Rozdział prosto z nieba =)

***Marinette***
O świcie obudził mnie piskliwy i przenikliwy głosik rozchodzący się echem po sypialni. Usiadłam na łóżku, przetarłam oczy i rozciągnęłam mocno ramiona. Rozejrzałam się nieprzytomnie po pokoju i tym samym znalazłam mój dzisiejszy budzik. To Plagg i Tikki prowadzili zawziętą dyskusję na temat ich jakże zróżnicowanej diety. Jeśli on ją przekona, że ser jest lepszy od ciastek to chyba będę zmuszona kupić roczny zapas odświeżaczy powietrza. Nie zniosę zapachu Camemberta...
Po kilku sekundach zorientowałam się, że w sypialni nie ma gospodarza.
"Spoźniłam się?"
Nie... Zegarek wskazywał godzinę 8.09 co oznaczało, że mam dwie, okrągłe godziny do lotu. Walizki i prowiant były już zwarte i gotowe do podróży, ale jeden szczegół umknął mym fiołkowym oczom. Musimy się sklonować. To byłoby najłatwiejsze, ale jednak w tym zacofanym świecie jeszcze tego nie wynaleźli.
Za co? Ja się pytam ,za co?
Co by tu...
Mam!
Tak, to jest genialne!
Ja jestem genialna...!
...
Tak... Genialna dziewczyna która zabiła własnego rodziciela. Przepraszam, ale nie potrafię zaprzestać myśleć o tej stracie...
Ale muszę.
I wiem to.
Nie mogę być taka samolubna i myśleć tylko o sobie.
Inni potrzebują mnie. Potrzebują Biedronki.
Natchnęło mnie już w ciągu snu.
Potrzebuję:
Telefonu

I dalej będę sobie wmawiać, że smartfon jest mi zbędny.
Włączyłam opcję dyktafonu i rozpoczęłam nagrywanie.
-Witaj... eee... Marinette i Cza.. znaczy Adrienie. Ja i A...Czarny Kot czekamy na was w Tokio. Udało się nam dotrzeć szybc.. eee wcześniej... takze papa.. no i... do zobaczenia-

Taa... Próba numer jeden zaliczona! Teraz jeszcze tylko dziesięć powtórek i może uda mi się dobrze powiedzieć pierwsze zdanie. Jak to mówiła mi kiedyś Alya -"Nie improwizuj". Wzięłam do ręki notatnik i długopis leżący na szafce nocnej i przewróciłam pierwszą kartkę papieru.
"Poszedłem odzyskać przyjaciół. Kocham Cię i zobaczymy się na lotnisku. Mam nadzieję, że coś wymyślisz..."
Jasne, Adrien. Najlepiej brudną robotę zwalić na mnie, a co. Niech się cieszy, że jest taki uroczy, bo w przeciwnym wypadku nie robiłabym tego sama. Chwyciłam mocniej przyrząd do pisania i stworzyłam pierwotny projekt mojej wypowiedzi.
Czy to jest odpowiednio "Biedronkowe"?
Mniejsza z tym. Mam ograniczony zasób czasu , więc muszę jak najszybciej zabrać się do roboty.
Znów uruchomiłam nagrywanie.
-Witajcie Adrienie i Marinette.. J-Ja i Czarny Kot jesteśmy już na miejscu. Czekamy na was w hotelu "Se'Ka-Te Mrio". Do zobaczenia i miłego lotu.-

Chyba było zadowalająco. Teraz pozostało mi tylko udać, że Ladybug dzwoni do mnie prosto z Tokio i informuję, że lecimy sami. To ta trudniejsza część mojego planu.
Tylko co jak nie wypali? Muszę prędko obmyślić "Wyjście Awaryjne B"... na szczęście alfabet ma jeszcze sporo liter. Wszystko szło by łatwiej, gdyby nie dwójka kłócąca się o jedzenie. Westchnęłam głośno, by zwrócić im uwagę, ale byli zbyt zajęci rozmową. Wyrwałam stronę i położyłam ją obok siebie na łóżku. Z długopisem w ustach zwróciłam wzrok na elektroniczny zegarek. Odskoczyłam natychmiast i złapałam przeklęty przedmiot. Wpatrywałam się czujnie, aby sprawdzić czy nie robi on sobie ze mnie żartów, po czym odrzuciłam go na bok i walnęłam otwartą dłonią w czoło, a następnie przejechałam nią po całej twarzy. Wspomniałam już, że jest 9.20, a ja siedzę sobie najlepsze, do tego w brudnych ubraniach?
Nie?
To już wiecie, że mam nie całą godzinę do lotu, a jestem w totalnej rozsypce. Czym prędzej wzięłam jedyne pozostawione przez Adriena ubrania i poszłam do łazienki. Jedyne co mogłam zrobić to założyć je na siebie. Wszystkie kosmetyki leżały już w walizce, więc z umycia się nici. Po zakończeniu tej żmudnej czynności, wzięłam mój ukochany dżinsowy plecak i bagaż w ręce.
-Plagg, Tikki! Ruszcie się, bo nie mamy czasu!-
Jednak zanim zdążyłam opuścić progi pokoju, przypomniało mi się o kartce pozostawionej na łóżku. Muszę ją mieć. Także mam telefon i na niej nagraną wiadomość od "Biedronki". Jestem prawie gotowa.
-Plagg! Nie! Ser nie jest lepszy od ciastek! Możemy już iść?-
Krzyknęłam w jego stronę, a on prychnął. Moje Kwami wypięło mu język w ramach zaczepki, po czym schowało się w moim plecaku.
-Nie będę siedział w babskiej torebce!-
Burknął, a ja znów przejechałam dłonią po twarzy.
"Jak Adrien z nim wytrzymał?"
-Dobrze. W takim razie ja i Tikki same lecimy do Tokio, Los Angeles i Rzymu. Wiesz, że we Włoszech robią najlepszy Camembert...?-
Zapytałam z humorem. On uchylił powiekę jednego oka i z łaską schował się razem ze swoją koleżanką.
9.40.
Świetnie...
***Adrien***
Wyszedłem z domu Alyi dosyć wcześnie, bo nie chciałem się spóźnić na odprawę, ale jak się okazało... na prywatnych lotach nie ma czegoś takiego. W tamtym momencie żałowałem, że nie zabrałem ze sobą Plagga. Dotrzymałby mi towrzystwa, a tak? Muszę tu czekać w samotności, bo Marinette nie wyzbyła się jeszcze spóźnialstwa. Mam nadzieję, że niezdarnosc ją opuściła, bo nie chciałbym paradować w tych samych ubraniach przez całą misję. Dochodziła 10.00, a jej nadal nie było. Powoli zacząłem się denerwować. Nasz lot jest za 10 minut.
Cholera.
Cholera.
Cholera.
Mam telefon! Zadzwonię do niej.
Pierwszy sygnał....
Drugi sygnał....
Trzeci sygnał....
Sekretarka...
To świetnie. Co mi pozostało, jak wstrzymać pilota? Wyszedłem z kawiarenki i udałem się do kierowcy samolotu. Stuknąłem w szybę, a on uchylił drzwi.
-Moglibyśmy jeszcze chwilę poczekać? Nie ma Marinette, Biedronki ani Czarnego Kota!-
Poprosiłem, a moje zielone oczy rozbłysły z nadzieją. Mężczyzna poprawił czapkę i kiwnął głową z lekkim uśmiechem.
-Już jestem!-
Usłyszałem za sobą głos mojej ... przyjaciółki? Dziewczyny? Współlokatorki? Już sam nie wiem na jakim etapie stoimy. Odwróciłem się w jej stronę, po czym wymieniliśmy porozumiewawcze spojrzenia. Potknąłem i zacząłem gwiazdać pod nosem. W tym czasie walizki zostały załadowane na pokład i czekaliśmy na "kolejną dwójkę". Kilka minut wystarczyło, aby z komórki Marinette zaczęła grać melodyjka. Dziewczyna wyciągnęła telefon i przyłożyła słuchawkę do ucha.
-Co? Ach tak... oczywiscie... chwila, chwila, dam na głośnik.-
I dotknęła delikatnie ekranu. Ja wpatrywałem się w nią jak głupi. Nic nie rozumiałem, ani o niczym nie wiedziałem, ale dzięki temu wszystko wyglądało naturalniej. Nawet pilot uważnie przysluchiwał się konwersacji.
- Witajcie Adrienie i Marinette.. J-Ja i Czarny Kot jesteśmy już na miejscu. Czekamy na was w hotelu "Se'Ka-Te Mrio". Do zobaczenia i miłego lotu.-
Wtedy się zorientowałem co jest grane. Sprytne... bardzo sprytne...
-Chyba nie ma rady. Musimy lecieć sami.-
Westchnęła sztucznie i wzruszyła ramionami, a ja posłusznie powtórzyłem jej ruchy. Kierowca chrząknął i gestem dłoni rozkazał nam wejść do samolotu. Zatem obeszło się bez komplikacji. Weszliśmy na pokład, usiedliśmy obok siebie, tak, aby mieć widok na prawą stronę. Gdy pojazd rozpoczął przygotowania do startu, co tym samym oznaczało trzęsienie, burczenie i dygocenie pokładu, zbladłem, zesztywniałem i wszystko co związane ze stresem. Nigdy nie latałem. Mój ojciec nie wypuszczał mnie z domu, a co dopiero wycieczki za granicę!
-Boisz się?-
Zapytała z uśmiechem, a ja przełknąłem ślinę i szybko pokiwałem głową. Zachichotała i złapała mnie za rękę. Samolot oderwał się od ziemi. Budynki powoli stawały się domkami dla mrówek, a rzeźba terenu ułożyła się w harmonijne fale. Wszystko byłoby naprawdę piękne i fascynujące, gdyby nie to, że moje wargi krwawiły na skutek nerwowego zagrywania, a dłoń Marinette o mało nie została zgnieciona przez mój uścisk.
-Rozluźnij się, połóż się spać....-
Mówiła melancholijnym tonem. Ciekawe jak mam spać, skoro moje uszy dosłownie rozsadza ciśnienie? Już na wstępie wiem, że nienawidzę samolotów. Po godzinie lotu moje mięśnie nie miały już sił, aby tkwić w ciągłym napięciu, a moja buzia była przepełniona ciepłą krwią. Mówię wam, ohyda i nie polecam mojego sposobu radzenia sobie ze stresem. Nic przyjemnego. Byłem już tak bardzo znużony, że nawet zatkane uszy i fakt bólu jaki sprawiała mi popaprana warga nie przeszkodziły mi w zaczerpnięciu snu.
"Do zobaczenia w Tokio"

A dziś akurat miałam wenę i natchnienie. Zapraszam do Gwiazdkowania i Komentowania.

I teraz mam pytanie.
Czy moje opowiadania Mają, aż tyle błędów ortograficznych ile widzi u mnie ta osóbka?

Bo może faktycznie tak jest, a ja tego nie zauważam, ale też nie chcę bazować na wypowiedzi jednej osoby, gdyż mam dziwne wrażenie, że wyżej wspomniana mści się za to, że ujemnie skomentowałam jej opowiadanie :C
Tak, czy inaczej dobranoc i dziękuję za przeczytanie :*

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top