Rozdział 35
Nino, Chloe, Alya, Luka i Adrien siedzieli wokół Marinette, wpatrując się w starą walizę, którą dziewczyna postawiła między nimi. Mulatka usilnie próbowała zachować spokój i nie wybuchnąć, widząc jak jej były chłopak, trzyma dłoń blondynki.
- Pamiętajcie, że to nie zabawa. - Odezwała się ciemnowłosa, patrząc na Chloe, a ta westchnęła udręczona.
- Jakbym tylko ja robiła głupoty. - Mruknęła ze śmiechem, a cała reszta spojrzała na nią poważnie. - No dobrze, dobrze.
- Więc po kolei. Alyo, daje ci mi... i...i...- Nagle Marinette zabrakło tchu. Złapała się wolną dłonią pod piersiami, bo poczuła tam lekki uścisk. Luka odsunął otwartą walizkę na bok wraz ze stolikiem kawowym i wcisnął mulatce w dłonie naszyjnik.
- Hej, makaroniku, spokojnie. - Powiedział. - Pamiętasz, to norma. Wdech. - Poinstruował, nabierając powietrza w płuca. Ciemnowłosa również powtórzyła ten gest. - I wydech. - Dodał, wypuszczając je. Marinette naśladowała jego ruchy kilka razy, aż znów poczuła, że może oddychać.
- Co się stało? - Zapytał zszokowany blondyn. - Czy ona ma wszystkie możliwe dolegliwości związane z ciążą? Za mało w życiu ją spotkało?
- Nie wiem. - Odpowiedział mu chłopak. - Może to przez to, że to bliźniaki, ale...
- Czekaj, kurwa!- Wtrąciła się Chloe, łapiąc jego ramię. - Czy ty powiedziałeś bliźniaki?
- No.- Mruknął. - Nie mówiłem wam? To skąd Kagami wie...
- Chodzi z twoją siostrą. - Powiedziała Mari, czując się już pewniej. Wyciągnęła kolejne miraculum, tym razem żółwia i dała je Nino. - Sadze, że ona jej po...
- Czekaj kurwa!- Znów blondynka przerwała tym razem dziewczynie. - Jak to Kagami lesbijka? Przecież spała z nim. - Wskazała palcem z na Adriena, a Mari uśmiechnęła się ironicznie.
- Może jej pokazał, że u faceta nie dostanie nic ciekawego. - Zobaczyła niebezpieczny błysk w oku Luki, po którym przełknęła ślinę. Podała Chloe miraculum pszczoły. - Niektórzy faceci po prostu to mają, a inni nie. - Poprawiła się. Blondyn szeroko otworzył oczy i zerwał się z miejsca.
- Ubliżasz mi! - Warknął na dziewczynę. - Zachowałem się wtedy jak chuj. Po twoim powrocie też, ale zaczynasz wchodzić na bardzo grząski grunt.
- Tak?- Zapytała, z trudem wstając. - I co niby zrobisz, tylko żartuję! Nie przesadzaj!
- Yyyyyghhh. - Jęknął, po czym przemienił się i wyskoczył przez okno. Ciemnowłosa zacisnęła mocno szczękę.
- Jakże dojrzale. - Mruknęła, krzyżując ręce na piersiach. Luka położył jej rece na ramionach.
- Tutaj, akurat przesadziłaś. - Stwierdził.
- Jutro patrol Chloe i Alya, a pojutrze Luka i Nino. Dzisiaj niech Adrien sobie pobiega. - Zarządziła, zmieniając temat. - We wtorek mamy czas antenowy na kanale drugim. Pójdę, jako osoba reprezentatywna. Nie będę musiała jakoś specjalnie ryzykować.
W tym samym czasie jak Mari zaczęła już żegnać się ze swoimi gośćmi Adrien trafił pod blok Marie. Wpadł w uliczkę pomiędzy obiema mieszkaniami i wrócił do swojej cywilnej formy. Poprawił kołnierzyk białej koszuli, którą miał założoną na randce z dziewczyna po południu. Spotkali się zaledwie kilka razy, ale za każdym razem było to niezapomniane przeżycie. Pierwszy raz jednak szedł do niej wściekły. To co dziś usłyszał od jego byłej, sprawiło, ze zalała go krew. Przeskakiwał co dwa kroki, aby trafić do mieszkania. Zapukał mocno do drzwi.
- Już, już. Wiem, ze to Pani Goodie. - Krzyknęła Marie przez drzwi. Marie rozpoznał przez głos, chociaż ten był stłumiony. - Ale na Boga, my nawet nie puszczamy muzyki, a co dopiero ro... - Otworzyła drzwi, a w jej złotych oczach zabłysła dekoncentracja. Miała rozpuszczone swoje długie włosy i ubrana już była w niebieską koszulę nocą. - Nie jesteś Panią Goodie.
- Odkrywcze. - Powiedział z uśmiechem. Szybko jednak zmarkotniał. - Ja przepraszam, nie wiem czemu akurat przyszedłem tutaj. Po prostu...
- Dobrze. - Przerwała mu ciepło. - Widzę, że coś cię dręczy. Zaparzę ci melisę. - Wpuściła chłopaka do środka, aby się rozgościł, a sama ruszyła do kuchni.
- Obudziłem cię? - Zapytał.
- Nie. - Powiedziała, szybko zakładając na siebie gruby szlafrok. - Broń Boże. Siadaj na kanapie. Po prostu, już się szykowałam. Jest dość późno.
- Wiem, ale... - Westchnął głęboko. - Matko, ledwo się poznaliśmy.
- Nie szkodzi, mam taką aurę. - Zaśmiała się. - Ludzie mi ufają i chcą się zwierzać. - Podała Adrienowi parujący kubek. - Mów.
- Gdybym miał ci wszystko opowiedzieć. Musiałbym zacząć od liceum. - Uniósł Brwi. - Chyba tam wszystko zaczęło się jebać... Nie, muszę przestać się oszukiwać. Ja wszystko zjebałem. - Dziewczyna złapała pokrzepiająco jego wolną dłoń, która opierał na poduszce kanapy. - W liceum chodziłem z taką dziewczyną, Marinette. Była piękna, zaradna i mądra. Kochała się we mnie od gimnazjum, a ja... Ja ta załapałem dopiero w liceum, gdy był taki głupi splot wydarzeń. Ale było jakiś czas idealnie... Jakiś czas... - Czuł jak łzy napływają mu pod powieki. - Poznałem Kagami, córka partnerki w interesach mojego ojca. Kazali nam się zbliżyć, parę razy Mari wystawiłem. W tym czasie, wrócił do niej przyjaciel z dzieciństwa, Luka... Ale On nic nie robili w sumie niedługo potem chciał wyjeżdżać, a ja robiłem jej sceny zazdrości. No i wystawiałem, rozumiesz?
- No tak. - Mruknęła, upijając łyka swojej herbaty. - Przeczuwam jednak, że najgorsze jeszcze przed nami?
- Tak. - Szepnął. - Bal na zakończenie roku, planowałem się jej oświadczyć. Nawet miałem pierścionek, wszystko było gotowe... Nie wiem jak to się potoczyło. Ona tańczyła z Luką, rozmawiali długo. Ja piłem shota za shotem. Na odwagę, ale szczerzę nawet nie wiem skąd się pojawiały. Obraz zaczął mi się rozmywać i kręcić. Podeszła do mnie. Byłem pewny, że to Mari. Mają ciemne włosy, są niskie. Tak mi z tym źle i do dziś sobie wypluwam, że dałem się jej zaprowadzić do tego pokoju. Kagami się rozebrała, po czym...
- Zdradziłeś Marinette.- Stwierdziła Marie. Adrien schował twarz w dłoniach. - To błąd jak wiele innych, które na pewno popełnisz w życiu.
- Potem wyjechała na ponad rok. - Powiedział. - Z tym Luką i tam się zeszli, i mieszkają razem. Ona zaciążyła. Jeszcze po powrocie wmawiałem sobie, że do mnie wróci. Jak wariat obserwowałem ją. Czuję do siebie obrzydzenie.
- Hej. - Szepnęła miękko i przyłożyła swoją dłoń do jego policzka. - Nie bądź taki surowy. - Bardzo żałowałeś błędu i chciałeś cofnąć czas. Życie niestety tak nie działa.
- Pewnie nadal bym taki był...- Szepnął, przykładając swoją rękę do jej i odwracając się w jej stronę. - Gdyby nie ty. Tak mi pomogłaś. Obudziłaś mnie z tego chorego letargu. - Dodał. Marie uśmiechnęła się.
- Taki dar. - Stwierdziła, a chłopak zaśmiał się na jej słowa.
- Odkrywcze. - Uznał, a potem spojrzał na jej usta. Dziewczyna zauważyła ten gest i pochyliła się w stronę chłopaka, inicjując pocałunek. Chłopak zamrugał zaskoczony, po czym objął dziewczynę w tali wolną ręką, bo w drugiej dłoni nadal trzymał kubek z herbatą. Dłoń szatynki przeniosła się z policzka, na żuchwę i spoczęła na karku chłopaka, podczas gdy w drugiej nadal trzymała parujący kubek.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top