Rozdział Humoru

Los Angeles
Godzina 23.40
Sue

Wszystko co dobre prędzej czy później się kończy. Jednak rozkoszy nigdy nie jest zbyt dużo. Rozmowa z nim była niczym miód dla mojego serca. Słuchałam go z zapartym tchem. Widziałam go po raz pierwszy z życiu, a czuje jakbym go znała całe 17 lat mojego istnienia...
Byłam jak bezsenny maniak.
Nie szukałam go fizycznie, ale psychicznie.
Byliśmy jednym i tym samym.
Cały czas.
Tacy podobni.
Jednak różni.
Myślą przewodnią każdego dnia było słowo "Siła"
Teraz oboje wierzymy w przeznaczenie i umiejętności umysłu.
To będzie stałe uczucie.
Miłość i bliskość.
On jest niesamowity.

-I wtedy... No nie wiem. Nigdy przed nikim się nie otworzyłem. Szczerość jest dla mnie czymś nowym...-

Powiedział i oparł się o srebrną barierkę. Wpatrywał się w niebo o odcieniu ciemnego błękitu. Neony reklam biły moje oczy, ale jednocześnie dawały poczucie szaleństwa.
Pokiwałam głową ze zrozumieniem.
Mam to samo co on. Nie ufam byle komu, dlatego nie mam przyjaciół. Nie mam kolegów. Po za Idyą, która jest tylko wtedy, kiedy muszę być Superbohaterką. Na dzień zazwyczaj bawi się w mojej toaletce, albo po prostu wcina sushi.

-Wciąż usiłuję wziąć się w garść. Nawet nie wiesz jakie to trudne.-

-Uwierz , że wiem. Stale i bez wytchnienia szukałam siebie. Nie wiem kim jestem. Cały czas... ja... jestem sobie calkiem obca.-

Wyszeptałam, a on dotknął dłonią mojego biodra i z zaciekawieniem chwycił mój breloczek przyczepiony do paska.
Złapałam go za rękę w obawie o utratę cennego przedmiotu. Wtedy nasze pełne wątpliwości i uczucia spojrzenia spotkały się. To jest chore, ale uwielbiam to.

-Twoje Miraculum?-

-Hmm... Powiem ci , jesli ty powiesz co jest twoim.-

Odparłam zagryzając dolną wargę z uśmiechem, a on pokrecil głową z podziwem i zachwytem.

-Bransoletka.-

Złapał palcami gumowy okrąg na nadgarstku. Pogładziłam biżuterię z zaintrygowaniem. Wspominałam już jak bardzo on jest podobny do Bretta Daltona?! Normalnie jego młodsza wersja... ach... jestem szczęściarą.

-Breloczek..-

Pogładził moją dłoń i przysunął się o krok bliżej.

-Właściwie to nigdy nie widziałem ciebie.-

Zauważył i objął mnie w pasie, a ja złapałam go z obu stron za policzki.
Zmierzyłam go trochę zdezorientowanym wzrokiem, a on posłał mi kpiący uśmieszek i zaczął delikatnie przeskakiwać z nogi na nogę.
Co on wyprawia?

-Chodzi mi o to, że nie wiem kim jesteś. Pod maską, Susane.-

Uderzyłam dłonią w czoło i lekko podniosłam kąciki ust. On puścił moje biodra i cofnął się. Nie odrywajac spojrzenia ode mnie, ściągnął jednym ruchem swoje Miraculum, a następnie jego ciało okrążyła jasna i wręcz rażąca poświata. Zabrała strój pszczoły i zastąpiła go szarymi dresami z dużym krokiem i T-shirtem moro. No mówię. Młoda wersja Bretta.

-Wooow...-

Wyszeptałam z iskrami w oczach, a on rozmierzwił czarną grzywkę dłonią. Po czym stanął i jak się domyślam, czekał aż ja się przemienie. Szybkim ruchem zrzuciłam brelok z paska i po chwili
Z powrotem miałam na sobie biały Top i obdarte, jasne dżinsy. Zagwizdał pod nosem i podszedł bliżej. Co za chłopak...

-No... nie sądziłem, że jesteś taka śliczna...-

Przyznał z podziwem i pogładził srebrne kolczyki w moich uszach. Wzdrygnęłam się pod wpływem jego czułego dotyku. Pośpieszył się trochę. Delikatnie odparlam dłonie na jego torsie i próbowałam go odepchnąc. Nic z tego. On jest z kamienia, czy co?

-Michael...-

Zaczęłam, a on uniemożliwił mi to kładąc mi palec na ustach. Wzięłam wielki oddech i zacisnęłam zęby. Jest moim ... ideałem, ale to dzieję się zbyt szybko.

-Mike. Mów mi Mike.-

Mruknął, a ja uśmiechnęłam się w duchu. Idiota.

-No dobrze, MIKE... podobasz mi się i po czterech godzinach rozmowy... uważam, ze jesteśmy podobni, ale to za wcześnie.. nie jestem gotowa... jeszcze.-

Wytłumaczyłam, a on posmutniał. Uchyliłam usta by powiedzieć coś jeszcze, ale się powstrzymałam. Nie chcę działać pochopnie. Musi zrozumieć.
Odwrócił wzrok i zacisnął zęby oraz pięści. Chwyciłam go za brodę i zmusiłam by na mnie spojrzał. Oblała mnie fala gorąca i czułości.

-Nie Sue.. Masz rację. Nie znamy się jeszcze, a ja... przepraszam.. jestem debilem.-

Powiedział i uderzył się w czoło. Uśmiechnęłam się troskliwie i wtuliłam w jego umięśnione ciało. Moje nozdrza natychmiast wypełnił zapach lasu. Dziki i niezależny... aż ciarki przeszły mi po plecach. Objął mnie i położył głowę na moich krótko ściętych, czarnych włosach. Staliśmy w milczeniu, gdy nagle poczułam wibracje i po chwili na cały regulator grała piosenka "It Girl It Boy".
Odebrałam i przełożyłam słuchawkę do ucha.

-Susane Kimiko do cholery jasnej gdzie jesteś!? Ja i Adrien odchodzimy od zmysłów!-

Zanim zdążyłam ją posłuchać do końca, odsunelam się od mojego smartfonu i przestraszona zamknęłam oczy.
On z uśmiechem nachylił się do komórki.

-Zaraz odprowadzę tą nie odpowiedzialną i niegrzeczna dziewczynkę do domciu.-

Wymruczał, po czym złapał mnie za dłoń i pociągnął w stronę schodów.

Michael

Pewna Siebie, Szalona i niezależna.
Urocza, czuła i troskliwa.
Do tego nie ma poczucia czasu...

Zastukałem do drzwi pokoju jej i Marinette. Susane stała cała zdyszana, ale nawet na chwilę nie uluźniła uścisku. Otworzyła nam naburmuszona i roztrzęsiona ciemnowłosa.
Zawcięcie złapała ją za ramiączko T-shirta i wściekła postawiła ją po drugiej stronie drzwi. Sue stała jak wryta. Jej ciało drżało.

-Co ty sobie myślisz?! Martwiłam się!-
Krzyknęła na nią położyła ręce na biodrach. Gdyby wzrok umiał zabijać to Sue leżałaby już martwa na dywanie.

-Spokojnie. Była pod moją opieką.-
Wtrąciłem się i objąłem delikatnie moją bratnią duszyczkę w pasie.
Francuzka burknęła i zamknęła mi drzwi przed nosem. Ledwo zdążyłem zabrać ręce z talii Japonki. Westchnąłem głośno, a w drodze do wyjścia z hotelu natrafiłem na podejrzanego chłopaka. Piwne oczy i orzechowe włosy. Zapamiętam go sobie.

Marinette

Czy ona totalnie oszalała?! Pięć godzin nie dawała znaku życia! PIĘĆ!
Myśli, ze jej to tak przepuszcze!?
Zawału prawie dostalam!

-Sue. Jeszcze. Raz. Tak. Zrobisz. To. Cię. Zabiję.-

Wycedziłam z nutką humoru, a ona od razu się rozpromieniła.

-Przepraszam ...-

Westchnęła, a ja mocno ją przytuliłam. To juz nie była ta dziewczyna wzdychajaca do Adriena. Była jak siostra. Nie wiem czemu wszystko zmienia się tak szybko. Po prostu zależy mi na jej szczęściu.
Puściłam ją, a ona powędrowała do Łazienki. W tym czasie odwiedziłam naszego towarzysza.

-Proszę.-

Powiedział, gdy rozległo się ciche i regularne pukanie do drzwi. Otworzyłam je i zajrzałam niepewnie do pokoju. Siedział na łóżku, a na kolanach trzymał laptopa. Popatrzył na mnie i odłożył sprzęt na bok. Zamknęłam wejście do pokoju. Schowałam ręce za plecy i oboje gwałtownie się do siebie zbliżyliśmy, a nasze usta złączyły się w pocałunku.
Nie wiem czemu kiedy do tego doszło.
Tylko po to tam przyszłam?
By poczuć miłość?
Brakuje mi tego... wszystko kręci się wokół misji i totalnie o sobie zapomnieliśmy. Uścisnął ustami moją dolną wargę, a jego ręce powędrowały na moją talię. Jęknęłam cicho, a on oderwał się i spojrzał mi głęboko w oczy.

-Tęskniłem.-

Wyszeptal kładąc mi dłoń na policzku.

-Ja też.-

Odpowiedziałam i ponownie wpiłam się w jego usta. Smakowały jak ... czekolaadaa...miękkie, czułe i ciepłe.
Byłam bezpieczna. Moje ciało rozgrzało się i w pewnym momencie czułam się jakbym miała gorączkę. Brakowało mi tchu, ale nie umiałam zaprzestać pocałunków. Uzależniłam się od niego. Jest jak narkotyk.
Kocham go.



Dobranoc!

A na jpg. Brett Dalton... =V dla mnie cudny ten nasz Michael. Jestem dumna z tego rozdziału xD

200 wyświetleń+40 gwiazdek= nowy rozdział :****

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top