Rozdział Wspomnień
Dla:Ola Dolata =)
Josh
Byliśmy w górach, w zimę.
Me and my little sister Ashley.
She was six years old. I was eleven.
(Ja i moja młodsza siostra Ashley. Miała sześć lat. Ja jedenaście.)
Bawiliśmy się na jednym z wysokich wzgórz, podczas gdy rodzice siedzieli w naszym domku. Ash była śliczna. Miała długie, rude włosy po mamie i zielone oczy. Uśmiechała się jak nikt inny. Szczerze, uroczo i czuło.
Zjeżdżaliśmy razem na nartach. Ona jeszcze nie umiała tego robić zbyt dobrze, dlatego trzymałem ją za małą dłoń opatuloną w bordową rękawiczkę. Śmialiśmy się za każdym jej niefortunnym upadkiem, ale w pewnym momencie ona sama wstała, podczas gdy ja dopiero dopinałem swój sprzęt. Rozpędziła się,
biegłem za nią,
ale...
nie mogłem zrobić nic...
Aby jej jakoś pomóc...
Wjechała w płot odgradzający górę od stromego klifu.
Spadła tam. Słyszałem tylko jej płytki krzyk, a potem głośne uderzenie o kamień i chrzęst kości. Nachyliłem się, aby zobaczyć czy nic jej nie jest. Jej oczy były szeroko otwarte,niegdyś soczysta zieleń wyblakła, a spod różowej kurtki wyciekała krew.
-Ash! ASH! Ashley!-
Krzyczałem zdruzgotany i przerażony.
Zabiłem ją... ja.. ja, ja... ją zabiłem...
Tyle ile miałem sił w nogach pobiegłem po rodziców. Ślizgałem się na białym puchu, a gałązki drzew drapały moją bladą ze strachu twarz. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że umarła.
-Tato! MAMO! ASHLEY!! Pomóżcie mi! O-ona spadła! Tam.. na dół! Nie odpowiada mi! Pomocy!-
Moi rodzice wymienili rozżalone i przerażone spojrzenia i czym prędzej odrzucili to co mieli w ręce i odbiegli od kominka. Stałem w drzwiach, a oni ignorując moją obecność szturchnęli mnie ramionami i z zabójczym tempem udali się w stronę stoku.
Potem doszedłem ja. Ujrzałem ich dwie, skulone przy krańcu klifu postacie. Tata obejmował głośno szlochającą mamę i sam trząsł się gwałtownie. Moje piwne oczy zapełniły się łzami. Krzyczała, warczała i opadała co chwilę głową, wtulając ją w zimny śnieg. Podszedłem bliżej, i jeszcze bliżej. W tej samej chwili zauważyłem helikopter, który wylądował na dole.
Tam gdzie spadła Ash.
Niepewnie położyłem dłoń na ramieniu mamy, a ona zmierzyła mnie lodowatym wzrokiem. Poczułem się pusty. Tata nawet nie zareagował. Ból palił moje płuca i gardło. Nozdrza szczypały od niskiej temperatury, a przez ciało przeszedł zimny dreszcz.
Nadal nie rozumiałem co się stało.
Pojechaliśmy do stacji ratowniczej.
Szliśmy przez korytarz, a w powietrzu unosił się duszący zapach krwi.
Spojrzałem przez ogromną szybę na jedno z pomieszczeń i zobaczyłem jej płomienno rude włosy i bladą rączkę, wiszącą bezwładnie w powietrzu.
Rodzice wkroczyli do pomieszczenia, a ja za nimi. Nad moją małą siostrzyczką stał lekarz i notował coś na kartcę papieru. Spojrzałem na Ashley i widziałem jak kolory znikają z jej niegdyś różowej twarzy, a jej zielone oczka pozbawione roztańczonych iskierek i zapału zdawały mi się takie nieobecne i wyblakłe.
Mama odepchnęła mnie od łóżka i sama przy nim uklęknęła, kładąc głowę na materacu i trzymając ją za zimne rączki. Nie mogłem dłużej na to patrzeć. Wiem, byłem idiota i zwiałem sprzed oczu rodziców jak tchórz.
Ona do kurwy nędzy. miała. sześć .lat!
Czemu to nie byłem ja?!
Czemu ona?!
Czemu?!
Czemu, czemu, czemu?!
Moja mała siostrzyczka...
Siedziałem na korytarzu, pod oknem tegoż gabinetu. Słyszałem jak ordynator mówi.
-Nie miała szans przeżyć upadku. Jej kręgosłup jest w tragicznym stanie... gdyby nie wylądowała na tym głazie... zapewne skończyłoby się to złamaną nogą i potłuczeniem, ale...-
Zatrzymał się, widząc drżące, zielone tęczówki mojej mamy. Trzymała ręce jak do modlitwy i milczeniem błagała o zwrot dziecka. Nie miałem szans jej uratować. Wstałem, wyszedłem i już nigdy nie wróciłem.
Kocham Cię, Ashley...
Moja mała siostrzyczko...
I przepraszam...
I love you Ashley...
My little sister..
And I'm sorry..
Come back...
Please...
I przychodziłem. Co rok. Na cmentarz.
Siadałem na spruchniałej ławce i wpatrywałem się w jej mały, szary nagrobek.
Ashley Monroe
13.07.1994-5.12.2000
I pod spodem, małym drukiem.
Tęsknię za Tobą, Ash.
Kochający brat, Josh.
Uroniłem łzę i zamknąłem oczy, po czym położyłem jej ulubionego pluszowego misia na marmurowej podstawce.
-Dziś już masz 12 lat, wiesz?-
Szepnąłem. Zawsze miałek nadzieję, że stoi obok mnie, że słucha. Moje przekrwione i zeszklone oczy z ogromnym smutkiem obserwowały datę jej śmierci. Zagryzłem całkowicie dolną wargę i pokiwałem głową. Byłem zły, ze Bóg odebrał mi siostrę.
-I wiesz... Ja mam już 17... Całe 6 lat nie widziałem rodziców... byli tu u ciebie? Chociaż raz...?-
Zapytałem i jak głupi oczekiwałem odpowiedzi. Wiatr wiał mi w plecy i dokoła słyszałem szepty. Oszalałem już. Z bólu, tęsknoty i poczucia winy.
-I mówię ci to zawsze..,ale przepraszam, że Cię zabiłem.
Przepraszam. To był wypadek. I ja..-
Urwałem, bo gula w gardle po prostu mi to uniemożliwiła. Po moich plecach przeszedł dreszcz. Czym ta wesoła istota zasłużyła sobie za śmierć?
Była maleńka rośliną w ogromnym ogrodzie. Pięła się powoli ku górze, ale sadownik ukwapliwy zamiast ostrych cierni i pokrzyw ... podciął jej łodygę... Czymże jest moje cierpienie i nostalgia? Po co te żałosne rozmowy z samym sobą?
Nie przywrócę jej tym życia.
Nie w ten sposób.
Jest jednak na to szansa.
Wstałem i ostatni raz popatrzyłem na grób.
-Uratuję Cię, Ash. Daj mi jeszcze trochę czasu..-
Marinette
-Jak to nie wiesz?! Znaleźliśmy go od razu, a ty nawet nie wzięłas jego numeru! Argh!-
Krzyknęłam.
Jaka ta dziewczyna jest nieogarnięta!
Miała pod nosem posiadacza Miraculum i zamiast go tu przeprowadzić i wszystko wytłumaczyć to ona nawet cholernego numeru telefonu nie ma!
Szlag by to!!
-Ale Marinette...-
-Sue!! Uwielbiam Cię... Naprawdę, ale czasami to po prostu... Argh!!-
Zawołałam, po czym stuknęłam się w czoło. Ona wywróciła oczami.
-To o mnie ta kłótnia?-
Do pokoju wszedł wysoki chłopak, a dokładniej to nastoletnia wersja Bretta Daltona. Japonka wyszczerzyła zęby.
-To jest posiadacz Miraculum. Ten z wczoraj.-
Wyjasniła, a Mike pomachał mi na przywitanie.
W ciągu kilkunastu minut udało mi się skrócić wytłumaczenie celu naszej misji. Oboje bardzo uważnie i zrobili te popularne miny filozofa.
-Okej. Kiedy samolot?-
Zapytał opierając się wygodniej na sofie, a ja podrapałam prawe ramię.
-12 dni.-
Odpowiedziałam spokojnie, ale z góry wiedziałam jak zareagują, więc zatkałam uszy dłońmi.
-Coooo?!-
Wykrzyczeli i zerwali się na równe nogi, po czym obejrzeli się w swoje strony co natomiast spowodowało mocne uderzenie w czola.
Oboje upadli z powrotem na kanapę i rozmasowywali obolałe głowy.
-Także mamy sporo czasu na zwiedzanie tego jakże pięknego miasta!-
Wytłuściłam pozytyw i pokazałam białe zęby, a następnie wyszłam z pokoju i miałam zamiar zabrać Adriena na plażę. Niech tak nie siedzi cały czas przy komputerze. Z resztą jutro nie będzie miał do tego możliwości, przez nowego współlokatora.
Michael
-Boisz się?-
-Niby czego?-
Odparła absurdalnie.
-Śmierci, zagrożenia i tej misji-
-Po co mam się lękać czegoś co pozostanie nieuniknione?-
-Ciekawy punkt widzenia.-
-A jaki jest twój, Michael?-
-Mike. Jestem Mike.-
-No dobrze, dobrze...-
-Szczerze mówiąc to mam tyle marzeń i celów, że śmierć zawsze będzie zbyt wcześnie. Chce żyć jak najdłużej i jak najlepiej. Z Tobą.-
-Zobaczymy. Nie chcę działać na żywioł. Nie w takich sprawach... dasz mi trochę czasu?-
-Rozumiem Cię... Każda tak mówiła..-
-Każda?-
-Byle dziewczyny.-
-Więc ja jestem twoją teraźniejszą?-
-Jeśli byś chciała...-
Wyszeptałem, a ona przysunela się do mnie i oplotła ręce w około mojej szyi. Głowę trzymała centralnie przed moją, a nasze nosy otarły się o siebie. Objąłem ją w talii i posadziłem u siebie na kolanach. Właśnie miałem wykonać ostatni krok. Tak bardzo chciałem ją pocałować, ale ona w ostatniej chwili położyła palec wskazujący na moich ustach i delikatnie musnęła swoimi wargami moje czoło. Uśmiechnęła się.
Nie sposób było się na nią gniewac za tą karygodną zmyłkę. Nie chciałem stracić takiego skarbu.
-Widzimy się jutro, okey?-
-Okey..-
Adrien
Cholernie niepokoi mnie ten jej przyjaciel. Szukałem informacjii okazało się, że naukę zakończył na poziomie gimnazjum i w ciągu ostatnich 6 lat nie był w jednym miejscu dłużej niż tydzień. Pytacie co w tym dziwnego? Mówił po Japońsku, a spędził tam tylko siedem dni. Nie jest Francuzem, a mimo to rozmawiał z Marinette po wypadku. Pochodzi z Ameryki, a dokładniej z Dallas. Wiem, że brzmi to z lekka obsesyjnie, ale wolę być pewny moich podejrzeń.
Szliśmy właśnie na plażę. Za ręce, po ulicy. Nie jesteśmy parą, ani nic, ale...
Chce tego. Pragnę tego jak ... jak ... po prostu chcę ją jako dziewczynę. Moją dziewczynę. Plagg już dawno załatwił mi pierścionek i naszyjnik... wiele razy miał nawet zamiar poprosić o to za mnie, ale na szczęście udalo mi sie go zatrzymać . Po chwili poczułem piach pod stopami... dawno nie miałem takiego odpoczynku. Rozłozylem koc i usiadłem. Nie była to pora do opalania się, zwłaszcza, ze jest środek zimy, ale zważając na to, ze temperatura waha się tu od 20-30 stopni to można było się tu wybrać. Zdjąłem koszulkę i momentalnie usłyszałem ciche westchnienia w około siebie. Obejrzałem się i ujrzałem grupkę 16 latek obserwujących mnie z zachwytem. Unioslem brew i czule przytuliłem do siebie Mari. Miała na sobie lawendową sukienkę sięgającą jej ledwo przed kolano. Jej długie do ramion, ciemne włosy spływały po jej ramionach tworząc nocne niebo.
Sięgnąłem do kieszeni szortow i ująłem w dlon srebrne pudełko. Spojrzałem na nią, a ona zahipnotyzowana przyglądała się niewzruszonemu morzu.
Może już czas?
Zapytać się o to wprost?
Ileż można udawać?
Kocham ją.
-Marinette... Ja... Czy...-
Zacząłem niepewnie, a ona utkwiła we mnie zamglony wzrok. Ugryzłem się w język, aby dodać sobie odwagi i wyjąłem zza pleców pudełeczko.
-Chciałbyś... być moja.. dziewczyną?-
Dokończyłem, a ona wpatrywała się we mnie zdezorientowana, ale gdy dotarło do niej przesłanie pytania, rzuciła mi się na szyję i tym samym przewróciła na plecy. Teraz ona leżała na mnie. Pocałowała mnie prowokacyjnie i zmarszczyła nosek.
-Czyli tak?-
Zapytałem dla pewności, a ona wywrociła oczami i jeszcze raz nasze wargi złączyły się w krótkim buziaku.
Jest kochana, czuła i troskliwa.
Potrzebuje jej.
Następnym razem chyba zrobię dokładniejsze opisy postaci. W sensie oddzielny wpis z dokladnym opisem życia, wyglądu , charakteru itp. ,ale nie jestem pewna. Bo może wolicie normalny rozdzial? I po swojemu wyobrazić sobie dokładny wygląd? Piszcie :) Tym razem bez szantażu ;) na zdjęciu moje wyobrażenie Josha ;) (Rami Malek)
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
PRIMA APRILIS!
170 wyświetleń+35 gwiazdek+10 komentarzy xD
Wiem, wiem.. tez was kocham <3
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top