X

- Mistrzu! - zielona istotka podleciała do staruszka, który odkładał właśnie księgę do sejfu - po co wysłałeś je na tak niebezpieczną misję? Przecież to nieodpowiedzialne!

Starzec upił łyk zielonej herbaty.

- Trzeba odnaleźć Felixa - odparł - tylko on wie gdzie może znajdować się Wyspa Legend.

- Mistrzu - stworzonko założyło łapki - ani Felix, ani Legendy nie są nam w tej chwili potrzebne.

- Zbliża się bitwa ostateczna, Wayzz - spojrzał z powagą na swoje kwami - musimy działać teraz, inaczej będzie za późno.

Żółwik skinął główką, i pisnął ciche "rozumiem". Mistrz Fu podszedł do gramofonu, wyciągając z niego magiczną biżuterię.

- Myślę, że Paryż potrzebuje nowych bohaterów - wyjął ze środka trzy szkatułki. Dwie z nich skrywały miracula, jedna zaś była pusta - chyba pora się pożegnać, Wayzz.

*

- Naprawdę? - spytała, zerkając w zielone oczy chłopaka - współczuję ci takiego ojca...

Machnął ręką.

- Nie przejmuj się. Jestem do niego przyzwyczajony.

- Wiesz... - zaczęła trochę niepewnie - przypominasz mi kogoś.

Wiedział że chodzi jej o Adriena, jednak nie mógł dać po sobie tego poznać. Spojrzał pytająco na dziewczynę.

- Adrien Agreste - powiedziała - on również nie ma najlepiej.

Zdziwił się jednak, że wie ona o jego problemach w domu.

- Nie ma najlepiej...? - wyszeptał na tyle głośno, by go usłyszała. Westchnęła głęboko, odchylając się na krześle w tył.

- Tak. Jego matka zaginęła, a ojciec jest oziębły, i nie zwraca na niego uwagi - poczuł lekkie ukłucie w sercu na wspomnienie swojej mamy.

Aurore była niesamowitą kobietą.Na jej twarzy zawsze widniał uśmiech, i nawet Gabriel był przy niej dobrym człowiekiem.

Przypomniała mu się pewna chwila, którą spędził właśnie z nią.

To była jesień. Liście wesoło latały na wietrze, a mały blond włosy chłopczyk biegł ile sił w nogach do najbliższego klonu.

Schował się za drzewem po czym zachichotał cicho. Był niemalże pewien że rodzicielka go nie odnajdzie.

Jednak po kilku chwilach, blondynka wychyliła głowę zza pnia drzewa

- Znalazłam cię - powiedziała, siadając obok niego - teraz ty szukasz.

Chłopczyk zasłonił malutkimi dłońmi zielone oczy, po czym policzył do dziesięciu.

- osiem... dziewięć... dziesięć! - krzyknął, rozglądając się dookoła - szukam!

Krążył po parku, sprawdzając każde drzewo czy krzaki, jednak po Aurore nie było ani śladu.

- Mamo...? - podszedł do kupy liści, z których chwilę potem wyskoczyła roześmiana kobieta.

Zawtórował jej, rzucając się na stos obok matki. Obydwoje zachowywali się jak dzieci, (choć Adrien był wtedy dzieckiem) przez co inni patrzyli na nich jak na nienormalnych.

- Kocham Cię - wyszeptała, całując go w skroń - nigdy cię nie opuszczę...

- Kocie, słuchasz mnie? Od kilku minut wpatrujesz się w jeden punkt... - dopiero teraz zauważyła jak po jego policzku spływa kilka łez - Kocie!

Przytuliła go do siebie, co od razu odwzajemnił. Rozpłakał się na dobre.

- Już dobrze, Chat - głaskała go po blond włosach, czując jak jej marynarka staje się mokra od łez - wszystko jest dobrze.

Chcąc niechcąc, oderwał się od niej, przecierając policzek wierzchem dłoni.

- Przepraszam - wyszeptał - przepraszam że musisz widzieć mnie w takim stanie...

- Chat... - serce krajało jej się na drobne kawałeczki, gdy dojrzała głęboki ból w jego oczach - każdy ma swoje słabości. Nawet superbohater...

Jego pierścień piknął po raz pierwszy, dając znak że za cztery minuty dojdzie do przemiany zwrotnej.

- Wybacz ale...

- Rozumiem - westchnęła głęboko, na myśl o tym że nie może znać jego prawdziwej tożsamości - idź już.

Wyskoczył przez okno, zostawiając ciemnowłosą na środku pokoju z rozdartym sercem.

*

- Chcę tylko odzyskać siostrę - warknęła na mężczyznę siedzącego przed nią - zrobię co tylko chcesz, jeśli mi w tym pomożesz.

Gabriel podparł się łokciami o blat stołu, przy którym siedzieli. Jeanne mogła mu się przydać.

- Mam tylko jedną prośbę - splótł ze sobą palce dwóch dłoni - zdobądź dla mnie miracula Biedronki i Czarnego Kota.

Zawahała się przez chwilę. Obawiała się że nie uda jej się spełnić wymogu, jednak chęć ponownego ujrzenia Alice, wygrała. Skinęła powoli głową.

- Zgadzam się - powiedziała - dostaniesz je.

Uścisnęła mu dłoń, zawierając tym samym umowę. Przez jej ramię przeszedł nieprzyjemny prąd, spowodowany jego zimnym dotykiem.

Nie miała pewności, czy zawieranie umów z takim człowiekiem jest dobrym pomysłem, jednak by odzyskać Alice zrobi wszystko.

*

- Ku*wa - powiedziała Claire, kiedy błoto pokryło jeden z jej markowych butów - daleko jeszcze do tego Tybetu? Mam nadzieję że znajdzie się tam jakiś sportowy sklep. Inaczej może się to źle skończyć.

Aurore przewróciła oczami, gdyż miała całe pokaleczone nogi, podczas gdy jej przyjaciółka narzekała na ubrudzony but.

- Zatrzymajmy się tu na noc - spojrzała na jakiś stary hotel, który swoim wyglądem przypominał raczej starą ruderę - jutro znajdziemy Felixa.

Blondynka z obrzydzeniem zgodziła się, tylko dlatego że sama była już wyczerpana.

Nie zauważyły, że kiedy wchodziły do budynku, ktoś przyglądał się im z nie małym zaciekawieniem.

*****
No hej ✌

Nie mam raczej nic do powiedzenia, możesz tylko zostawić po sobie gwiazdkę bądź komentarz.

Do następnego! 👋

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top