O biedronce i chlebie
Media media!!!
- Na dobre i na złe,
- Bratnie dusze dwie,
- Przypadkiem się spotkały
- Wnet się zakochały.
Na dobre i na złe.
Chłopak wszedł do klasy po tygodniowej nieobecności. Widać, że "wolne" na niewiele się zdało, bo jego wciąż popuchnięte oczy dalej były w odcieniach mocnego fioletu a dolna warga rozcięta u prawego boku.
Złamanych żeber i rany postrzałowej na udzie na szczęście nie widać, inaczej ludzie by martwili się jego stanem o wiele bardziej, a wystarczy że już każdy gadał o niedawnym wstrząsającym wydarzeniu.
Usiadł w drugiej ławce, zaraz za parą mulatów. Spojrzał na miejsce obok siebie, puste miejsce... Zamknął oczy kryjąc cisnące się do nich łzy, i mimo chwilowej ślepoty, czuł na sobie te pobłażliwe spojrzenia wszystkich.
To był zły pomysł - pomyślał.
Rozebrzmiał dzwonek, a rudowłosa nauczycielka zawitała w klasie od razu kierując wzrok na Adriena. Zapewne, w całej klasie można by było usłyszeć jak jej serce pęka na tysiąc kawałków. Blondyn spojrzał na kobietę a ta niepewnie próbowała do niego zagadnąć, jednak on szybko kiwnął głową na znak, aby nawet nie zaczynała.
Bustier spuściła wzrok i po odkrząknięciu spróbowała po prostu skupić się na prowadzeniu lekcji, co nie udawało się nikomu z obecnych. Każdy był myślami przy biednym Adrienie.
- Czy ktoś... Czy ktoś ma na dziś prezentację? - Kobieta próbowała wypowiadać się czystym głosem, jednak zbyt się łamał prze gulę w gardle. - Może wy, Chloe? - Zgrywała nieświadomą, niewiedzącą o ostatnich wydarzeniach, na prośbę chłopaka. Odgrywała scenkę "zwyczajnej lekcji".
- Naszą prezentację ma Mar...- Dziewczyna spojrzała się w lewo, gdzie dało się zauważyć jedynie blondyna, który z rozzłoszczonym grymasem na twarzy otarł pojedyncze łzy spływające po policzku i wyszedł z sali.
Chloe nie chciała źle, wiedział to, jednak to było dla niego za dużo. Nie mógł więcej tego słuchać, nie mógł widzieć, czuć, jedyne czego pragnął to jak najszybsze odejście z tego świata.
Wbiegł zdyszany do domu. Do pustego domu. Tym razem dosłownie, i już na zawsze pustego domu. Na ogół zdołowałby się jeszcze bardziej, gdyby nie odkrył, że w tym domu czy z ludźmi czy nie, było tak cholernie pusto.
Z ludźmi... Raczej potworami!
Po za tym, był w takim dole, że mógłby zacząć odczuwać gorąc z jądra Ziemi.
Przyglądali się właśnie w głąb pieca który miał zaraz skończyć piec coś w życiu niezbędnego, a jakiego dobrego! Był to oczywiście
- Chleb gotowy! - Krzyknął rozradowany blondyn kiedy lampka nad paleniskiem zmieniła się na zieloną. - Mój pierwszy chleb! I to z naszego własnego przepisu. - Cmoknął niższą od siebie o głowę dziewczynę w polik i spoglądając kątem oka na jej rumieniec sięgnął łopatą w głąb pieca aby wyjąć jego zawartość. - Zobacz! Tak pięknie się zarumienił jak ty. - Chłopak spojrzał na dziewczynę z tymi pięknymi, fiołkowymi oczami, po czym wylądował metr w prawo.
- Zabawne. - Dziewczyna pchnęła go barkiem, a on z powrotem stanął obok niej, tym razem łapiąc za podbródek, przyciągnął do siebie i złożył na jej ustach delikatny pocałunek.
- M'lady, czyń honory. - Ciemnowłosa dziewczyna zachichotała. Wzięła nóż leżący niedaleko na blacie i ukroiła dwa kawałki wypieku.
- Na trzy- Przerwała widząc jak chłopak wpycha cały kawał do buzi.
- Cszo? - Dopytał nieświadomy, a ona po prostu również skosztowała ich własnej roboty chleba.
- Mm... Genialny! Miałeś świetny pomysł z dodaniem tej kaszy manny...
Zajadali się pieczywem w najlepsze, cóż za radość ze zwykłego bochena chleba!
- Jakby przyszło mi umrzeć, - Mówiła w tym samym czasie przeżuwając w jednym policzku kolejny kęs. - Przynoś mi ten chleb na grób, a ja będę go zajadać w postaci małych biedronek. - Uśmiechnęła się do niego.
- I ze wzajemnością, Marinette. - Odwzajemnił uśmiech i złapał ją za rękę.
- Czyli, też masz zamiar odwiedzać mnie jako biedronka? - Zakpiła słodko. - Może jako pan biedronek? - Zaśmiała się, co chłopak odwzajemnił.
- Bardziej myślałem o małym zbłądzonym kotku, ale pan biedronek brzmi kusząco.
- Wiesz, na biedroniego skilla trzeba sobie jeszcze zasłuż-
- Kocham cię. - Wyznał prosto z mostu, jakby nigdy nic.
- Też cię kocham Adrien. - Złączyli swoje usta w namiętnym pocałunku ciesząc się sobą, bo w końcu nadeszły czasy ich szczęścia.
Nie wiedział kiedy się tam znalazł.
Stał wśród tłumu, jednak w głowie widział tylko siebie.
Siebie i ją.
Podszedł bliżej, uklęknął i wpatrywał się w nią.
Gdy już oderwał wzrok od zdjęcia dziewczyny, zobaczył że teraz już naprawdę jest sam. Sam z nią. Jedynie pojedynczy przechodnie szeptali do siebie o ironio za głośno, by nie dał rady usłyszeć tych denerwujących tekstów: "To czarny kot!", "Patrz, Adrien, ciekawe czy przemieniłby się gdybyśmy poprosili".
- Ja już nie mogę, Nette. Za bardzo mi ciebie brakuje, ja już nie chcę. Każdy dzień... One się dłużą. Minęło siedem dni, a czuję jakbym przeżył już siedem lat. Siedem lat cholernego pecha i pustki. To nie tak miało wyglądać! - Nie obchodziło go, że te miejsce wymagało ciszy, że inni mogli go słyszeć, nie widział nawet że jest już noc, bezgwiezdna i bezksiężycowa. Jedynym oświetleniem była masa zniczy wokół niego. - To nie tak miało być! Na dobre i na złe, pamiętasz? Pamiętasz?!
- Pamiętam, Adrienie. - Zgrabna dziewczyna dosiadła się obok niego na kamiennej ławce. On tylko z wielkimi oczyma oparł głowę o jej ramię wypuszczając na wolność strumień łez. - Byłeś przy mnie, w najgorszym momencie. Dotrzymałeś obietnicy. I ja też jestem. Jestem twoją myślą, twoim zielonym światłem włączającym się momentalnie przy podejściu do pasów, jestem twoim czerwonym światłem gdy zalewają cię te czarne myśli. Jestem, jestem twoją ciepłą kołdrą mimo panującego w domu chłodu i twoją czekoladą, którą jesz na jakiekolwiek umorzenie bólu i smutków. Musisz po prostu w to uwierzyć. - Mówiła łagodnym tonem. - Hamuję cię również przed tym. - Dziewczyna spojrzała sugestywnie na zaciśniętą dłoń chłopaka, w której trzymał dwa najpotężniejsze miracula.
- Wtedy byłoby jak... Jak dawn-
- Nie Adrien. Obróciłeś w proch swojego ojca, za właśnie takie postępowanie. Nie zniżaj się do jego poziomu.
- Tęsknię, Marinette. - Odwrócił głowę aby spojrzeć na dziewczynę, jednak tej nie było.
Spojrzał tylko mętnym wzrokiem po czym wrócił do wpatrywania się w wielki pomnik na cześć wielkiej małej Marinette, odważnej i ukochanej biedronki.
Położył na krańcu nagrobka kawałek chleba. Ich chleba.
I mimo nocy, podziwiał zlatujące się na niego małe biedroneczki.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top