Rozdział 30

W sklepie Alya od razu pobiegła do półki z owocami i zaczęła przebierać w cytrynach, podczas gdy Mari pakowała do siatki wielokrotnego użytku czerwoną paprykę. Kobieta wpakowała po chwili 2 sztuki żółtego owocu do koszyka z radosnym uśmiechem.

- To Tequili dla mnie i z witaminą C dla ciebie. - Powiedziała, a brunetka prychnęła śmiechem przeglądając opakowania z porzeczką.

- Jesteś szalona. - Stwierdziła pogodnie, pakując owoce do koszyka i ruszyła na dział z alkoholami, gdzie szatynka czytała etykietę na jednej z butelek. Marinette przyjrzała się dość ubogiej w sklepie ofercie bezalkoholowych napoi. Ciężko westchnęła uznając, że jej osiedlowy sklepik ma większy wybór. W końcu zdecydowała się na piwo bezalkoholowe, nieznanej jej marki, a Alya włożyła do koszyka Tequilę. Przy kasie pokłóciły się kto płaci, aż Mari się popłakała.

- Hej, to nie fair!- Krzyknęła.- Jesteś w ciąży, nie możesz dodatkowo płakać. A z resztą pierwszy trymestr ci minął.- Dodała. Brunetka wytarła łzy.

- No, ale to stresująca sytuacja.- Mruknęła. - Pół na pół? - Alya kiwnęła głową.- Ja płacę kartą.- Powiedziała, wyciągając ją zza etui do telefonu.

- A ja gotówką.- Powiedziała Alya, wyciągając portfel z torebki. W wyśmienitych humorach dotarły do mieszkania Marinette, gdzie Alya uparła się, że pomoże dziewczynie zdjąć płaszcz i buty. W końcu musi się już szykować do tego jak ta będzie w ciąży. Kiedy skończyły, brunetka poszła do kuchni rozpakować zakupy, podczas gdy szatynka na korytarzu zaczęła chować do szafy płaszcze. Zmarszczyła brwi, widząc podróżną walizkę, zamkniętą na zamek kodowy. Schyliła się, aby przyjrzeć jej się bliżej, dotknęła materiału z jakiego została zrobiona po czym złapała w dłonie kłódkę.- Co takiego chowasz, że musiałaś... - Szepnęła do siebie, przejeżdżając palcami po cyfrach. Ponownie się przejrzała samej walizce.

- Co tam tyle robisz?- Usłyszała, nim zdążyła zauważyć coś nowego.

- Nic, nic.- Odpowiedziała, zamykając szafę, chociaż wiedziała, że teraz nie zapomni o tym. Jej dziennikarski zmysł w to wszedł. Kobieta uśmiechnęła się i weszła do kuchni, a na blacie zobaczyła szklankę z ukrojonym kawałkiem cytryny obok i szklankę piwa.- Jesteś aniołem.

-Ciężko zaprzeczyć.- Powiedziała, biorąc do ręki swój bezalkoholowy napój, a następnie stuknęły się szkłem.- Oglądamy sobie jakiś film?

- Pewnie. Jakieś gnioty jak za dawnych czasów. - Powiedziała Alya ze śmiechem, ruszając ku salonowi, a w głowie analizowała znalezisko z przedpokoju. Walizka była nowa, kupiona być może na lotnisku. Myślała gorączkowo. Muszę ją otworzyć, nawet... Może jak ona zaśnie. Dodała w myślach.

- Hej, hej! Mówię do ciebie!- Krzyknęła Mari, sprowadzając szatynkę na ziemię.- Co powiesz na "Morderczą Oponę"?

- A może obejrzymy jak schnie klej?- Zapytała szatynka poważnie, siadając na kanapie, a Mari spojrzała na nią marszcząc brwi.- Rozumiem, zostańmy przy tej Oponie.

- To wtedy już szukam.- Stwierdziła, kładąc talerzyk z pokrojonymi cytrynami obok szklanki Alyi. Obie przy tym tworze zaśmiewały się do łez, co jakiś czas stukając się szklankami. Uwagi i żarciki padały non stop, prawie przy każdej scenie, a kawałki papryki i porzeczka znikły w mgnieniu oka.

- Jaki chłam.- Mruknęła Marinette.- Ty wybierasz kolejny.

- No tak, tradycja.- Powiedziała szatynka, zapominając o walizce przez ten film.- Dwa filmy na wieczór. Jest jeden film, który jest grzechem, że go nie obejrzałyśmy. Ptak... Krew ci leci.

- A no.- Mruknęła brunetka, marszcząc brwi.- O takim pierwszy raz słyszę.

- Nie!- Pisnęła Alya, łapiąc za chusteczki na stole kawowym.- Z nosa ci leci.

- Och.- Marinette schyliła głowę i przyłożyła kawałek papieru, jednocześnie wycierając strużkę krwi.- Ale to normalne w ciąży.

- Wiem.- Powiedziała Alya.- Gdy Nora była, też jej leciało. A, film. Ptakobedia.

- Serio?- Zapytała brunetka niedowierzająco,a potem westchnęła.- Dobra, dawaj, czemu nie. Ale osoba wpadająca na taki pomysł...

- Nie musisz kończyć.- Mruknęła Alya. - Chodź, oglądajmy.- Dodała, ale Marinette w połowie przysnęła, bo film okazał się dla dziewczyny również nudny. Brunetka wstała i najciszej jak tylko mogła ruszyła do przedpokoju, a tam otworzyła szafę. Kod był dla niej niemożliwy do zgadnięcia, a poczucie lojalności i moralności zniknęły. Tak więc w ciszy wyjęła nóż z kuchni i postanowiła siłą otworzyć walizkę.- Jak masz zamknięte drzwi, wchodzisz oknem. Jak zamykają ci okno, wypożyczasz buldożer i wyburzasz ścianę.

Wbiła się w róg pokrywy walizy gładko jak w masło i zaczęła ciąć, najciszej, a przy każdym szeleście ze strony salonu przestawała na chwilę, wsłuchiwała się, a następnie ponawiała czynność. Uważała, aby przypadkiem nie naruszyć zawartości, a poczuła kilka razy, że uderzyła w coś twardego. W końcu, uniosła delikatnie kawał materiału i zdębiała. Stos ubrań. Dziecięcych, aktualnie poharatanych ubranek.

- Oh, nie, nie, nie. - Szepnęła zrozpaczona, biorąc pierwsze z brzegu malutkie śpioszki z nacięciem.- Marinette mnie zamorduje.- Dodała, zastanawiając się z jaką siłą i impetem musiała wbijać ten nóż, że narobił takich szkód. Ale czekaj. Pomyślała badawczo. Chwila moment. Czemu miałaby trzymać górę dziecięcych ubrań pod kodem. No i... Zaczęła po kolei wyrzucać z walizki ubranka. Natrafiałam na coś twardego. Wyjęła szkatułę z walizy i obejrzała ją z każdej strony. Lekko uchyliła wieko i przyjrzała się biżuterii schowanej w środku. Chwilę zajęło rozpoznanie jej charakterystycznego naszyjnika lisa czy bransoletki żółwia. I wtedy zaczęła łączyć wszystko w całość, nie zauważając, że od strony salonu wszedł Luka, a widząc ją, głośno przeklął.

Adrien w tym czasie siedział u swojej mamy i łagodnie głaskał ją po głowie. Po chwili pomógł jej wstać z szerokim uśmiechem na twarzy. Nie myśleli o pogarszającym się stanie kobiety, ani o tym, ze wkrótce umrze. Wracała do domu! Adrien czuł, że nawet Plagg, świadomie lub nie, podzielał jego radość i wiercił się w kieszeni jego bluzki. Pomagając z każdym krokiem Kylie i jednocześnie niosąc torbę z jej rzeczami, ruszyli ku autu. W domu, Adrien pokazał mamie pokój na parterze, blisko łazienki, aby w razie potrzeby mogła jeszcze sama iść, ale blisko jego biura. Chciał mieć ją najbliżej jak mógł i był chyba aktualnie najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi, że mogła do niego wrócić. Od razu kazał zrobić kucharzowi kolację ze wszystkimi wytycznymi jakie dostał od lekarza prowadzącego.

- Bluzki na środkową?- Zapytał automatycznie tak jak by ułożył ubrania u siebie, a kobieta potwierdziła, podając mu powoli ubrania. Mężczyzna cierpliwie brał i pomagał rozpakowywać się swojej matce. - Nadal nie wierze, że tu jesteś.

- Ja też. - Powiedziała. - Na reszcie zjem kolację z synem. - Adrien poczuł jak łzy zbierają się mu się pod powiekami, myśląc o tych wszystkich samotnych posiłkach. Odłożył ostatnią bluzkę, usiadł obok blondynki oraz przytulił się do niej. Przez chwilę czuł się jak ten pięcioletni dzieciak, gdy Kylie zaczęła go głaskać po głowie, a następnie lekko ucałowała. - Chyba czas na kolację.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top