Zatańczeni

Bez mediów nie ma sensu

- Pozwolisz? - Chwyciłem jej dłoń całując delikatnie wierzch. 

Skinęła tylko głową na znak zgody, więc w ułamku sekundy zaczęliśmy tańczyć. 
Krok w krok, dotrzymując go sobie nawzajem. 

Co raz szybciej i z większą gracją. Nocne niebo pokryte warstwą migoczących gwiazd dodawało nam idealnego tła. 

Patrzyliśmy sobie w oczy tak głęboko jakbyśmy mieli się więcej nie zobaczyć.

Puściliśmy się oddalając o krok aby dopełnić obrót, dalej błądząc w swoich spojrzeniach. Jednak w końcu zlustrowałem dziewczynę, która była pokryta suknią w motywie maski. Krój idealnie odkrywał jej obojczyki i ramiona a długość sięgająca przed kolana, idealnie rozkloszowana. 

Po chwili z powrotem, złączyliśmy swoje dłonie tak mocno, a usta delikatnie i przelotnie, aby pocałunek nie wybił nas z rytmu. 

Ruchy nie były agresywne, a zdecydowane i pełne emocji.
Nie kołysaliśmy się.
Bujaliśmy,  bujaliśmy dość szybko, w sobie, na dachu, i w obłokach.

Po prostu cieszyliśmy się sobą.

Pierwszy raz nie bałem się o ciarki na jej skórze, wiedząc że nie były one z zimna. 

Obróciłem nią podziwiając przelotnie jej plecy widniejące przez wycięcie w sukience. Takie zgrabne, delikatnie opalone i cholernie kuszące. 

Opanowałem się jednak z powrotem natrafiając na jej fiołkowe spojrzenie pełne intrygi i miłości. 
Miłości do mnie. 

Po prostu nic się nie liczyło,

tylko nasza miłość.

Chodziliśmy w tańcu od jednego skraju dachu do drugiego, jednak zamiast uważać na krawędzie, ja uważałem tylko na jej powiewające dwa kosmyki włosów wypadnięte z koka, co dodawało jej takiego cholernego uroku, już nie wspominając o gdzieniegdzie widniejących piegach. 

Tańczyliśmy w uczuciu, oddając ten chaotyzm który panował w naszych sercach. 

- Odnalazłem przeznaczenie.

- Tylko to ma dziś znaczenie. 

- Nie wiesz jak się obawiałem.

- Dziś łączymy ciało z ciałem.

Wyszczerzyła perliste zęby ukazując swój piękny uśmiech,
a ja wiedziałem,

Kocham ją. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top