Rozdział częściowo o Książkach

Marinette

Była godzina 17, a Włoskie słońce chyliło czoło ku zachodowi. Przyjemny i chłodny wiatr dawał ukojenie przy gęstym, śródziemnomorskim powietrzu. Bezchmurne niebo sprawiało wrażenie płonącego, przez jego ognista barwę.
Ja i Susane szłysmy sobie spacerkiem przez kamienną uliczkę i z zapartym tchem planowałyśmy już ślub Nathana i Soni.

-Dziewczyny...? Nie uważacie, że nie ładnie jest się wtrącać w cudze sprawy?

Zapytał przez ramię Michael, a my wymieniłyśmy spojrzenia i roześmiałyśmy się.
Chłopak wykrzywił twarz w grymasie, wzruszył ramionami i powrocił do błagania Shawna o wybaczenie.
Z całej pogadanki wywnioskowałam, że Mike zwyczajnie ich olał. I to tak porządnie.
Kiedy wszyscy dostali Miracula i rozpoczęły się nasilenia jakiejś choroby szarowłosego on uznał, że nie jest im potrzebny i odszedł.

Rozumiem chłopaków i na ich miejscu też długo bym mu nie ustępowała, ale aż żal mi serce ściska kiedy patrzę na jego daremne starania.
Nagle Sue zamrugała oczyma i rozejrzała się w około.

-Gdzie Nathan?

Zapytała, a ja stuknęłam ją lekko w czoło.

-Przecież został z Sonią, aby trochę "Porozmawiać"

Na ostatnie słowo gestem ręki podkresliłam cudzysłów i posłałam jej przebiegłe spojrzenie. Ona chytro uniosla kąciki ust, rozmasowała skroń i podbiegła do Mike'a , aby zaraz po tym zawiesić mu się na ramieniu.
Teraz ja szłam sama z tyłu, z rękami niechlujnie włozonymi w kieszeń dżinsów, Adrien bezskutecznie próbował dodzwonić się do Nino, Shawn schował oblicze w cieniu szarej grzywki i zacisnął palce na szaliku, a Sue i Mike podziwiali przepiękny krajobraz Rzymskiej uliczki. Po chwili za sobą usłyszałam warkot silnika i pisk opon. Podskoczyłam i gwałtownie odwróciłam się za siebie, a moim oczom ukazało się trzech wysokich chłopaków na motorach w przedziale wiekowym takim jak mój.
Na ich czele stał czerwonowłosy z dzikimi oczami hieny i wrednym, chytrym uśmiechem. Jego towarzysze byli bodajże bliźniakami, gdyż wyglądali niezwykle podobnie. Zielone do ramion włosy i przyciemniane okulary na nosach.
Cofnęłam się o krok, a lider złapał mnie za nadgarstek szorstkimi dłońmi.

-Dziewczynki, po co się szlajacie z tymi frajerami?

Zakpił, a ja agresywnie próbowałam wyrwać się z żelaznego uścisku. Na nic. Moje serce waliło jak szalone, a nadgarstek powoli drętwiał. Zmarszczył brwi i spojrzał prowokacyjnie na chłopaków.
Adrien już miał iść mu "przywalić", gdy momentalnie na przód wyszedł Shawn z przerażającym, żółtym blaskiem tęczówek i uniesionymi ku górze kosmykami. Ręce miał w kieszeni, a na ustach dziwny, niepodobny do niego uśmiech.

-Zostawisz ją?

Uniósł głowę i ukazał swój agresywny wyraz twarzy. Poczułam drżenie dłoni, która mnie trzymała i wykorzystując okazję, uderzyłam napastnika drugą ręką w policzek, a dotąd uwięzioną w uścisku uwolniłam i wystraszona podbiegłam do Adriena. Motocykliści poirytowani zeszli ze swoich ścigaczy i dumnie podeszli w stronę Shawna, który jednym ruchem wykręcił czerwonowłosemu rękę, a jego towarzyszom dał kilka szybkich i silnych uderzeń w gardło. Wytrzeszczyłam oczy widząc dławiace się krwią i zwijajace się z bólu postacie. Nasz obrońca szykował się do kolejnych ataków, ale ja wyrwałam się z objęc Blondyna i pobiegłam w ostatniej chwili zatrzymując rozwscieczonego chłopaka. Złapałam go za ramię i obróciłam tak, aby mieć z nim kontakt wzrokowy.
Jego oddech był nierówny i donośny, a napełnione grozą i rządzą mordu żółte oczy momentalnie złagodniały i znów nabrały srebrnej, spokojnej barwy. Rozejrzał się jakby niczego nieświadomy.

-Co tu się stało?

Jego słowa były ledwo słyszalne.
Zamrugałam oczami i zmarszczyłam brwi, po czym pstryknęłam mu palcami przed nosem.

-Dobrze się czujesz?

Zapytałam, a on uniósł brew i otarł czoło. Zaniepokojona dotknęłam zewnętrzną częścią dłoni jego głowę i aż odskoczyłam.

-Matko Boska, Shawn! Ty masz gorączkę!

Wykrzyczałam i ponownie sprawdziłam temperaturę.
Chłopak wpatrywał się we mnie wzrokiem niewinnego dziecka, a ja tymczasem byłam naprawdę zaniepokojona.
Zobaczywszy strach wypisany na mojej bladej twarzy, chłopak machnął ręką.

-Oj przesadzasz. Często tak mam, ale to trwa chwilę

Wytłumaczył i posłał mi uśmiech, który jak mniemam miał mnie uspokoić. Przeniosłam wzrok na osoby z tyłu, a oni tylko wzruszyli ramionami.
Westchnęłam, unosząc przy tym wysoko ramiona.

-W takim układzie idziemy. Nasz hotel jest za tym rogiem

Powiedziałam nadal drżącym i przejętym głosem, a potem podążyłam za resztą.
Nasi napastnicy, gdy po powstaniu ujrzeli ich pogromce, jak oparzeni potykajac się o własne nogi odpalili motory i odjechali, że aż się kurzyło.

-Dziwni goście. Najpierw śpią na ulicy, a potem bawią się w wyścigi

Shawn wzruszył ramionami i z uśmiechem, podskokami dołączył do mnie i Sue.

"I kto tu jest dziwny...?"
Zapytałam się w myślach

Nathan

-Wow! Nie wspominałaś, że grasz w piłkę!

Zawołałem z podziwem, a ona uszczypnęła mnie w nos. Rozejrzała się czujnie po pokoju, a ja śledziłem trasę jej wzroku.

-Ściany mają uszy, Nathan

Powiedziała i znów usiadła po turecku, bawiąc się wstążka sukienki.
Spojrzenie utkwiła w drobnych palcach.

-Nie rozumiem

Wzruszyłem ramionami i oparłem się rękami o materac. Ona westchnęła cicho i beznamiętnie zagryzła dolną wargę.

-Ja jestem Comello, wiesz? Dziewczyny z tej rodziny chodzą na balet, a wolny czas spędzają czytając książkę na temat etykiety, albo po prostu noszą ją na głowie. Tyle, że to nie jestem ja

Powiedziała rozżalonym głosem, wskazując na swoją sukienkę.

-Ja nie jestem taka. Na co dzień nie noszę sukienek, tylko leginsy i T-shirty. Nie mam pościeli w kwiatki, tylko z herbem FC Barcelony i na co dzień nie mam na nogach obcasów zamiast trampek

Wydukała zażenowana swoim losem.
Zamurowało mnie.
Sądziłem, że jest poukładaną, schludną księżniczką, a tu proszę.

Nie oceniaj książki po okładce.

-Jaka zatem jesteś, Sonia?

Zapytałem, kładąc jej dłoń na kolanie. Otarła zwilżone policzki.

-Kiedy ojciec znów wyjeżdża na te swoje konferencje, ja z rana mam treningi na pobliskim orliku, potem liceum, trochę pomagam wujkowi prowadzić muzeum, wracam do domu i...

Urwała i przez chwilę patrzyła na swoje trzewiki, po czym wstała z łóżka i podeszła do okna. Mój wzrok śledził każdy jej ruch.
Otworzyła okno na oścież i wyjrzała na ulicę, spojrzała na mnie i machnęła dłonią, abym podszedł.
Dźwignąłem się z materaca i powędrowałem do parapetu.

-...Tutaj ćwiczę. Odbijam piłkę od ściany i... no wiesz.

Wskazała na odcinek kamiennej uliczki.

-Jestem pod wrażeniem

Przyznałem, nadal wpatrując się w poobijaną ścianę. Zmierzyła mnie przenikliwym spojrzeniem.

-Spodziewałeś się kopciuszka, hę?

Zapytała z sprytnym uśmiechem, a ja momentalnie zrobiłem się cały czerwony i przecząco zacząłem machać rękami. Westchnęła.

-Przecież widzę

Mruknęła z nutą zawodu w głosie, po czym Znowu uszczypnęła mnie w nos, a ja podrapałem się po karku.

-Tak wyglądałaś, ale wiesz. Ja też gram w piłkę, trenuję.

Popatrzyła na mnie niezrozumiale i uchyliła buzię ze zdziwienia. Odchyliłem głowę i moje długie, zielono-niebieskie włosy spłynęły falami po moim ramieniu.

-Grasz w nogę?

Zapytała z niedowierzaniem, a ja kiwnąłem głową z nieśmiałym uśmiechem.

-Co powiesz na mecz? Kiedy będzie już po wszystkim?

Poruszyła prowokacyjne ramieniem, a kąciki moich ust uniosły się ku górze. Spojrzałem na nią moimi brązowymi oczami.

-Nie masz szans

Stwierdziłem, a ona uniosla brew z dezaprobatą.

-Jeszcze zobaczymy

Odparła z humorem.

-Wyzwanie przyjęte

Powiedziałem z uśmiechem spryciarza i podałem jej dłoń. Wyciągnęła swoją i tym samym nasz zakład został zapieczętowany.
Po chwili z mojego telefonu rozległ się głośny dźwięk. Wzdrygnąłem przestraszony, po czym szybko wyciągnąłem go z kieszeni spodni.

-Halo?

Zapytałem do słuchawki, a Sonia przybliżyła się do mnie z ciekawością nasłuchując głosu ze smartfonu.

-Nie chce wam tam gołąbeczki przeszkadzać, ale jutro o 11 mamy samolot do Paryża, a i Shawn mówi, że masz zostać u Soni, bo złączył łóżka i na dwóch śpi mu się wygodniej, Sue pyta czy może być druhną na ślubie, a Adrien chcę być drużbą. Pomóż się jej spakować. Twoje torby są gotowe, także narazie, a i jeszcze jedno! JA. MAM. BYĆ. DRUHNĄ. NIKT. INNY. JASNE?

Stałem przez chwilę jak wmurowany, a obok mnie Sonia zwijała się ze śmiechu. Momentalnie na mój twarz wyszedł rumieniec i miałem ochotę coś odpowiedzieć, ale Marinette się rozłączyła. Jednak wierząc w mentalną moc smartfonów krzyknąłem:8

-SHAWN !! ODWAL SIĘ OD MOJEGO ŁÓŻKA!


.
.
.
.
.
.
.
Błagam Was dziewczyny.
Od razu wiadomo, że to JA Będę Druhną, więc niepotrzebnie się bijecie! Powiem Wam, że Josh spierdolił z posterunku.
Trochę popatrzył na nową dziewczynę w ekipie i uciekł samolotem, także powiedzcie mu "PaPa", albo lepiej " Do zobaczenia"

Do końca zostało pewno jeszcze z 8-10 rozdziałów + Epilog

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top