ROZDZIAŁ Podróży cz.2

**Sue***
Dochodzi 16.00
Nie wiem co się dzieje.
Nie wiem co mam robić.
Nie wiem czy mu ufać.
Może to zasadzka?
Pułapka?
Podstęp?

Nie dowiem się ,póki tego nie sprawdzę. Zacisnęłam pięść i otworzyłam okno w moim pokoju. Wyjrzałam na ulicę. Już tam czekał.
W ciemnym korytarzu.
Nie był sam.
Był z jakąś dziewczyną ubraną jak....
Biedronka?
Przyglądali się czujnie obu stronom drogi.
Schowalam głowę w pokoju i przywołałam moją Pawią Kwami.
-Idya, Transformacja!-
I już po chwili odziana byłam w swój elastyczny kostium. Chwyciłam Tessen i zgrabnie wskoczyłam na dach sąsiedniego budynku. Biegłam szybko z rękami unieruchomionymi poza osią mojej osoby i na wysokości bioder. Gwałtownie zahamowałam i ślizgiem stanęłam jedną nogą na murku. Oboje patrzyli na moje wyczyny. Posłałam im kpiący uśmieszek i niczym ninja z zawrotną prędkością zaskoczyłam na dół. Mój wzrok utknął na dzikich, zielonych oczach chłopaka. Skąd ja je znam?
-Myśleliśmy, że nie przyjdziesz.-
Powiedział i skrzyżował ręce.
-Mysleliscie zatem, że stchórzę? Wasz pierwszy błąd.-
Mruknęłam i delikatnie przejechałam palcem po mojej broni. Po chwili schowałam ją w pokrowcu znajdującym się na moim biodrze.
-Czego chcecie?-

-Pomocy.-

-Niby jakiej? Hę? Jesteście tymi typami co mają mnie zabrać do Francji?-

-S-Skąd wiesz?-

Wtedy mnie zamurowało. Dotychczasowy humor goszczący na mojej twarzy znikł, a pojawiło się zdziwienie. Czyli to nie żart? Świat naprawdę jest zagrożony? Mam im zaufać? Chyba nie mam wyboru.

-Zgadzam się na wszystko, ale ja też mam swoje warunki.-
Odparłam i położyłam dłonie na granatowy pas.

-Niby jakie?-
Zapytała wkurzona towarzyszka Kota. Póki co z jej ust nie wyrwało się żadne słowo, az do teraz. Miałam dziwne przeczucie, że się nie polubimy. Uniosłam brwi i uśmiechem pozdrowiłam jej naburmuszoną postać. Chat w tym czasie przyglądał się jej ze zdumieniem.

-Jeśli mamy współpracować, chcę wiedzieć kim jesteście.-
Odpowiedziałam spokojnie, a wrok wlepiłam w ziemię znajdującą się kilka metrów przede mną. Oboje cofnęli się o krok i wymienili porozumiewawcze spojrzenia.
Westchnęli i wypowiedzieli frazy.
-Tikki, odkropkuj.-

-Plagg, schowaj pazury..-

I po chwili moim oczom ukazała się dziewczyna o włosach w kolorze nocnego nieba i fiołkowych oczach, oraz chłopak... ten sam co wtedy... piękne, gęste, zdrowe blond włosy... Szmaragdowe oczy i to bystre spojrzenie. Nie umiałam ukryć mojego zdziwienia i skołowania. Nigdy nie wierzyłam w przypadki, a skoro los postawił mi ich na mojej drodze, to znaczy, że mają oni większą wartość.
-Marinette? Adrien...?-
Wyszeptałam niepewnie i zbliżyłam się do nich.
- Skąd znasz nasze imiona..?-
Zapytali niemalże jednocześnie, a ja westchnęłam cicho i zamknęłam moje czekoladowe oczy.

-Idya, schowaj pióra.-
Powiedziałam i po kilku sekundach migocząca poświata zabrała granatowy strój i przywróciła czerwoną koszulę i przetarte, dziurawe dżinsy. Uchyliłam delikatnie powieki i stanęłam na ziemi bardziej spięta.
-Sue?!-
Znowu odezwali się chórem, a ja wywrociłam oczami.
-Nie. Króliczek Wielkanocny...-
Westchnęłam i uśmiechnęłam się przyjaźnie. Ich szczęki nadal były szeroko otwarte, a gałki wytrzeszczone.

-Ale jak?! Ty?!! Za co? Boże ,za co?-
Jęczała dziewczyna wzywając o pomstę do nieba. Rozumiem, że mnie nie lubi, ale mogłaby tego tak nie ukazywać. To niegrzeczne.
-Masz jakiś problem?-
Zapytałam, a na moim ramieniu usiadła Idya ściskając delikatnie moją skórę. Zawsze tak robiła gdy chciała mnie uspokoić.
-Dobra dziewczyny. Bez kłótni. Sue, za dwa lub trzy dni mamy samolot do Los Angeles. Znajdujemy po kolei wszystkich posiadaczy Miraculum. Zgadzasz się na te podróż?-

-Ale co ja powiem mamie?-
Zapytałam z żalem i smutkiem. Kocham ją mimo tego, że nie spędzamy ze sobą czasu. W ogóle.

-Powiesz, że jedziesz na wymianę. Drugą opcją jest sfingowanie twojej śmierci.-
Powiedział sucho i nogą zaczął kopać dziurę w podłożu.
Nie chcę jej oklamywać.
Co ja gadam? Cały czas to robię.
Ale nie będę pozorować śmierci.
Nie jestem potworem.
Nie byłam nim i nim nie będę.

-Pierwsza opcja wydaję się bardziej sensowna.-
Odparłam po chwili zastanowienia, a oni pokiwali głową.

-W razie czego wiesz, gdzie nas szukać. Zacznij się pakować i wpadnij do pokoju nr.7 za godzinę, okey?-
Zapytała ciemnowłosa, a ja przyjaźnie się uśmiechnęłam i pobiegłam w stronę mojego bloku.
Tyle czasu z nim.
Tyle czasu z Adrienem.
Tyle czasu z tym chłopakiem.
Tyle czasu z ideałem.
-Sue.. Wiesz, że nie masz u niego szans, prawda...?-
***Marinette***
Będę dla niej miła i dam jej do zrozumienia, że mnie i Adriena łączy coś więcej niż tajemnica, przyjaźń, czy wspólne łóżko. Tak, tak dobrze słyszeliście. Ja i Adrien śpimy razem w jednym łóżku, bo jak się okazało tylko takie są dostępne. Nie żebym narzekała... w sumie w niczym mi to nie przeszkadza, a nawet jest przyjemnie, ale godzę się na to z obowiązku.
Nagle usłyszałam melodyjkę. Wyjęłam z plecaka telefon i stuknęłam paznokciem w ekran, po czym włączyłam głośno mówiący. Siedziałam na dywanie w sypialni, a Chat obserwował widok z okna.
-Josh? Hej!-

-No hej, lala. Widzimy się dzisiaj?-

-Jasne! Mów gdzie i kiedy! Nie mogę się doczekać!-

-Spokojnie, Mała. Myślałem o spacerze po Gnizie, a potem jakąś zieloną herbatę?-

-Brzmi mało ryzykownie, ale okej.

-Od kiedy ty taka szalona jesteś?-

-Odkąd Cię poznałam.-

-Huh.. no to Dozo o 18.-

-Narka!-
Odparłam i wyłączyłam wyświetlacz. Adrien wpatrywał się we mnie wyraźnie zły.
-Kto to był?-
Zapytał poirytowany i ukucnął ,łapiąc mnie za rękę. Telefon upadł na podłogę.
Szczerze?
Bałam się.
Nigdy nie widziałam go takiego zdenerwowanego. Moje fiołkowe tęczówki zadrżały, przełknęłam ślinę.
-Mój przyjaciel, Josh..-

-Ach.. I to z tym debilem szlajałaś się wczoraj?!-

-Adrien!-

Co się z nim dzieje? Sam mnie zostawił i poszedł z Sue, a ja akurat spotkałam najlepszego przyjaciela. Po czterech miesiącach. Czemu więc miałabym go ignorować? Joshua jest dla mnie bratem. Pomagał mi po wypadku, rozbawiał, opowiadał...
Nie będę go wystawiać ze względu na zazdrość mojego współlokatora.

-Umówiłaś się z nim?-
Zapytał nerwowym warknięciem, a ja wyrwałam się z uścisku jego silnej ręki i odsunęłam na siedząco. Pokiwałam panicznie głową, a jego wzrok znów stał się hardy i dziki.

-Idę z wami..

-Ale... -

-Idę z wami i koniec! Nigdy już Cię nie zostawię samej. Potrzebuję Cię i nie mam zamiaru Cię stracić.-

Powiedział już spokojniej. Co w niego wystąpiło? On nie ma przyjaciółki? Ja nie jestem o niego taka zazdrosna! Z resztą... oficjalnie nic nas nie łączy. To prawda... jest uroczy, kochany, troskliwy, opiekuńczy i bezinteresowny, ale to Josh się mną zajmował przez długi czas letnich wakacji. Nie chcę go ranić. Ani jednego, ani drugiego.

-No dobrze, ale uspokój się już...-

-Sue idzie z nami.-

Dodał po chwili.
No to świetnie.
Czy on naprawdę chce doprowadzić mnie do czystej furii i obłędu?
Jeśli się zgodzę to będę zmuszona patrzeć jak ta Japonka go podrywa, ale jak się nie zgodzę to w ogóle nie będę miała możliwości spotkania się z Joshuą... I have no choice... forgive me Josh... I'm sorry.. (Nie mam wyboru..  Wybacz mi, Josh... Przepraszam..)
-Jesteś okropny...-
Odparłam i uśmiechnęłam się, aby go udobruchac.

-A jednak mnie uwielbiasz...-
Powiedział i położył mnie lekkim pchnięciem na ziemi. Złapał za nadgarstki i je również przyciągnął do podłoża. Nie wiedziałam co robić.
Nie wiedziałam co on robi. Wyglądał na spokojnego, uroczego i ... normalnego. Mam się bać? Pochylił się nade mną, przez co nasze nosy otarły się o siebie. Jego dotychczas dzikie oczy, złagodniały. Widząc je z tak bliska, znów się w nich zatraciłam.
Co tu dużo mówic?
Kocham go.
Zbliżył się jeszcze bardziej i złożył na moich wargach pocałunek. Jego usta były ciepłe i wilgotne.
Idelane.
Delikatnie zagryzłam jego dolną wargę, aby sprawdzić jak zareaguje.
To był nasz czas.
Spokoj, spokoj, spokój.
Ukojenie, harmonia...
Oderwał się ode mnie, po czym wstał, bo ktoś zapukał do drzwi. Oboje podnieśliśmy się z ziemi. Adrien otworzył, a w wejściu stała...
-Sue..!-
Krzyknął uradowany Adrien, a ja uderzyłam ręką w czoło i przyjechałam nią po twarzy.
Świetnie...
Poprostu idealnie.
***Adrien***
Lubiłem te dziewczynę. Odważna, Pewna Siebie, pomocna, bezinteresowna i sympatyczna. Nie rozumiem czemu Marinette tak ciężko ją znosi.
-Moja mama wie. Walizki mam tutaj. Macie jakieś wolne łóżko...?-
Zaczęła nieśmiało, zaglądając przez moje ramię do pokoju.
***Marinette***
A myślałam, że gorzej byc nie może...
***Adrien***
Obejrzałem się za siebie i westchnąłem smutno.

-Z tym może być problem... ale może uda się załatwić jakieś dodatkowe.-
Powiedziałem i pusciłem jej oczko, po czym ukłoniłem się i zaprosiłem ręką do środka. Marinette coś mruczała pod nosem, a Susane ułożyła schludnie walizkę pod ścianą i z zachwytem patrzyła przez okno.
Pokój był ogromny. 20 metrów kwadratowych jak nie więcej ...
Normalnie mogłoby się wydawać, ze jest ciasno, ale dla dwoch osob to naprawdę luksus. Dominowały tu odcienie czerwieni i bieli. Cała ściana na przeciwko drzwi to były wielkie okna z widokiem na ulicę. Popatrzyłem jeszcze na zafascynowaną Sue i na naburmuszoną Marinette, po czym wyszedłem, aby poprosić w recepcji o dodatkowe łóżko. Po dwudziestu minutach w naszym apartamencie było już miejsce dla trzech osób.
Spojrzałem na zegarek.
17.47.

-Mari...? Nie byliśmy umówieni z tym twoim kolegą?-

Moja przyjaciółka stanęła w miejscu i zbladła, a po otrząśnieciu się z szoku, chwyciła mnie za rękaw zielonej koszuli, która na sobie miałem i pociągnęła do wyjścia.
Spoglądnąłem na zdziwioną i jednocześnie rozbawioną całą sytuacją właścicielkę Pawiego Miraculum i wzrokiem dałem jej znać, aby wyszła z nami.

10 minut później...
***Joshua***
-Mari! Juz mysla.... aaa... kto to?-
Zapytałem mojej przyjaciółki, a ona spojrzała na dwójkę osób stojących po obu jej stronach.

-Przepraszam Josh... To jest Adrien i Sue..-
Powiedziała wskazując najpierw na wysokiego blondyna z zielonymi oczami, a potem na niską dziewczynę z czarnymi, krótko ściętymi włosami i czekoladowymi oczami.
Chłopak zmierzył mnie wściekłym wzrokiem, a następnie podał dłoń.

-Adrien Agreste.-
Przedstawił się. Nawet głupiego uśmiechu nie pokazał. Co ja mu zrobiłem?
-Joshua Monroe. Miło poznać.-
Odparłem przyjaźnie, a gdy puściłem uścisk, on otarł rękę o zieloną koszulę. Dziewczyna tylko się uśmiechnęła i pomachała lekko na przywitanie.
-Wiecie co? Mam parę spraw do załatwienia... także...-
Susane zaczęła się wycofywać z dłońmi w kieszeni dżinsow, ale towarzysz Marinette złapał ją za łokieć.
-To tylko kumpelski wypad, prawdaaa?-
Przeciągnął i spojrzał badawczo na moją przyjaciółkę. Serio nie wiem co z tym gościem jest nie tak.
-Jasne. Sue zostań.-
Odparła z uroczym i sympatycznym uśmiechem, a brązowooka poprawiła grzwkę. Udaliśmy się do restauracji.
Usiedlismy na wysokich krzesłach przy barze, a ja gestem dłoni zawołałem kelnera.

-Dla mnie Asahi (Japońskie piwo-dop.aut) , a dla was...?-
Zapytałem spoglądając na towarzyszy.

-Dla mnie Coca-Colę.-
Poprosuła Sue.

-Ja to samo co koleżanka.-
Dodał Adrien.

-Zieloną herbatę, poproszę.-
Powiedziała Marinette i obdarowała barmana pięknym uśmiechem. Mężczyzna poszedł na zaplecze, a ja wyciągnalem z kieszeni paczkę papierów.
-Idzie ktoś..?-
Przez chwilę była cisza, ale po kilku sekundach z krzesła podniósł się blondyn i razem wyszliśmy na zewnątrz. Usiadłem na murku, a on stanąl obok i oparł się o ścianę. Wyciągnąłem fajki w jego kierunku, ale on zatrzymał mnie dłonią.
-Nie palę.-

-To po co tu wyszedłes?-
Zapytałem z nutką absurdu w głosie. On szybko przekręcił głowę w moją stronę, gwałtownie podszedł bliżej i złapał mnie za kołnierz.
-Ostatnia konkurencja trafiła do szpitala ze złamanym nosem.-
Zagroził, a ja zdezorientowany uniosłem ręce do góry.

-Stary jaka konkurencja? Wyluzuj!-

Gdybym chciał, mógłbym go zabić, ale tego nie zrobię. Nie chcę bójek.
O mało nie trafiłem do aresztu po takiej akcji. Byłem od niego pięć centymetrów wyższy, do tego silniejszy, dojrzalszy... no... i miałem lepsze, orzechowe włosy.

-Odwal. Się. Od. Marinette.-
Wysyczał, a ja potrząsnąłem głową, aby wzbudzić się z tego chorego koszmaru.

-Co?-
Zapytałem, a już po chwili jego pięść spotkała moją twarz, a dokładniej przestrzeń między okiem, a policzkiem. Upadłem na jedno kolano i otarłem dłonią obolałe miejsce, po czym wstałem i podciąłem mu nogi. Leżał teraz na ziemi, a ja stałem nad nim dumnie, jednakże nie pozostał mi dłużny i po chwili ja tez zderzyłem się z chodnikiem. Rzucił się na mnie i zaczął odkładać uderzeniami, a ja zręcznie kiwałem głową, aby uniknąć jego Furii. Następnie przeturlałem się agresywnie i przyszpiliłem go do ziemi. Wierzgał, wyrywał się i warczał, ale ja jak wcześniej wspomniałem, jestem od niego silniejszy. Po minucie na dwór wybiegły Marinette i Sue. Obie zasłoniły usta dłońmi i po zbuforowaniu informacji podeszły do nas. Japonka trzymała za ramię Adriena, a Francuzka mnie.

-Co wam odwaliło do cholery!?-
Wydarła się Susane, ale tak, aby przechodnie jej nie usłyszeli. Wyrwałem się z uścisku Mari i skrzyżowałem ręce.

-To on się na mnie rzucił! Bredził coś o jakiejś konkurencji! Na przyszłość ostrzegaj mnie przed swoimi chłopakami.-
Burknąłem z nutą ironii i posłałem wściekłemu blondynowi harde spojrzenie.

-Adrien! Ona i Josh to tylko przyjaciele, zrozum!-
Wtrąciła się ponownie czekoladowooka.

-Nie wpraszaj się w nie swoje sprawy.-
Skarciła ją agresywnie ciemnowłosa.

-Bo co?-

-Ty idiotko...-

-Spokój dziewczynko. Francuzi mają takie same prawa jak my. Nie jesteś uprzywilejowana! Więc z łaski przestań mi mówić co mam robić!-

W Marinette gotowała się czysta złość. Zrobiła się czerwona, a przy każdym oddechu z jej ust wydobywało się warknięcie. Wyraz twarzy Sue pozostał sympatyczny i zagubiony. Widać, że nie lubi kłótni i stara się z nią zaznajomić, ale ta nie miała do niej nic, poza czystą nienawiścią. Po kilku głębokich oddechach moja przyjaciółka uderzyła ją z całej siły w twarz. Niższa dziewczyna schyliła niżej głowę i ukryła zranione spojrzenie.
Trzymała dłoń przy pulsującym policzku, po którym małym strumieniem zaczęły spływać łzy.
Uniosla wzrok na Marinette i Adriena.

-Pojadę z wami, ale tylko dlatego, że wiem jakie byłyby konsekwencje mojej rezygnacji, ale wiesz co? Zawiodłam się na tobie. Myślałam, że jesteś inna.-
Po tych słowach odeszła w stronę ich hotelu. Dziewczyna spuscila głowę i mocno stukała dłonmi w czoło. Blondyn dotknął jej ramienia, a ja przytuliłem ją na pożegnanie.

-Porozmawiajmy kiedy indziej.-
Wyszeptałem, a ona kiwnęła głową, po czym udałem się w przeciwnym kierunku.
***Marinette***
Jest mi tak strasznie wstyd. Przecież ona nie wie co ja czuję do Adriena, a mimo tego obwiniam ją o to. Muszę z nią porozmawiać, ale boję się, że nie dam rady tego odkręcić.
Boże jaka ja jestem głupia...
Wszystko niszczę...
Wszystko...
Mam tylko nadzieję, że mi wybaczy. Dopiero teraz widzę, jak ona starała się ze mną zaprzyjaźnić. Byłam zimna i oschła. Na szczęście nie zrezygnowała z misji. Przeproszę ją...
Może wcale nie jest tak źle.
Wybacz mi, Sue...

***Adrien****
Przesadziła.
Przecież Susane nic nie zrobiła...
Ona nawet nie wie, co jest między nami, a mimo to Marinette ją uderzyła. Dlaczego jest taka nerwowa? To tylko przyjaciółka! Nawet nic do niej nie czuję.
Nic.
Przyjaźń.
Nic więcej.
Ja też cholernie się zachowałem.
Oboje zwaliliśmy sprawę.
Josh nie jest świadom jakimi uczuciami darzę Marinette, a nawet widzę, że on nie jest w niej zakochany. Więc po co się tak denerwowałem?
Po co była ta bójka?
Po co?
Zależy mi na niej. Nie chcę jej stracić.
Muszę przeprosić Joshuę...
***Josh***
-Doskonale, chłopcze... jeśli uda ci się ich skłócić... wszystko idzie nieprzyzwoicie idealnie!-
Usłyszałem głos w mojej głowie i uśmiechnąłem się pod nosem.
-Dziękuję, Mistrzu.-

2432 słowa... powoli biję rekordy!
XD
Gwiazdka i motywujący komentarz jak zawsze mile widziany :)
Wiem, wiem.
Pokomplikowałam jeszcze bardziej, ale... może ktoś już potrafi poukładać sobie wszystko w głowie. Jeśli chcecie pomyśleć to polecam wrócic do prologu... C=

Miłej lektury! =*
Jak to się teraz potoczy.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top