pewno poszedł. Kiedy nie zobaczyłam nikogo za oknem, odetchnęłam z ulgą. Przynajmniej tyle.
-Okej, już - powiedziała Alya, chowając telefon z powrotem do kieszeni spodni. -A teraz powiedz, co się z tobą dzieje ostatnio?
Zmieszałam się nieco.
-Masz coś konkretnego na myśli? - spytałam ostrożnie.
-Nie udawaj, widzę, że jesteś czymś mocno zestresowana. Co się dzieje? - powtórzyła.
-Alya... Posłuchaj, powiem Ci wszystko, dobrze? Ale nie teraz. Ostatnio naprawdę wiele się wydarzyło i nie wiem, co myśleć. Myślę, że zrozumiesz, ja... - urwałam.
-Dobra, niech Ci będzie. Ale wszystko mi wyjaśnisz, jak tylko ci się trochę rozjaśni - powiedziała Alya, pukając się w głowę, a ja roześmiałam się na ten gest.
-Jasne - przytaknęłam. Teraz wiedziałam już, że na pewno nie uniknę tej rozmowy. Ale chociaż byłam na nią przygotowana.
Resztę dnia, czyli do wieczora, spędziłyśmy na pogaduszkach, głównie dotyczących Alyi, ja jednak wiedziałam, że wkrótce na mnie przyjdzie czas. Alya znów opowiadała mi o Biedronce i chwilowym braku złoczyńców w Paryżu. Jakby tylko wiedziała, że ten krótki spokój nie wróży nic dobrego... Tyle rzeczy działo się obecnie, o których nikt nie miał pojęcia, poza nami. Zastanawiałam się, czy Federico i Kylie stali za tą zmianą Czarnego Kota. Co się stało z prawdziwym? Nie wierzyłam bowiem, że Czarny Kot mógłby zostać zaakumonizowany. To nierealne. W takim razie gdzie się podział?
Miałam w głowie tyle pytań, na które nie potrafiłam znaleźć odpowiedzi. Liczyłam, że dowiem się czegoś na jutrzejszym spotkaniu z Federico. Mówił w zasadzie o współpracy.. Zdziwiło mnie to, że twierdził, że nie mieli Czarnego Kota pod kontrolą. Bo jeśli nie oni, to kto? To było mocno zakręcone. Miałam nadzieję, że to spotkanie to nie pułapka. Z jakiegoś powodu tak tego nie odczuwałam. Bez Czarnego Kota musiałam sama podejmować decyzje. I to było w tym wszystkim najtrudniejsze, byłam sama, przeciwko ich (chyba) trójce.
Kylie
- Wyjaśnij mi - zatrzymałam Czarnego Kota, ze złością patrząc na jego zadowolony z siebie wyraz twarzy.
Uniósł brew, co jeszcze bardziej mnie zirytowało.
- Jakiś problem? - spytał.
- Po czyjej jesteś stronie, co tu robisz, dlaczego nam pomogłeś, jeśli w ogóle taki był twój zamiar i dlaczego nas śledzisz - wyliczałam na palcach.
-I myślisz, że ci odpowiem? - roześmiał się pogardliwie, a ja zmrużyłam oczy.
- Tak, teraz zdecydowanie widać, jaki jesteś - syknęłam.
- Przyznaj, Kylie, po prostu jesteś zła, bo ten cały Federico cię zostawił samą ze mną - wymamrotał znudzony..
Zacisnęłam szczękę.
- To nie twoja sprawa - odrzekłam. - Zadałam ci kilka pytań, jeśli chcesz żebyśmy działali wspólnie przeciw Biedronce to musisz mi na nie odpowiedzieć - powiedziałam.
- Ja nic nie muszę - powiedział wolno. - To ty jesteś na moich warunkach, a nie ja na twoich.
- Słucham? - zamurowało mnie.
- Dobrze słyszysz. Jeśli chcesz cokolwiek wiedzieć to przyjdź jutro się ze mną spotkać. Ale niczego ci nie obiecuję - uśmiechnął się drwiąco.
Okropnie mnie tym zirytował po raz kolejny. Zdecydowanie bardziej wolę kłócić się w ten sposób z Federico niż z nim.
- Niech będzie - wycedziłam. - Ale po zmroku.
- Oczywiście - mruknął i po kilku skokach przy użyciu swego kicikija zniknął mi z oczu.
Tak, byłam pewna, nie chciałam tego spotkania. Ale czy miałam inny wybór? To była moja jedyna, znikoma szansa, by się czegokolwiek dowiedzieć. Czegokolwiek, co choć trochę rozjaśniłoby sprawę.
-
Kiedy zrobiło się ciemno, przemieniłam się w Białą Kotkę, by szybciej dostać się na miejsce. Poza tym, nie miałam ochoty rozmawiać z nim pod moją prawdziwą postacią. W ogóle nie miałam ochoty z nim rozmawiać, kogo tu oszukiwać. Dotarłam pod wieżę Eiffla i usiadłam na wolnej ławce. Było bardzo cicho o tej porze, nikogo również nie było, tym lepiej. Nie musiałam długo czekać, bo pojawił się na czas.
- Jesteś - uniósł brew, a ja nie wiedziałam, co go tak zdziwiło.
- Nie jestem tchórzem - odparłam pewnie. Nie mógł mi tego zarzucić.
- Nie posądzałem cię o to nigdy - powiedział.
A to ciekawe. Nie mogłam go rozszyfrować. Zachowywał się bardzo różnie w krótkich odstępach czasu, przez co trudno było przewidzieć, co zrobi w następnym momencie.
- Doprawdy? To nie trzyma się kupy. Nie wyśmiewałeś się ze mnie przypadkiem przez całe poprzednie popołudnie? - wywróciłam oczami.
- Ależ robiłem to. Ale nie było tam nic o twoim tchórzostwie - uśmiechnął się.
Co dziwne, tym razem bez cienia kpiny. A to jeszcze bardziej mnie zmyliło. Nie znałam jego zamiarów, ale nie zamierzałam się też tak łatwo poddać, o nie. I na dodatek znowu to robił. Mieszał. Zdecydowanie to była jedna z jego broni, mącenie ludziom w głowach. Moim zdaniem jedna ze skuteczniejszych, niestety.
- Do rzeczy. Odpowiesz mi teraz na któreś z moich pytań? - rzuciłam, siadając na ławce i starając się w pewnym sensie wyluzować.
Ku memu lekkiemu zdziwieniu zajął miejsce obok mnie.
- Jasne, że to zrobię. Ale, mam jeden warunek - uśmiechnął się zagadkowo.
Zmarszczyłam brwi, przygladajac mu się z uwagą. Zielone oczy błyszczały w świetle księżyca. Był też w nich cień... fascynacji? Nie podobało mi się to. Obawiałam się, czego chce. Trzymał mnie w niepewności, budując nieznośne napięcie. Chciałam, aby kontynuował, ale najwyraźniej nie miał takiego zamiaru. W takim wypadku sama musiałam to zrobić. Zapewne na to czekał.
- Ach, tak? - zmrużyłam oczy. - Jaki?
Uśmiechnął się jeszcze szerzej.
Marinette
Całe popołudnie następnego dnia spędziłam na oczekiwaniu i niepewności co do intencji Federica. Kiedy nadszedł wieczór, byłam cała zestresowana. Tikki spojrzała na mnie zmartwiona.
-Marinette, jesteś pewna, że chcesz tam iść? - zapytała.
Westchnęłam i zamknęłam oczy.
- Tak, Tikki. Poza tym, nie mam innego wyboru. Nie mogę też przed tym uciekać - powiedziałam pewnie, podejmując też swoją wewnętrzną decyzję.
Przemieniłam się i wyszłam na balkon. Niebo było zachmurzone i nie było widać żadnych gwiazd.
Odetchnęłam głęboko i zarzuciłam jojo na najbliższy budynek. W ten sposób dotarłam na miejsce spotkania. Wieża Eiffla była pięknie oświetlona, jak zawsze. Rozejrzałam się, ale nie było widać żadnych turystów. Jedynie jakaś para na ławce, która zdawała się nie zwracać na nic wokół uwagi.
Federica również nigdzie widać nie było, co mnie trochę zaniepokoiło. Nie ustaliliśmy w tym pośpiechu dokładnej godziny czy pory spotkania, Federico rzucił w zasadzie jedno hasło, zawierające informację, że umawiamy się dzisiaj pod wieżą, nic więcej.
Ja wywnioskowalam jednak, że nie mogło mu chodzić o inną porę niż teraz. W dzień kręci się tu pełno przechodniów, nie było mowy, abyśmy mogli spokojnie przeprowadzić wtedy dyskusję.
Nagle poczułam dłoń na swoim ramieniu i podskoczyłam. Jak komuś udało się zajść mnie od tyłu, że tego nie usłyszałam? Byłam tak skupiona na własnych myślach, że zachowałam się bardzo nieodpowiedzialnie, za co zganiłam się w duchu.
W końcu odwróciłam się i spojrzałam w oczy Federico. A jednak przyszedł.
-Właściwie to nie myślałem, że się tutaj pojawisz - powiedział.
-Dotrzymuję słowa - odparłam.
-Nie dałaś go - uniósł brew, a ja wzruszyłam ramionami.
-To bez znaczenia. Chcę wiedzieć, czego chcesz - rzekłam wprost.
-Nie podoba mi się ta cała sytuacja z Czarnym Kotem - stwierdził.
-To już słyszałam.
Nie skomentował tego tylko kontynuował:
-Kylie zdaje się mu wierzyć, a ja...
-A ty nie potrafisz i wszystko jasne - ucięłam.
Federico spojrzał na mnie zirytowany.
-Widzę, że nie chcesz jednak moich wyjaśnień.
Westchnęłam.
-Myślisz, że będę normalnie z tobą rozmawiać po tym, jak prawie mnie zabiłeś i nadal jesteś po tej stronie, która najwyraźniej tego pragnie? Zapomnij.
Federico patrzył na mnie w milczeniu, z obojętnością wypisaną na twarzy. Nie spodziewałam się tego. Na dodatek nie patrzył na mnie tylko gdzieś ponad mną. Zmarszczyłam brwi i odwróciłam głowę, idąc za jego wzrokiem. Patrzył na tą parę na ławce. Spojrzałam na niego pytająco.
-O co chodzi? - spytałam zniecierpliwiona.
Dopiero teraz zwrócił na mnie swoją uwagę.
-Widziałaś ich? Tą parę? - wskazał głową.
-Tak i co z tego? Są zbyt zajęci sobą, by nas obserwować, myślałam o tym, spokojnie - wyjaśniłam.
Odetchnął głęboko. Spojrzałam na niego zdezorientowana. Dziwnie się zachowywał, był taki jakby... nieobecny. Nie rozumiałam jego stanu. Czym był spowodowany?
-Nie przyjrzałaś im się bliżej? - powiedział cicho.
Ze zdziwienia uniosłam brwi. Przegapiłam coś? Niemożliwe.
-Nie... Rozpoznajesz kogoś? - spytałam zaniepokojona.
Nie odpowiedział, a może nie był w stanie. Postanowiłam sama w takim wypadku odpowiedzieć sobie na swoje pytanie. Zakradłam się od tyłu. Nie musiałam zresztą bardzo blisko podchodzić, bo wystarczyło, że zobaczyłam dwie pary uszu, kocich uszu, a to oznaczało, że... Zatkałam sobie usta dłonią. Nie.
-Sama widzisz - Federico pojawił się za mną i mówił szeptem.
Nie odpowiedziałam. Nie mogłam. Nie rozumiałam. Na ławce... To nie była żadna zakochana para. A może była. W każdym razie nie przypadkowa. Kylie i Czarny Kot. Całowali się na naszych oczach.
*~*
Przeżyję do jutra?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top