"Krwią pochlapany"
Shawn
Biegłem i biegłem po tych spiralnych schodach, a końca nie było widać, aż w końcu, po wielu betonowych stopniach ujrzałem wymarzone drzwi. Nie myśląc wiele pchnąłem je i zaraz potem oślepiła mnie blada przestrzeń. Na płaskim dachu leżała warstwa śniegu sięgająca po kostki, niebo było zasłonięte szarymi chmurami, ale przebijały się przez nie rażące promyczki słońca. Niestety nie było mi dane długo oglądać zimową panoramę Paryża, bo po chwili przed oczami świsnęła mi kula ognia, a mój wzrok zwrócił się w prawo, gdzie akurat toczyła się zażarta bitwa. Władca Ciem okrążony przez tłum jego niewinnych marionetek, a na przeciw ich uzbrojeni bojownicy, a szczególniej--moi towarzysze.
Czym prędzej pobiegłem w kierunku, gdzie omijała mnie cała zabawa i przygotowałem się do wślizgu. Nad moimi rękami unosiła się para, a w niej wirowały śnieżynki. Sprytnie i bez żadnych problemów, nie licząc zdartej skóry na łokciu, przedostałem się przez mur i przy okazji zamroziłem nogi "samobójcy", czyli tego rudego chłopaka, który planował strzelić sobie w skroń.
Z uśmiechem wstałem, otrzepałem się z puchu i na swoje nieszczęście nawet nie uniosłem wzroku. Czemu na nieszczęście?
Zaraz po zrzuceniu śniegu z ramienia, otrzymałem pożądany cios w żebro, a zanim upadłem na tyłek, ujrzałem pełne satysfakcji oczy Władcy ciem.
-I po co te daremne próby? Żałosne, a tak naprawdę to nudne i irytujące... Jakbyś nie mógł odpuścić i przejść na moją stronę...
Mruknął, złapał mnie za brodę i siłą zmusił, abym spojrzał w jego ślepia szaleńcy. Broniłem się przed tym jak mogłem, aż e głowie zaświtał mi pewien sprytny pomysł.
Uniosłem kąciki ust do góry i szybkim ruchem chwyciłem jego przedramie. Momentalnie zaczął się na nim rozprzestrzenniać lód, aż w końcu przeobraził go w zimowy posąg.
Wstałem, otrzepując ręce z szelmowskim uśmiechem.
-Tak mroźno na dworze... postanowiłem wpasować cię w krajobraz
Patrzyłem jeszcze chwilę na swoją piękną rzeźbę (bo była Piękna, prawda?), póki nie zorientowałem się, że jestem otoczony przez całą armię, która składała się nie mniej niż z piętnastu osób. UZBROJONYCH.
Niestety, oni pierwsi zauważyli, że coś tu jednak jest nie tak.
-Shawn! Przypinka w kształcie motyla! Na Władcy Ciem!
Usłyszałem krzyk Marinette, więc póki miałem czas rzuciłem się na żywe popiersie i zacząłem energicznie wyrywać wskazaną broszkę, co dziwne ona wcale nie była zamrożona. Zanim te zombie zdołały jakkolwiek mi zagrozić, przerzuciłem przedmiot nad nimi i miałem nadzieję, że wpadł w ręce Marinette. Tak właściwie, wszystko jest w jej rękach.
Marinette
Przypinka wleciała mi prosto do rąk.
Właśnie przymierzałam się, aby ją zniszczyć, ale Adrien kategorycznie mi tego zabronił.
-Myślisz, że to tak działa?
Zapytał z grymasem na twarzy, a ja wzruszyłam ramionami i popatrzyłam na motyle Miraculum.
-W sumie... chyba nie...
Powiedziałam z powątpiewaniem i przekreciłam głowę na bok, podczas gdy opętani podwładni próbowali rozprawić się z Shawnem. Czas nas gonił, ach, ale ja tak nienawidzę ryzykować!
-Zacznijmy od pytania, czy masz jakiś inny pomysł?
Zwróciłam się w jego stronę i ruchem podbródka podkreśliłam wartość mijających sekund. Chłopak podrapal się po głowie i zaczął pogwizdywać pod nosem.
Wywróciłam oczami.
-No co? Ty tu jesteś od myślenia!
Odparł, unosząc ręce w geście obronnym.
Westchnęłam i sięgnęłam po Jo-jo na biodrze.
-Szczęśliwy Traf!
Krzyknęłam, wykonując przy tym potrzebną sekwencję ruchów. Po chwili z nieba spadł sztylet, ale nie byle jaki. Uchwyt wykonany był z diamentu, a na nim wygrawerowany napis "Solvite". Znałam łacine, więc bez problemu zrozumiałam znaczenie tego słowa i co mam z nim zrobić. Rzuciłam przypinkę na ziemię, a potem z wielkim impetem wbiłam nożyk w sam jej środek.
Zaczęły z niej wylatywać małe, białe motylki. Przed sobą usłyszałam krzyk.
-Twoja broń, Sue! Rzuć ją!
Wzrost Japonki nie był wystarczający, aby cokolwiek przerzucić przez tłum zaakumionych, którzy w tym momencie stanęli nieruchomo. Sonia przejęła to zadanie i podała Frost'owi pożądany "zabójczy wachlarz". Zaraz potem usłyszałam płytki przeraźliwy krzyk. Zwykły człowiek myslałby, że to tylko monotonne wypowiadanie ciągiem jednej litery, a w rzeczywistości to ostatnie słowa czyjegoś życia. Moja twarz zbladła, a ja nerowo przełknęłam ślinę, czekając na dalszy ciąg wydarzeń. Wszyscy stali jak wryci i z niepokojem patrzyli na tłum przeniesionych już, zdezorientowanych i przerażonych nastolatków, którzy raz po raz piszczeli i rozglądali się z niepokojem, cały czas zasłaniając Shawna i posąg Władcy Ciem.
Nino, Alya, Sue, Nathan i Sonia zaprowadzili wszystkie ofiary ciemnej mocy Akum, a ja i Adrien patrzyliśmy na wieżę Eiffla, widoczną ze szczytu dachu, kiedy nagle ktoś chwycił mnie za ramię. Wystraszona odwróciłam się gwałtownie.
-Shawn! Matko Boska.. c-co ?! Czy.. czy to.. krew?!
Jęknęłam patrząc na niegdyś białe rękawy kostiumu Frost'a ubrudzone szkarłatną cieczą. Jego oczy wydawały się puste, a cera jeszcze bardziej blada niż zazwyczaj.
-Ja chciałem być bohaterem... czystym...
Ciągnął bez nuty emocji w głosie.
Zapiekly mnie kąciki oczu. Chłopak dygocąc, uniósł dłonie i spojrzał na nie.
-...A krwią jestem pochlapany...
Jęknął złamanym głosem i dalej z obrzydzeniem wbijał wzrok w swoje ręce. Adrien wyrwał się agresywnie do przodu.
-Gdzie ty idziesz?!
Krzyknęłam, a on odwrócił głowę.
-Chcesz wiedzieć czyja to krew?!
Rzucił i poszedł dalej. Spojrzałam na załamanego Shawna, potem na Czarnego Kota, po czym wybiegłam śladami Chata. Niestety, dogoniłam go za późno. Zanim zdążyłam cokolwiek zrobić on nachylał się nad ciałem jakiegoś mężczyzny i płakał.
Krew wyciekająca spod beżowego garnituru idealnie kontrastowała się z białym śniegiem. Podeszłam bliżej, ale gdy rozpoznalam jego oblicze, wzdrygnęłam się i cofnelam o krok. Prócz podmuchu wiatru słyszałam tylko szloch Adriena i to, jak łapczywie i szybko łapał powietrze.
-A...Adrien...
Szepnęłam, również bliska łez. Uklęknęłam obok chłopaka i z całej siły go przytuliłam.
-Będzie dobrze...
Ton mojego głosu wędrował ku górze, a jego paznokcie wbiły się mocniej w moje plecy.
-Nie rozumiesz! TO BYŁ ON! OD POCZĄTKU... To on chciał cię skrzywdzić...
Jego łzy zalały materiał mojego kostiumu.
Zatkało mnie... martwił się o mnie bardziej, niż o martwego ojca...? Adrien...
Uśmiechnęłam się. Jestem szczęściarą.
Oderwałam go od mojego ramienia. Obojgu nam łzy nurtem spływały po czerwonych z zimna policzkach. Spojrzałam głęboko w jego szmaragdowe, wrażliwe oczy.
-Powinniśmy się dowiedzieć co tu zaszło...
Stwierdziłam, a on pokiwał kilka razy głową.
Po krótkim spacerze naprzeciw wiatru zobaczyliśmy skulonego Shawna, obserwującego główna atrakcje Paryża.
Usiedlismy po cichu obok niego.
-Powiesz nam co się stało...?
Spytałam niepewnie, a z jego ust wyleciała para. Wytarł krew w śnieg i ponownie oparł ręce o kolana.
-Powiedział, że nie mogę użyć wobec niego mojej mocy...że jestem bezbronny... wtedy poprosiłem Sue o broń, ale rzuciła ją za daleko i... i... i wtedy on krzyknął mi, że nic mu nie udowodnie, że go nie pokonam i wbił .... wbił to ostrze w plecy...
Uniósł do góry poplamiony wachlarz, atrybut Pawia. Adrien ledwo znosił jego słowa, za każdym razem wbijał paznokcie w udo i zaciskał zęby.
-Chcę zobaczyć co z Michaelem...
Dodał po chwili i już w ciszy udaliśmy się do budynku.
-Spokojnie! Jestem po waszej stronie...!
Ze schodów usłyszeliśmy krzyki Josha. Wymieniliśmy spojrzenia, po czym pędem zbiegliśmy po schodach, zupełnie zapominając, że zima+schody+predkosc+duzo ludzi=wywrotka
I tak też się stało. Wpadliśmy przez drzwi, zrobiliśmy koziołka i wylądowalismy trzy metry od wejścia i zastaliśmy Sue z pięścią centralnie przy twarzy Joshuy. Po ujrzeniu nas, natychmiast puściła kołnierz jego bluzki. Grupa pomogła nam wstać, po czym zamknęła nas w szczelnym uścisku, do którego po chwili zaprosiliśmy Josha.
-Teraz będzie już tylko lepiej...
Powiedziałam i zamknęłam z ulgą oczy.
Tak moi drodzy! Dobrnęliśmy do końca! Do samego końca! Dziękuję, że jesteście ze mną i że tyle tu wytrzymaliście i teraz zadam wam pytanie, które ciągnie się za mną od dawna...
#TeamAdrien
#TeamMichael
#TeamShawn
#TeamNathan
#TeamJoshua
#TeamMarinette
#TeamSuesane
Czy
#TeamSonia
?
Jestem ciekawa kto zdobył u was największe uznanie ^^ Oczekujcie EPILOGU!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top