Rozdział Przeznaczenia

Ten moment kiedy uznajesz, że honor Gryfonki i Nieustraszonej to dotrzymać obietnicy i musisz pisać rozdział o 22 xD

Marinette

Na lotnisko dotarliśmy o godzinie 19.
Byłam totalnie wypompowana, nawet kroki stawiałam z niebywałym wysiłkiem. Na szczęście nie musiałam ciągnąć walizki, bo cały ciężar dzwigał Adrien. Oby kolejnym bohaterem był chłopak, bo boję się, że młody Agreste niedługo padnie pod wpływem ciężaru naszych bagaży. Co ja poradzę? Trzeba wziąć coś letniego, zimowego, jesiennego , wiosennego... kurtkę cienką i grubą, bluzki na ramiączka i na długi rękaw... dżinsy, leginsy,spodenki... buty w góry, nad morze, trampki i te pod prysznic... kosmetyki, lustro, telefon, ładowarka, jedzenie dla mnie i Tikki... i jak już się schowa te rzeczy to zostają jeszcze drobiazgi takie jak pamiętnik i tak jakoś... cała walizka jest pełna. No co ja poradzę?!
Sue była niezbyt znużona.. ile ta dziewczyna ma energii? Wyszła z samolotu i zamiast ledwo stąpać po ziemi to ona biegła i odracała się do nas co chwila krzycząc.

-No szybciej.. no szybciej!-

A my wymienialiśmy porozumiewawcze spojrzenia i próbowaliśmy ją jakoś dogonić. Jakoś.
Dotarliśmy do hotelu. To niesamowite miasto! Zupełnie inne niż Japonia..Ludzie są uśmiechnięci i co druga osoba pytała nas o samopoczucie.

-We Francji to bym w mordę dostał, albo krzywo by się na mnie patrzyli...-

Jęknął Adrien trochę zdezorientowany zachowaniem Amerykanów. Sue też obserwowała okolicę z zapartym tchem.
Mieliśmy dwa pokoje. Ja zamieszkalam z Japonką, a Chat po wielu próbach zgodził się przygarnąc Plagga.
Rozpakowałyśmy najważniejsze rzeczy i ... ruszyłysmy na miasto! Jesteśmy w jednym z najbardziej nowoczesnych miejsc w USA! Więc czu miałybysmy nie skorzystać i nie zrobic jakichś zakupów na koszt burmistrza Paryża? Z uśmiechem i dużo większą energią wyszłysmy razem pod ramię z pokoju i po drodzę zgarnęłyśmy Adriena, który właśnie korespondował przez telefon z Nino.

Joshua

Nie rozumiem. Po cholerę wysyła mnie do tej zapchlonej dziury? Co mi to da? Nic. Nie zdołam porozmawiać z Marinette. Mój telefon brzęczał od samego rana. Nie chcę jej odpowiadać. Lubię siać wokół mnie niepewność. Tajemniczość od dziecka otula moją osobę niczym miękki koc.

Oparłem się o brudną ścianę w jednej z ciemnych i "podejrzanych" ulic Los Angeles. Wyplułem niedopałek papierosa i dostałem nagłego ataku kaszlu. Trzech mężczyzn jeszcze niedawno grających w Pokera na ziemi podeszlo w moją stronę.

-Wszystko okey, młody? Zadzwonić po pogotowie?-

Czy tutaj wszyscy muszą byćbdo bólu mili?! Pokrecilem przecząco głową i podrapałem się po gardle, a oni odeszli. Wyszedłem z uliczki i natychmiast oślepił mnie blask jasnego słońca. Czego ja tu szukam?

Adrien

W drodze do Centrum Handlowego usłyszeliśmy huk.
Co znowu?
Spojrzelismy wszyscy na siebie i od razu wiedziałem co robić.

-Plagg, wysuwaj Pazury!-

-Idya, Transformacja!-

-Tikki, Kropkuj!-

I po chwili zamiast trójki przeciętnych nastolatków na środku chodnika stała... trójka NIE przeciętnych nastolatków. Zwinnymi skokami ruszyliśmy w stronę wybuchu. Bank.
Zwyczajny napad?
Pfff ... dla Fajnego nic trudnego!
Paw zeskoczyła na szklany dach i swoim zabójczym wachlarzem wycięła dziurę w szklanej kopule, po czym dostała się do środka. Ja i Biedronka po chwili powtorzylismy jej czynność, ale po znalezieniu się we wnętrzu budynku nigdzie nie mogliśmy jej dostrzec. Następnie usłyszeliśmy za sobą jej płytki i przeraźliwy krzyk.

Sue

Nie wiem kto mnie schwytał, ale tkwiłam w żelaznym uścisku silnej, żółto czarnej ręki. Oplutł mnie w pasie i pod gardłem, trzymając przy nim sztylet sai. Dobrze znałam tę broń. Jednym uderzeniem mógł rozwalić mi tchawice i krtań. Nie wiedziałam czy to ktoś dobry, czy zły. Stałam w jego pułapce.

-Jeśli zaraz nie oddacie wszystkich pieniędzy, to waszą wspólniczkę czeka... niemiły koniec...-
Wysyczał, a ja wytrzeszczyłam oczy.
Ladybug zasłonila dłonią usta, a Chat Noir podszedł bliżej.

-Wyluzuj. Jesteśmy po twojej stronie.-

Powiedział, a mój oprawca agresywnie pociągnął mnie za szyję do tyłu. Zachłysnęłam się powietrzem i dostałam ataku kaszlu.

-Jak chcecie mi to udowodnić?-

Zapytał drwiąco i uniósł moją brodę do góry, ukazując przy tym moją jasną szyję. Przejechał po niej delikatnie bronią, a ja przełknęłam ślinę i zaczęłam się trząsc.

-Też mamy Miracula! Chcemy ci pomóc! Twoja Kwami na pewno ostrzegała Cię przed naszym przybyciem!-

Jęknęła i wyciągnęła rękę, jakby chciała go wizualnie zatrzymać i chyba jej się to udało, bo puścił mnie, a ja prawie nieprzytomna upadłam na podłogę z trudem łapiąc oddech. Zwinęłam się i podkuliłam kolana. Bałam się. I to cholernie. Oczy chłopaka, który doprowadził mnie do takiego stanu były teraz jak pieciozłotowki. Popatrzył na mnie zdruzgotany i wziął mnie na ręce. Jego twarz zasłaniała czarna maska, a umięśnione ciało pokrywał strój w czarno żółte paski. Pszczoła.

-J-Ja przepraszam... Nie wiem co odpowiedzieć... nic ci nie jest?-

Zwrócił się do mnie, a ja pokiwałam delikatnie głową. Spojrzałam głęboko w jego brązowe... niemalże czarne oczy. On utkwił wzrok w moich, czekoladowych. Postawił moją drobną posture na nogi i teraz sięgałam mu ledwo do ramienia. Nasze spojrzenia nawet na chwilę nie uciekły od siebie.

I połączy się w jedno w chwili spotkania naszych spojrzeń...

W moich źrenicach tańczyły małe iskierki. Nie wiedziałam co się ze mna dzieję. Nawet przy Adrienie moje nogi nie były z waty, a teraz odrętwiały jak po porażeniu prądem. Gdy dotknął mojego ramienia po moim ciele przeszedł zimny dreszcz. Biedronka i Kot chichotali pod nosem i kątem oka zdarzyłam dostrzec tylko jak wyskakują przez okno.

-Na pewno wszystko dobrze?-

Zapytał zaniepokojony. Zrobiło mi się słabo. To był chory sen.

-T-tak... chyba tak...-
Odparłam wskazując na czerwoną rysę na gardle. Delikatnie musnął ją palcem, po czym objął mnie w pasie i wyskoczył na dach, przez dziurę w kopule.

Michael

Za cholerę nie wiem co mi odbiło i czemu mam ją teraz na rękach i czemu biegnę w moje ulubione miejsce i czemu tak się o nią martwię, ale wiem jedno. To jest ona. To ta dziewczyna. Księżniczka.
Zatrzymałem się i posadziłem ją na skraju murku, po czym wyjąłem z apteczki wiszacej na ścianie kocyk i okryłem jej ramiona.

-Wiesz... wczoraj...-

Zacząłem niepewnie i odwróciłem wzrok od jej pięknych oczu.
Uśmiechnęła się delikatnie.

-Myslałam o mojej bratniej duszy...-

Dodała szeptem i popatrzyła na mnie z uroczym wyrazem twarzy. Wmurowało mnie w ziemię, a moje ciało przez chwilę było bezwladne.

-Sądziłem kiedyś...-

-...Że miłość to słabość...-

Znów za mnie dokończyła.

-I myślałem o osobie, która...-

-Będzie tą jedyną....-

Czemu czuję na plecach ciarki?
Czemu mam wrażenie, że moje serce jest takie ciepłe?
A jej oczy takie cudne?
Co się stało z oschłym, odpornym na uczucia Michaelem?
Pierwszy raz ujrzałem tą dziewczynę, a mam wrażenie, że znam ją całe życie.
Gdzie się podziałem ja?
Cały czas tu jestem?
Kim ona jest i co zrobiła z moim umysłem?

-Czy ty...?-

-Chyba tak...-

Odparła z humorem i podała mi dłoń. Złapałem ją i usiadłem obok niej. Czuję się jak idiota. Wcale jej nie znam!

-Jak ci na imię?-

Zapytała i otuliła mnie przyjemnym i czułym spojrzeniem. Poczułem falę gorąca na moim ciele.

-Michael.-

Odparłem nieprzytomnie i musnąłem jej jasny policzek. Wydęła usta i jej spojrzenie stało się zamglone.

-Susane..-

Odpowiedziała i mocno mnie przytuliła. Oplotła ręce na moim karku, a ja w okolicy jej żeber.
Co się ze mną dzieje?!
Czemu mam motyle w brzuchu?!
Zamknąłem oczy.

-Wiem, że to trochę dziwne, ale ....-
Wyszeptala wprost do mojego ucha, a ja bez dalszego ciągu wiedziałem co chce mi powiedzieć.

-Czuję, że to przeznaczenie...-
Dokończyłem.

Dobranoc wariaty!

200 wyświetleń+35 gwiazdek+7 komentarzy=NOWY Rozdział!!
:-)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top