/2/ Rozdział VI

Jak dotąd to najdłuższy rozdział tutaj, który też wiele miesza, więc mam nadzieję, że wam się spodoba:)

Kylie

-Nigdzie się nie wybieramy -powiedziałam pewnie, prostując się i przybierając na twarz kpiący uśmieszek.

Co jak co, ale to my mieliśmy tu nad nim kontrolę. On był jedynie pod władzą akumy, naszej akumy i musiał wykonywać nasze polecenia. Nie mógł się sprzeciwić, a ja miałam zamiar dać mu do zrozumienia, kto tu rządzi. Był tu tylko i wyłącznie na naszych warunkach i zamiarach.

-Kylie - zwrócił się do mnie Federico, wyrywając mnie z chwilowego odrętwienia. -Może nie wdawajmy się z nim w pogawędki, kiedy jesteśmy wciąż przed budynkiem szkoły i w każdej chwili mogą nas tu dopaść?

Uniosłam brew i rozejrzałam się, ale na placu nikogo nie było, odgłos kroków także dawno ucichł, gdyż znacznie się oddaliliśmy i prawdopodobnie nieco odwróciliśmy uwagę szybkim tempem. Nie znaczyło to jednak, że nas tutaj prędzej czy później nie znajdą. Na pewno właśnie zajmowali się przeszukiwaniem budynku szkoły, by odnaleźć owych nieproszonych gości, którymi byliśmy. Tymczasem Czarny Kot nieco uśpił moją czujność i zapomniałam o tym wszystkim na moment. Chcąc nie chcąc przyznałam, ale tylko w duchu, rację Federico. W rzeczywistości przemilczałam to i postawiłam krok naprzód.

-No, na co czekasz? Sam mówiłeś, byśmy ruszyli się z miejsca? -odwróciłam się i posłałam mu pytające spojrzenie.

Federico pokiwał głową, ni to z rozbawienia, ni to w geście irytacji, ale stanął obok mnie.

-Zostawimy go? -ruchem głowy wskazał na Czarnego Kota.

Delikatnie wzruszyłam ramionami.

-To był twój pomysł, by sobie stąd pójść, wszystko mi jedno, czy on podąży za nami, czy nie. To nasza sprawa, nie mamy obowiązku mu o wszystkim mówić -stwierdziłam gładko.

Przytaknął cicho i wyprzedził mnie, by po chwili skręcić w ulicę. Dogoniłam go i chwyciłam za ramię, ciągnąc do tyłu.

-No co się szarpiesz? -spytał ze słyszalnym w głosie rozbawieniem.

Zirytowało mnie to. Co w tym było takiego zabawnego?

-Założę się, że chciałeś mnie zgubić -wychrypiałam i odkaszlnęłam. -Poza tym, a raczej na dodatek, Czarny kot za nami idzie.

Zmarszczył czoło.

-Jeszcze jego nam tu trzeba, nie ma nic do roboty? -westchnął i podniósł wzrok ku niebu.

-Na to wygląda -wzruszyłam ramionami. -Może dajmy mu jakieś zadanie, by się czymś zajął, nie wiem jak ty, ale ja wolę pracować w spokoju -skrzywiłam się.

-O, więc już ci nie przeszkadzam? -poruszył zabawnie brwiami.

-Ujdzie w tłumie. W każdym razie, wolę już ciebie od niego, ciebie przynajmniej znam. Zaliczyłeś wzrost samooceny? -na moich ustach wykwitło coś na kształt uśmiechu.

Nie odpowiedział tylko nagle przystanął w miejscu i zaczął nasłuchiwać. Zrobiłam to samo. Po chwili pociągnęłam go za rękaw, skręcając w pustą boczną ulicę i oboje przylgnęliśmy do ściany jakiegoś najbliżej stojącego budynku.

-Co ty dzisiaj masz z tym szarpaniem mnie? -poczułam ciepły oddech tuż przy swoim uchu.

Wypuściłam powietrze z ust i przekręciłam głowę tak, by patrzeć mu w oczy.

-Trochę dyscypliny ci nie zaszkodzi -uśmiechnęłam się drwiąco.

Nagle usłyszeliśmy odgłos zbliżających się kroków. Po chwili niedaleko nas padł cień, cień ten miał na głowie szpiczaste, kocie uszy. Wstrzymałam oddech, starając się być jak najbliżej ściany, nie spuszczając wzroku z cienia. Czarny Kot najwidoczniej przystanął w miejscu.

-Ej, chyba nas nie wyczuje, co nie? -szepnął Federico, a ja zganiłam go wzrokiem.

Jednak zignorowałam jego głupią uwagę i powróciłam do obserwacji. Czarny Kot poszedł dalej, a ja oddetchnęłam z ulgą i odsunęłam się od ściany, wciąż jednak zachowując się najciszej, jak potrafiłam. Nie wiedziałam, jak daleko jest. Położyłam palec na ustach, a Federico skinął głową na znak, że rozumie. W tym momencie zakradłam się i wyjrzałam zza rogu, skąd miałam widok na całą ulicę. Czarnego Kota nie było widać, a przynajmniej nie znajdował się w zasięgu mojego wzroku.

-Chyba sobie poszedł -stwierdziłam, wychylając się bardziej zza ściany, by po chwili wyjść z ukrycia.

-Musimy się tak skradać? Mogliśmy sobie darować, poza tym mieliśmy przecież... -zaczął Federico.

-Chciałam zobaczyć, czy będzie nas śledził -przerwałam mu. -Nie podoba mi się to.

-Przecież jest po naszej stronie... prawda? -w głosie Federica pojawiła się nutka wątpliwości.

-Zaleyż, jak to rozumieć -westchnęłam. -Jest pod władzą silnej akumy, ale szczerze mówiąc, chwilami zastanawiam się czy...

-Czy się spod niej nie wyrwie? -spytał Federico.

Pokręciłam przecząco głową.

-Czy nie będzie chciał się NAM sprzeciwić -powiedziałam.

-Nam? Masz na myśli, że chciałby zająć nasze miejsce u Władcy Ciem? Bez takich, przecież sam brałem udział w stworzeniu akumy, która nim zawładnie -zdziwił się.

-Sądzę, że przez ten incydent możemy mieć więcej wrogów w tej całej grze niż nam się wydaje. Nie tylko ze strony dobra.

-Stworzyliśmy większe zło? -spytał poważnie.

-Nie wiemy, co on może mieć w planach, mimo wszystko, nie sterujemy nim tak bezpośrednio -wyjaśniłam.

-Obyś się myliła -spojrzał na mnie z niepokojem.

-Ja się nigdy nie mylę.

Marinette

-Tikki, nie mogę uwierzyć, że znowu jesteśmy w punkcie wyjścia -ukryłam twarz w dłoniach.

Po nieowocnych poszukiwaniach księgi, która miała nas wreszcie przybliżyć do celu, nie miałyśmy dalszych planów. Byłam wręcz trochę podłamana tą całą sytuacją. Czy źle wyznaczyłyśmy miejsce poszukiwań? Czy może źle szukałyśmy? Nie, przecież to niemożliwe, przeszukałam dokładnie całą bibliotekę, no dobra, dział z tego typu księgami... Mocno wierzyłam, że znajdziemy ją tam, lecz okazało się, że nie ma tam kompletnie nic o tematyce miraculous. Przez moment myślałam, że może zabrał tą księgę przed nami, ale natychmiast odrzuciłam tę myśl. Kto niby miałby to zrobić? Kogo mogły interesować miracula na tyle, by wykradać księgę ze szkolnej biblioteki?

-Może po prostu źle szukałyśmy? -spytała Tikki, podnosząc na mnie zmartwione oczy.

-Jakoś mnie to nie przekonuje -westchnęłam. -Ja po prostu czułam, że ta księga musi tam być. Jakoś nie mogę się pogodzić z myślą, że źle ustaliłyśmy miejsce, w którym ona się znajdować.

-Jest jeszcze jedna rzecz -zaczęła nagle Tikki.

-Co takiego? -usiadłam wygodniej na łóżku.

-Kiedy byłyśmy w bibliotece, wyczułam dziwną energię. Nawet dwa dziwne źródła, tyle, że jedno jakby lekko przytłumione... -wyjaśniło kwami.

Gwałtownie podniosłam się z miejsca, zwalając na podłogę kilka zeszytów, z których miałam się uczyć na sprawdziany.

-O jakiej energii mówisz? Przecież to niemożliwe, żeby w naszej szkole były jakieś miracula, chyba że był tutaj Czarny Kot -stwierdziłam wreszcie.

Natomiast Tikki pokręciła tylko głową i westchnęła.

-Myślę, że to nie był Czarny Kot. Nie wyczułam Plagga, Marinette. To jakieś obce mi miracula -rzekła.

-Więc, o istnieniu jakich miracul jeszcze wiemy? -zastanowiłam się, po czym nagle doznałam olśnienia. -Miraculum Białej Kotki..., ale chwileczkę, przecież Kylie nie było dzisiaj w szkole. To nie mogła być ona...raczej. A może... może to ona zabrała księgę z biblioteki?

Otworzyła szerzej oczy i zatkałam sobie usta dłonią. Tego nie przewidziałam. Nie miałam przecież pojęcia, że komuś jeszcze może być potrzebny przedmiot, którego my poszukujemy.

-To bardzo możliwe -odezwała się Tikki, przerywając moje rozmyślania. -Ale w takim razie, do kogo należy drugie miraculum?

Uśmiechnęłam się blado.

-Nie mam pojęcia, ale myślę, że musimy znaleźć Kylie. Lub Białą Kotkę.

Kylie

Wreszcie znaleźliśmy bezpieczne miejsce, w którym mogliśmy się przemienić. Ja w Białą Kotkę, a Federico w Nietoperza. Jak zwykle nie mogłam się powstrzymać od roześmiania się, Federico wyglądał w swoim stroju dosyć komicznie.

-I co dalej? -spytałam, gdy wreszcie udało mi się opanować niekontrolowany wybuch śmiechu.

Uniósł brew.

-Ty mi to powiedz, przecież to ty cały czas dyktujesz, co mamy robić,więc... -zaczął i wywrócił oczami, ale nie dałam mu skończyć.

-Daj spokój, jak czułeś się niepotrzebny, to trzeba było powiedzieć -posłałam mu swój kpiący uśmieszek. -A teraz zajmijmy się opracowaniem dalszego planu. W końcu nie znaleźliśmy księgi.

-A nie mówiłem... -mruknął pod nosem Federico, po czym dodał głośno. -Ja bym nie rozmawiał na takie tematy w tym miejscu.

Przez chwilę nie mogłam zrozumieć, o co mu chodzi, ale otrząsnęłam się i uśmiechnęłam lekko.

-Na pewno dawno już zgubliśmy Czarnego Kota. Poza tym, dlaczego się tak teraz tym denerwujesz, co?

-Dobra, słuchaj, wcześniej to ty cały czas pilnowałaś, aby ktoś, a mówiąc ktoś mam na myśli przede wszystkim Czarnego Kota, nas nie zobaczył i za nami nie szedł, a teraz beztrosko masz ochotę sobie opracowywać plan na otwartej przestrzeni, najlepiej jeszcze mów przez magnetofon -westchnął na końcu mocno zirytowany.

Zdziwiła mnie nieco jego wypowiedź, ale tego nie skomentowałam, bo wiedziałam, że nie ma sensu tego dalej ciągnąć. Nagle oślepił mnie błysk transformacji,a Federico wrócił do normalnej postaci. Na usta cisnęło mi się pytanie, dlaczego to zrobił. Tymczasem jednak byłam zajęta czymś innym. Byłam już zmęczona tym wszystkim, dobijała mnie ta klęska z księgą i koniecznie chciałam to zamienić nowym, lepszym planem działania. Nie dane jednak było mi cokolwiek zacząć na ten temat, bo oto zza moich pleców dobiegł mnie głos i zrozumiałam, dlaczego Federico poważnie mi się przyglądał.

-Omawiacie plany beze mnie? -spytał Czarny Kot, a mnie zatkało.

Skąd wiedział, o czym rozmawialiśmy? Znajdowaliśmy się na ogromnym dachu budynku, nie mógł nas słyszeć, bo nie miałby gdzie się ukryć...

-Widzisz, mówiłem, że równie dobrze mogłabyś mówić przez magnetofon -usłyszałam z tyłu sarkastyczny głos Federica i natychmiast spiorunowałam go wzrokiem.

Jakoś nie było mi do śmiechu w tamtej chwili. Na jego własne szczęście, momentalnie spoważniał i podszedł bliżej, stając obok mnie, naprzeciw Czarnego Kota.

-Śledziłeś nas? -odezwał się Federico, uprzedzając mnie.

-Chciałem tylko z wami porozmawiać. Przecież działamy razem -uśmiechnął się Czarny Kot.

Przeleciało mi przez myśl, że nie mam ochoty na dzielenie z nim trio.

-Jasne -zdziwiła mnie odpowiedź Federica i posłałam mu pytające spojrzenie. -A może ty masz jakieś pomysły, skoro słyszałeś wszystko?

-W zasadzie to mam kilka informacji, które mogą was zainteresować -odparł Czarny Kot i spojrzał na mnie. -Widziałem Biedronkę i wydaje mi się, że chce się z wami spotkać.

-Skąd możesz to wiedzieć? -zdziwiłam się, jednocześnie zaniepokojona jego słowami. -Jest gdzieś w pobliżu?

-Właściwie to jestem tutaj -usłyszeliśmy i wszyscy zaskoczeni odwróciliśmy się w stronę Biedronki, przyglądającej nam się z uśmiechem satysfakcji.

Prychnęłam.

-Jaka niespodzianka -odezwałam się. -Przypuszczam, że jesteś tu z jakiegoś powodu, prawda?

-Zdecydowałam się, że -zawahała się, ale ciągnęła dalej. -...powinnyśmy porozmawiać, nie sądzisz?

-Nie mamy o czym -syknęłam.

Nagle poczułam, że ktoś obejmuje mnie w talii.

-A ja myślę, że rozmowa dobrze nam zrobi, prawda, Kylie? -szepnął do mnie Czarny Kot.

Zdziwiona spojrzałam w stronę Federica, ale on tylko zacisnął szczekę i nie odezwał się ani słowem. Byłam kompletnie zdezorientowana.

-W co ty grasz? -syknęłam w jego stronę, ale mi nie odpowiedział, bo swój wzrok utkwił w postaci przed nami.

-Bo widzisz, Biedronko, obecnie to my rządzimy Paryżem -uśmiechnął się drwiąco.

Marinette zmarszczyła czoło i spojrzała na nas nierozumiejącym wzrokiem.

-Nie jesteś prawdziwym Czarnym Kotem, nie musisz tego dłużej ukrywać -odezwała się, ale głos jej lekko zadrgał.

-Masz rację -odparł Czarny Kot, czym lekko mnie zdziwił. -Mnie interesują czarne bohaterki.

Poczułam się dziwnie, słysząc ton jego głosu i chciałam się odsunąć, ale wtedy zauważyłam, że przez twarz Biedronki przeszedł jakby grymas bólu, najwidoczniej pomimo swojej postawy, zależało jej na Czarnym Kocie, mimo że nie był on sobą. Interesująco. W tamtym momencie plan, bo tak musiałam nazwać to, co robił Czarny Kot, a istotnie, musiał wiedzieć, co robi, zdawał mi się być genialny. Najważniejsze było to, że działał, a widok słabej Biedronki zawsze przynosił mi dużo radości. Kochałam zwyciężać.

Zauważyłam, że Federico od dłuższej czasu się nie odzywa. Wpatrywał się w punkt przed sobą, marszcząc brwi. Lekko mnie to zdziwiło, ale tego nie skomentowałam. Nawet fakt, że w ogóle nie brał udziału w naszej ,,rozmowie".

-Chodź, Kylie -powiedział cicho Czarny Kot. -Nie będziemy marnować czasu, skoro Biedronka nie ma nam nic do powiedzenia.

Przytaknęłam cicho i zaczęłam iść, ale nagle zawróciłam. Podbiegłam do Federica i pociągnęłam go za ramię, już trzeci raz tego dnia.

-Dlaczego nie idziesz? -powiedziałam, ale nie spojrzał na mnie, co mocno mnie zaskoczyło. Westchnęłam i spytałam, nie wiedząc, co robić. -W porządku?

Nagle jakby wyrwany z rozmyślań spojrzał na mnie jeszcze nieobecnym wzrokiem.

-Tak. W porządku -odparł i ruszył w kierunku czekającego na nas, a właściwie to na mnie, Czarnego Kota, nie oglądając się za siebie.

Dogoniłam go, ale nie zwrócił na mnie uwagi. Chyba nigdy nie czułam się tak zagubiona jak teraz. Nie miałam pojęcia, co w niego wstąpiło, a miałam wrażenie, że straciłam ważnego wspólnika, bo czułam, że nie mogę ufać Czarnemu Kotu, mimo, że nam pomógł. Nie tak łatwo jest przecież zdobyć czyjeś zaufanie, a ja coś o tym wiedziałam. Teraz jednak nie mogłam dojść, co mogło się wydarzyć, więc pozostało mi w ciszy iść między nimi. Panowała dziwna, irytująca cisza. Nawet nie wiedziałam, dokąd nas prowadzi Czarny Kot. Dopiero, kiedy znaleźliśmy się na drugim dachu, obejrzałam się za siebie, bo wcześniej kompletnie zapomniałam o Biedronce. Jednak, tak jak się spodziewałam, już dawno nie było jej w tamtym miejscu. Zostaliśmy na dachu sami z napiętą atmosferą. 

*~*

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top