/2/ Rozdział IX
Co prawda pod poprzednim rozdziałem była trochę słaba aktywność, ale liczę, że tym razem bardziej się postaracie ❤️
Jeśli czytasz, zostaw gwiazdkę lub komentarz - to dla mnie znak, że mam dla kogo pisać!
-
Marinette
W moim organizmie po raz kolejny wszystko drżało. Czułam, jak skręca mnie w żołądku i szybkie kołotanie serca. Zupełnie jak wtedy, gdy Kylie całowała Adriena. Znów ona. Zrobiła to, po raz kolejny odebrała mi osobę, na której mi najbardziej zależało. Dlaczego musiała to robić? Czarny Kot nawet pod tym wpływem nie mógłby mnie zostawić, nie chciałam w to wierzyć, że jej uległ. A może go zmusiła? Może wykorzystała to, że nie jest sobą, by mi dopiec? To bez znaczenia, żadne wytłumaczenie nie sprawiało, że czułam się lepiej. Chciałam się obudzić z tego koszmaru. W tak krótkich odstępach czasu trafiłam na najgorsze widoki w moim życiu.
Nie wypuściłam najmniejszego westchnienia. Wszystko, co się we mnie działo, nie mogłam pozwolić, by te uczucia wydostały się na zewnątrz. Jako superbohaterka musiałam być silna i umieć sobie poradzić z każdą przeszkodą. Jeśli coś by mnie złamało, to byłby koniec.
Nie patrzyłam na Federico, bo mój wzrok był utkwiony w Czarnego Kota. Wbrew pozorom, wszystko trwało bardzo krótko. Ale dla mnie było to jak wieczność. Kiedy w mojej głowie powstało tyle teorii, tyle uczuć się pojawiło, to wszystko nie były nawet minuty. Po tym jak zbliżyłam się do ławki, mogłam obserwować coś, co rozegrało się na moich oczach.
Kylie, a właściwie Biała Kotka, oderwała się pierwsza od Czarnego Kota, na którego policzku po chwili widniał czerwony ślad. Wstała gwałtownie i co dziwne, w jej oczach widoczna była złość, a także rozczarowanie. Dopiero wtedy nas zauważyła. Nie odezwałam się ani słowem, kiedy przez jej twarz przemknęło czyste zaskoczenie i niezrozumienie. Niespodzianka.
Kylie nie przejmowała się jednak obecnie naszą obecnością tylko zwróciła się w stronę Czarnego Kota, uprzednio odchodząc kilka kroków w tył.
Odezwała się, komplikując sytuację.
- Nigdy. Więcej. Się do mnie nie zbliżaj. - wycedziła chłodno.
Zmarszczyłam brwi, ale tego nie skomentowałam, jeszcze nie. Byłam w środku rozdarta, a teraz pojawiło się zdziwienie, bo nie rozumiałam zaistniałej sceny. Dlatego pozostałam w roli obserwatora.
- Powiedziałem, że mam warunek - Czarny Kot również podniósł się z ławki z kpiącym uśmieszkiem.
- Nie uprzedziłeś mnie, nigdy bym się na to nie zgodziła - powiedziała Kylie, wrogo mrużąc oczy.
- Co innego u ciebie zauważyłem - wymamrotał znudzony Czarny Kot, a ja zacisnęłam ręce w pięści, bo nie znałam go takiego, a teraz mnie irytował, gdyż cała sytuacja zaczynała iść w nieznanym kierunku.
- Jak możesz... - zaczęła Biała Kotka, ale jej wypowiedź została przerwana przez Federico.
- Nie, to ty sobie daruj - powiedział.
Spojrzała na niego zaskoczona.
- O co ci chodzi? - zamrugała oczami.
- Teraz jeszcze będziesz wmawiać wszystkim, że nic nie zrobiłaś? Odpuść i tak nikt ci nie wierzy - odparł najchłodniejszym tonem, jaki do tej pory miałam okazję usłyszeć.
Kylie wyglądała, jakby ktoś ją uderzył, co było dosyć paradoksalne, bo sama to zrobiła. Ale rzeczywiście, na jej twarzy malowało się tak głębokie zdziwienie słowami Federica, że sama zaczęłam się zastanawiać, o co w tym wszystkim chodzi. Przez chwilę na jej twarzy pojawił się nawet przebłysk bólu. Ciekawe.
- Ty mi nie wierzysz? - zapytała w końcu Kylie, która dopiero wyrwała się z szoku.
- Dzisiaj przestałem - odparł i najzwyczajniej w świecie odwrócił się i odszedł.
Kylie kiedy się ocknęła to natychmiast chciała go dogonić, co w stroju Białej Kotki nie byłoby zbyt wielkim wyzwaniem, ale to ja ją zatrzymałam.
- Zaczekaj - powiedziałam, a ta spojrzała na mnie pytająco.
Dziwne, że się do mnie nie odezwała, była przecież fantastyczna okazja, by mi dogryźć czy cokolwiek. Czarny Kot wciąż stał obok i nam się przyglądał. Kylie zgromiła go wzrokiem i podeszła do mnie.
- O co chodzi? - rzekła, a ja uniosłam brew.
- Dlaczego rozmawiasz ze mną... Normalnie? - to było moje pierwsze pytanie.
- Po prostu powiedz, co chcesz powiedzieć i tak nic mnie już dziś nie zła... nie zdziwi, więc dawaj - zacisnęła usta w wąską linie.
Znów w oczach pojawił się ten ból. Bardzo podobny do tego, co czułam, gdy zobaczyłam ich. To była największą zagadka.
- Chcę wiedzieć, co to miało być - wyjaśniłam, siląc się na uprzejmość.
- Przecież już wiesz, każdy już sam wysunął sobie wnioski, kto by słuchał tego, co ja mam do powiedzenia - rzuciła, uśmiechając się kwaśno.
- Mimo to chce usłyszeć, co masz do powiedzenia - odparłam.
Kylie przyjrzała mi się, po czym powiedziala:
- Co prawda, więcej tego ode mnie nie usłyszysz, ale doceniam to, Biedronko. Również jesteś naprawdę godnym przeciwnikiem.
Myślałam, że się przesłyszałam, ale Kylie naprawdę tam stała, znów ze swoją słynną maską obojętności i naprawdę te słowa wyszły z jej ust.
- Ty także - dodałam w końcu. - Więc jak było?
- Tak jak już mówiłam, wierz lub nie, to i tak niewiele zmieni, ale nie pocałowałam Czarnego Kota. Nawet się na to nie zgodziłam. Wystarczy?
Skinęłam głową.
- Dziękuję.
Uniosła brew. Chciała coś powiedzieć, ale przerwał jej Czarny Kot:
- Pewnie twierdzi, że musisz czuć się zaszczycona, bo przecież sama Biedronka ci dziękuje - prychnął.
- Słucham? - odezwałam się, patrząc na niego z niedowierzaniem.
Czarny Kot spojrzał mi w oczy, na chwilę odchodząc od Kylie.
- Zawsze musisz wszystko wiedzieć i mieć nad wszystkim kontrolę - powiedział spokojnie, a zielone tęczówki błysnęły w świetle księżyca.
- Nie znasz mnie, nie jesteś już dawnym Czarnym Kotem, ale prędzej czy później cię odzyskam - odparłam twardo.
Prychnął.
- Właśnie potwierdziłaś moje wcześniejsze słowa - posłał mi drwiący uśmieszek. - Nie oszukujmy się. Znam cię tak dobrze, by wiedzieć, co zrobisz w następnej kolejności.
- Nic nie wiesz. Czarny Kot wiedział, nie ty - krzyknęłam.
- Przecież JA jestem Czarnym Kotem, Biedronko - stwierdził i podszedł do mnie.
Pazurem uniósł mój podbródek, a ja zmrużyłam oczy. Zagryzł wargę.
- Niczego nie zmienisz. Chyba najwyższa pora się dostosować, nie uważasz?
Pokręciłam przecząco głową.
- Nie poddam się tak jak ci się wydaje. Ja zawsze walczę do końca - powiedziałam, a on uniósł kącik ust.
- Interesujące, nie powiem - rzekł i odsunął się ode mnie. - Do zobaczenia.
Zniknął w mgnieniu oka za najbliższym budynkiem. Odetchnęłam i dopiero teraz spostrzegłam, że Kylie już dawno tutaj nie było. W takim wypadku ja także musiałam wrócić do domu. To był zdecydowanie najdziwniejszy wieczór w moim życiu.
Kylie
Kiedy tylko zobaczyłam, że Biedronka i Czarny Kot przestali zwracać na mnie uwagę, czym prędzej się ulotniłam. Zamierzałam znaleźć Federico, bez względu na to, jak daleko mógł już być. Musiałam myśleć. Czy mógł wrócić do domu? Przypuszczałam, że nie. Postanowiłam sprawdzić najbardziej prawdopodobne miejsca. I wtedy dotarła do mnie jeszcze jedna rzecz. Jeśli przemienił się, a następnie przybrał postać jakiegoś zwierzęcia to nie było mowy, bym mogła go odnaleźć. Moje poszukiwania kompletnie nie miały sensu.
Westchnęłam ciężko i oparłam się o ścianę budynku. Znajdowałam się na rogu jakiejś wąskiej uliczki, samochody tu nie jeździły i nikt się nie kręcił. Nie wiedziałam, co robić. Przede wszystkim dlaczego Federico tak zareagował? Wydawało mi się, że już wcześniej był zły, a teraz to tylko pogorszyło sprawę. Już samo to, że nie dał mi nawet dojść do słowa było wystarczające. Nie sądziłam, że takie ma o mnie zdanie. To wyglądało, jakby obrócił się przeciwko mnie. Na dodatek byli tam wcześniej z Biedronką. Od kiedy się spotykali? Nic już z tego nie rozumiałam.
Spojrzałam w niebo i zamyśliłam się. Otrząsnęłam się dopiero, kiedy usłyszałam jakieś kroki. Spojrzałam w dół i zobaczyłam cień. Ale z ulicy było tylko jedno wyjście i nikt w tą stronę nie zmierzał. Ktoś był nade mną, na dachu. Cień wykonał skok, a ja natychmiast uniosłam głowę. Ktoś skakał z dachu na dach, to na pewno nie był człowiek. Sylwetka nie przypominała mi nikogo znajomego. Z pewnością nie była męska. Jednakże w tym słabym świetle dostrzegłam jeden szczegół. Postać nie miała związanych włosów w dwa kucyki, więc nie mogła być to Biedronka. A to oznaczało, że to był ktoś, kogo nie znam. I wtedy ta osoba się zatrzymała. Dostrzegłam, że była odwrócona tyłem. W świetle księżyca połyskiwały blond włosy splecione w warkocz. Nie przyjrzałam się jej lepiej, bo po tym zniknęła tak szybko, jak się pojawiła.
Spuściłam głowę, marszcząc brwi. Z pewnością widziałam coś ważnego. Potrzebowałam to przeanalizować,ale nie było mi to dane,bo ujrzałam kolejny cień w świetle ulicznej lampy. Tym razem ktoś tutaj szedł. Nie miałam pojęcia, kto. Cofnęłam się bardziej, aby się ukryć,bo nie wiedziałam, kto by o tej porze kręcił się w tej okolicy. Wreszcie postać wychyliła się zza rogu. Natychmiast zareagowałam.
Poczekałam, aż się zbliży, bo wciąż nie byłam widoczna. Kiedy oparł się o ścianę, tak jak ja wcześniej, chwyciłam go znienacka za ramię i odwróciłam w swoją stronę. Widziałam, że udało mi się go zaskoczyć.
- Kylie - zmarszczył brwi, a potem chyba sobie przypomniał i skrzywił się.
Chciał odejść, ale nadal trzymałam go za ramię. Spojrzał na mnie z obojętnością.
- Puść mnie, to nie ma sensu - wymamrotał.
Kiedy tego nie zrobiłam, sam wyszarpnął swoje ramię i chciał odejść. O nie, nie mogłam mu na to pozwolić.
- Federico, chcę porozmawiać - krzyknęłam. - Dlaczego to robisz? - dodałam ciszej.
- Nie chcę dłużej współpracować - odparł, podchodząc tak, by móc spojrzeć mi w oczy.
Zagryzłam wargę, odwracając wzrok.
- Nawet nie chciałeś mnie posłuchać. Nie rozumiem cię - powiedziałam, nadal na niego nie patrząc. - Ale wiesz, że Władca Ciem na nas liczy. Nie możesz tak po prostu teraz odpuścić, bo ci się znudziło.
- Właśnie. Władca Ciem liczy na nas, a nie na nas i Czarnego Kota - odezwał się.
Teraz przyjrzałam mu się uważnie.
- O to ci chodzi? O udział Czarnego Kota w tym wszystkim? Przecież mówiliśmy, że może nam się przydać - powiedziałam. - Ale nie zamierzam z nim współpracować i o wszystkim mówić. Nie ufam mu.
Milczał.
- Przecież od początku go obserwowaliśmy, bo nie wiedzieliśmy, po czyjej jest stronie. Dziwnie się zachowuje. Nie wiem, jaki ma w tym cel, by nas skłócić, ale najwidoczniej mu się to udaje. Dzięki tobie - dokończyłam.
- Masz rację - powiedział, a ja otworzyłam szerzej oczy.
- Słucham? - upewniłam się.
- Mówię, masz rację. To nie powinno tak działać. W momencie kiedy pojawia się nowy przeciwnik, bo nie wiemy czy nim w końcu nie jest, nie można sobie pozwalać na takie coś - wyjaśnił.
- Dlaczego więc to zrobiłeś? - zadałam mu pytanie.
- Ponieważ... To wyglądało, jakby miał cię pod kontrolą. Nie wiem, zresztą czego od ciebie chciał, o jakim warunku mówił, ale to wyglądało jakbyś się zgodziła na współpracę z nim - dał nacisk na ostatnie słowo.
- Chciałam poznać, co ma mi do zaproponowania, ale tylko po to, abyśmy my mogli się czegoś więcej o nim dowiedzieć - odparłam szczerze.
- Więc spróbujmy - rzekł.
Uniosłam brwi. W duchu liczyłam, że zmienił swój punkt widzenia.
- Co masz na myśli?
- Nie dajmy się sprowokować. Dowiedzmy się, jak działa - dodał.
Uśmiechnęłam się. W końcu zaczynał mówić do rzeczy. A mnie zależało, abyśmy działali wspólnie, a nie osobno.
- Czyli wracamy do akcji - spojrzałam mu w oczy, próbując z nich coś więcej wyczytać.
- Na to wygląda - odparł.
Cisza nie trwała długo,bo wtedy oboje usłyszeliśmy pisk opon. Zaskoczeni spojrzeliśmy na siebie. Wybiegliśmy z uliczki, ale pozostał tylko biały dym. Samochód zniknął.
- Ktoś tutaj jeździ? - zdziwiłam się, a mój głos drgnął.
- To raczej nie jest zbyt ruchliwa ulica - odparł zdenerwowany.
- To możliwe, aby ktoś nas słyszał? - powiedziałam w końcu to, co miałam cały czas na myśli.
- Nie mam bladego pojęcia.
*~*
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top