Rozdział 1

 Wspólne mieszkanko jakie sobie wynajęli było małe, ale ich własne. Nadal nie wierzyła, że udało jej się usidlić Lukę. Złożenie mebli i rozpakowanie pudeł zajęło im wraz z pomocą przyjaciół ledwie dwa dni. Nie było to wiele, więc już drugiego dnia po przeprowadzce mogli oddać wypożyczone auto, w którym ukrywali miracula. Zaczęła rozpakowywać swoją walizkę, dziękując w duchu swojej rodzinie i mamie Luki, że tak szybko zaakceptowali ich decyzję o usamodzielnieniu się. Marinette szybko wyjęła tak ważny dla siebie pakunek i postanowiła otworzyć, aby zobaczyć czy po tak długiej podróży wszystko jest na swoim miejscu. 

- Tylko się upewnię. Podróż była długa, a w dodatku bardzo bujało. A co jeśli, któreś z miraculi wypadło z miejsca i zniknęło?

- Nie martw się na zapas.- Odpowiedział i wpisał kody.- O widzisz, jest cała i zdrowa.- Powiedział. Po chwili uchylił wieko, a na miejscu pierścienia Czarnego Kota wiało pustką. Czuł, że mniejsza od niego Marinette, zaczęła cała drżeć.- Może upadł gdzieś na dolne półeczki?- Zaczął przeszukiwać.

- Kurwa, kurwa, kurwa. Widziałam go tam!- Krzyknęła do siebie.- Mogłam się domyślić, że się dowie, iż ja mam szkatułę, a w tym pierścień. W końcu Plagg był jego przyjacielem jak dla mnie Tikki.- Zaczęła brać głębokie wdechy, aby się uspokoić.

- Kochanie.- Wziął jej twarz w dłonie.- Jakoś to ogarniemy. Uspokój się.

- Muszę iść z nim pogadać.- Odsunęła się od niego, a ten tylko westchnął, wiedząc, że nie ma co walczyć.- Tikki, Kro...

- Nie trzeba.- Usłyszała znany jej głos od strony drzwi.- Powinniście zamykać drzwi. Każdy może wam wejść.- Powiedział blondyn.

Adrien wyglądał o niebo lepiej niż ten rok temu, gdy go widziała. Jego włosy znów odzyskały blask, a cienie spod oczu zniknęły. Ubrał zwykłą koszulkę z nudnym nadrukiem i sprane dżinsy. Oparł się nonszalancko o framugę i skrzyżował ręce na klatce piersiowej. 

- Masz go, prawda?- Spytała napastliwie dziewczyna, chcąc do niego podbiec, ale Luka w ostatniej chwili złapał ją za łokieć. 

- Nie wiem o co ci chodzi.- Odpowiedział. Kłamiesz.Pomyślała.Przecież dobrze wiem, kiedy kłamiesz. Dodała w myślach.- Przyszedłem z propozycją. Tak naprawdę jesteś najbardziej utalentowaną projektantką jaką znam. Od kiedy zabrałem się za prowadzenie firmy przewijało się u mnie mnóstwo ludzi, ale każdy z nich był gorszy od poprzedniego. Chce byś pracowała dla mnie.

- Nie.- Powiedziała i plunęła mu pod nogi. Luka spojrzał na jej ślinę udręczony.

- Mariś, ja to będę musiał potem sprzątać...- Wtrącił, ale został przez obojga całkowicie zlany.

- No cóż, w takim razie dam ci jeszcze chwilę na zastanowienie się. To mieszkanie pewnie kosztuje...- Powiedział Adrien.- A w dodatku ostatnio zginęło ci pewne miraculum, czyż nie?- Odwrócił się i pomachał im na pożegnanie. Ponownie, Luka złapał Marinette w ostatniej chwili, zanim ta rzuciła się na zamykające się drzwi.

- Słonko, kochanie. Nie wiadomo czy je ma... - Szepnął. - Trzeba pamiętać, że mnóstwo osób tam było.

- To skąd wiedział, że teraz ja pilnuje miraculi? No i, że jeden mi zaginął? - Spytała, łapiąc go za materiał rękawów oraz spoglądając na niego spanikowana.

- Mógł usłyszeć naszą rozmowę... Wszedł tutaj bez pukania. - Delikatnie objął ją w talii, a ona poluźniła uścisk. - Oddychaj. Oddychaj Mari, głęboki wdech. - Nabrał wraz z nią oddechu i przyłożył swoje czoło do jej. Ponownie wzięli wspólnie oddech. - Okej?

- Trochę... - Odpowiedziała. - Co nie zmienia faktu, że nadal nie mamy miraculum Kota. Niepotrzebnie mistrz dał mi szkatułę, nie nadaję się do tej roli. - Nagle tuż przed dziewczyną pojawiła się Tikki.

- Na początku myślałaś, że nie nadajesz się na Biedronkę! A co było potem? Ratowałaś Paryż jak nikt! W dodatku sama pokonałaś Władcę Ciem.- Krzyczało małe czerwone stworzonko, latając chaotycznie wokoło jej głowy.- Więc nie pozwalam ci tak o sobie mówić.- Pisnęła. Marinette ciężko westchnęła i zamknęła szkatułę oraz schowała ją do walizeczki. Potem wraz z Luką zdecydowali schować magiczną biżuterię w szafie z kurtkami, gdzie będzie wyglądać jak kolejna torba do podróży. Luka usiadł na fotelu i poklepał swoje kolana, a Marinette z lekkim rumieńcem usiadła na wskazanym przez niego miejscu.

- Nie możemy zostawiać szkatuły nigdy samej.- Szepnęła, głaszcząc swoje kwami, które położyło się na głowie Luki oraz ułożyło się do snu.- Nie możemy pozwolić, aby doszło do kolejnego zaginięcia. Jestem pewna, że to Adrien go ma.- Mruknęła.

- Rozumiem. Dopilnujemy tego.- Powiedział. Wziął delikatną dłoń Marinette i zaczął ją rozmasowywać.- Co do tego nie masz pewności. Trzeba wykluczyć wszystkich...- Pocałował jej palec wskazujący.- Uwierz mi, że nienawidzę tego człowieka z całego serca, ale nie wolno od razu go osądzać.- Dodał.

- No niby wiem.- Odpowiedziała, opierając głowę o jego ramię i przymykając oczy.- Jestem zmęczona, nawet Tikki się zmęczyła.- Chłopak zaśmiał się z jej słów i delikatnie pogłaskał stworzonko w swoich włosach.

W tym samym Adrien wszedł do swojej willi, w której od prawie dwóch lat mieszkał sam. Spojrzał na zegarek na swoim telefonie. Jeszcze dziewiąta, Suzie powinna być. Pomyślał. Po chwili jak na zawołanie pojawiła się przed nim średniego wzrostu kobieta o obfitych kształtach z blond włosami związanymi w kok. Ubrana w czarną koszulę i tego samego koloru spódnicę do kostek, a w ręku trzymała spory notes.

- Susan. Jesteś. Napijemy się wina?- Spytał, zdejmując buty. Kobieta otworzyła zeszyt na ręcznie narysowanym kalendarzu z rozpiską aktualnego miesiąca, a potem przeniosła się do kilku dni następujących, aby sprawdzić czy Adrien nie ma żadnych planów przez które raczej nie powinien pić.

- Możemy. Oczywiście. - Powiedziała z lekkim uśmiechem.- Zaraz powiadomię kucharza, aby przyniósł kieliszki oraz odpowiedni rocznik. Jakaś okazja?

- Wszystko ci, Suzie, opowiem. Przy kieliszku. W salonie?- Spytał, a kobieta kiwnęła głową. Po chwili podeszła do niego z alkoholem oraz usiadła naprzeciwko. Mężczyzna otworzył wino oraz nalał im do kieliszków.

- Niech Pan mi opowiada! Aż jestem ciekawa.- Powiedziała podekscytowana, wiercąc się w fotelu. Blondyn uśmiechnął się lekko.

- Jak wiesz, zatrudniłem cię na miejsce asystentki, po tym jak poprzednia oszukiwała mnie i kłamała dla mojego ojca. Jako prezes takiej firmy, potrzebuje kogoś zaufanego, ale jesteśmy branżą modową.- Oparł się wygodnie w fotelu. - Poradzę sobie w doborze reklamy, modeli, odpowiedniej kadry, ale nie zaprojektuję linii ubrań. Nie mam talentu ani umiejętności.- Stwierdził, po czym wziął pierwszy łyk wina i rozkoszując się zafascynowanym wzrokiem dziewczyny przed sobą.- Do kraju wróciła najlepsza projektantka w całej Francji i jestem w stanie to zapewnić.

- Nie słyszałam, aby ktoś znany wrócił...- Wtrąciła się kobieta, popijając z kieliszka. Mężczyzna pokręcił głową.

- Ona nie jest znana, ale była moją dziewczyną.- Kobieta wyłapała niepokojący ton w jego wypowiedzi.- I znam jej możliwości. Jestem pewien, że sobie poradzi. Pytałem się, czy by chciała do nas dołączyć.

- Jak zareagowała?- Na to pytanie skrzywił się, a potem westchnął.

- Kategorycznie i bezzastanowienia mi odmówiła, a potem plunęła mi pod nogi. Ale nie martw się.- Dodał na koniec, widząc nie tegą minę swojej asystentki.- Zgodzi się w końcu. To będzię szansa dla mnie... dla mojej firmy znaczy się. No i... Chciałbym, abyś napisała do niej maila.

- Jakiego? Spytała, a chłopak wyjął z kieszeni biały sygnet. Bardzo żałował, że nie może go aktywować, ale Marinette od razu by się o tym dowiedziała jako strażniczka. - Panie Agreste? Co napisać?

- Ahh, no tak, już mówię.


Mała niespodzianka z okazji nowego sezonu.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top