Rozdział 28
- Tak.- Powiedziała trzeci raz Marinette, trzymając ramę drewnianego łóżeczka. - Chce tę dla Kylie.- A po chwili wskazała na inne łóżeczko, różniące się zdobieniami na nogach. - A to dla Emily.
- Kochanie. - Powiedział spokojnie Luka, stojąc niedaleko kobiety, wskazując na podwójne kołyskę, gdzie z dwóch stron była pomalowana na dwa inne kolory. - Po pierwsze wyjdzie taniej niż zakup dwóch łóżeczek, po drugie zajmie mniej miejsca, a po trzecie też jest bardzo ładne.
- Nie!- Krzyknęła, tupiąc nogą, zwracając uwagę sprzedawcy, który alejkę dalej dokładał pieluchy. - To są łóżeczka dla naszych córek.
- A jeśli urodzą nam się synowie?- Zapytał.
- Nie. Czuje, że to Kylie i Emile.- Stwierdziła, głaszcząc lekko wypukły brzuch. - Więc bierzemy te łóżeczka!
- Słonko, ale to jest nielogiczne. - Powiedział mężczyzna. - A z resztą, przyszliśmy po poduszkę na bolący kark. Nawet nie wiem jakim cudem skończyliśmy na tym dziale.
- W sumie racja. - Szepnęła do siebie, po czym ruszyła w stronę odpowiedniego działu. Luka spojrzał na sprzedawce przy pampersach, który powstrzymywał śmiech i ciężko westchnął, po czym ruszył za swoją przyszłą żoną. Po zakupach i w sklepie dla rodziców, i zwykłym spożywczym wrócili do domu, gdzie Tikki, zaczęła intensywnie oblatywać wokół głowy Marinette.
- Hej, hej! - Pisnęła kobieta, łapiąc delikatnie stworzonko w dłonie, gdy mężczyzna ruszył w stronę kuchni z zakupami. - A tobie co się stało?
- Mam wezwanie od Plagga! - Krzyknęła. - Coś się dzieje. - Powiedziała zmartwiona, patrząc jak Mari wyciąga telefon z kieszeni i wybiera numer do blondyna.
- Dobrze, rozumiem. - Odpowiedziała ciemnowłosa, klikając zieloną słuchawkę i przykładając telefon do ucha.
- Marinette?- W telefonie usłyszała głos kwami zniszczenia, przez co na chwilę straciła rezon. - Mari, jesteś tam?
- Oh... Tak!- Odezwała się.- Tak, tak! Co się stało?
- My, poszliśmy do sklepu, ale spotkaliśmy kogoś i... - Plagg na chwilę się zaciął, myśląc na dobraniem odpowiednich słów. - Adrien jest nie sobą. Nie żebym się martwił, ale nie kopił mi jedzenia.- Mruknął cicho, a Tikki jedynie przekręciła oczyma.
- Słuchaj, my za niedługo postaramy się być... - Mari weszła do kuchni, po czym wyłączyła gaz na którym zagotowywała się woda. - Będę z Luką i spróbujemy coś wymyślić.- Dodała, a następnie się wyłączyła rozmowę.
- Co się stało?- Zapytał Luka, zamykając makaron, który chciał ugotować na obiado-kolację.
- Mamy mały problem.- Szepnęła.- Czas jechać do Adriena, a po drodze wszystko ci wyjaśnię.
Pod bramą do willi Agreste byli w ciągu pół godziny, w trakcie którego dziewczyna skróciła Luce rozmowę z Plaggiem. Gdy zadzwoniła domofonem z wnęki płotu, wyszła charakterystyczna kamera.
- Czy byli Państwo umówieni?- Usłyszeli znudzony głos Suzie, a Mari na to pytanie zamrugała zaskoczona.
- To ja.- Powiedziała zdziwiona dziewczyna.- Marinette. Nie rób takich żartów.- Kamera obniżyła się lekko, aby przyjrzeć ciężarnej. - Jedyna wasza projektantka!- Warknęła lekko poirytowana.
- No ok.- Odpowiedziała jej dziewczyna, otwierając bramę. Marinette nie czekając na pełne otwarcie drzwi wejściowych, weszła bez zaproszenia i ruszyła w stronę gabinetu blondyna. Luka, chociaż trochę mniej pewnie, szedł za nią.Oboje zobaczyli jak mężczyzna siedział za biurkiem i rozmarzony wpatrywał się w przestrzeń.
- Kurde.- Szepnęła dziewczyna, słysząc ja jej narzeczony zamknął za nią drzwi. Podeszła do chłopaka i delikatnie poklepała go po policzku.- Adrien, Adrien. Halo?-Na jej pytanie, blondyn jedynie westchnął, uśmiechając się i oparł głowę o dłoń.
- Ja spróbuję. - Odezwał się Luka, podchodząc do Adriena. - Wybacz kolego, to po to by cię obudzić.- Dodał i uderzył go otwartą dłonią w policzek, na tyle mocno, że zostawił czerwony ślad. Adrien ponownie westchnął rozmarzony.
- O co tu chodzi?- Zapytała wyraźnie zmartwiona Marinette, machając dłonią przed oczyma mężczyzny, gdy ciemnowłosy rozmasowywał swoją dłoń.
- Ja chyba wiem.- Odezwał się nagle Sass zza koszuli Luki. - Miraculum Ssssłońca.
- Ale jego szkatuła zaginęła w Tybecie! - Odezwała się Tikki.
- Pokonaliśmy Żarłoka jeszcze jak byliście w gimnazjum.- Odezwał się Plagg.- Wszystko wtedy wróciło na miejsce i...
- Wszystkie inne szkatuły. - Westchnęła Marinette. - To jak się upewnić, że to ktoś z tym miraculum i jak to... cofnąć?
- Wiesz Mari, Dwa główne miracula w szkatule są stworzone na zasadzie przeciwieństw. - Odezwała się Tikki. - Szczęście. - Wskazała na siebie.
-Pech. - Odezwał się Plagg, podnosząc łapkę.
- No więc, jeśśśśli miraculum SSSSSłońca jest miraculum śśśświatła, to przeciwieńsssstwem...- Odezwał sie Sass, a Mari zdejmując z siebie kurtkę zarzuciła ja na głowę Adriena.
- Ciemność. - Krzyknęła.- W takim razie ile jest takich szkatuł?
- Cała świątynia.- Odezwała się Tikki. Marinette z wymalowanym szokiem na twarzy spojrzała na swoje kwami, a Adrien zakrztusił się wodą, którą przed chwilą sobie nalał.
- Znaczy się...- Zaczęła ciemnowłosa, trąc miejsce miedzy brwiami, a następnie zaczęła machać dłonią. - Mistrz teoretycznie mówił coś o swojej świątyni, ale nie kojarzę, aby wspominał o tym, że jest wypełniona magiczną biżuterią.- Tikki niepewnie podniosła swoją łapkę.
- Wieeeeeesz.- Szepnęła niepewnie, znając stan swojej przyjaciółki oraz wiedząc, ze aktualnie nie powinna specjalnie się ona stresować. - Mówił, opowiadał ci o tym jak zniszczył świątynię.
- EEEGGGGHHHH. - Warknęła dziewczyna, opadając ciężko na fotel, na którym przed chwilą siedział rozmarzony do granic możliwości Adrien. Luka podszedł do swojej narzeczonej i objął ją od tyłu, złączając dłonie na jej dekolcie.
- Nie martw się kochanie. - Szepnął. - Każdemu mogło się zdarzyć. Szczególnie w takim stanie, w jakim ty aktualnie jesteś. Adrien spojrzał niechętnie na parę przy jego biurku, ale po chwili ich lekki pocałunek po raz pierwszy od dawna nie wzbudził nim żadnych emocji.Natomiast ku jego zdziwieniu na bardzo krótką chwilę pomyślał o pewnych brązowych włosach. Zamrugał kilka razy, po czym potarł oczy.
- Ale co w takim razie robimy z tą... Olśniewającą damą? - Zapytał Adrien. - No i faktem, że być może zabrała w najgorszym wypadku całą szkatułę, a w najlepszym tylko to jedno miraculum. W ogóle czego jest ta biżuteria.
- Znaczy, mówiliśmy. - Mruknął lekko znudzony Plagg. - Jasności. Słońca. Dnia. Patrząc na jej moc, prawdopodobnie jest to szkatuła słowiańska,a kwami nazywa się Dabby. - Mari, wraz z Adrienem spojrzeli spojrzeli na czarne stworzonko zaskoczeni.
- Skąd wiesz o tym kwami tak wiele?- Zapytał blondyn, pamiętając o fakcie, że jego przyjaciel jest najleniwszą oraz najbardziej olewającą wszechświat na świecie istotą na świecie.
- Może stąd, że...- Zaczęła poirytowanym tonem Tikki. - Zanim zgodziliśmy się połączyć z miraculami oraz żyliśmy wolno, ja i Plagg powstaliśmy prawie równo. Tak jak Dabby oraz jej brat Boddy. My... Powiedzmy, wyglądaliśmy trochę inaczej.
- Fakt, zmieniliśśśmy formę na potrzebę mirrrrraculum.- Wtrącił się Sass, ale ucichł, gdy czerwone kwami zmroziło go wzrokiem.
- Plagg poleciał na Dobby bez żadnego zastanowienia, jak tylko na nią spojrzał. - Powiedziała. Marinette zaczęła kaszleć, Luka powstrzymywał śmiech, a Adrien uniósł wysoko brwi oraz lekko kąciki ust.
- Matko, przeprosiłem cię już tyle razy.- Warknął. - Mówiłem, zadziałało na mnie jej olśnienie.- Machnął łapkami bezradnie. Tikki prychnęła pod nosem, a Plagg ciężko westchnął. - Ciągnęła do siebie wszystkich! - Próbował się bronić.
- Hahahahah.- Biedronkowe kwami się zaśmiało, a następnie łapką wskazało na Sass'a, który błagalnie na nich spojrzał.
- Prosssssszę, nie wciągajcie mnie w to.- Szepnął.
- On jakoś nie miał problemu, aby jej odmówić.- Warknęła.
- No faktycznie, Przecież...- Plagg zmrużył oczy i spojrzał na Sass'a zirytowany. - Nie tak długo później znalazłaś godne pocieszenie po tej sytuacji.
- Nie wierzę, że to powiedziałeś. - Warkneła czerwonofutrzasta kwami. Luka przycisną pięść do ust, a Adrien zbladł. Marinette oparła się łokciami o blat biurka, a czoło o dłoń.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top