/2/ Rozdział V
Halo, halo, jest tu kto? :D
Kylie
Syknęłam, gdy drzwi lekko zaskrzypiały, nie chciałam zwracać na siebie zbytniej uwagi, choć samo moje skradanie się, gdyby się ktoś temu lepiej przyjrzał, mogło wzbudzić podejrzenia. Przytrzymałam przy sobie torebkę, w której spoczywał Federico zamieniony w biedronkę. Tak, w biedronkę, ostatecznie udało mi się go przekonać do tego pomysłu. Zależało mi głównie na tym, by stał się jakimś niewielkim owadem latającym, który nie będzie się rzucał w oczy, którego nikt nawet nie zauważy. Stwierdziłam, że biedronka będzie najlepsza do tego zadania, właściwie postanowiłam nieco sobie zażartować, bo do wyboru miałam też muchę lub komara, ale biedronka mnie skusiła, by właśnie w nią zamienić Federica.
W szkolnej bibliotece nie przebywało zbyt wiele osób, zwłaszcza godzinę przed lekcjami, dlatego też miałam wrażenie,że nasze działania będą uproszczone. Wspaniale. Weszłam między regały.
-Jesteś gotów? - szepnęłam w stronę torebki, a włosy zasłoniły mi twarz.
Nie czekałam na odpowiedź, bo będąc biedronką nie mógł przecież się ze mną komunikować. Otworzyłam cicho torebkę, a drobnych rozmiarów owad pofrunął w górę i przysiadł na najwyższym regale. Po chwili poderwał się i znalazł się na mojej dłoni. Przyklęknęłam i wypuściłam biedronkę, by zeszła z mojej ręki na podłogę i odsunęłam się kilka kroków. Rozejrzałam się, czy nikogo nie ma w pobliżu i kiwnęłam głową w stronę insekta. Biedronka najpierw jakby rozbłysła, a po chwili zaczęła rosnąć, nabierając ludzkich kształtów. Nie minęło kilka sekund, a miałam przed sobą Federica. Zauważyłam na jego dłoniach dziwne czerwone plamy, które wyglądały jak wysypka.
-Co to jest? -zdziwiłam się, wskazując na nie.
-Nie domyślasz się? Skutki uboczne, jak po każdej przemianie -skrzywił się i podrapał zaczerwienioną skórę.
Roześmiałam się.
-Zgaduję, że mają imitować kropki biedronki? -zatkałam usta dłonią.
Spojrzał na mnie naburmuszony.
-Przestań chichotać i się uspokój, pamiętaj, że w każdej chwili ktoś może mnie zobaczyć, mieliśmy się trzymać planu -oświadczył.
Momentalnie spoważniałam i założyłam ręce na piersi.
-No to na co czekasz? Zmieniaj się szybko w psa. Tylko małego, najlepiej takiego, który się zmieści do torebki.
-W chihuahua? Nie ma problemu -mrugnął i przyklęknął na podłodze, opierając się na rękach, które miały się za chwilę zmienić w łapy.
Przygotowałam torebkę, by szybko mógł w niej zniknąć. Kiedy zaczął się kurczyć do psich rozmiarów, otworzyłam ją. Pies natychmiast ukrył się w środku. Teraz była moja kolej. Musiałam znaleźć księgę, której szukaliśmy. A następnie konkretną stronę, która sprawi, że otworzą nam się oczy na coś, czego wcześniej nie dostrzegaliśmy. I być może poznamy tajemnicę Miraculum Pawia. Zaczęłam po kolei przeszukiwać kolejne działy, w których znajdowały się książki o superbohaterach. Jednak nic nie trafiało w moje ręce i zaczynałam się denerwować, gdyż do lekcji został kwadrans, a w bibliotece przybyło nieco uczniów, którzy odrabiali tutaj swoje prace domowe na ostatnie chwile. W pewnym momencie ciężko westchnęłam, gdyż znów dotarłam do końca regału. Zaczęłam mieć wątpliwości, czy owa księga na pewno znajduje się w takim miejscu. Może coś pomyliłam i źle odczytałam znaki? Przecież kłódka mogła oznaczać teoretycznie wszystko, może po prostu tajemnicę, może wcale nie kod do księgi, może...
Usłyszałam, że ktoś zmierza w moją stronę. Natychmiast odsunęłam się jak najdalej od przeszukiwanych regałów i położyłam dłoń na torebce. Nagle kroki ucichły, jakby ktoś się zatrzymał. Korzystając okazji, udałam się w drugą stronę i ukryłam, zaglądając po drugiej stronie przez szpary między książkami. Zobaczyłam na początku jedynie czyjś ubiór, ale wspięłam się na palce dosięgając do wyższej półki i stamtąd mogłam dostrzec twarz. Zamurowało mnie i natychmiast schyliłam się, gdy odwróciła głowę w moją stronę. Obawiałam się, że może zauważyć parę oczu między książkami. Marinette tu była i szukała czegoś. Mogła mnie zobaczyć. Nie wiedziałam, co mam robić, jednocześnie chciałam zostać i poszukać księgi, ale w nie miałam w tamtym momencie takiej możliwości, więc pozostawało mi jedynie jak najszybsze ulotnienie się stamtąd tak, by mnie nie zauważyła. Jeszcze z torebką, w której ukryty jest pies! Kiedy ta zatrzymała się i odwróciła, ja przyspieszyłam kroku i wyszłam z działu, kierując się ku drzwiom. Nie odwracałam się i miałam nadzieję, że ona w tym momencie nie podniosła głowy i mnie nie rozpoznała.
Kiedy znalazłam się za drzwiami odetchnęłam i szybko wybrałam schowek na miotły i inne środki do czyszczenia jako najlepsze miejsce do chwilowego ukrycia się, było jakieś pięć minut do lekcji. Zamknęłam drzwi i wyciągnęłam na szczęście wręcz miniaturowych rozmiarów psa z torebki. Było ciasno, ale położyłam go obok swoich stóp i sama przylgnęłam do ściany tak, by strąć żadnego wiadra z wodą lub czegoś innego. Odwróciłam głowę w inną stronę i zacisnęłam powieki na jasne światło, które w porównaniu do ciemności, jaka panowała w niewielkim pomieszczeniu było wręcz jaskrawe. Usłyszałam urywany oddech, więc otworzyłam oczy i stanęłam twarzą w twarz z Federico. Teraz trzeba było wymyślić, co dalej.
-Nie idę na lekcje, zmywajmy się stąd -stwierdziłam po chwili ciszy.
-Dlaczego? -zdziwił się Federico. -Nie masz księgi?
No tak, zapomniałam, że był cały czas ukryty w torbie będąc psem i niczego nie widział.
-Nie, przeszukałam chyba wszystko, lecz wtedy usłyszałam kroki i pojawiła się Marinette -powiedziałam szybko ściszonym głosem.
-Marinette? Czego tutaj szukała, widziała cię? -spojrzał na mnie zaskoczony i zaniepokojony.
-Nie mam pojęcia, ale myślę, że tego co my i nie wiem też, czy mnie widziała, czy nie -westchnęłam. -Tak czy inaczej, chcę stąd iść i liczę, że niczego tutaj faktycznie nie ma.
-A Marinette? Jeśli widziała cię, a teraz nie pójdziesz na lekcje... -zaczął, ale mu przerwałam.
-Nie obchodzi mnie to, mamy gorszy problem, nie mamy księgi, a ona teraz może wpaść w ich ręce, jeśli Marinette przyszła do biblioteki w tych samych intencjach, co my, a mam takie przeczucie -zmarszczyłam czoło.
-Musisz wiedzieć, czy cię widziała, czy nie -odparł spokojnie.
-Nie mogłam tego zobaczyć, to znaczy, wyszłam, gdy się odwróciła, ale nie mogę wiedzieć, czy podniosła wtedy głowę, czy nie -wyjaśniłam.
-No w porządku, ale co teraz? -kontynuował Federico.
-Ty mi to powiedz -westchnęłam poddenerwowana. -Chyba musimy wracać, nie możemy iść do biblioteki podczas zajęć, a poza tym prawdopodobnie nic tam nie znajdziemy.
-Jak chcesz teraz wyjść ze szkoły niezauważona? -było ciemno, ale mogłam być pewna, że w tym momencie uniósł brew.
-Nie wiem -powiedziałam szczerze. -Ale coś wymyślę, na pewno.
-Tyle, że masz na to bardzo mało czasu, bo nie wiemy, kiedy ktoś odwiedzi tą skrytkę -skrzywił się.
-Nie masz chyba klaustrofobii? -spytałam ironicznie.
-Nie, ale wystarcza mi, że muszę tu siedzieć z tobą -uśmiechnął się prowokująco.
-Nieważne -odpuściłam, nie tracąc czasu na odpowiadanie mu.
Musiałam wymyślić, jak się stąd wydostać niezauważoną. On się tym nie musiał przejmować, bo mógł się zmienić znów w owada i po prostu wylecieć przez okno. A ja musiałam sobie radzić sama.
-Ewentualnie możemy tutaj przeczekać do końca lekcji, jeśli wcześniej nikt nas nie przyłapie -odezwał się nagle Federico i roześmiał się cicho.
-Nie ma mowy, bo odwzajemniam twoje uczucia -odparłam.
-Jakie uczucia? -spytał zdezorientowany.
-Też nie mam ochoty tu z tobą dłużej siedzieć niż to konieczne -uśmiechnęłam się.
-Wiesz, zawsze możesz spróbować przemknąć niezauważona, ale...
-Oczywiście, że nie będę ryzykować -ucięłam. -Planuję coś innego.
-Ach, więc masz już plan? -udał zdziwienie.
-Tak sądzę... Widzisz, jest tutaj kilka strojów -wskazałam na leżące w kącie ubrania. -Myślę, że mogą się przydać jako przebranie.
-Będziesz udawać ekipę sprzątającą? Ten trik jest już obeznany -zakpił.
-Czasami takie działają najlepiej -uśmiechnęłam się chytrze. -Poza tym, nie będę w tym sama.
-Co? -jęknął.
-Będzie dwóch sprzątających -wyszczerzyłam się. -Ja wezmę ze sobą miotłę, a tobie zostawiam mop i wiadro z wodą.
-Muszę to jeszcze targać? Chyba powinienem przypomnieć, że to nie ty tutaj rządzisz.
Wywróciłam oczami na jego uwagę.
-Działamy razem, okej? Zapamiętaj sobie te słowa, bo raczej nie będziesz miał okazji je słyszeć za szybko -rzekłam i kucnęłam, by wziąć ubrania do rąk. -Wejdziesz w to?
-Jasne -odparł i włożył na siebie czapkę i płaszcz. -Trochę dziwnie to wygląda.
Wzruszyłam ramionami.
-Mam tylko nadzieję, że wiarygodnie -stwierdziłam i sama założyłam na siebie za duży płaszcz, by ukryć swoje ciuchy. Znalazłam jeszcze okulary, więc je także zabrałam. -Jestem gotowa.
-Ja również, ale jesteś pewna, że chcesz się tak pokazać? Tutaj nie jest zbyt jasno to sobie możesz w tym paradować, ale na korytarzu...
-Daj spokój, przecież nikt nie wie, że to ja, bo mnie nie rozpozna, mam wrażenie, że to raczej ty masz z ty problem -mruknęłam zirytowana.
-Dobra już dobra -westchnął i położył dłoń na klamce. -Chodź.
Na początku zasłoniłam oczy, gdy znów ujrzałam światło dzienne. Niepewnie wyszłam na korytarz, rozglądając się na boki, ale w najbliższej okolicy nikogo nie zauważyłam. Dałam znak Federico i ruszyliśmy prawie środkiem korytarza, oglądając się co kilka sekund za siebie. Byłam lekko zdenerwowana, ale wierzyłam, że uda nam się przemknąć niezauważonym. Wierzyłam, ale tak się nie stało, bo już za zakrętem czekała na nas przykra niespodzianka, bo natknęliśmy się na samego dyrektora. Stanęłam w miejscu, ciągnąc Federico za rękaw, a ten poprawił czapkę, zsuwając ją sobie na oczy. Czekałam, nie mogąc ruszyć się z miejsca i czując szybkie bicie serca w mojej klatce piersiowej. Nie przewidziałam tego, że akurat tak trafimy. Właściwie to nie mieliśmy szans. Tym bardziej, że w tym momencie spaliliśmy sami siebie, gdyś nie zachowywaliśmy się jak ekipa sprzątająca. Mogliśmy być ostrożniejsi, a tak zostaliśmy przyłapani biegnący korytarzem. To nie było normalne i wiedziałam, że to nie ujdzie nam na sucho. Dlatego nie ruszyłam się z miejsca, nawet nie próbowałam nic zrobić. Po prostu mnie zamurowało i nie myślałam logicznie, okropne uczucie. Spojrzałam ukradkiem na Federica i zobaczyłam, że spotkanie dyrektora wywarło na nim podobne wrażenie. Jego reakcja była niemal identyczna jak moja, również nawet nie drgnął i zacisnął usta w wąską linię. Może i niepotrzebnie go w to wciągnęłam...
Dyrektor przyjrzał nam się uważnie, mierząc nas od stóp do głów.
-Kim jesteście? Nie zatrudniałem was -stwierdził, patrząc na nas podejrzliwie.
W tym momencie nie zastanawiając się dłużej, szepnęłam do Federica.
-Biegniemy, zanim mnie rozpozna.
I puściliśmy się biegiem, robiąc trochę hałasu, a dyrektor zaczął coś za nami krzyczeć i prawdopodobnie wzywał innych nauczycieli. W pewnym momencie wpadłam w poślizg, ale poczułam, że Federico chwyta mnie za ramię i ciągnie do przodu, dzięki czemu nie upadłam i biegłam dalej. Na szczęście ta szkoła nie była duża i przebiegliśmy zaledwie dwie kondygnację schodów i znaleźliśmy się blisko drzwi do wyjścia. Kiedy ujrzałam szkolny dziedziniec, wymsknęło mi się westchnięcie ulgi. Byliśmy uratowani. Mogłam wreszcie odetchnąć głęboko, zaczerpnąć świeżego powietrza. W końcu wydostałam się z budynku i miałam nową energię. Byłam gotowa, by już iść znaleźć ustronne miejsce i przemienić się w Białą Kotkę. Już miałam ruszać, jednak wtedy zdarzyło się coś jeszcze. Tego również nie przewidziałam.
-Hej, gdzie uciekacie? -Czarny Kot opierał się latarnię, patrząc na nas z zaciekawieniem.
Cofnęliśmy się niepewnie, ale wtedy sobie przypomniałam i szepnęłam do Federica:
-Spokojnie, przecież jest po naszej stronie, zapomniałeś? -uśmiechnęłam się i zadowolona spojrzałam w stronę Czarnego Kota.
*~*
Nie spodziewaliście się, co? ;)
Jednak żyję ;* W końcu mamy wakacje, a w tym roku nowy sezon Miraculum ^^
Dzisiaj rozdział w całości z perspektywy Kylie, mam nadzieję, że wam się podobał i że się nie zniechęciliście tą przerwą <3
>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>NEXT=40 GWIAZDEK i 20 KOMENTARZY<<<<<<<<<<<<<<<<< Nie mogłam się powstrzymać:)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top