/2/ Rozdział VII

Zamiast się szykować na rozpoczęcie roku, ja piszę rozdział :D Cóż, myślę jednak, że to będzie dla was miły prezent na zakończenie wakacji;)

Kylie

Przez całą drogę zastanawiałam się, dokąd prowadzi nas Czarny Kot. Czy znalazł jakąś kryjówkę, czy nie chodzi o żadne konkretne miejsce? Osobiście wolałabym, żebyśmy się już rozdzielili i on sam poszedł w swoją stronę, a my wrócilibyśmy do domu. Chociaż... chwila, przecież to nie jest mój dom. Nie mogłam uwierzyć, że tak pomyślałam. Miałam na myśli dom Federica, który chwilowo posłużył mi również za ,,bazę", gdyż najlepiej było się trzymać razem, by w wolnym czasie obmyślać plany. W każdym razie, chciałam wrócić do już znanego mi miejsca, a nie iść w ciemno za kimś, kto niby miał być naszym sprzymierzeńcem, ale jakoś nie miałam ku temu stuprocentowej pewności. Nie ufałam mu. Dlatego też w pewnym momencie zwolniłam i zatrzymałam się, przytrzymując Federico, pozwalając, by zwiększyła się odległość między nami a Czarnym Kotem, który najwyraźniej tego nie zauważył, pochłonięty swoimi myślami. Zostaliśmy w tyle, ale Federico nie odezwał się ani słowem. W milczeniu czekał, aż puszczę jego ramię, nie patrząc na mnie. To było przegięcie. Nie wiedziałam, w co sobie pogrywał, ale mocno mnie to irytowało. Mnie się nie ignoruje.

-No, o co ci chodzi?! -wybuchnęłam. -Powiesz w końcu?

Umilkłam, widząc jego chłodne spojrzenie.

-Po co mnie zatrzymałaś? -spytał w końcu, denerwująco spokojnym głosem.

-Jeśli coś ci nie pasuje, to możesz iść, nie widziałam, żebyś się wyrywał -uniosłam brew, puszczając go i przyjmując obronną postawę.

-Jak masz mi coś do powiedzenia, to po prostu to powiedz -stwierdził obojętnie.

-Nie, chcę, byś to ty raczył mi wyjaśnić, co wyprawiasz -ściszyłam głos.

-A co ja takiego robię? -spytał, ale wiedziałam, że w duchu sobie ze mnie drwi, mimo że ani razu się nie uśmiechnął.

Postanowiłam postawić sprawę jasno.

-Ignorujesz mnie.

-Nie wiedziałem, że potrzebujesz mojej uwagi -prychnął. -Czarny Kot ci nie wystarcza? -dodał.

-Co? -spytałam bezmyślnie, ale zaraz się poprawiłam. -Co Czarny Kot ma do tego?

-Coś knuje -stwierdził wprost.

-Bo nam pomógł, to od razu coś kombinuje? -zakpiłam,mimo że sama żywiłam co do tego obawy.

-Jak uważasz, nie będę się kłócić -wzruszył ramionami.

-Nie będziesz się kłócić? Od kiedy? Z tego, co zdążyłam zauważyć, to ty wręcz uwielbasz się kłócić -syknęłam.

-Nie mam dzisiaj nastroju na dyskusje z tobą -odparł nadzwyczaj spokojnie.

-Bo żałujesz, że sam nie wpadłeś na taki pomysł? -powiedziałam nagle, prowokująco unosząc brew.

Zmarszczył czoło.

-Jaki pomysł? -zdziwił się, zakładając ręce na piersi.

-Nie udawaj, po prostu nie możesz znieść tego, że Czarny Kot ma lepszą strategię od ciebie i że nam pomógł znaleźć sposób na Biedronkę, podczas gdy ty nie potrafiłeś tego zrobić -stwierdziłam z satysfakcją. -Spróbuj zaprzeczyć.

-Jeszcze się przekonamy, czy to na pewno był taki dobry pomysł, jak ci się wydaje -odparł chłodno.

-Póki co, zrobił na mnie dobre wrażenie, więc nie zamierzam go odrzucać -rzekłam.

-W porządku. Na pewno będziecie świetnym duetem -warknął.

-Duetem? -spytałam zdezorientowana, patrząc, jak Federico odchodzi kilka kroków.

-Ailé, rozłóż skrzydła! -krzyknął nagle i po chwili miał na sobie kostium.

-Po co się przemieniłeś? Nie ma takiej potrzeby, przecież... -zaczęłam, ale wtedy błysnęło i Federico przemienił się w kruka i odleciał.

Zszokowana stałam jeszcze przez chwilę, wpatrując się w miejsce, w którym niedawno zniknął, ale otrząsnęłam się i odwróciłam, szukając wzrokiem Czarnego Kota. Jednak najwyraźniej już jakiś czas temu musiał zniknąć mi z oczu, bo przeskoczyłam przez kilka kolejnych dachów, ale nie znalazłam ani śladu. Świetnie. Zostałam sama. W dodatku kompletnie nie mogłam zrozumieć zachowania Federico. Liczyłam, że będę mogła z nim wszystko omówić, wszystko, co mnie niepokoiło w Czarnym Kocie, któremu za wszelką cenę nie chciałam ufać. A tymczasem pojawił się kolejny problem. Nie dość, że sytuacja wymknęła się spod kontroli, a Czarny Kot może coś kombinować, to Federico się ode mnie odwrócił. Nigdy nie widziałam go chyba w takim nastroju. O co mogło chodzić? Nie miałam pojęcia, ale jego zachowanie i mnie już zaczęło grać na nerwach. Najgorsze w tym wszystkim było to, że teraz musiałam działać na własną rękę. Co z góry wiedziałam, że wszystko tylko skomplikuje. Co więcej, nie wiedziałam, gdzie udał się Federico. Zniknął zbyt szybko, zdążyłam jedynie zobaczyć, w jakim kierunku odleciał. Właśnie. Nawet nie wiedziałam, czy szukać go pod postacią kruka, człowieka, czy innego zwierzęcia... Byłam w kropce.

Marinette

Zdecydowałam się pieszo wracać do domu. Chłodne powietrze działało na mnie kojąco. Chciałam na chwilę odciągnąć swoje myśli od Czarnego Kota. Dlatego postanowiłam skontaktować się z Alyą, z którą dawno się nie widziałam poza szkołą. Brakowało mi naszych spotkań, a ostatnio nie było na nie czasu, tak byłam zajęta Biedronką i wszystkimi problemami związanymi z tym. Przystanęłam, by napisać do Alyi.

Od:Marinette

Do:Alya

Hej, może spotkamy się dzisiaj, jeśli masz czas? :) Dawno się nie widziałyśmy ^^

Nie musiałam długo czekać na odpowiedź, najwyraźniej moja przyjaciółka była w danej chwili przy telefonie.

Od:Alya

Do:Marinette

Jasne, ja mam zawsze czas, jeśli chodzi o ciebie :* Możemy o 16?

Ucieszyłam się, czytając wiadomość i natychmiast wystukałam kolejne zdania w klawiaturę.

Od:Marinette

Do:Alya

Dobrze, więc spotkajmy się u mnie, ok? :D

Od:Alya

Do:Marinette

Ok, będę punktualnie ;)

Od:Marinette

Do:Alya

No ja myślę :D

Kiedy schowałam telefon, byłam już blisko domu. Byłam też pełna nowej energii, wiedziałam już, że brakowało mi takiego oderwania się od problemów. To było to, czego potrzebowałam od dłuższego czasu. Wolność.

Federico

Zniżyłem swój lot tak, by lepiej widzieć sylwetki ludzi przechodzących ulicą. Przysiadłem na lampie, gdy zauważyłem, że zza rogu wyszła Marinette, wpatrzona w telefon. Zatrzepotałem skrzydłami i wzbiłem się w powietrze. Zawisłem w górze, spoglądając w dół, by po chwili polecieć za dziewczyną. Leciałem tak do czasu, aż weszła do swego domu. Wówczas przysiadłem na najbliższym drzewie, gdzie, uprzednio rozglądając się, czy nie ma nikogo w pobliżu, przemieniłem się znów w nietoperza i wreszcie w człowieka. Ostrożnie zsunąłem się z drzewa po pniu i ruszyłem do drzwi, w których zniknęła Marinette. Nie zastanawiając się, nacisnąłem dzwonek i wtedy dotarło do mnie, że zrobiłem coś głupiego. Co miałem powiedzieć, jeśli otworzą mi jej rodzice? Jak się przedstawić? Nie zdążyłem jednak rozpatrzeć tego dokładniej, bo w tym momencie drzwi otworzyła Marinette. Zamurowało ją i cofnęła się, a jej oczy groźnie zabłysły. Uniosłem kąciki ust.

-Mogę wejść? -spytałem.

-Czego tu szukasz? -prychnęła, co nieco mnie zdziwiło. -Znów chcesz spróbować mnie zabić?

-Chyba jeślibym chciał, to już bym to zrobił, a nie stał tu w drzwiach -uniosłem brew, ale chyba ją przekonanałem.

Widziałem, że przez chwilę ze sobą walczyła. W końcu jednak, z jakiegoś nie do końca zrozumiałego dla mnie powodu, uchyliła szerzej drzwi, wpuszczając mnie do środka.

-Dzięki -mruknąłem i pogratulowałem sobie w duchu.

Marinette

Bez słowa zaprosiłam go do środka, zachowując jak największy dystans. Nie miałam pojęcia, jakie mogą być jego intencje, ale coś w duchu podpowiadało mi, że powinnam dać mu szansę. Upewniłam się, że rodzice znajdują się w swoich pokojach, po czym zaprowadziłam go do swojego pokoju. Co chwilę tylko oglądałam się za siebie, czy za moimi plecami nie celuje we mnie bronią, ale nic takiego nie nastąpiło. Nie darzyłam go sympatią, a co dopiero zaufaniem. Mimo więzi rodzinnych, był moim wrogiem. Zdziwiło mnie też, że nie przyprowadził ze sobą Kylie, cała sytuacja była podejrzana. Mimo to ciekawość zwyciężyła. Naprawdę interesowało mnie, w jakim celu tutaj zawitał. I skąd miał pojęcie, że to mój dom, skąd wiedział, że mnie spotka? Wiedziałam, że i tak mi nie odpowie na te pytania, więc nawet się nie odezwałam, tylko czekałam, aż sam rozpocznie wątpliwie przyjemną rozmowę.

-Czarny Kot jest teraz po naszej stronie -powiedział nagle, przerywając nurtującą ciszę.

-Zdaję sobie z tego sprawę -odparłam ponuro. -A jaki to ma związek z twoimi ,,odwiedzinami"?

Nie odpowiedział, jakby zastanawiał się, czy dobrze robi. Ciekawe.

-To przecież banalna sytuacja, nie uważasz? Mamy sporą przewagę, więc nie widzę sensu twojego stawiania się,oporu -wypalił.

Uniosłam brew.

-Co, proszę? -parsknęłam. -Chyba nie oczekujesz, że się poddam i do was dołączę?

-Nie -odrzekł, co lekko mnie zdziwiło. -Myślę, że to zbyt proste. Nie ma żadnej walki, przecież to oczywiste, że odbierzemy to miraculum, kiedy będziemy mieć na to ochotę.

-A mnie się wydaje, że przyszedłeś tu błagać o litość, bo wasze plany nie idą po waszej myśli -stwierdziłam, uśmiechając się złośliwie, co było do mnie niepodobne, jednak co do tego człowieka nie miałam zamiaru zachowywać się w porządku.

-Nie powiedziałem tego -zacisnął szczękę. -Po prostu nudzi mnie to, a Czarny Kot działa na nerwy.

-Czyżby wymsknął wam się spod kontroli? -spytałam, nie kryjąc uśmiechu.

-Jesteście na straconej pozycji, to działa na twoją niekorzyść -zmrużył oczy.

-Przestań wciskać mi kit, jeśli chcesz robić układy -oznajmiłam z satysfakcją.

Musiało go to zdziwić, ale tego po sobie nie pokazał. Spojrzał na mnie w zamyśleniu. Najwyraźniej nad czymś intensywnie myślał. Ostatecznie, po dłuższej chwili przyglądania mi się badawczo, odezwał się:

-W porządku, powiem wprost.

Mocno mnie to zaskoczyło, że się na to zgodził. Ale nic dziwnego, nie znałam go za dobrze.

-Nie podoba mi się udział Czarnego Kota w tym wszystkim -wyjawił.

-Ach, tak? Przecież ,,jest po waszej stronie"? -zadrwiłam.

-Prawdę mówiąc, myślę, że on jest po niczyjej stronie -westchnął w końcu, krzywiąc się. -Dlatego tu przyszedłem.

-Jakoś nie rozumiem -stwierdziłam, marszcząc czoło.

-Dobra, posłuchaj -zaczął poważnie. -Wydaje mi się, że on coś knuje i nie jest to dobre dla obu stron. A ja wolę walczył tylko z jedną, niż z dwoma z osobna.

-A więc o to chodzi -uśmiechnęłam się pod nosem. -Boisz się, że nie dacie sobie z nim rady?

-To również wasz problem -warknął.

Momentalnie spoważniałam.

-Skoro go zmieniliście, to możecie to odkręcić.

-To nie takie proste.

-Więc czego ode mnie oczekujesz? -spytałam lekko poddenerwowana.

-Chcę tylko, byś pomogła mi odciągnąć od niego Kylie, a później się zobaczy -skrzywił się.

-Kylie? Czyżby przeszkadzała ci jej relacja z Kotkiem? -próbowałam grać obojętną,ale mi samej mocno nie odpowiadała ta sytuacja.

-A tobie nie przeszkadza? -przejrzał mnie. -Właśnie.

Zapadła krótka cisza.

-Powiedz mi...-zaczęłam.-O co ci tak właściwie chodzi z Kylie?

Odwrócił wzrok.

-A dlaczego cię to interesuje? -odparł nagle chłodno, przez co poczułam się zdezorientowana.

Nagle do głowy wpadł mi pomysł. Nie wiedząc czemu,miałam ochotę lekko go wytrącić z równowagi. Żeby wiedział, że nie tylko on jest tutaj górą.

-Cóż -przerwałam, by zaczerpnąć oddechu. -Rodzina powinna sobie mówić takie rzeczy, czyż nie?

Gwałtownie podniósł głowę.

-Jaka rodzina?

-Przecież jestem twoją daleką kuzynką, Federico, nie pamiętasz? -uśmiechnęłam się. -Szkoda, że chciałeś się mnie tak szybko pozbyć.

Nie odezwał się, choć otworzył usta, jakby chciał coś powiedzieć. Wiedziałam, że musi teraz przetwarzać tą informację. Po części go rozumiałam. Jednak takiej reakcji w życiu bym się nie spodziewała. Byłam pewna, że to go zdezorientuje, a tak się nie stało. Moje działania przyniosły odwrotny efekt.

-Masz rację, Marinette -jego głos był zaskakująco opanowany i spokojny. -Rodzina powinna sobie pomagać. Więc jak?

Podszedł do mnie, uśmiechając się, ale nie byłam pewna, czy ten uśmiech był szczery. Nigdy nie uwierzę człowiekowi, który chciał mnie zranić. Wyciągnął do mnie rękę na znak zgody, jednak wtedy coś przykuło moją uwagę.

-Co to jest? -wskazałam na opaskę, którą miał na nadgarstku.

Tym pytaniem trafiłam, wiedziałam, że jest zaskoczony. W tym momencie jednak, zanim zdążył cokolwiek powiedzieć, rozległ się dzwonek do drzwi. Oboje zastygliśmy w bezruchu, jak sparaliżowani. Nagle dotarło do mnie, że to Alya musiała mnie odwiedzić. Kompletnie zapomniałam o tym spotkaniu. Bardzo żałowałam, że nie mogę doprowadzić tej rozmowy do końca. Musiałam jednak zbiec na dół otworzyć drzwi, ale wcześniej pozbyć się Federica z mojego pokoju.

-Wyjdź przez okno na balkon -powiedziałam szybko.

Kiwnął głową, rozumiejąc powagę sytuacji. Zanim jednak wyszedł, dodał jeszcze:

-Widzimy się jutro pod wieżą Eiffla.

Nie zastanawiając się długo nad odpowiedzią, przytaknęłam tylko i pobiegłam otworzyć drzwi.

*~*

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top