Rozdział 29

 - Chłopaki nie wiem jak wam, ale mi... - Dziewczyna na chwilę przerwała zdanie, patrząc na skruszonego Plagga, bawiącego się swoim ogonkiem. - Ta historia... No nie wiem. Może się z czymś kojarzy?

- No, ale Sass. - Nagle wtrącił się Luka. - Nie wiedziałem, że z ciebie taki Casanowa.

- Znałem. - Mruknęło w odpowiedzi jego kwami. - Ciekawy człowiek. Miał o wiele więcej sssstałych związków niż się ssssszacuje i, niż opissssał.

- Tak czy siak. - Zwróciła na siebie uwagę ciemnowłosa. - Chyba trzeba jednak zająć się tą ładną panią.

- I jej ładnym kwami. - Odezwała się Tikki, na co Plagg zerwał się, podlatując do czerwonego stworzonka.

- Czy mogłabyś dać spokój? - Zapytał. - Serio, ile lat minęło? TYSIĄCE! I tak, uważam, że jest ładna, zawsze była. – Zanim Kwami zdążyło mu odpowiedzieć, Marinette wzięła ją w dłonie i przygarnęła do siebie.

- Chociaż cała ta historia jest całkiem ciekawa. - Odezwała się ciemnowłosa. - I jestem nawet zainteresowana jak to wyglądało, to nadal mamy ważniejsze sprawy na głowie. Słowiańska szkatuła w Paryżu? Właścicielka Miraculum jas... Czekaj. Byłaś z Sass...

- Kochanie. - Odezwał się Luka. - Proszę, skupienie.

- Oh, tak. - Mruknęła w odpowiedzi. - Złotej rybki. No tak. Szkatuła. W aktualnej sytuacji przychodzi mi do głowy tylko jedno rozwiązanie. Patrole.

- Patrole? - Zapytał Luka,

- Patrole! - Natomiast ucieszył się Adrien.

- No, ja nie myślałam o Czarnym Kocie. - Szepnęła, studząc zapał blondyna. - Po tym jak zjawiłeś się w naszym oknie, kiedy... - Ciemnowłosa spłonęła rumieńcem.

- Kiedy się kochaliśmy. Nie ma co ukrywać faktów. - Wtrącił się Luka. - Chłopak stalkował cię w najintymniejszych chwilach twojego życia.

- Wiem, ale zrozum mnie. - Spróbował broniąc się blondyn. - Wmówiłem sobie jak jakiś szczeniak, że tylko ze mną będziesz szczęśliwa. Że tylko ja sprawię... - Chłopak ucichł widząc zirytowany wzrok Luki, który kładł dłoń na ramieniu Mari. - No ten. Właśnie. Po tym jak przeżyliśmy rozmowę na poczekalni... Jest ok.

- Z resztą ta ładna policjantka. - Odezwał się Plagg, a blondyn, na same głowa kwami, poczuł zdradliwe rumieńce. - Podoba się ta... - Adrien złapał za stojący kubek z długopisami, wyrzucił je z niego i zasłonił nim stworzonko.

- Nie słuchajcie go. - Mruknął, patrząc na rozbawione twarze towarzyszy. - Gada głupoty.

- Oooooczyyyywiście. - Przeciągnęła z uśmiechem ciemnowłosa, po czym wymieniła spojrzenia z Luką. - No po dłuższym zastanowieniu. Umówmy się tak, jestem w stanie, jakim jestem. To mi trochę uniemożliwia patrolowanie. Zdecydowałam, że ja jako mistrzyni, będę pilnować szkatuły, a wy, zamieniając się co dwa dni, będziecie pilnować Paryża.

- Kto zaczyna? - Zapytał Adrien, a ciemnowłosa machnęła na to ręką.

- Sami se zdecydujcie. - Stwierdziła, wstając. - Swoją robotę już zrobiłam. Chce placki, idziemy zrobić placki.

- Mari. - Westchnął, biorąc swoją narzeczoną pod ramię. - Ale na obiado-kolację miał być makaron z... Nie ważne. - Pocałował ciemnowłosą w czubek głowy z czułym uśmiechem, podchodząc do drzwi wejściowych. - Pójdziemy do baru mlecznego. Oby jakiś jeszcze był otwarty.

- Krew ci leci. - Powiedział Adrien przestraszony, patrząc na twarz Marinette, która aktualnie zapinała buty na rzepy.

- Huh? - Zapytała, dotykając palcami strużki krwi. - Znowu? - Westchnęła, marszcząc brwi, gdy Luka wyciągnął z jej torebki chusteczki higieniczne. Ciemnowłosa pochyliła się i ścisnęła nos. W tym czasie Luka wytarł krew, ówcześnie zwilżoną przez wodę z butelki, chusteczką.

- Nie patrz tak. - Stwierdził z lekko uniesionym kącikiem ust mężczyzna. - To normalne w drugim trymestrze. Naczynia krwionośne się rozszerzają.

- Już.- Mruknęła, wstając powoli. - Gdzie możemy to wyrzucić. - Zapytała, wskazując na lekko bordową chusteczkę. Nagle obok niej zjawiła się Suzie, wzięła z ręki Luki śmieć i zniknęła. - Wow.

- Nom. - Mruknął Adrien. - Po części dlatego ją zatrudniłem. Więc, ja zacznę dzisiaj.

- Może lepiej nie. - Wtrącił się. - Możesz być nadal w szoku. Wiesz, po tym „Olśnieniu" - Dodał, układając palce w znak cudzysłowu.

- Ale wszystko jest już ok. - Jęknął blondyn. - Zobacz. - Parę razy podskoczył, pobiegał w miejscu i porobił kilka dziwnych min.

- To mnie jedynie upewniło, że oszalałeś. - Westchnęła ciemnowłosa. - Odpocznij sobie, a po kolacji Luka zrobi patrol. Liczę, że prasa tego nie złapie. - Spojrzała na chłopaków. - Jasne?

- Tak. - Oboje kiwnęli głową, a Marinette pozwoliła Luce założyć na siebie płaszcz. Po pożegnaniu ruszyli do chińskiego baru, bo dziewczyna zapragnęła jednak pierożków Dim Sum. Szczęśliwa do granic możliwości i rozbawiona żartami swojego narzeczonego, nie usłyszała pierwszego telefonu od Alyi. Drugiego też. Dopiero gdy jej przyjaciółka wpadła jak dzikuska do knajpki, spojrzała na swój telefon i ze zgrozą odkryła nieodebrane połączenia.

- Mari. - Wrzasnęła jej przyjaciółka u progu baru, nie zważając na uciszenia właściciela. - Ja jestem geniuszem.

- Czasami w to wątpię. - Westchnęła ciemnowłosa, chowając twarz w dłoniach, gdy mulatka szybkim krokiem do nich podeszła.

- Termin ślubu za 3 miesiące, wszystko zabukowane, a zaproszenia wysłane. - Kobieta dosiadła się do pary, podbierając swojej przyjaciółce jeden z pierożków. - Więc może, gdyby tak pozmieniać parę szczegółów i urządzić wam wesele? - Marinette zakrztusiła się herbatą, a Luka zatrzymał z pałeczkami w drodze do ust.

- Co? - Zapytała niezbyt inteligentnie ciemnowłosa, patrząc na mulatkę, która wyglądała jakby oznajmiła, że właśnie wygrała w Loto i łaskawie oddaje im połowę sumy. - Ale tyle pieniędzy ile na to wydałaś? A rozmawiałaś o tym z Nino?

- Pieniądze nie są ważne jeśli chodzi o wasze szczęście. - Powiedziała dumnie. - A czy on musi wiedzieć?

- No tak. - Westchnęła ciemnowłosa. - Też włożył w ten ślub pieniądze i energię.

- Teoretycznie. - Mruknęła Alya, spoglądając na Lukę. Pomachała mu dłonią przed twarzą, ale chłopak nawet nie zareagował, nadal siedząc z pałeczkami w połowie drogi do ust, chociaż makaron dawno spadł do miski. - A mu co?

- Zszokowałaś go trochę. - Powiedziała ciemnowłosa. - Zaraz mu przejdzie. Wracając. Przestań jeść moje pierożki!

- Hej, jesteś drażliwa. - Mruknęła mulatka marszcząc brwi, a Mari pokazała jej język. Po chwili obie się roześmiały, sprowadzając Lukę do świata żywych.

- Zróbmy tak. Pogadaj o tym z Nino, hmmm? A my, jeżeli Nino wyrazi chęć, oczywiście. Zgodzimy się pod warunkiem, że opłacimy połowę oraz wszelkie dopłaty za zmiany. - Alya chwilę pomarudziła, ale w ostateczności zgodziła się. Domówiła sobie jakieś ostre danie i została z parką na kolacji, co nie zbyt im się podobało. Luce śpieszyło się na patrol. W końcu Alya wyczuła nerwową atmosferę.

- O co chodzi? - Zapytała. - Gdzieś się śpieszycie? - Dodała, widząc jak ciemnowłosa po raz kolejny spogląda na zegarek.

- To nie... - Mari westchnęła. - Luka jest umówiony z kimś, a ja z wiadomych względów nie powinnam...

- A to się, drogi, nie martw. - Wtrąciła się radośnie Alya, obejmując Marinette ręką. - Odprowadzę twoją ukochaną pod same drzwi, jeśli ci się tak śpieszy. Może jeszcze sobie zrobimy babski wieczór? - Marinette zaświeciły oczy na te słowa, a Luka wiedział, że jest na przegranej pozycji. Uniósł dłonie i uśmiechnął się łagodnie.

- Tylko mi napiszcie, że trafiłyście. - Powiedział, wstając. Ubrał kurtkę, po czym pocałował krótko swoją narzeczoną. - Postaram się być przed północą.

- Oczywiście. - Westchnęła Alya. - A ja na buziaka nie zasługuje. - Luka uśmiechnął się i potargał Alyę po włosach.

- Miłej zabawy, pamiętaj, zero alkoholu, poduszka między nogi do snu, a na przekąski kupcie sobie owoce z witaminą C. - Dodał przed wyjściem.

- Dobrze tato! - Krzyknęła mulatka, a Mari roześmiała się cicho, słysząc uciszającego je właściciela. - Powinnyśmy iść kupić trochę owoców. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top