XVI

- Marinette? - blondyn oparł się prawym ramieniem o ścianę holu - Możemy pogadać?

- Jasne - uśmiechnęła się - Zaraz wracam, Alya.

Szatynka poruszyła znacząco brwiami, popychając ją w jego stronę. Ciemnowłosa zmrużyła oczy.

- Więc? - zapytała, z zaciekawieniem wpatrując się w jego pomarańczowe trampki - O co chodzi?

- Chciałem... - zaciął się, spoglądając prosto w jej oczy - Chciałabyś się dzisiaj spotkać?

- Oczywiście - powiedziała - Zawsze i wszędzie.

- W takim razie do zobaczenia o dziewiętnastej naprzeciwko wieży Eiffla - delikatnie cmoknął ustami jej czoło, na co spaliła buraka. Znajdowali się na szkolnym korytarzu, więc wszyscy tu obecni wpatrywali się w nich z nie małym zdziwieniem wymalowanym na twarzach.

- Adrien - pisnęła - Nie przy wszystkich.

- Nie obchodzą mnie wszyscy - uśmiechnął się - Do zobaczenia, księżniczko.

Oddalił się w tylko sobie znanym kierunku, zostawiając dziewczynę na środku korytarza. Szatynka podeszła do niej, kładąc prawą dłoń na jej ramieniu.

- Wiesz że musisz mi wszystko opowiedzieć, prawda? - zaśmiała się - Wciąż nie dowiedziałam się co robiliście w tym schow...

- Alya! - krzyknęła, zakrywając jej usta - Cicho bądź!

Dziewczyna zachichotała.

- Okej, ale pamiętaj że oczekuję wyjaśnień - ciemnowłosa przewróciła oczami.

- Dobra - burknęła - Chodźmy już.

Skierowały się w stronę wyjścia ze szkoły, z zamiarem udania się do swoich domów.

- To do jutra! - krzyknęła szatynka, machając jej prawą ręką na pożegnanie - Pamiętaj o wyjaśnieniach!

Ciemnowłosa wystawiła jej język, i udała się w kierunku piekarnii. Czerwone stworzonko wychyliło główkę z różowej torebki.

- Marinette - pisnęła cicho - Muszę dostać się do Mistrza Fu.

Nastolatka spojrzała w jej stronę. Jej mała twarzyczka wyrażała ból, a w błękitnych oczkach widać było strach.

- Co się dzieje? - zatrzymała się na mało ruchliwej uliczce, gdzie nikt nie mogł jej zauważyć - Tikki...?

Istotka patrzyła gdzieś przed siebie, a jej martwy wzrok nie wyrażał żadnych uczuć.

- Nie jest dobrze - wyszeptała - Pomóż mi.

*

- I tak właśnie poznaliśmy Felix'a - różowowłosa dziewczyna zachichotała, a wraz z nią blondwłosy mężczyzna.

- To była niezapomniana przygoda - westchnął głęboko, opierając plecy o pień jednej z palm - Dobra, chyba musimy się zbierać.

Aurore pokiwała głową, czując jak jej przyjaciółka w dalszym ciągu trzęsie się na jej kolanach.

- Claire, wstawaj - powiedziała, delikatnie podnosząc przyjaciółkę - Wracamy do samolotu.

Blondynka w jak najszybszym tempie pobiegła w stronę maszyny, co jakiś czas oglądając się za siebie.

- Pójdę z nią - mruknęła, podążając za kobietą - Żegnajcie!

Pomachała im na pożegnanie, a chwilę później już jej nie było. Różowowłosa spojrzała nerwowo na swoje przedramię, na którym widniał jakiś dziwny znak.

- Co jest? - zapytał, spoglądając w jej stronę - Wszystko okej?

- Felix'ie - powiedziała poważnym tonem - Wracamy z wami do Paryża. Teraz.

*

Czarnowłosa dziewczyna przemierzała korytarze rezydencji, mając na głowie ciemny kaptur, który przysłaniał jej przerażoną twarz.

- Naprawdę chcesz to zrobić? - zapytało stworzenie, widząc jej strach - Zawsze możesz się wycofać.

- Nie mogę, Loupp - wyszeptała, przełykając głośno ślinę - Nie mam wyboru.

Złapała za klamkę jednych z drzwi, po czym niepewnie za nią pociągnęła. Znalazła się w na pozór normalnym, nowoczesnym gabinecie w którym nie było nikogo oprócz niej samej.

Podeszła do obrazu przedstawiającego państwa Agreste'ów wraz z ich synem, i dotknęła niemal niewidzialnego przycisku, znajdującego się gdzieś na nim.

Podłoga pod nią zapadła się, dzięki czemu znalazła się w przepełnionej ciemnością i białymi motylami kopule.

- Jest tu ktoś? - zapytała, rozglądając się po ciemnym pomieszczeniu - Halo...?

Chmara ciem uniosła się gwałtownie, ukazując dorosłego człowieka, odzianego w fioletowy, lateksowy strój.

- Witaj, Jeanne - odpowiedział ze spokojem - Co cię tu sprowadza.

Dziewczyna zacisnęła pięści.

- Zaakumanizuj mnie.

*

- Gdzie my idziemy? - wyjąkała, potykając się o własne nogi. Jej oczy zasłonięte były dłońmi blondyna, który prowadził ją w nieznane jej miejsce.

- Tutaj - zdjął ręce z jej twarzy, dzięki czemu mogła spojrzeć przed siebie. Niewielkie lodowisko oświetlone małymi, różnokolorowymi lampkami, które nadawały urok miejscu.

- A-Adrien - wyjąkała - Ja nie umiem jeździć...

- Nauczę cię - oznajmił - Zaraz wracam.

Skierował się w stronę wypożyczalni łyżew, zostawiając ciemnowłosą na samym środku ogromnego placu. Niewiele myśląc pobiegła za nim, nie chcąc go zgubić.

Chwilę później, łyżwy znajdowały się już na ich nogach. Chłopak pomógł jej wstać, prowadząc w stronę lodowiska. Dziewczyna przełknęła głośno ślinę.

- Nie bój się - uśmiechnął się, wchodząc na powierzchnię lodu - To nic strasznego.

Usłyszeli donośny huk, spowodowany upadkiem latarnii na zamarzniętą wodę. Na szczęście nikt nie ucierpiał.

- Cholera - wyszeptał, mocniej ściskając jej rękę - Trzeba ratować Paryż.

- Adrien - spojrzała na niego z przerażeniem - Tikki jest u Mistrza.

*****

No hejka, w końcu jestem.

Wybaczcie za moją nieobecność, aczkolwiek pisałam rozdziały do innego opowiadania, na które serdecznie was zapraszam.

Chyba nie mam nic do powiedzenia, więc:

Do następnego! ✨

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top