Rozdział 33


  Zapukał do drzwi wolną ręką, drugą trzymając z plecami, aby ukryć pokaźny bukiet białych róż. Starał się oddychać spokojnie i uspokajać w myślach, aby nie stresować jak szczeniak. Przecież nie jest to twoja pierwsza randka. Powtarzał sobie w myślach, gdy jechał do kobiety autem. Byłeś rozchwytywanym modelem oraz nie raz zostałeś wybrany najprzystojniejszym mężczyzną Paryża. Jak nie ty to kto? Zapytał siebie, parkując, ale przed jej drzwiami, gdy już pukał i czekał, aż wyjdzie, cała jego pewność siebie gdzieś uleciała. 

- Już otwieram. - Na te słowa poczuł mdłości i nagłą chęć ucieczki. Przypomniał sobie pierwsze randki z Marinette, że nawet wtedy się tak nie denerwował. Może dlatego, że znał te dziewczynę lata i doskonale wiedział co jej się spodoba, a co nie. Z Marie nie wiedział nic. Znaczy wiedział, że dziewczyna nosi soczewki oraz pracuje jako policjantka. No i, że bardzo pragnie ją poznać. 

- Biedaczyna wieki będzie czekał, ja otworzę. - Jęknął nieznany chłopakowi damski głos, a drzwi się otworzyły. U progu stanęła wysoka dziewczyna o krótkich, czarnych włosach do ramion i uśmiechnęła się przyjaźnie. - Do Marie? Wchodź. 

- Cześć. - Przywitał się niepewnie, wchodząc do pomieszczenia i rozglądając po niewielkim korytarzyku. Kobieta zaprowadziła go do równie niewielkiej kuchni, gdzie postawiła przed nim szklankę z wodą. 

- Adrien?- Zapytała, sama zalewając sobie mięte wrzącą wodą, po czym usiadała na przeciwko niego, zakładając nogę na nogę. 

- Tak, a ty? - Zapytał, biorąc łyk, ze zdziwieniem odkrywając jak sucho miał w gardle. Przyjrzał się współlokatorce policjantki. Dziewczyna miała duże, brązowe oczy i sporo pieprzyków na twarzy.  

- Marie. - Odpowiedziała, a na jego zdziwione spojrzenie zaśmiała się tylko. - Tak, mamy tak samo na imię. To się zdarza. Ale inne nazwiska, więc na pewno się nie pomylisz. 

- Tak. - Powiedział. - A jak się po...- Zdanie przerwało mu nagłe otwarcie drzwi od kuchni. Chłopak odwrócił się i spojrzał w brązowe oczy swojej randki. Przełknął ślinę. 

- Hej. - Powiedziała, sięgając po torebkę z oparcia krzesła zza blondyna. - Wybacz, że tak długo. Włosy w żaden sposób nie chciały mi się ułożyć tak jak chciałam i w...

- Wyglądasz pięknie. - Stwierdził Adrien, wstając i uśmiechając się ciepło. - Idziemy?

- Czy tak jest dobrze? - Zapytała wskazując na swoją czerwoną sukienkę za kolano. - Nie wiedziałam jak się ubrać, nie powiedziałeś gdzie idziemy.

- Będzie idealnie. - Odpowiedział, dając jej kwiaty, a blondynka, wzięła je w dłonie i przytuliła do siebie, ukrywając rumieniec w płatkach. Potem szybko umieściła bukiet w wazonie oraz wraz z blondynem ruszyli do jego auta, a Marie, współlokatorka policjantki, poszła nalać wodę do kwiatów.

Alya w tym czasie chodziła w kółko po swoim mieszkaniu, bijąc się z myślami. Wiedziała, że Luka miał rację. W końcu nie wyrobiła w czterech ścianach i wyszła z mieszkania, aby na świeżym powietrzu przeanalizować swoją sytuację. Obejmując się dłońmi i myśląc o swojej najlepszej przyjaciółce, czuła się coraz gorzej. Jej narzeczony miał rację. Zdradziła ją. Zdradziła ich, nie szanując ich wyborów, wbrew woli grzebiąc im w rzeczach, a w dodatku Luka już więcej jej nie zaufa. Kobieta usiadła na jednej z ławek i schowała twarz w dłonie.

- Zasłużyłam na to. - Powiedziała do siebie. - Jestem złym człowiekiem. - Dodała, a przechodzący Pan z psem, spojrzał na nią dziwnie oraz przyśpieszył. - Nie jestem szalona! Czasami trzeba porozmawiać z kimś inteligentnym!- Krzyknęła w jego stronę, ale mężczyzna zaczął biec ku uciesze swojego psa, aby znaleźć się jak najdalej od niej. Alya westchnęła ciężko i omiotła smutnym spojrzeniem park, aż jej wzrok zatrzymał się na jednej parze. Przez chwilę myślała, że jedynie ma zwidy, ale blond włosy i neonowe słuchawki były jej zbyt dobrze znane. 

Na początku myślała, że Chloe i Nino siedzą tam tylko jako przyjaciele, ale gdy dziewczyna pochyliła, aby szepnąć mu coś do ucha, a on wykorzystał to by ją pocałować. Jak kiedyś ją. Blondynka zaśmiała się lekko, przykładając dłoń do ust, a drugą złączyła ich palce, leżące luźno na ławce. Alyę w ciągu kilku chwil zalała krew. Wstała i niczym burza ruszyła ku parze spokojnie siedzącej na ławce. Pierwszy zauważył ją Nino, który zakrył Chloe ręką.

- W czymś mogę pomoc? - Zapytał formalnie, aż kobietę zabolało serce, że jeszcze nie tak dawno z tym mężczyzną dzieliła łóżko i planowała ślub. Po sekundzie pożałowała wszystkich decyzji jakie podjęła w ciągu tych kilku miesięcy. Zerwane zaręczyny, ciągłe randki, otwarcie tej cholernej walizy. Tą całą bezsilność przekierowała w złość i przelała ją na parę przed nią. 

- Uważałam cię za przyjaciółkę! - Krzyknęła. - A ty migdalisz się po kątach z moim facetem! - Nino zmarszczył brwi zrywając się z ławki. Chloe z lekkim niedowierzaniem wpatrywała się to na Alyę to na mulata.

- Na twojego? - Zapytał lekko zbitą z tropu szatynkę. - Chce ci przypomnieć, że zerwałaś zaręczyny tak około cztery miesiące temu. To raczej nie zmniejsza rangi związku, a go kończy. 

 - A... Ale... - Zająknęła się Alya, czując napływające łzy do oczu. - Ja cię kocham. - Szepnęła.

- Przepraszam, trzeba było o tym pomyśleć nim zaczęłaś umawiać się z większością facetów w Paryżu. - Stwierdził oschle, podając dłoń Chloe, aby ta wstała. - Nie możesz winić nas za to, że się zakochaliśmy.

- Ja... - Jęknęła, patrząc prosto w niebieskie oczy blondynki, którą dotychczas uważała za przyjaciółkę. - Dlaczego?

- Gdy ty migdaliłaś się ze wszystkimi, ja serio miałem problem z pozbieraniem się. - Powiedział. - Chloe była przy mnie, zbierała mnie z barów, zamawiała obiady, chociaż ten ziom, który przywoził był dziwny.

- Jean Paul. - Szepnęła Chloe, spoglądając na jego czuły uśmiech i zaczerwieniła się. Alya spojrzała na to, czując jak bardzo bolało ją całe ciało. Widziała, że blondynka czuje się nie komfortowo i złapała Nino za rękaw. - Zaraz mamy rezerwację.

- A tak. - Powiedział ciepło, biorąc jej dłoń. - To my już będziemy szli. - Stwierdził do szatynki oraz ruszyli w stronę wyjścia z parku. Alya obserwowała ich, a ostatnie, rzucone przez ramię smutne spojrzenie Chloe było niczym sól posypana na rany. Dotarło do niej, że straciła przyjaciółki. Że straciła narzeczonego. Opadła na tę samą ławkę, na której przed chwilą siedziała para, schowała twarz w dłonie i załkała.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top