Rozdział dziesiąty

Minęły dwie godziny, czyli zaledwie połowa wyznaczonego czasu. Niebo przybierało coraz jaśniejsze barwy- zbliżał się świt. A ja nadal odnosiłam wrażenie, iż zamiast mózgu mam zgniłą kapustę, na dodatek stroniącą od współpracy. Miałam nadzieję, że spacer po dachach paryskich domów w otoczeniu chłodnego powietrza rozbudzi mnie, jednak jedynym co otrzymałam okazały się czerwony nos, policzki i uszy. Musiałam to w końcu przyznać: najważniejszą w życiu rozmowę z Alyą przeprowadzę nie kontaktując. No trudno. Takie życie.

-Możemy usiąść?- zapytałam. Nastolatka zapewne uznała, iż się zmęczyłam, a ja nie zamierzałam wyprowadzać jej z błędu. Przykucnęłyśmy ramię w ramię, drżąc z gęsią skórką pokrywającą całe ciało, na jakimś murku. Było z niego widać całe miasto, rozświetlone blaskiem padającym z okien. Mocniej otuliłam się kurtką Kota, zapinając ją pod samą brodę. Była niesamowicie ciepła, gdyż wewnętrzną warstwę tworzył polarowy materiał. Uśmiechnęłam się na wspomnienie jej właściciela. Wywoływał w moim sercu niesamowity zamęt, którego w żaden sposób nie mogłam nazwać, czy tym bardziej ogarnąć, lecz nie zmieniło to faktu, iż się o mnie troszczył jak mało kto. W przeciwieństwie do pewnego modela...

-Musimy porozmawiać- zaczęłam. Na dźwięk owych słów mulatka drgnęła, po czym spojrzała na mnie lekko przestraszonymi oczami. Co wywołało u niej taką reakcję? Sądziłam, że tylko faceci mają wbudowany sygnał alarmowy na wypowiedziane przeze mnie słowa. Może szatynka bała się, że odwołam ją z funkcji super bohaterki lub ochrzanię, za spapranie jakiejś misji? Zupełnie nie miała ku temu powodów. Spisywała się doskonale, jednak znając jej chorobliwe ambicje i tak uważała, że zawalała na każdym kroku. Cała Alya. - Chodzi mi o ciebie i Nino.

Dziewczyna jęknęła. Najwyraźniej każde wspomnienie o byłym powodowało niejaki ból. Rozumiałam to. Tak świetnie do siebie pasowali, gdy razem przebywali otaczała ich ta specyficzna aura, charakteryzująca dwie połówki tego samego serca. Rozstanie w tym wypadku musiało sprawić obydwojgu wiele przykrości, ale najwyraźniej żadne nie wiedziało jak wrócić do tego co było wcześniej. Tym miałam zająć się ja.

-To już skończone, okej?- powiedziała dobitnie, jednak poznałam po jej głosie, że nadal ma nadzieję. -Definitywnie i ostatecznie. On nie chce mnie znać...- zakończyła cicho, wpatrzona w malowniczą panoramę. Przyglądałam się jej twarzy, nieruchomej jak wyrzeźbionej w marmurze. Dopiero widząc pojedyncze łzy mknące szybko po policzkach, rozmazując makijaż, zdałam sobie sprawę jak poważna jest sytuacja.

Moja przyjaciółka nigdy nie płakała.

N I G D Y

Krzyczała, wściekała się, ignorowała ludzi, zbywała ich, maskowała wszystko żartem: jak najbardziej. Jednak po raz pierwszy w życiu widziałam, żeby się rozkleiła. Zawsze ja robiłam za tą, która się mazgai i potrzebuje wsparcia, zaś złotooka szła przez życie z dziarską miną, ładując się wszędzie z buciorami i wprowadzającą swoje zasady. Nieoczekiwanie role się odwróciły. Wiedziona kobiecą intuicją objęłam ją. Przypadkowemu przechodniowi, gdyby się taki napatoczył, mogłoby się wydawać, że w nijaki sposób ów gest wpłynął na siedemnastolatkę, jednak ja widziałam, że odblokował w niej wszelkie zawory. Wcześniej próbowała się opanować, zdusić emocje i nie czuć bólu, jednak pod wpływem czyichś wspierających ramion już nie wytrzymała. Łzy lały się wartko, choć twarz ich właścicielki nadal pozostawała niewzruszona.

Nagle szatynka zmarszczyła brwi, zaciskając powieki oraz wyginając usta. Pochyliła głowę, żeby ukryć szloch, zaś całym jej ciałem wstrząsnęły dreszcze. Dałam jej się wypłakać. potrzebowała tego. Każdy czasem potrzebował. Te całe pocieszanie w stylu: "Wszystko będzie dobrze", "No już, nie załamuj się", "Nic się nie stało" było stryczek warte. Po co na siłę się uśmiechać skoro w środku władzę obejmują czarne emocje? Trzeba się ich pozbyć, nie ukrywać pod sztucznym uśmiechem. Choć nie wszyscy to rozumieli...

-Nie mów tak. Mam pewien pomysł jak was pogodzić. Nie ma sto procent pewności, że zadziała, ale lepsze to niż nic... -zaczęłam. Naprawdę było mi przykro, iż nie mogę jej zaproponować czegoś z niezawodną skutecznością. Jednak tak już działało życie: nigdy nic nie jest pewne.

-Jaki?- zapytała, jakby lekko podniesiona na duchu. Uniosła głowę, patrząc na mnie pytająco. Najwyraźniej jej zaufanie co do idolki nie miało granic, skoro natychmiast przestała płakać.

-Każda z moich pereł, tych przy pasie, wyróżnia się pewną mocą. Raz już wykorzystałam Perłę Słońca, panującą nad prawdą. Oprócz niej mam też Perłę Morza. Wiesz czego symbolem jest morze? - zapytałam, mając nadzieję, że dziewczyna da radę odpowiedzieć na owe pytanie. Podczas lekcji francuskiego dość często omawialiśmy symbole, więc jeśli słuchała nie powinna mieć z tym problemu.

-Nieskończoności, potęgi, zmysłowości, samotności, zapomnienie, czasu...

-O właśnie!- krzyknęłam, zadowolona, że doszła do najważniejszego w tamtej chwili elementu. -Czas. A z Perła Księżyca symbolizuje podświadomość.

-No tak i co w związku z tym?- zapytała, nie bardzo łapiąc.

-Jeśli połączyć ich moce da się przywołać ludzkie wspomnienia. Oraz przypuszczalnie związane z nimi emocje, zwłaszcza samotności przez jaką oboje przechodzicie, bo, jak już wspomniałaś, morze symbolizuje również samotność.

-Chyba długo nad tym myślałaś- zauważyła. Skinęłam głową, gdyż rzeczywiście spędziłam w internecie mnóstwo czasu, szukając symboliki każdej z  pereł. Już jakiś czas temu domyśliłam się, że wystarczy ją dowolnie zinterpretować, a te magiczne kuleczki wpiszą się w ową interpretację, wypełniając nasze oczekiwania. Sprawdziło się to w wypadku wyzwań w Chinach, więc czemu miałoby nawalić tym razem? -Nadal nie rozumie jak to ma pomóc- przyznała Lisica.

-Miłość to przede wszystkim emocje jakie do siebie czujecie. Teraz osłabły, pod wpływem pechowych zdarzeń. Nie zamierzam zmuszać Nino, żeby do ciebie wrócił, jeśli nie chce tego, lub ni jest na to gotowy. Podejrzewam, że ty również nie jesteś w stanie się zdobyć na pierwszy ruch. Dlatego musicie sobie przypomnieć waszą relację z czasów nim dostaliście Miracula. Może to pomorze wam zauważyć jak dużo dla siebie znaczycie, jak i fakt, że bezsensowne kłótnie nie są w stanie tego zachwiać.

-Ja doskonale wiem co do niego czuję- zaprotestowała nastolatka.

-Ty tak. Ale on? Czuje się teraz oszukany. Pokażmy mu jak sytuacja wyglądała naprawdę- zaproponowałam. Skinęła głową, dając mi do zrozumienia, że rozumie. - Zadzwonię do niego i poproszę żeby przyszedł- poinformowałam.

-Jak? Na pewno już się przemienił, a ja nie mam ze sobą swojego telefonu, natomiast ty z super bohaterów masz numer tylko do Kota, który zapewne już poszedł spać, więc nie przekaże wiadomości- uśmiechnęłam się chytrze na słowa.

-Nigdy we mnie nie wątp, zwykła śmiertelniczko. Jakbyś nie zauważała w momencie w jaki się przemieniamy w ludzi znikają wszelkie elementy, w tym kurtki- chwilę zajęło nim nim szatynka załapała sens wypowiedzianych przeze mnie słów. Spojrzała wielkim oczami na zieloną skórę okrywającą jej ramiona.

-Sugerujesz, że...?

-Tak. Twój fochliwy książę ostatnie dwie godziny gdzieś tam sobie siedzi, nadal jako Żółw, żebyś nie marzła- powiedziałam z satysfakcją. Złotooka zrozumiawszy jak chłopak się dla niej stara lekko się uśmiechnęła, zaś jej policzki przybrały malinową barwę. Patrzyła przed siebie mglistym wzrokiem, pogrążona w zapewne miłych wspomnieniach o jej ukochanym, podczas gdy ja do niego dzwoniłam. Odebrał po pierwszym sygnale.

-Biedronko, co się stało?! Z Lisicą wszystko w porządku?!- zapytał, podczas gdy ja zastanawiałam się jak mogą być takimi tumanami. Ciągle dbali o siebie nawzajem,a i tak mnożyli jakieś wydumane problemy.

-Musisz tu natychmiast przyjść!Potrzebujemy pomocy! Jesteśmy...aaaa!- udałam, że coś wyrywa mi jo-jo, po czym się rozłączyłam, pełna satysfakcji. Byłam pewna, że po czymś takim brunet przyleci do nas w te pędy, poganiany przerażeniem o stan jego ex. Ze znalezieniem nas też nie powinien mieć większych problemów. W końcu od czego były nadajniki? Nie raz za ich pomocą musiałam tropić Kota, czasem mającego skrajnie głupie pomysły, jak chociażby starcie w pojedynkę z Kotowtórem.

Pięć  i cztery setne później miałyśmy przed sobą zdyszanego złotookiego. jego oczy wyrażały bezkresne przerażenie. Swoją drogą Miraculum musiało mu wyrobić mięśnie, gdyż kiedyś miał takie wiotkie ramionka, a teraz aż miło było popatrzeć. I po co on je ciągle ukrywał pod tą kurtką? Bez prezentowało się to znacznie lepiej. Choć zapewne u Kota i Adriena wyglądałoby to jeszcze lepiej...

-Co się dzieje?! Ktoś was zaatakował?! - panikował chłopak. Wywróciłam oczami. Czy on był ślepy?

-Nie, ale musisz coś zrobić.

-Czyli wtedy...z tym...?

-Ściemniałam, żebyś jak najszybciej przyszedł. Jak widać mi się udało. A teraz oboje ustawcie się naprzeciwko siebie i złapcie za ręce- rozkazałam, tonem nie znoszącym sprzeciwu. Alya, wiedząca już mniej więcej czego się spodziewać, wykonała zadanie bez szemrania, zaś jej towarzysz wydawał się pełen rezerwy dla przydzielonego mu zadania, jednak również się dostosował. Każde z nich bało się spojrzeć na to drugie.

Odczepiłam od pasa dwie perły, otworzyłam je tak jak zwykłam to czynić z jo-jo. Otoczyły nas dwu kolorowe iskierki w odcieniach morskim oraz jasnobłękitnym. W myślach wydałam im odpowiednie polecenia. Po praktyce  z Perłą Słońca miałam już niejaką wprawę. Miraculum, jako koordynator całej akcji, pokierował w moim imieniu świetliste punkciki ku dwójce, zaskoczonych owym zjawiskiem, nastolatków. Światełka zaczęły wirować wokół nich z prędkością światła. Widziałam co jakiś czas przebłyski wspomnień, wyświetlających się na powierzchni wiru stworzonego przez iskry.

Pierwsze spotkanie, odrabianie pracy domowej, rozmowa telefoniczna, wyjście do sklepu, gra na prowizorycznych instrumentach, CHWILA CZY TO BYŁ ICH PIERWSZY POCAŁUNEK, randka w parku, na basenie, w kinie, kilka rozmów  w szkole... Oho, doszliśmy do momentu otrzymania przez Alyę Miracula. Usłyszałam ciche westchnięcie chłopaka. Kilka wspomnień dziewczyny z akcji, zaś potem moment jak z kolei Nino został Żółwiem. Kłótnia, pokonanie Sowy, "depresja" obydwojga po rozstaniu...aż do obecnego momentu.

Wszystko opadło, światełka wróciły na swoje miejsce, zamknęłam perły i na powrót umieściłam przy pasie. Siedemnastolatkowie stali bliżej niż wcześniej, patrząc sobie głęboko w oczy. na ich ustach błąkały się pełne miłości uśmiechy.

Oficjalnie do siebie wrócili.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top