Rozdział 34


 Mulatce zabrakło łez. Wstała z ławki i ruszyła przed siebie, raz po raz zaciągając nosem. Potrzebuje Wina. Dużo. Pomyślała, odgarniając włosy z czoła.

- O tak, lepiej się napić niż zrobić coś ze swoim życiem. - Usłyszała ciepły głos po swojej prawej. Aż podskoczyła, gdyż nie zwróciła uwagi, aby ktokolwiek za nią szedł. Odwróciła głowę, aby spojrzeć prosto w roziskrzone oczy. Jedna z tęczówek była tak ciemna, że prawie zlewała się ze źrenicą, natomiast druga tak jasna, że omal nie łączyła się z białkiem. - Prawda? I tak nic w życiu ci nie wychodzi.

- Ale... - Szepnęła Alya, nie wiedząc co odpowiedzieć. - Ja tylko chciałam odzyskać poprzednie życie.

-Jak?- Zapytała się rozbawiona postać. Położyła jej dłonie na ramionach, stając na przeciwko dziewczyny. - Krzycząc na swojego byłego czy na swoją przyjaciółkę? - Dodała z ironicznym uśmiechem. 

- Ja nie chciałam źle. Trochę mnie poniosło.-Odpowiedziała dziewczyna, próbując się cofnąć, ale postać zacisnęła na niej swoje palce i przytrzymała w miejscu, wciąż patrząc z tym pobłażliwym uśmiechem. Alya czuła coraz większe przygnębienie, pomieszane ze strachem, gdy tiulowa czarna suknia jej nowej towarzyszki ocierała się o jej nogi. - Proszę odejdź.

- Nie mogę. - Powiedziała, po czym nachyliła się ku uchu dziewczyny. - Dola zawsze cię dopadnie. - Dodała i odsunęła się. Alya ponownie zaczęła szlochać, a kobieta przed nią westchnęła. -Czemu się nad sobą użalasz, to nie ty zostałaś tu pokrzywdzona. 

- Chciałabym, aby było jak dawniej.- Szepnęła do siebie. - Zanim zerwałam te zaręczyny.

- Ale zerwałaś je.- Powiedziała z wyraźną satysfakcją w głosie postać, a mulatka się zachłysnęła na te słowa. - Nie cofniesz czasu. Niczego nie zmienisz. Ale wiesz co...

- Co? - Zapytała trochę mimowolnie dziewczyna, czując jak nogi się pod nią uginają.

- Lepiej im wszystkim by było bez ciebie.- Powiedziała kobieta z niesamowitą szczerością w głosie. - Tylko im stoisz na drodze do szczęścia. - Skończyła i puściła ramiona dziewczyny, a ta opadła na chodnik i zaczęła płakać. Nie zauważyła, gdy dziwna postać zniknęła, ani gdy kolejne osoby zaczęły ją mijać. 

Dopiero około dwudziestej trzeciej zauważył ją Adrien będąc na patrolu. Chłopak stanął nad nią i położył jej dłoń na ramieniu, a ta spojrzała na niego przerażonymi oczyma. Po czym znów się popłakała, przez co chłopak musiał przytulic ją do siebie i uspakajać dobre  piętnaście minut, w trakcie których wezwał Lukę. 

- Teraz powiesz mi co się stało? - Zapytał, a Alya niechętnie kiwnęła głową, patrząc to na Czarnego Kota, to na Viperiona i opowiedziała całą historię po kolei, zaczynając od kłótni z Nino. 

- W takim wypadku, nie ma co się bawić w udawanie. - Mruknął Luka. - Alya wie o miraculach. Będzie też trzeba powiedzieć Mari.

- NIE! - Krzyknęła dziewczyna.- Nie chcę też stracić jej... Błagam.

- Słuchaj, to jest poważna sytuacja. Mamy dwa nieznane nam miracula na ulicach Paryża, musisz opowiedzieć wszystko Mari, aby wiedziała co zrobić.- Powiedział.- Czasem trzeba wziąć na barki odpowiedzialność za rzeczy, które się zrobiło. Nawet jeśli nie mamy na to ochoty. 

- No dobrze. - Powiedziała i dala się zabrać do ciemnowłosej. Marinette akurat szykowała się do spania. Miała na sobie typową ciążową koszulę w małe czerwone serduszka i puchate kapcie. 

- Wróciliście? - Zareagowała na otwarcie się okna w salonie. - Jak dobrze. Tikki już się mar...- Zamarła na chwilę, widząc z nimi Alyę. - Wiesz, Tikki, to mój pluszak, haha.- Próbowała się jeszcze tłumaczyć. 

- Mari...- Przerwała jej dziewczyna. - Otworzyłam walizę. Powinnam od razu ci powiedzieć. Przepraszam. - Ciemnowłosa spoglądała na nią zaskoczona.

-Ja nie wiem co powiedzieć. - Szepnęła. - Zwróciłaś może uwagę na zabezpieczenie jakie miała? Sądziłam, że chociaż moja przyjaciółka to uszanuje.

- Wiem, wybacz. Nie wiem co mnie pokusiło. - Szepnęła. - Jednocześnie... Chce być dla ciebie ważna i chcę być twoją przyjaciółką. Jesteś mi jak siostra i bardzo żałuje naruszenia waszej prywatności.

- Rozumiem. - Westchnęła dziewczyna i złapała dłonie dziewczyny. - Ale następnym razem jak mam coś pod kluczem czy kodem, to uświadom sobie, że z jakiegoś powodu. - Alya z natłoku emocji wtuliła się w ciemnowłosą. 

- Fajnie, zjednanie. Miękkie serce i cała ta sprawa. - Powiedział Luka. - Ale ja nadal będę miał cię na oku. Ale mamy coś pilniejszego. Opowiedz co stało się w parku. - Dodał, a mulatka usiadła na kanapie, natomiast reszta osób zajęła miejsca wokół niej. 

- Zaczęło się jak zobaczyłam Chloe i Nino w parku. - Zaczęła, a Mari zasyczała.

- Więc się dowiedziałaś? - Zapytała. - A my już się zastanawialiśmy jak ci to powiedzieć, żeby cię nie zranić. Jej już i tak było głupio...

- Czuła się winna? - Zapytała zdziwiona, a Mari kiwnęła głową. - Czekaj wiedziałaś? 

- Fajnie, ze sobie rozmawiacie i w ogóle. - Wtrącił się lekko poirytowany Adrien. - Ale jest prawie północ, a ja chciałbym chociaż przed pierwszą wrócić do domu.

- No tak, to moja wina. - Szepnęła, zaczerwieniona ciemnowłosa. - Opowiadaj dalej.

- Więc spotkałam Chloe i Nino w parku. - Dziewczyna opowiedziała całą historie z jeszcze większa dokładnością niż wcześniej. 

- Rozumiem. - Szepnęła MAri, opierając przedramiona o stolik kawowy i stukając palcami o jego blat. - A jak ona wyglądała?

- Miała dwa inne tęczówki, jedną jasną, drugą ciemną. Maskę i sukienkę czarną oraz bardzo bladą skórę. Była silna, jak zacisnęła mi pa...- Dziewczyna przerwała, ponieważ, gdy odsunęła fragment bluzki z ramienia, im oczom ukazały się cztery sine ślady po palcach.

- O cholera.- Szepnęła Marinette, podnosząc się i ciągnąc za dłonie Alyę, bliżej źródła światła. - To straszne. 

-Ja... - Zająknęła się dziewczyna. - Nie wiem co powiedzieć. To było straszne, a te palce, tak się zaciskające... Ale to...

- Posłuchaj mnie teraz uważnie. -Powiedziała twardo ciężarna. - Jesteś moją przyjaciółką. W przeszłości i przyszłości możemy na siebie liczyć. Jesteś mi bliska i jesteś dla mnie ważne i nic z tego co ta kobieta mówiła, nie jest prawdą.

- Ja też cię kocham. - Szepnęła Alya, po czym obie wybuchły płaczem i objęły się mocno. Po chwili się uspokoiły i znów usiedli na swoich miejscach. - Więc tak, Tikki, Plagg, Sass. Ktoś, coś?

- W sumie ja coś mam. - Powiedziało kwami biedronki. - Plagg zna tylko jedno miraculum ze słowiańskiej szkatuły. - Dodało zjadliwie, po czym, usiadła na środku stolika, ignorując prychniecie Czarnego stworzonka. - A więc Kwami Doli, nie znam jej imienia, ale żywi się silnymi emocjami i może je przekładać na inne miracula.

- Nie ma co...- Szepnęła Marinette. - Po Paryżu biega se laska ze szkatułą magicznej biżuterii i chyba wypada coś z tym zrobić. Po pierwsze, dobrze jest znać wroga. Które z kwami najlepiej zna słowiańską szkatułę. - Trzy stworzonka spojrzały na siebie.

- Wayzz. - Odpowiedzieli jednogłośnie. 

- Dobrze, robimy tak, Jutro z rana, Luka przypomina Tikki, aby zawołała go ze szkatuły. Zrobimy listę tych miraculi. Mieliśmy prostą sprawę z Alyą, jeśli chodzi o opowiedzenie sytuacji, ale w momencie, gdy zostanie zaatakowany ktoś obcy?- Zapytała. Adrien znów zobaczył w niej Biedronkę. Kobietę, w ktorej niegdyś się zakochał, i która potrafiła poradzić sobie z każdym problemem. - Z resztą przyda się zwiększenie patroli, wasza dwójka w tym wypadku to mało. Wcześniej mieliśmy jednego złoczyńcę. Tutaj nie wiemy, ile jest wrogów, ile miraculi i jaki jest cel. Potrzeba będzie wsparcia najbardziej zaufanych osób. Szczególnie, że w tym momencie ja nie wejdę na plac boju.

- Nie bez powodu byłaś i jesteś Biedronką. - Szepnęła Alya. Marinette uśmiechnęła się.

- Wiec tak, póki nie poznamy celu tych ludzi, warto wtajemniczyć znanych nam już bohaterów. Niestety też ostrzec ludzi, ale tak, aby nie zasiać paniki. - Mari wzięła głęboki wdech. Luka zobaczył w swojej narzeczonej bohaterkę, a nie dziewczynę, która potrzebuje jego ochrony. Zaimponowało mu to, ale jednocześnie poczuł się niepotrzebny jak jeszcze nigdy. - Na razie weźmiemy Alyę, Nino i Chloe. To najbliższe nam osoby, a w tym momencie im nas więcej tym lepiej, bo nie wiemy z kim walczymy. Będziecie patrolować dwa razy dziennie, parami. Aczkolwiek zmieniamy taktykę. Szukacie raczej głównie opuszczonych miejsc. Parków, uliczek i tym podobnych. Alya, jako że jesteś na stażu w telewizji załatwisz nam wywiad. SZYBKO! 

- Oczywiście. - Odpowiedziała mulatka.

W tym samym czasie w pewnym mieszkaniu, po drugiej stronie Paryża, policjantka przekładała rozmarzonym wzrokiem kwiat róży z miejsca na miejsce. Cicho westchnęła, powoli zapominając o swoim przyrzeczeniu przed laty. 

- Cześć.- Do mieszkania weszła współlokatorka. - Długo tak wzdychasz to tych badyli?

- Nie bądź ironiczna. - Odpowiedziała jej Marie.- Adrien się stara. Zabrał mnie do restauracji, gdzie zam...- Przerwało jej udawane chrapanie. Dziewczyna udawała, że śpi na stojąco. Policjantka prychnęła pod nosem. - Bardzo zabawne. - Mruknęła, idąc do swojego pokoju. Jej koleżanka ruszyła za nią.

- A no. - Szepnęła., zdejmując broszkę z marynarki i kładąc do pięknie zdobionej motywami liści szkatułki, tak aby jej współlokatorka nie zauważyła.

- A ciebie czemu tak długo nie było?- Zapytała.

- Szukałam jakiegoś fajnego klubu w tym mieście, ale nic nie mogłam znaleźć. - Mruknęła, po czym zdjęła naszyjnik i położyła na toaletce. - Dzięki za pożyczenie.

- Nie pożyczałam ci go... - Mruknęła zirytowana. - Gdybyś nie była moja kuzynką.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top