Rozdział Odkrycia

Kolejny dedyk leci do mojej Miraculusowej rodzinki z Facebooka <3333

**********

Marinette

**********

Mimo przemocznych,brudnych ubrań, kłótni z ojcem i ogólnego załamu psychicznego spało mi się doskonale. Nie dlatego, że łóżko było niezmiernie wygodne, czy dlatego, że byłam otulona ciepłymi i przytulnymi kocami, ale dlatego, że on był przy mnie. Czułam jego obecność, jego uczucie i zmęczenie. Troszczył się o mnie bardziej niż o samego siebie i tym mi zainponował. Widzę, że mu zależy i, że się stara, ale nie chce się narzucać. Poprostu jestem ciężarem. Dla każdego.

Dla ojca.

Dla Przyjaciół.

Dla siebie.

On nie musi tego znosić.

Obudziłam się o brzasku. Wstałam, przeciągnęłam się i rozejrzałam po pomieszczeniu. Moje oczy były wysuszone i zmęczone, a ubranie zesztywniałe. Widocznie zdąrzyło wyschnąć w ciągu nocy. Pokój Adriena był...Drogi. Inaczej nie dało się określić nowoczesnego designu (czyt.dizajnu) i różnorodnych gadżetów najnowszej generacji.

On to miał dobrze...

Miał wszystko czego chciał...

Po chwili spostrzegłam, że jednak czegoś nie ma.

Brak Jego.

Zniknął.

Jestem tu sama.

Co mam robić?

W obcym domu.

U obcych ludzi.

Jako obca osoba.

Zagryzłam wnętrze prawego policzka i aby uspokoić umysł zaczęłam bawić się rogiem kołdry. Miętoliłam materiał i wpatrywałam się nieprzytomnie na dziwną, jakby oddychającą czarną kulkę.

Po chwili do sypialni wkradł się właściciel. Powoli zamknął drzwi i położył obok mnie trzy wielkie torby. Posłałam mu zdezorientowane spojrzenie,a on uśmiechnął się delikentnie, ale szczerze.

Był wyczerpany.

Wycieńczony.

Zmęczony.

Na pierwszy rzut oka widać było, że nie spał ani minuty. Pod powiekami pojawiły się sine dołki, a karnacja przybrała szarej barwy. Nie chcę niszczyć mu życia. Nie chcę by cierpiał z mojej winy.

-Kupiłem ci ubrania i kosmetyki.. nie znam się na tym, więc wziąłem po trochu ze wszystkiego...-

Powiedział jakby ze...skruchą? Przecież nie miał powodu by się smucić. Był złotym człowiekiem, pomógł mi, przygarnął. Nie zostawił mnie samej, a teraz jeszcze daje mi rzeczy warte więcej niż mój dom. Chwila! Cofam to. Ja już nie mam domu. Więcej niż mój...były dom.

Siedziałam zamurowana. Mam to przyjąć? Przecież nie mogę... to za dużo

On za bardzo się dla mnie poświęca. Ja nie chcę , aby się tak ze mną męczył.

-J-ja nie mogę...tego wziąć..-

Wyszeptałam troskliwie i spuściłam głowę.

Westchnął i podszedł do okna.

Oparł czoło o rękę, która spoczęła na szybię.

Zamknął oczy, a po policzku popłynęła mu pojedyńcza łza.

-Twoje rzeczy są w twoim nowym pokoju. Zostajesz tutaj.-

Oznajmił jednym tonem.

Co?

Czułam się całkowicie skołowana i przytłoczona. Nie mogę tu zamieszkać... t-to.. no nie mogę! Poprostu nie! Nie chcę być dla niego ciężarem. Nie chcę jego litości. Nie chcę pomocy!

W tamtej chwili cieszyłam się, że siedziałam na łóżku, bo nadmiar informacji odebrałby mi grunt spod nóg. Byłam taka słaba...żyłam na jego łasce, a teraz on zaprasza mnie pod swój dach... robi dla mnie tak wiele... czemu nie potrafię tego przyjąć i docenić?

-Adrien...ja..-

Zaczęłam głosem winowajcy, a on natychmiast mi przerwał.

-Nie wrócisz tam. Zostaniesz ze mną. Mój tata już się zgodził. Wszystko jest gotowe-

Niesamowite. Będe w domu mojego ulubionego projektanta i idola, a do tego z Adrienem.

Nie umiałam podjąć ostatecznej decyzji, ale chyba on zrobił już to za mnie. Będe tu mieszkać. To moje nowe miejsce na ziemi. Może będe tu szczęśliwa...?

Ale co z Tatą? EEE znaczy z Tomem? 

Muszę mu chyba powiedzieć gdzie jestem, ma do tego prawo.

-Twój tata wie.-

Zapewnił.

-To już nie jest mój ojciec-

Odpowiedziałam, a on potaknął mi. Zostało więc tylko jedno pytanie.

-Adrien, a.... co to jest..?-

Zapytałam wskazując na czarną kulkę. On zbladł gwałtownie i otworzył usta.

Co się do cholery dzieje?

************

Adrien

***********

Niech to szlag.

I co mam teraz zrobić?

Skłamać?

A jeśli już wie?

Nie wybaczy mi tego.

Ten dzień był poprostu zbyt piękny...

Byłem roztrzęsiony, przerażony. Czułem jak wewnątrz mnie rozwija się ogromne tornado. Na moim karku spływały kropelki potu. Czoło stało się gorące, a zęby dygotały.

To koniec.

Poprostu koniec.

Odejdzie.

Jednak gorsze od tego byłoby kłamstwo. Musiałem jej to powiedzieć, ale jak?

'Hej, Marinette! Jestem Czarnym Kotem, a to jest Plagg dzięki któremu mam super moce i mogę się przemieniać, a jak tam pogoda?'

Brzmi absurdalnie i bezsensownie, prawda?

Ale może tak byłoby najłatwiej... No bo jak inaczej jej to wytłumaczyć...

Jest mądra i zrozumie czemu to ukrywałem.

-Mari...Ja naprawdę nie wiem co mam mówić. Podejrzewam, że się domyślasz i zrozumiem jeśli nie będziesz chciała mi więcej zaufać, ale... Nie chcę cię okłamywać... Ostrzegam cię, że może to być dla ciebie szok i, że możesz uznać mnie za wariata, ale..-

-No mów już! I tak ze mną gorzej nie będzie..-

-Marinette, bo, ja .. no.. ja .. ten tego... no ja jestem.. Cz-czarnym ..  Czarnym Kotem-

Wyjąkałem to z trudem łapiąc powietrze. Ulga zmieszała się z okropnym stresem.

Spodziewałem się po niej przerażenia, płaczu i żalu, ale ona wybuchła śmiechem.

Chwila,chwila.

Śmiechem?

Ja tu jej wyznaję tajemnicę mojego życia, a ona sobie ze mnie robi drwiny? To nie w jej stylu.

-Żartujesz sobie ze mnie, prawda?-

Zapytała między głośnym chichotem. Milczałem, a ona natychmiast spoważniała i uważnie zaczęła mi się przyglądać. Wyczułem narastający niepokój.

-Prawda...?-

Dokończyła. Opuściłem głowę, a ona wurzuciła ręce do góry, a następnie schowała twarz w dłoniach.

-Poprostu nie możliwe! T-to jakaś paranoja! Wiesz w ogóle co to znaczy?!-

Zawołała.

-Jesteś Czarnym Kotem! Nie wytrzymam! To jakiś żart!-

Złapała się za głowę, a ja przejechałem ręką po twarzy.

-Głośniej. Jeszcze pod Luwrem cię nie usłyszeli-

Zażartowałem, a ona zgromiła mnie wzrokiem.

-Ty  nic nie rozumiesz!! JA JESTEM BIEDRONKĄ! Teraz wiesz o co mi chodzi?!-

Krzyknęła rozpaczliwie i teraz to ja byłem ten skołowany.

Poprostu paranoja przez wielkie P.

Nic już nie rozumiałem, nic.

Ja to Chat  Noir, a ona Ladybug. Cały czas byłem zakochany w Marinette, a ona cały czas była zakochana w Czarnym Kocie. Życie jest niemożliwe. Podejrzewałem, że to ona, po tamtej akcji u niej, ale... Nie brałem tego na serio.

-Nie.-

-Tak...-

-Nie wierzę...-

-Ja też...-

-To sen... napewno..-

-Chciałabym..-

Nasza rozmowa zakończyła się długim milczeniem. Potrzebowaliśmy czasu, aby to wszystko przemyśleć i zaakceptować. To trudne. Bardzo trudne. Tyle lat zastanawiałem się kim jest miłość mojego życia, tyle szukałem, a teraz wystarczyła sekunda, abym dowiedział się prawdy. Działo się to zbyt szybko...zbyt szybko...

-Nie mogę w to uwierzyć...-

Wyszeptałem cicho. Siedzielismy na łożku, a ona oparła głowę o moje ramię.

-Skoro już cię znalazłam to... Muszę ci coś przekazać...-

Odpowiedziała zachrypniętym głosem. Spojrzałem na nią pytająco.

-Władca Ciem rośnie w siłę. Sami nie damy sobie rady... Jedyną opcją jest odnalezienie takich samych jak my.. Posiadaczy Miraculum...-

Wytłumaczyła, ale nadal mało z tego zrozumiałem.

-Opcją na co?-

-Na pokonanie go...-

-Gdzie szukać? Świat jest ogromny!-

-Paw jest w Tokio, Lis w Rzymie , a Pszczoła w Los Angeles...-

-Skąd ty to wszystko wiesz?-

-Nie mogę ci powiedzieć, ale musimy wyruszyć w tym miesiącu. Długo myślałam nad planem i....-

-I co? Masz zamiar zniknąć, Marinette?-

-Musimy powiedzieć na wizji jako Czarny Kot i Biedronka, że musimy wyjechać na misję i zabieramy ze sobą ''nas'', rozumiesz? Burmistrz da nam środki.-

-Jaka ty jesteś mądra...-

Westchnąłem patrząc jej głęboko w oczy. Zarumieniła się delikatnie, a zaraz po tym uszczypnęła mnie w nos.

Wtedy dotarło do nas , że jesteśmy zgubieni. Czas minął zdecydowanie za szybko i okazało się, że zostało nam 10 minut do zawodów. Cała nasza klasa jechała na mistrzostwa pływackie, aby kibicować Alix. Marinette z prędkością światła zabrała torby z ubraniami i poszła się wyszykować w łazience, a ja w tym czasie zebrałem nasze rzeczy i spakowałem nasze plecaki.

Zdąrzyłem poznać jej Kwami Tikki. Jest tak samo inteligentna jak jej właścicielka...

Zapytam się Biedronki czy nie chciałaby się ze mną zamienić

Hej! Napiszę poprostu hej xdd GWIAZDKI MILE WIDZIANE XDD

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top