Rozdział 14
Luka stanął na czatach, gdy dziewczyna weszła weszła do pomieszczenia. Blondynka leżąca w łóżku uniosła wzrok i wtedy Marinette spojrzała w zielone tęczówki Kylie.
- Kim Pani jest?- Zapytała, marszcząc brwi, a po chwili przyglądania się dziewczynie, olśniło ją.- Ty jesteś tą dziewczyną! Podejdź dziecko, Adrien mi tyle o tobie mówił.- Marinette serce zabiło dwa razy szybciej na te słowa. Podeszła do niej i usiadła na krześle obok.
- Nazywa się Pani Kylie? Jest Pani mamą Adriena?- Kobieta kiwnęła głową. - Obudził cię?
- Tak. Ale nie mówmy o mnie. Tyle spałam, że nie mam do powiedzenia nic ciekawego.- Blondynka zaśmiała się ze swoich słów.- Opowiedz mi o sobie, coś nowego. Jedyne co wiem to, ze wróciłaś z Włoch.
- Ahh... - Mruknęła. Podrapała się po brodzie, nie wiedząc co może powiedzieć, gdyż nie była pewna jakie informacje podał jej Adrien.
- Nie martw się.- Usłyszała jej głos, gdy położyła dłoń na jej. - Wiem, że nie jesteście już razem. Mój syn nie potrafił mnie okłamać.
- Dobrze.- Odpowiedziała jej ciemnowłosa.- Ja... Jestem szczęśliwa z moim chłopakiem. - Szepnęła niepewnie, ale widząc aprobatę w oczach kobiety, rozluźniła się.- Jestem z nim w ciąży. Wracamy od ginekologa.
- Na prawdę?- Zapytała kobieta podnosząc swoją rękę i łagodnie zbliżając swoja rękę do jej brzucha. - Czy mogę? - Marinette kiwnęła głową, a Kylie dotknęła miejsca, gdzie w ciele dziewczyny rozwijało się nowe życie.- Który tydzień?
- Hmm... 6 tydzień, ale czwarty tydzień życia.- Kobieta uśmiechnęła się delikatnie.
- Wiesz, że właśnie kształtuje się u niej lub u niego układ krwionośny, a w tym serce? - Marinette zaczerwieniła się na te słowa.- To wielki dar Mari. Bądź cierpliwa w stosunku do Adriena, dobrze?
- Oczywiście.- Odpowiedziała kobiecie.
- O, Odwiedzaj mnie częściej, możesz nawet z tym chłopcem, który stoi na czatach.- Powiedziała, a ciemnowłosa zaskoczona spojrzała na drzwi, co rozbawiło starszą kobietę.- To pewnie ojciec?- Marinette pokiwała głową lekko zażenowana, a potem pożegnała się i wyszła.
- Dowiedziałaś się wszystkiego co trzeba?- Zapytał Luka, obejmując lekko dziewczynę, a ta obejrzała się za drzwi.
- Chyba tak.- Mruknęła i złapała dłoń, która zwisała z jej ramienia. - Chodź umówić się na te badania.
W poniedziałek, gdy Luka wstał z łóżka i ruszył w stronę łazienki, aby ogarnąć się przed porannym pobieraniem krwi jej dziewczyny, zobaczył ją płaczącą na podłodze. Stał tam jak idiota, nie wiedząc co zrobić, aż w końcu kucnął przy niej.
- Makaroniku? Co jest?- Zapytał, ale wtedy ciemnowłosa rozpłakała się jeszcze bardziej, a to zdezorientowało mężczyznę jeszcze bardziej.
- No... No bo jeeeeee... Jestem gruba!- Krzyknęła, a chłopak odetchnął z ulgą. Już się bał, że stało się coś złego.
- Ale co dokładnie?- Dopytał, pomagając wstać dziewczynie.
- No bo nie mogę zapiąć spodni.- Po tych słowach, chłopak wybuchnął śmiechem, a ciemnowłosa zaskoczona reakcją, przestała płakać.
- Kochanie, to normalne. Macica ci rośnie. Mama i moja, i twoja dała nam ciuchy ciążowe. Trzeba coś z tego...- Przestał, widząc drżącą bródkę Marinette.- Jeju, o co dokładnie chodzi, słońce?
- Nie chce przestać ci się podobać.- Odpowiedziała, spuszczając wzrok. Luka westchnął cicho.
- Kochanie, jesteś najlepszym co mnie w życiu spotkało oraz nosisz w sobie najcudowniejszy dar jaki mógłbym sobie wyobrazić. Mój makaroniku, kocham cię mocniej niż potrafisz to sobie wyobrazić, więc...- Przerwał i popchnął ją w stronę komody, gdzie chowali ubrania ciążowe, po czym klepnął w pośladek.- Ubierz jakąś spódniczkę.
- Luka!- Jęknęła oburzona, ale ruszyła w stronę szuflady i wybrała dwuczęściowy, różowy kostium.- Nie wierzę, że to się zaczęła, a dopiero zaczął się drugi miesiąc. Chodźmy na badania.- Pobieranie krwi zajęło im kilka chwil, ale na USG czekali pół godziny. Po tym jak usiadła na krześle, podwinęła górę bluzki i lekarz zaczął smarować ją żelem, zaczęła się stresować. Złapała swojego chłopaka za rękę, a ten odwzajemnił uścisk.
- Zobaczmy co mu tu mamy.- Mruknął lekarz.- Hmmm, płody rozwijają się dobrze, widzicie te nieregularne kuleczki to wasze dzieci.- Marinette jeszcze mocniej ścisnęła dłoń Luki.
- Że przepraszam, co?- Zapytała.
- O tutaj.- Dodał,wskazując, przerażonej ciemnowłosej i szczęśliwemu Luce dwa nieregularne odznaczające się kształty. - To są rozwijające się bliźniaki.- Przyszła matka zaczęła kaszleć. - Proszę chwilę poczekać. - Lekarz coś kliknął na maszynie, a nagle usłyszeli miarowe cichutkie bicie serduszek. Chłopak jeszcze bardziej się ucieszył.
- Czy... Cz to...- Lekarz pokiwał głową, a Mari odwróciła głowę do swojego chłopaka, a Przyłożył czoło do jej.
- Będziemy mieć dzieci, makaroniku. - Szepnął ze łzami w oczach.- Czy możemy zdjęcia?- Lekarz kiwnął głową i wydrukował odbitki, po czym oddał je młodej parze. Wypisał też coś do karty Marinette oraz wytarł jej brzuch z żelu. Po badaniu umówili się na następne badanie równo za miesiąc oraz do ginekologa za tydzień. Wsiedli do auta, a Marinette przyłożyła dłonie do ust.
- Słyszałeś jak biło im serce. One żyją.- Powiedziała.- Luka, trochę przeraża mnie, że to bliźniaki.
- Damy radę.- Szepnął i pojechał do domu. Wchodząc do mieszkania.- Ale stanowczo potrzebujemy czegoś większego.- Złapał Marinette w talii i zaczął się z nią okręcać wokół własnej osi, zapominając o jej mdłościach.- Mamy dzieci! - Nagle wyleciała Tikki. W tym samym czasie ciemnowłosa pobiegła do toalety, czując jak wraca jej obiad.
- Jeśli zaatakowałaby osoba z pierścieniem...- Zaczęło kwami, gdy Marinette wymiotowała w łazience.
- Ja walczę.- Stwierdził bez zastanowienia. - Nie ma bata, aby ona chociaż spróbowała iść teraz na patrol. Ma mdłości, zasypia przy szyciu, a w dodatku ma huśtawki nastrojów. To może być niebezpieczne. - Stwierdził, odkładając szkatułę z plecaka na miejsce, czyli do walizki w szafie. Marinette wyszła do chłopaka.
- Mnie zastanawia za to co innego.- Mruknęła. - Ta osoba aktywowała pierścień, ale nic z nim nie robi. Jak Gabriel aktywował swą broszkę od razu zaatakował.
- Masz rację.- Stwierdziła Tikki, podlatując do Luki i kładąc mu się w włosach. chłopak pogłaskał małe stworzonko po głowie. - To jest najgorsze, bo przy akumach mogłyśmy coś zrobić, a tu? Nawet nie mamy szansy domyśleć się kto go ma...
- Musimy cierpliwie czekać. W końcu się wyłoni.- Uznał ciemnowłosy i usiadł z dziewczyną na kanapie, a na razie... Może poinformujemy przyjaciół i rodzinę o radosnej nowinie.- Zmienił temat, kładąc dłoń na policzku dziewczyny. Marinette chwilę się zastanowiła.
- Pewnie. A w dodatku, czemu nie połączyć przyjemnego z pożytecznym. Nadal uważam, że pierścień ma Adrien. - Stwierdziła.- Zaprosimy go też. W ten sposób załatwimy sprawę relacji między nim, a Alyą, pierścienia oraz w sumie chciałabym się zaprzyjaźnić.
- Jeżeli ma cię to uszczęśliwić.- Odpowiedział, obejmując ją i całując w czoło. Po chwili położył jej się na kolanach i przyłożył ucho do brzucha. - Obejrzymy jakiś film?
W tym samym czasie Adrien postanowił odwiedzić swoją mamę. Uśmiechnął się, siadając obok niej i pomógł jej z pozycji leżącej usiąść.
- Jak się dziś czujesz?- Zapytał.
- Dobrze.- Odpowiedziała z łagodnym uśmiechem.- Nie zgadniesz kto ostatnio wpadł. Ta urocza dziewczyna, Marinette.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top