"Po prostu nie chciałem być sam"
Shawn
Odwróciłem się od nieprzytomnego Michaela i z trudem powstrzymywałem wybuch płaczu.
Posłałem temu zasranemu idiocie takie spojrzenie, że sam się zdziwiłem, czemu nie leży on martwy na ziemi. Zacisnąłem z całej siły usta, zawijając je przy tym lekko do środka.
-Ty pierdolony morderco...-
Szepnąłem ze spuszczoną głową i wpatrywałem się w łzy kapiące na ziemię. Pozostawiały wilgotne plamy, migoczące przez światło księżyca.
Od wewnątrz rozsadzał mnie czysty ogień furii i bólu. Miałem ochotę wydrzeć i napluć mu w twarz.
-MORDERCA...!-
Krzyknąłem unosząc głowę i patrząc prosto w te stalowe oczy. Puste, a wręcz zdziwione moją reakcją.
Oddychałem ciężko, moje ciało powoli pokazywało zmęczenie, kropelki potu spływały po bladym czole.
-Czemu nie przyjdziesz i mnie nie uderzysz? Nie pomścisz towarzysza? Dlaczego stoisz w miejscu?-
Zapytał, a ja popadłem w osłupienie.
Zesztywniałem, nie mogłem się ruszyć, więc dalej wpatrywałem się w jego nad wymiar poważne spojrzenie.
-Wiem dlaczego. Zrozumiałeś, że nie masz szans, że przegraliście. Ja mam armię opetanych Paryżan, wy jesteście sami-
Na jego słowa uśmiechnąłem się sam do siebie i drwiącym wzrokiem zmierzyłem jego postać.
-Joshua. Powinieneś sobie z nim poradzić...-
Posłal na mnie swojego pachołka, który po chwili rzucił się na mnie.
Leżeliśmy na ziemi. On próbował trafić pięścią w moją głowę, która sprytnie unikała jego agresywnych uderzeń. Tymczasem Władca Ciem zaprowadził gdzieś całą resztę.
-Czemu to robisz?!-
Zapytałem, kiedy opadł z sił i zatrzymał ataki, by złapać oddech.
Popatrzył na mnie, a minę miał taką, jakby sam nie wiedział jak odpowiedzieć na to pytanie.
-Ty nic nie rozumiesz!-
Ze zrezygnowaniem usiadł obok i schował twarz w dłoniach. Zamrugałem, aby się upewnić, że nie zemdlałem po jakimś uderzeniu.
Podniosłem się na Łokciach.
-To mi wytłumacz-
Odparłem, drapiąc się po głowie.
Spojrzał na mnie z niedowierzaniem.
-Chcesz ze mną rozmawiać...?-
Zapytał niemało zdziwiony, a ja potknąłem mu.
-Nie da się rozwikłać problemu inaczej, niż rozmową. Tak mówiła mi mama-
Wytłumaczyłem, ale zaraz potem ugryzłem się w język. Po cholerę mu mówię o mojej rodzinie. Zwrócił głowę w kierunku szyby i oglądał posrebrzone ramy okien. Westchnął.
-Chcę tylko odzyskać siostrę, po prostu nie chciałem być sam... Gdy byliśmy mali... ona miała wypadek i umarła mając sześć lat-
W jego oczach stanęły łzy. Dziwne, ale kąciki moich również niemiłosiernie zapiekły. Milczałem. Rozumiałem go, w końcu sam straciłem najbliższą mi rodzinę, brat uratował mi życie, ale nigdy nie posunął bym się tak daleko, by ich wskrzesić. To nieludzkie.
-Z resztą... nie wiesz jak to jest..-
Mruknął i wywrócił oczami. Uśmiechnąłem się pod nosem.
-A wiesz, że wiem? Moją rodzinę zabiła lawina kamieni. Mój bliźniak na szczęście w porę wypchnął mnie z samochodu, a sam zginął. I przed chwilą..-
Wskazałem na splugawione ciało Mike'a
-Zabito mi przyjaciela-
Sztucznym Uśmiechem pozdrowiłem jego zdumione oblicze.
-Ja...Prze..-
-Nie musisz-
Przerwałem mu próbę przeprosin. Co mi to da? Nie zwróci mu to życia. Josh przesunął do siebie kolana, po czym wtulił w nie głowę.
-Ash... tak miała na imię...-
Szepnął z ulgą i łzami na policzkach.
Jego źrenice migotały wyraźnym światełkiem.
-Nie cofniemy czasu. Przeszłość jest poza naszym zasięgiem-
-Wiem-
Odpowiedział szybko.
-Dziękuję
Dodał po chwili i posłał mi czułe spojrzenie.
-Nie ma za co-
Odparłem z uśmiechem, a po chwili tej jakże uroczej wymiany zdań, oprzytomniałem. Serce zabiło szybciej, a tęczówki zmalały do nieopisanych rozmiarów.
Pomachał mi z niepokojem ręką przed twarzą.
-Shawn..?
-Cholera!
Krzyknąłem i poderwałem się z ziemi.
-Wiesz co on planuje?!
Jęknąłem nerowo, skacząc z nogi na nogę.
Patrzył na mnie ze zdziwieniem.
-Zniszczyć. On... chce was zniszczyć
Wydukał, a ja przełknąłem nerwowo sline i rozejrzalem się we wszystkie możliwe strony.
-Gdzie poszedł?
Zapytałem już nieco spokojniej, jednak nadal cały dygotałem.
-Dach
-Dzięki!
Krzyknąłem i popedziłem w stronę drzwi z wiadomym napisem, a tak naprawdę obrazkiem wskazującym na szczyt budynku.
-Zajmij się Mike'iem!
Rzuciłem na odchodnym i kątem oka ujrzałem uśmiech wdzięczności na jego twarzy.
Tak, tak! Dopisałam kawałek, bo jakimś cudem się on usunął... Przepraszam...
Jak będzie dużooo komentarzy to zdradzę wam pewną tajemnicę... :p
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top