Rozdział 19
Małe, czarne stworzonko latało wokół głowy blondyna, niszcząc mu fryzurę. Adrien powoli zaczynał się irytować nadpobudliwością swojego drobnego przyjaciela.
- Możesz się już uspokoić?- Zapytał zirytowany chłopak swojego kwami, a ten zatrzymał się tuż przed jego twarzą.
- A jeśli znów będą chcieli mnie zabrać.- Wymamrotał Plagg, przytulając się do policzka byłego modela. Po chwili jednak się odsunął, udając, że nie obchodzi go ta cała sytuacja.
- Prawdę powiedziawszy, oddam cię.- Stwierdził chłopak, patrząc na pierścień i czując ciężki uścisk w żołądku. - Chociaż mam nadzieję, że nie po to przychodzą. Gdyby chcieli mi cię zabrać, zrobiliby to już w szpitalu, a nie umawiali się tydzień później.
- No mam taką nadzieję.- Wtrącił się Plagg i ponownie zaczął latać wokół głowy swego właściciela.
- No ja tak nie wytrzymam.- Warknął i zdjął pierścień, odkładając go na biurko. Plagg zniknął w ciągu chwili, zostawiając blondyna samego, a Adrien poczuł wyrzuty sumienia już po chwili. Już chciał ponownie sięgnąć po biżuterię, kiedy do pokoju weszła Susan.
- Panie Adrien? Przyszli.- Powiedziała, a chłopak z ciężkim westchnieniem zrzucił pierścień z blatu do jednej z szuflad, co nie umknęło uwadze jego asystentki. Mężczyzna minął kobietę, zapatrzoną w biurko i ruszył schodami w stronę drzwi. Po chwili zauważył, że jego asystentka nadal uparcie wpatruje się w drewniany mebel, więc zakaszlał, aby zwrócić jej uwagę.
- Suzie?- Kobieta spojrzała na niego i obdarzyła go zakłopotanym uśmiechem.
- Przepraszam, zamyśliłam się.- Powiedziała, zamykając pokój i ruszyła w stronę mężczyzny. Oboje stanęli przed Marinette i Luką, a Adrien poczuł jak całe to napięcie między nimi zaczyna się nasilać. Coś dzisiaj wybuchnie. Jakaś wojna, na pewno... Pomyślał, patrząc na, obejmującego w ochronnym geście swoją narzeczoną, Lukę. Ciemnowłosa bawiła się dłońmi, zastanawiając się jak zacząć rozmowę, aż chłopak cicho westchnął.
- Witajcie.- Zaczął blondyn, a ciężarna od razu zrobiła dwa kroki do przodu, wyciągając dłoń w jego stronę.
- Tak! Dobry!- Krzyknęła, potrząsając chaotycznie ręką.
- Hej.- Mruknął Luka, wkładając ręce do kieszeni, a potem nastała długa, niezręczna cisza. Marinette podrapała się po policzku, szukając jakieś pomocy w Susan.
- Może zaproponuje herbaty lub kawy, a Państwo usiądźcie w salonie?- Zapytała, a blondyn wskazał dłonią drogę do odpowiedniego pomieszczenia.
- Ja z przyjemnością napiję się herbaty.- Rzuciła przez ramię Marinette, a jej chłopak zdecydował się na zimną wodę. Wszyscy usiedli na około stolika kawowego. Adrien na fotelu, a jego goście na kanapie. Ciemnowłosa uśmiechnęła się lekko. - Ta rozmowa ma być... Prywatna. Nie, żebym nie lubiła Suzie, ale to wiesz...- Wskazała na swoje kolczyki biedronki.- Te sprawy.
- Oczywiście.- Odpowiedział, poprawiając ze zdenerwowania obrus na stoliku.
- A gdzie twój sygnet?- Zapytała, wskazując przy okazji na torebeczkę, przekazując, że chodzi jej o kwami. Chłopak spojrzał na swoją dłoń.
- Zostawiłem w gabinecie.- Odpowiedział jej, a Marinette uśmiechnęła się lekko.
- To idź po niego. Jest ważny.- Stwierdziła, gdy do pomieszczenia weszła Susan. Położyła przed ciemnowłosą parujący kubek z rumiankiem, a tuż przed Luką szklankę z wodą. Adrien w tym czasie wyszedł po pierścień, a jak wrócił w kulturalny sposób wyprosił swoją asystentkę, nie zauważając, że kobieta intensywnie przygląda się biżuterii, którą chłopak trzymał w dłoni. Po chwili otrząsnęła się z lekkiego zamyślenia i wyszła.
- Zawołaj Plagga.- Powiedziała ciemnowłosa, wypuszczając Tikki, a Sass sam wyszedł z kieszonki koszuli Luki. Mężczyzna podał mu małego kabanosa i pogłaskał po główce. Adrien niepewnie założył pierścień, a gdy tuż przed nim pojawił się Plagg, odetchnął z ulgą. Małe kwami spojrzało na niego urażone i odleciało w stronę kwami biedronki.
- Ma prawo być zły.- Powiedział.- No he, przepraszam, bylem zestresowany.- Dodał, a czarne stworzonko spojrzało na niego.
- No niech ci będzie, ale nigdy więcej tak nie rób. - Odpowiedziało i wróciło do irytowania swojej kostki cukru.
- A pro po rzeczy, których nie powinieneś robić.- Zaczęła Marinette, przerywając scenkę pojednania.
- Zabierasz go?- Zapytał Plagg, przytulając się do policzka swojego właściciela, a ciemnowłosą, aż zakuło w piersi.
- Nie.- Zaczęła. - Nie zabieram pierścienia, ale pod kilkoma warunkami.
- Oczywiście, nie będziemy już was więcej podglądać.- Stwierdził Plagg. Marinette spłonęła rumieńcem, Luka zzieleniał, jakby miał zaraz zwymiotować, a Adrien zbladł.
- PLAGG!- Wrzasnęła Tikki, podlatując do niego i przykładając swoje łapki do jego ust.- O tym się nie mówi! Sass, powiedz mu coś!
- Niby co, On zawsze i tak robi po swojemu.- Stwierdziło stworzonko, siedząc obok swojego właściciela. Marinette po chwili odkaszlnęła.
- Taaaak.- Przeciągnęła samogłoskę w trakcie wypowiadania tego słowa. - To byłby jeden... Z warunków.... Czekaj, jak to już więcej? Podglądałeś nas tylko raz, prawda?- Blondyn zaśmiał się zażenowany, a kobieta zbladła i skrzywiła się obrzydzona. - To jest... UGH...
- Na swoją obronę mam, że więcej nie widziałem was... - Przez chwilę zastanawiał się jak ująć w słowa to co chciał powiedzieć. - Tak jak wtedy.
- No to faktycznie dobrze, jeszcze wyszedłbyś na jakiegoś wariata.- Powiedział ironicznie Luka, krzyżując dłonie.- Powiedz mi chociaż czemu?
- Czułem taką potrzebę! Nie wiem.- Odpowiedział mu, łapiąc za swoją kawę i upijając łyk. - Po prostu patrzenie na nią mnie uspokaja. A w ostatnim tygodniu wiele rzeczy mnie stresowało. - Dodał, patrząc na Marinette, a do dziewczyny doszło skąd to ciągle uczucie, ze ktoś jej się przygląda w ostatnich dniach. Objęła się dłońmi.- Ale doszło do mnie ostatnio, że nie odzyskam już jej miłości, nie ważne jak bardzo bym się starał. Mogłem chociaż...- Uśmiechnął się do obojga. - Kocham cię Marinette i zawszę będę...- Naglę poczuł ból w prawej części żuchwy, a siła uderzenia pięści Luki odrzuciła go na oparcie.
- LUKA! - Wrzasnęła ciemnowłosa, przyglądając się jak jej narzeczony rozmasowuje sobie palce po uderzeniu. Chłopak był czerwony ze złości, a szczękę miał tak ściśniętą, że aż Ona czuła ból w zębach. - Rozmawialiśmy, że nie bijemy dzisiaj gospodarza!
- Wiem, ale jak słyszę te wszystkie bzdety to mam ochotę poprawić mu jeszcze z lewej strony.- Mruknął naburmuszony, opadając na kanapę.- Czy ty się człowieku słyszysz? Mi się zdaje, że nie!
- Luka, proszę.- Szepnęła, nie wierząc, że ten zirytowany chłopak to jej na co dzień spokojny i cierpliwy mężczyzna.
- Nie, kochanie. Jak my mu nie wyjaśnimy jak to wygląda to się w tym zatraci! Jak ON uważa, że podglądanie cię z ukrycia jest dobre, bo twój widok go uspokaja.- Odwrócił wzrok w stronę blondyna, który nadal wpatrywał się zdziwiony na Lukę. - Teraz słuchaj! To co robisz, robiłeś czy cokolwiek, nazywa się stalkingiem i jest do chuja nędzy karalne. Moja przyszła żona ma zbyt miękkie serce, aby cię uświadomić, ale wcale jej w ten sposób nie uszczęśliwiasz. I TY TO NAZYWASZ MIŁOŚCIĄ? Odbieranie komuś poczucia bezpieczeństwa? Kradnięcie jego rzeczy? Nachodzenie?
- Luka...- Szepnęła Mari, łapiąc jego dłoń.- Proszę...
- Nie tym razem, Agreste. Jestem tak oburzony, że nie potrafię wyrazić tego słowami. Zraniłeś Marinette, wtedy na balu i teraz, gdy nie dajesz jej w spokoju żyć z osobą, którą ona kocha i, która kocha ją. Nie potrafiłeś zatrzymać przy sobie tego pięknego kwiatu i to tylko twoja wina. Nie potrafisz się z tym pogodzić? W TAKIM RAZIE MASZ OBSESJĘ, CZŁOWIEKU, A TO SIĘ LECZY!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top