XVIII
- Mistrzu? Mistrzu! - ciemnowłosa dziewczyna co chwila starała się odszukać staruszka w kwiecistej koszuli, którego najprawdopodobniej przywaliły gruzy starej kamienicy.
Ze łzami w oczach weszła do środka ruiny, przygotowana na najgorsze. Odczuwając ból brzucha spowodowany stresem, rozejrzała się po pomieszczeniu.
Dosłownie wszystko zostało zniszczone. Góra cegieł przytrzasnęła większość własności starca, z wyjątkiem nienaruszonego gramofonu.
Dziewczyna podeszła bliżej, mając nadzieję że nie tylko gramofon przetrwał zawalenie się budynku.
- Marinette... - usłyszała, przez co gwałtownie obróciła głowę w stronę z którego dochodziŁ głos. Na porysowanej podłodze zauważyła skulonego człowieka, który najprawdopodobniej był ranny.
- Mistrzu Fu! - wykrzyknęła, klękając tuż przy nim - Wszystko dobrze?
- On tu był - wymamrotał, nawet nie patrząc w jej stronę - Zabrał go. Zabrał ich.
Pod wpływem zbyt dużej dawki emocji rozpłakał się, kładąc siwą głowę na swoich kolanach. Ciemnowłosa wzięła głęboki wdech.
- Kogo zabrał? - zapytała najdelikatniej jak tylko mogła.
- Plagga. Adriena. Tikki. - wychlipiał.
Dziewczyna zagryzła dół swoich warg, wiedząc że od tej pory żarty się skończyły. Władca Ciem zabrał kwami, brakuje mu tylko jej kolczyków.
- Odzyskam je. Obiecuję. - wyszeptała, gwałtownie podnosząc się do góry.
- Nie była bym tego taka pewna - ktoś rzucił się na tył jej pleców, przygniatając ją do podłogi - A teraz oddaj to, co od dawna do mnie należy.
Tajemnicza postać zerwała z biżuterię, nie dbając o sprawiony jej przy tym ból. Pisnęła , czując ogromne pieczenie w okolicach płatków uszu.
- Zamknij się - warknęła, gwałtownie obracając jej głowę na drogi bok. Mogła teraz zobaczyć tryskające nienawiścią, czerwone oczy.
Dziewczyna przejechała pazurami po jej prawym policzku, zostawiając na na nim cztery czerwone linie.
-...Inaczej możesz na zawsze pożegnać się ze swoim kochasiem - bez żadnego oporu podniosła granatowłosą z ziemi, wyskakując z nią na zewnątrz.
Bigła po dachach zrujnowanych budynków, nie przejmując się otaczającym ją ze wszystkich stron chaosem.
- Dlaczego to robisz? - szepnęła w jej stronę, nie mając siły na zwiększenie donośności swojego głosu.
- Nie twój zasrany interes - burknęła - Mam swoje powody.
- To oszust. Nie powinnaś mu ufać. On tylko cię wykorzystuje.
W odpowiedzi usłyszała jedynie milczenie. Jeanne już nie raz usłyszała od swojego kwami te same zdania.
- Spieprzaj.
Nie odpowiedziała, ze zmęczeniem opuszczając powieki. Wyglądała na zupełnie martwą, jednak czarnowłosa mogła wyczuć nieregularne bicie jej serca. Straciła przytomność.
Po jakimś czasie dotarła do kryjówki skrywającej się pod dobrze jej znaną kopułą.
- Mam ją - powiedziała, a chmara śnieżnobiałych motyli wzbiła się ku górze - Kolczyki również.
Z ciemności wyłoniła się sylwetka mężczyzny, uśmiechającego się od ucha do ucha. Wyciągnął dłoń w jej stronę.
Odsunęła rękę z kolczykami.
- Jeśli ci to dam, pomożesz odzyskać mi siostrę? - zapytała.
Kiwnął głową, jednak jego ręka wciąż pozostawała w tej samej pozycji. Zmrużył oczy.
- Szybciej - mruknął, lekko się niecierpliwiąc - Bez kolczyków nie przywrócę nikogo do życia.
W milczeniu podała mu biżuterię.
- A ona? - wskazała palcem w stronę nieprzytomnej dziewczyny - Zemdlała w drodze do ciebie. Co z nią zrobić?
- Zanieś ją tam, gdzie naszego kiciusia - zarechotał, przez co delikatnie się skrzywiła. Na szczęście w ciemności niczego nie zauważył.
- Jasne - podniosła ją z ziemi, kierując się w stronę wyjścia z kopuły. Blondwłosa czupryna podniosła się do góry, ukazując przy tym swoją bladą twarz. Z kącika jego ust wypływała strużka krwi.
- Mari... - wyjąkał, chcąc gwałtownie podnieść się do góry, jednak łańcuchy przymocowane do jego nadgarstków uniemożliwiły mu to - Co jej zrobiliście?!
- Przymknij się. Nie chciałeś mówić gdzie jest, to dostałeś po swojej cudnej twarzyczce. I tak ją złapaliśmy - powiedziała - Dobrze ci tak, frajerze.
Z trudem pokazał jej środkowego palca, co z łatwością zauważyła. Bez skrupułów kopnęła go prosto w nos, przez co kolejny strumień krwi wydostał się na zewnątrz.
- Pieprzcie się - warknął, patrząc na nią z czystą nienawiścią - Nawet jeśli posiadacie miracula, moi przyjaciele nas uratują. Wierzę w to.
Zamrugała oczami, po czym zaśmiała się, zagłuszając panującą ciszę. Po chwili już wręcz tarzała się ze śmiechu.
- Śmieszy cię to?
- Bardzo. Twój ojczulek za chwilę zdobędzie moc absolutną, więc nic już nie możecie zrobić. Ani ty, ani twoi zasrani przyjaciele.
Ocierając ostatnią łezkę z kącika oka wróciła do Władcy Ciem, stając tuż obok niego.
- W końcu... - zaczął - Po tylu latach udało mi się je zdobyć...
Podniósł do góry biżuterię, uśmiechając się.
- Prawdziwe, niepowtarzalne miracula Biedronki i Czarnego Kota są moje! - wykrzyknął, łącząc oba przedmioty ze sobą. Błysnęło białe światło, przez moment ich oślepiając.
Ten sam człowiek w ułamek sekundy transformował się w najpotężniejszego człowieka na ziemi. Od teraz, mógł zapanować nad dosłownie wszystkim.
Widzący całą sytuację blondyn krzywo się uśmiechnął.
- Przegraliśmy, Biedronsiu... - wyszeptał - Przegraliśmy...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top