Rozdział 3
Marinette w połowie tygodnia postanowiła wypełnić swoje obowiązki świadkowej. Z miłym uśmiechem weszła do sali, którą oglądali Alya z Nino, pamiętając o niezwykle dokładnych wytycznych mulatki. Kwiaty mają być białe w kryształowych wazonach, obwiązane czerwoną wstążką, w odstępach co dwadzieścia centymetrów na prostokątnych stołach, które będą ustawione w literę "U". Mają być białe obrusy, obszyte czerwoną koronką, oraz biała porcelana z czerwonymi serwetkami.każdy komplet ustawiony od siebie w odległości jedenastu centymetrów. Aczkolwiek, kiedy dziewczyna weszła do wielkiego pomieszczenia, zauważyła, że przyszła para młoda kłóci się, żywo gestykulując, a echo roznosi ich argumenty po całym lokalu.
- Nie! Po prostu, kurwa nie!- Wrzasnęła Alya, wymachując swoim telefonem.- Skąd nagle wpadł ci tak idiotyczny pomysł do głowy!
- Przez ponad rok nie mieliśmy z nim kontaktu, Alya!- Odpowiedział jej chłopak.- A był naszym przyjacielem!
- Nie pamiętasz może co zrobił?- Spytała, podpierając się ręką pod bok. Marinette zaczęła niepewnie kroczyć ku nim, a Tikki wyjrzała odrobinę, aby zobaczyć co się dzieje.
- A pamiętasz jak żałował?- Warknął.- Z resztą, Mari jest teraz z Luką i już nie ma żalu!
- Ale ja mam!- Wrzasnęła, łapiąc za szklankę stojącą grzecznie na stole obok i rzucając w nią w chłopaka.- Zranił moją przyjaciółkę! Nie chce go na moim weselu!
- Nie rzucaj we mnie! Zaczynasz zachowywać się jak wariatka!A On był i będzie moim przyjacielem!- Krzyknął, unikając celnego rzutu swojej narzeczonej.- Nikogo innego nie wyobrażam sobie na miejscu świadka i brakuje mi go, mimo wszystkiego co zrobił.
- To ja nie wyobrażam sobie naszego ślubu! - Odpowiedziała mu, zerwała pierścionek z dłoni i brutalnie wepchnęła mu ręce. - Po prostu jak nie potrafimy dogadać się w najprostszych sprawach, to to nie ma sensu.- Rzuciła zimno na koniec i wyszła z sali, mijając oniemiałą Marinette.
- Nie...- Szepnął Nino, wpatrując się w biżuterię leżącą smutno na jego dłoni. Poczuł jak coś mocno ściska jego serce.- Oh, nie...- Marinette szybko podbiegła do Nino, wysyłając szybkiego SMSa do Chloe.
" Katastrofa. Uciekająca panna młoda. Misja ratunkowa."
- Nino, uspokój się.- Szepnęła i przytuliła chłopaka, który zaczął szlochać w jej ramię. Mocno ścisnął w ręce pierścionek, po czym schował go do kieszeni oraz objął ciemnowłosą.- Wszystko się ułoży, zobaczysz.
- Jak ma się ułożyć? Czy ty wiesz o kogo ja walczyłem, dlaczego stoisz po mojej stronie?- Zapytał, lekko się odsuwając.
- Ponieważ on był twoim przyjacielem. Chociaż Adrien jest chamem, to przecież mu wybaczyłam. Pamiętasz? Nie miałabym problemu, gdyby był na twoim ślubie, gorzej z naszą wariatką.- Odpowiedziała, a Nino opadł na krzesło i spojrzał na swoje kolana.
- Ona tak łatwo nie wybacza. Pamiętam jak zapomniałem o jej imieninach, ale kto w tym wieku obchodzi imieniny? Za młoda jest...- Wyjął pierścionek i spojrzał na niego, a potem znów na Marinette.- Co zrobimy?
- Ile mamy czasu do ślubu?- Zapytała.
- Pół roku.- Stwierdził, a Mari cicho westchnęła.
- No cóż, trzeba ją w ciągu pół roku znów przekonać do Adriena, ponieważ masz prawo, aby twój przyjaciel był na weselu oraz ślubie. - Nino ponownie przytulił ciemnowłosą.
- Jesteś najwspanialszą przyjaciółką na świecie. - Szepnął, a Mari dostała odpowiedź od Chloe.
" Mamy problem. Adoptowała kota"
Marinette mrugnęła kilka razy, patrząc z niedowierzaniem na wiadomość. Szybko wybrała numer blondynki i w rytmie piosenki Jaggeda czekała na połączenie.
- Mari? Jest problem... - Usłyszała niepewny głos blondynki. - A ja nie wiem co robić.
- Ale co się stało?- Zapytała, oddalając się od Nino, aby ten nie słyszał jej rozmowy.
- No...- W samym czasie na salę wszedł Luka, rozglądając się po pomieszczeniu.- Alya stwierdziła, że ma w dupie to całe wesele i ślub oraz woli zostać starą panną z kotami.
- Kurwa.- Odpowiedziała dziewczyna, kiedy Luka pocałował ją w policzek.
- Też się cieszę, że cię widzę.- Odpowiedział, podnosząc jedną brew. Marinette prychnęła.
- Nie do ciebie, później ci wyjaśnię, weź pogadaj z Nino. Powiedzmy, ze mamy... Malutki kryzysik.- Odpowiedziała chłopakowi i zaśmiała się nerwowo.
- Malutki?- Usłyszała w słuchawce.- Dziś już nic nie załatwimy. Sądzę, że póki się nie uspokoi to nic nie załatwimy, dajmy jej tydzień i zaczniemy działać. Trzeba tylko pilnować, aby nie adoptowała więcej kotów. Wystarczy ten.
- Masz racje.- Odpowiedziała Marinette, odgarniając włosy z twarzy. - Mamy pół roku, będzie trzeba jedynie planować bez niej... Ale damy radę. Mam wszystkie jej wytyczne wypisane w zeszycie.
- Damy radę.- Usłyszała odpowiedź, po czym się rozłączyła.
W końcu nastał piątek, dzień rozmowy z Adrienem. Marinette przeglądała się w lustrze, poprawiając w kółko swoją białą sukienkę. Nagle stanął za nią Luka i przytulił się do jej pleców.
- Mam nadzieje, że to dla mnie się stroisz.- Powiedział z leniwym uśmiechem. Marinette cicho westchnęła.
- Nie, po prostu mam wrażenie, że przytyłam...- Zaczęła, ale chłopak od razu postanowił jej przerwać podnosząc ręce do góry.
- O nie! Zaraz zadasz mi pytanie pułapkę! Nie ważne co odpowiem, będzie źle, więc nie kończ, bo za bardzo cię kocham, aby spać na kanapie po roku związku.- Stwierdził z uśmiechem na twarzy, a dziewczyna najpierw podniosła wysoko brwi, a potem prychnęła śmiechem.
- Jesteś czasami niemożliwy.- Odpowiedziała i złapała za torebkę.- Jedziemy?- W odpowiedzi chłopak kiwnął głową i ruszyli w stronę wyjścia, a następnie do ich używanego, białego Opla Zafira z zepsutym radiem. Uśmiechnęła się do siebie, patrząc rozbawiona na auto, które dostała od matki chłopaka na nowy start.- My w końcu musimy odwiedzić twój statek.
- Wiem, twoich rodziców też by wypadało. Podostawaliśmy tyle prezentów... Meble, auto, aż dobrze, że mieszkanie sami sobie opłacamy.- Stwierdził, a dziewczyna prychnęła pod nosem.
- Aktualnie ty wszystko opłacasz.- Stwierdziła.- Ale w sumie, jestem coraz bardziej skłonna zgodzić się na propozycję Adriena. Jeśli pozwoli mi większość czasu pracować w doooooo...- Chłopak nagle zatrzymał auto, gdy jakaś dziewczyna weszła mu przed maskę.- KURWA!
- Uspokój się, chociaż faktycznie dziewczyna nie pomyślała.- Powiedział, odpinając pasy i wysiadając z auta, gdy prawie potracona kobieta odwróciła się w ich stronę. Marinette stanęła jedna nogą na asfalcie a jedną w samochodzie.
- Kagami...- Mruknęła pod nosem, patrząc w brązowe oczy japonki. Nagle dziewczyna jakby się ożywiła i zwróciła cała swoją uwagę na niebieskookiej.
- Marinette, ja...- Zaczęła, ale Luka przerwał jej chrząknięciem.
- Nie sadzę, aby to był dobry moment na rozwiązywanie problemów.- Stwierdził, a jego dziewczyna kiwnęła głową, mocno trzymając drzwi auta.
- Ale ja, chciałabym przeprosić.- Powiedziała ku zdziwieniu pary Kagami. - Naprawdę. Chociaż chwilkę.- Marinette rozejrzała się, ale zauważyła, że już zbliżają się kolejne auta. Cicho westchnęła.
- Słuchaj, masz tu mój numer.- Szybko napisała ciąg cyfr na paragonie z MacDonalda, który znalazła w schowku.- Ja... teraz jestem zajęta, ale odezwij się wieczorem to może umówimy się na rozmowę... Faktycznie powinnyśmy porozmawiać. Szczerze.- Po czym wsiadła wraz z Luką do auta i, zgrabnie omijając Kagami, odjechali. Chłopak spojrzał na zapatrzoną w w długopis w swojej dłoni dziewczynę.
- Uważasz, że to dobry pomysł?- Zapytał. Marinette wrzuciła przedmiot do schowka i uśmiechnęła się do swojego chłopaka.
- Każdy zasługuje na wybaczenie. Adrienowi wybaczyłam. Tak teraz myślę, może on faktycznie chce tylko ze mną współpracować i nie on ukradł ten pierścień, a ja patrze przez pryzmat tego co się stało. Powinnam myśleć bardziej obiektywnie i skupić się na swojej roli oraz znalezieniu pracy, a jeśli ta sama puka to mych drzwi to tylko wyznaczyć warunki, czyż nie?- Odpowiedziała.
- No i to moja kochana Mari.- Stwierdził Luka i zaparkował pod wielką willą. - Poczekaj chwilę.- Szepnął, gasząc silnik i pochylił się nad dziewczyną, po czym czule ją ją pocałował. Zszedł ustami na jej szyję, wyznaczając szlak delikatnymi pocałunkami.
- Luka?- Mruknęła z lekkim zapytaniem dziewczyna, kładąc mu rękę na ramieniu. W pewnym momencie chłopak lekko ją ugryzł, a następnie zrobił jej malinkę w najbardziej widocznym miejscu.- Luka!- Krzyknęła z oburzeniem, szybko przeglądając się w samochodowym lusterku.- No i po co to?
- Powiedzmy, że tak na wszelki wypadek.- Powiedział. Jakby miał jeszcze jakieś nadzieje. Dodał w myślach. Wyszedł z auta oraz podszedł z drugiej strony, aby otworzyć drzwi Marinette. - Idziemy? Zaraz się spóźnimy.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top