Co masz zrobić? Wygrać.
Marinette
-I myślisz, że tak po prostu nam się to uda?
Zapytałam Alyi, gdy doszliśmy już do ciemnej uliczki. Dziewczyna dmuchnęła w kosmyk swoich gęstych włosów i położyła dłonie na biodrach.
-Właśnie... Nie wiemy z kim mamy do czynienia...
Dodał Nathan, drapiąc się filozoficznie po podbródku.
-No tak, ale...
Chciała odezwać się Alya, ale nie było jej to dane.
-Tak, czy inaczej damy sobie radę! Musimy!
Ducha walki tchnęła w nas przepełniona zapałem Sue.
Kiwnęliśmy głowami, a właścicielka Miraculum Ognia przejechała ręką po opalonej twarzy.
-Jesteście niemożliwi
Powiedziała, a my zamrugaliśmy oczyma, jak niewiniątka i popatrzyliśmy na siebie zdezorientowani. Dziewczyna wywróciła oczami.
-Nie ważne. Chodźmy... to tutaj
Otworzyła drzwi z tabliczką na której było napisane "Zapraszam"...
Skąd ja to znam?
Powolnymi krokami zmierzałam w stronę wejścia, kiedy nagle usłyszałam przeraźliwie, krótkie krzyki. Spojrzałam w przeciwnym kierunku i zobaczyłam Josha, przerażonego i obijającego się o ściany. Zatrzymał się przede mną oparty o kolana i oddychający ciężko.
Wpatrywaliśmy się w dyszącego chłopaka jak w obrazek.
-J-J-Josh? Co ty tu robisz...?
Zapytałam się nie wiedząc co bardziej mnie dziwi. To, że przed czymś uciekał, czy to, że jest w Paryżu.
Ukucnęłam przy nim. Po jego czole spływały kropelki potu, a oczy wytrzeszczone i zdruzgotane utkwiły wzrok w betonowym chodniku.
Spojrzałam na resztę, wyruszyli ramionami. Tylko Adrien swoją miną wykazywał niechęć i podejrzliwość.
-Ma..Mari..nette.. ja... musimy...
I w tym momencie upadł na ziemię łapczywie łapiąc świeże - Jeśli można tak nazwać dym i popiół zmieszany z tlenem- powietrze. Jego gardło unosiło się i zaciskało raz, po raz, a ogromne, wystraszone źrenice badały już tylko boczną ścianę.
-Josh! Jezu! Nathan, Mike, Shawn no pomóżcie mi!
Krzyknęłam błagalnie w ich stronę, po czym dłońmi chwyciłam policzki odpływającego chłopaka. Nachyliłam się, aby sprawdzić czy oddycha, czy jego serce bije. Nie mogłam stracić kolejnej bliskiej mi osoby. Po prostu nie.
- Ruszcie się!! NA CO CZEKACIE!? Adrien! Chłopaki! Pomóżcie!!!
Jęknęłam jeszcze raz patrząc w ich stronę i z trudem hamowałam łzy, które od jakiegoś czasu płynęły nurtem po mojej twarzy. Nathan nadal zdezorientowany podbiegł do nas, zaraz potem Shawn i razem dźwignęli ledwie przytomnego.
Weszliśmy do mieszkania. Wystrój wciąż ten sam, stare meble, uspokajające odcienie i ten niebiański zapach zielonej herbaty. Frost i Aquarius ułożyli Joshuę na brązowej, obitej kanapie.
-Gdzie my...?
Zapytał Adrien, gdy nagle z mojej torby wyleciały ze znanym piskiem wszystkie Kwami i rzuciły się w ramiona staruszka, który nie wyglądał na zadowolonego spowodowanym przez to upadkiem.
Zaśmialiśmy się cicho i pomogliśmy mu wstać.
-Wszyscy są? W takim razie zapraszam
Powiedział i laską wskazał na pomieszczenie po lewej stronie długiego korytarza.
Michael
Kiedy weszliśmy do pokoju zamurowało mnie. Stare malowidła naścienne, poobdzierane mapy i antyczne przedmioty. Zapowiada się nudna lekcja historii. Mężczyzna usiadł w bujanym, drewnianym krześle, a my po turecku na cienkim materacu.
-To jest wojna, drogie dzieci
Oznajmił i popatrzył z bólem przez okno. Westchnął i z powrotem zwrócił się do nas.
-Pamiętajcie kim jesteście. Ufajcie sobie, wybaczcie wszystkie błędy. To nie kłótnie są teraz nadrzędne
Powiedział, ale miałem wrażenie, że nie było to kierowane do wszystkich, tylko do mnie, Shawna i Nathana.
Tylko, że oni mi nie wybaczą, straciłem ich, straciłem najlepszych przyjaciół. Nie mogę ich odzyskać, choćbym nie wiem jak się starał, ile razy przepraszał... oni powtórnie nie będą w stanie mi zaufać. Nigdy.
Spuściłem smutno głowę i zagryzłem dolną wargę.
-Co mamy teraz zrobić, Mistrzu?
Zapytała Marinette. Przeraża mnie niepokój panujący w tym otoczeniu.
Wszyscy siedzą z zaciśniętymi pięściami widząc, że są niżej.
Wiedzą mniej niż zło, niż ktokolwiek inny. To ich niszczy. Mężczyzna pokiwał powoli głową.
-Wygrać
Odparł, po czym wstał z krzesła. W pokoju pojawiła się gęsta mgła, która ograniczyła nam widoczność.
-Gdzie on jest?!
Wykrzyknęła Sonia, gdy mgła się rozpłynęła. Mistrz Fu zniknął i zostawił nas samych przeciw światu.
-CO MAMY ROBIĆ!? Mistrzu!!!
Wołała Sue, bijąc z furią materac.
Shawn chyba jako jedyny był spokojny.
Reszta w swoich oczach miała tylko determinację.
-Słyszeliście co mamy robić
Powiedział Szarowłosy, po czym wstał i wyszedł z pokoju.
-Idziemy
Dodała Susane i poszła jego śladem. Za nią Nathan, Sonia, Marinette, Nino, Alya i Adrien. Ja zostałem chwilę dłużej. Czułem, że jednak coś kluczowego będzie w tej misji. Coś mnie niepokoiło i wzbudzało czujność.
-Chodź, Mike!
Zawołała do mnie Japonka, więc wyszedłem, nadal pogrążony we własnych myślach.
Adrien
Co mamy zrobić? Wygrać.
Co ja mam zrobić? Chronić Marinette.
Za wszelką cenę. Nawet gdybym miał poświęcić siebie, czy innych to ona pozostanie wśród "całych i zdrowych". To jest mój cel, moja własna misja. Ocalę moją księżniczkę.
Zawsze i wszędzie.
-Co wiesz?! GADAJ!
Usłyszałem krzyk Sue w salonie. Dziewczyna trzymała w rękach dekokt koszulki Josha i z wściekłością majtała nim raz w lewo raz w prawo.
-Uspokoj się Sue!
Marinette chciała odciągnąć Japonkę od swojego przyjaciela, lecz na próżno. Panna Kimiko mimo misternego wzrostu ledwo powyżej 1,50 była dwa razy silniejsza od pozostałych dziewczyn.
Zgromiła Joshuę spojrzeniem, a gdyby mogło ono zabijać to już byłbym w drodze po jakąś tanią wiązankę.
-Powiem ! Tylko mnie puść!
Jęknął, a gdy ta go puściła, cofnął się kilka kroków w tył. Warknęła.
-Chyba powinnaś coś zjeść
Odparł, strzepując z koszulki niewidzialny kurz. Uniosła brew.
-Snickersa najlepiej, bo strasznie gwiazdorzysz
Dodał po chwili, a Sue zrobiła się czerwona ze złości, podczas gdy pozostali ledwo wstrzymywali śmiech. Gdyby nie ja, to pewno rzuciłaby się na niego i wydrapała mu oczy.
-Wszyscy powinniśmy. Od rana jesteśmy na pustym żołądku
Powiedziałem, a Japonka wyrwała łokieć z mojego uścisku, prychnęła Joshowi w twarz i udała się do kuchni.
-Powiedz co wiesz
Zarządała Alya i gestem ręki kazała nam opuścić salon.
Alya
Patrzył na mnie zdruzgotany i wystraszony. Milion myśli siedziało w mojej głowie, a co dopiero w jego.
Usiadł na kanapie i złapał oddech.
-Słuchaj, Ja.. Wiem gdzie on jest. Uciekłem stamtąd i..
Zacisnął powieki i zatrząsł się gwałtownie. Powietrze stawało się coraz gęstsze. Co Władca Ciem zrobił z tym chłopakiem? On jest na skraju załamu psychicznego.
Nierówne oddechy, ogromne źrenice i zesztywniałe mięśnie.
To opis jego teraźniejszej postawy.
-I co? Mów!
Poprosiłam cicho, a on przełknął ślinę.
-Jest w wierzy, przy domu Agreste'ów i on... Te motyle.. Przetrzymuje tam ludzi, a gdy oni pękają... zmienia ich w to wszystko..!
Wbił paznokcie we własne ramiona, pozostawiając przy tym krwawe ślady. Głowa mnie rozbolała i samopoczucie spadło. Sama nie wiem dlaczego, nagle poczułam się tak strasznie przytłoczona.
Do salonu weszła Marinette z dwoma talerzami kanapek. Odłożyła je na mały stolik do kawy i usiadła na przeciw swojego przyjaciela, obok mnie.
-Co się stało?
Zapytała, a ja wymieniłam spojrzenia z zdruzgotanym chłopakiem. Kiwnął głową.
-Już wiem gdzie się ukrywa Władca Ciem
Wena to wredna dziwka. Nie chce do mnie wrócić, a ja muszę wam dawać takie rozdziały...
Jak tylko szanowna, arystokracka pani wena powróci to wszystko poprawię, a tymczasem PAPA!
Im więcej komentarzy tym szybciej pojawia się rozdział =>
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top