Rozdział 2

Wróciła po raz kolejny przez okno. Luka siedział na kanapie z gitarą i komponował kolejną piosenkę. Na stole zobaczyła stos popisanych kartek z nutami oraz dwa kubki od kawy. Uśmiechnęła się czule i obwiązała jojo w pasie.

- Zdejmij kropki. - Szepnęła do swojej kwami, nie chcąc hałasem wyprowadzać swojego chłopaka ze skupienia. Tikki poleciała do miseczki z ciastkami, a Marinette postanowiła pozbierać brudne naczynia i w końcu je umyć.Złapała oba kubki pomiędzy papierami Luki, lekko przesuwając kartki po stole. Jej chłopak wybudził się z muzycznego letargu i podniósł wzrok. Uśmiechnął się leniwie, opierając lewą ręką o pudło rezonansowe i podpierając głowę o dłoń.

- Próbowałaś być niewidzialna?- Spytał. Marinette lekko się zaczerwieniła.

- Chciałam tylko posprzątać i ci nie przeszkadzać w pracy.- Powiedziała. Chłopak westchnął i coraz bardziej upewniał się w decyzji, którą podjął. Zaczął stroić gitarę. 

- Dobrze.- Odpowiedział. - A przyniosłabyś mi wody, proszę.- Dodał. Dziewczyna pochyliła się i pocałowała go w skroń.

- Oczywiście.- Po drodze do kuchni, zatrzymała się na chwilę, aby włączyć laptopa. Szybko umyła oba kubki, nalała do szklanki kranówy, którą położyła na małym skrawku wolnego blatu stołu. Wzięła jedną z kartek i spróbowała przeczytać tekst.- Nadal piszesz jak kura pazurem.

- To szyfr.- Stwierdził z uśmiechem.- Piosenkę usłyszysz dopiero jak skończę.- Marinette prychnęła, ale odłożyła zapiski chłopaka i dała mu w spokoju pracować nad nowym utworem. Usiadła przed laptopem i odpaliła maila, aby zobaczyć czy ma jakieś odpowiedzi od firm. W tle grał jej Luka, komponując muzykę, ale nawet to jej nie uspokoiło, gdy zobaczyła wiadomość od A.Agrestefirm. Wciągnęła głęboko powietrze w siebie, aż jej chłopak podniósł zaniepokojony głowę. - Kochanie, stało się coś?

- Napisał do mnie.- Powiedziała ze wściekłością w głosie. Niebieskooki zmarszczył brwi.

- Kto?- Spytał.

- Ten blond włosy złodziej miraculi, pierdolony ruchacz dziwek, bezczelny cham włamujący się do obcych domów, Adrien Agreste.- Odpowiedziała.

- Mari. Kocham cię, ale nie poddawaj się złości. Nie mamy pewności, że to on zabrał pierścień. Nie włamał się też do domu, zostawiliśmy drzwi otwarte. No ale do reszty się zgadzam... - Wstał z kanapy oraz podszedł do swojej dziewczyny. Oparł się o fotel i spojrzał na monitor.- Przeczytaj.- Marinette odpaliła maila.

" Szanowna Marinette Dupain-Cheng,

Mamy do zaoferowania Pani pracę "projektantki ubrań" na cały etat z polecenia szefa Adriena Agreste. Nie byłoby żadnej rozmowy kwalifikacyjnej, a jedynie rozmowa o warunkach pracy i wynagrodzeniu, które zaczyna się od 4 500/ miesiąc, doliczając do tego premię oraz procent od każdej kolekcji.

Dopisek od Adriena:

Mari, przyjdź chociaż na rozmowę. Proszę, co ci szkodzi? Nie zmieniłem numeru od liceum, ale gdybyś zapomniała, wysyłam swoją wizytówkę w załączniku. Zadzwoń jak zdecydujesz.

Z poważaniem,

A.AgresteFirm"

- Nie, nie, nie!- Zaczęła, zrywając się z fotela, podczas gdy Luka analizował dokładnie całą wiadomość.- Nadal uważam, że to on!

- Sądzę, że spotkanie się z nim... Może nie być złym pomysłem. Praca to praca.- Marinette spojrzała na niego oburzona.- Macie omówić warunki współpracy, a przecież nie musisz koniecznie non stop pracować u niego. Może ma osobną firmę? Albo mogłabyś pracować w domu? W końcu przeprowadzimy się do czegoś większego.- Powiedział, podchodząc do niej i łapiąc ją za biodra.- Zawsze chciałaś pracować w firmie Agreste. Tej samej co twój ulubiony projektant. To ty dyktujesz warunki, bo to oni są na skraju upadku i potrzebują najlepszej projektantki na całym świecie. Mojej przeuroczej, utalentowanej Marinette. Jak coś, powiedz, ze przyjdziesz ze mną. Znów zostanę twoim ochroniarzem. - Dziewczyna zaśmiała się na te słowa, po czym wybrała numer do firmy, który szybko wyszukała w internecie, a nie Adriena.


W tym samym czasie blondyn trzymał drobną dłoń swojej matki, która uśmiechała się do niego słabo. Jedną ręka poprawił kołdrę, a potem poduszkę i sprawdził czy wszystko jest w porządku.

- I co wtedy się stało?- Spytała. Chłopak uśmiechnął się czule na te wspomnienia.

- Zabrałem ją do naszej kawiarni. Wiesz,  CaffemLove, pamiętasz ją?- Kobieta kiwnęła głową.- Była bardzo zawstydzona, podkochiwała się we mnie. Oboje zamówiliśmy Cappucino i przegadaliśmy praktycznie dobrą godzinę. Śmiała się z moich najgorszych żartów.  - Pomógł kobiecie się napić.

- Nie rozumiem, czemu nie jesteście razem. Opowiadasz mi o tych wszystkich randkach i o waszej miłości. Wydaje się, że byliście dla siebie stworzeni.- Powiedziała, a chłopak ciężko westchnął.

- Mówiłem ci mamo. Popełniłem niewybaczalny błąd.- Stwierdził. - Ona nie potrafiła mi wybaczyć i wyjechała ze swoim przyjacielem, w którym się zakochała.

- Ale co to za b...- Blondyn roztrzaskał szklankę o podłogę, uciszając w ten sposób kobietę. Rozsiadł się w fotelu i schował twarz w dłoniach.

- Jeszcze ją odzyskam, zobaczysz mamo. - Powiedział do przestraszonej kobiety, spoglądającej, to na rozbite szkło, to na swojego syna.- Tylko ja potrafię zapewnić jej prawdziwe szczęście. 

- Adrien...- Szepnęła niepewnie kobieta i położyła dłoń na kolanie syna. - Dobrze się czujesz?

- Nie wiem... Marinette układa sobie życie ze złym mężczyzną, ty umierasz, firma upada...- Powiedział, podnosząc głowę, aby spojrzeć matce w oczy.- Nie wiem...- Nagle do pokoju wpadła asystentka.

- Panie Agreste. Pani Dupain-Cheng zgodziła się na rozmowę, ale tylko, gdy będzie mógł być przy tym jej partner, Luka Couffine. - Powiedziała Suzie. Adrien zacisnął pięść.

- Widzisz? Nawet mi nie ufa!- Stwierdził w jej stronę, uderzając pięścią w kolano.

- Wiesz Adrien, Pamiętaj. Czasami  trzeba dać komuś odejść. Jeśli kocha to wróci. A jeżeli nie, to może warto poszukać kogoś kto zapełni tą pustkę w sercu?- Spytała blond włosa kobieta w łóżku przykładając rękę do klatki piersiowej chłopaka, a jej uwadze nie umknęło, że asystentka chłopaka lekko się zarumieniła i odgarnęła kosmyk włosów.

- Moje serce jest tylko dla jednej.- Stwierdził mężczyzna, wstają, odtrącając dłoń matki.- Dobra, niech jej będzie, umów ją jak najszybciej. - Powiedział, nie zauważając, że dziewczyna nagle straciła humor.

- Oczywiście Panie Agreste. - Powiedziała i pobiega do swojego gabinetu, a Kylie mogła tylko westchnąć i zastanowić się, czemu jej syn jest, aż tak ślepy. Suzan umówiła Marinette na piątek w przyszłym tygodniu o godzinie czternastej, a potem zabrała się za porządkowanie papierów. Około szesnastej podszedł do niej Adrien z kubkiem gorącej kawy.

- Uważaj, bo jeszcze się zaharujesz i stracę najlepszą asystentkę. Bez mleka, dwa razy cukier.- Uśmiechnęła się z wdzięcznością i upiła łyk.

- To ja powinnam Panu przynosić kawę.- Powiedziała, próbując włożyć trzy segregatory na najwyższą półkę.

- Powinnaś też poprosić o kupno schodków albo taboretu. Suzie, pracujesz tu już siedem miesięcy, przestań być taka nieśmiała.- Powiedział, łapiąc przedmioty z jej dłoni i odkładając na miejsce.- No i rozmawialiśmy o nazywaniu mnie Panem...

- Miałam tego nie robić prywatnie, przepraszam.- Odpowiedziała.

- Dobrze, kończ już na dzisiaj, wybacz za tą scenę przy mamie. Miałem nienajlepszy humor.- Poprawił jej grzywkę.- Ty chyba nic przez nią nie widzisz, nie chciałabyś się ściąć? Dobra, tak czy siak, do jutra.- Powiedział i odszedł, a kobieta pracowała, póki nie skończyła się jej kawa, po czym umówiła się do fryzjera.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top