IV
Dziewczyna rozciągnęła się, czując jak promienie słońca przyjemnie ogrzewają jej zaspaną twarz.
- C-co ja tu robię...? - rozejrzała się wokół, stwierdzając że znajduje się w swoim różowym pokoju. - Tikki?
Czerwona istotka wyleciała zza toaletki, stojącej w rogu pomieszczenia. Z uśmiechem usiadła właścicielce na lewej nodze, zajadając przy tym czekoladowe ciastko.
- No cóż... - połknęła ostatni kawałek przysmaku z zadowoleniem wypisanym na twarzy - Adrien przyniósł cię tutaj, bo zemdlałaś w szkole.
- Co?! Adrien przyniósł mnie... do domu?! - ciemnowłosa złapała się za głowę, a kwami zachichotało - czemu?!
- Chyba role się odwróciły, Marinette - istotka zaśmiała się, podlatując do jej twarzy - spokojnie, tylko żartuję. Ale...
Przerwał jej głośny krzyk dochodzący gdzieś z niedaleka. Zerwała się z łóżka w stronę balkonu, a Tikki poleciała za nią.
To co zobaczyła odebrało jej mowę. Na ulicach Paryża zapanował totalny chaos, a ludzie uciekali przed kobietą w stroju kucharki, gdzie tylko się dało. W każdym miejscu walały się warzywa, a w szczególności - marchewki.
Dziewczyna nie czekając ani chwili dłużej wypowiedziała formułkę, która pozwoliła jej przemienić się w superbohaterkę i wyskoczyła przez balkon.
- Zabieraj te swoje tłuste łapska od moich włosów! - zauważyła blondynkę próbującą wyrwać się z objęć zaakumanizowanej kobiety, jednak bezskutecznie.
Coś uderzyło w głowę kucharki, a chwilę później, leżała nieprzytomna na ziemi. Chloe skorzystała z okazji, chowając się za kominem wystającym z dachu wieżowca na którym się znajdowali.
Czarny kot podniósł swój kicikij, którym na chwilę powstrzymał opętaną osobę od zrzucenia blondynki z jednego z dachów.
- Co tak późno, My Lady? Paryż cię potrzebował - uśmiechnął się, a Biedronka zignorowała to podbiegając do kobiety, która leżała bezwładnie na ziemi.
- Szczęśliwy traf! - mówiąc to, podrzuciła bronią w górę, a w jej ręce wpadła czerwona w czarne kropki podróbka kicikija - serio...?
Zerwała z głowy kobiety czapkę kucharską, przerywając ją tym samym na pół. Ze środka wyleciał fioletowy motyl, którego już po chwili złapała w swoje jo-jo.
- Pora wypędzić złe moce... - zakręciła bronią kilka razy w powietrzu, i przejechała palcem po jej środku - papa miły motylku...
- Niezwykła biedronka! - rzuciła niepotrzebnym przedmiotem w górę i wszystko wróciło do normy.
Podeszła do partnera zadając mu siarczystego liścia prosto w policzek.
- Auć! A to za co? - zapytał masując czerwony od uderzenia polik. Dziewczyna fuknęła pod nosem, podchodząc do przerażonej kucharki, która jeszcze przed chwilą była opętana przez Władcę Ciem.
- C-co ja tu robię? - zapytała spoglądając na nastolatkę która ukucnęła tuż obok niej - Biedronka?
- Została pani opętana przez akumę. Nie wiem dlaczego, ale możesz już być spokojna... nic się nie stało.
Zza rogu wyszła Chloe, na której twarzy malowała się wina, a zarazem pewność siebie.
- P-przepraszam - powiedziała, a superbohaterowie otworzyli szeroko oczy ze zdziwienia - nie powinnam była tak robić... jeszcze raz bardzo, ale to bardzo przepraszam.
Blondynka wyciągnęła przez siebie rękę, a kobieta po chwili osłupienia zrobiła to samo. Uścisnęły sobie dłonie na znak zgody, a dwójka nastolatków obserwowała sytuację nie ukrywając swojego zszokowania.
- Muszę już lecieć... cześć wszystkim! - krzyknęła i oddaliła się w swoją stronę. Kucharka ze szkolnej stołówki po chwili zrobiła to samo, zostawiając Biedronkę i jej partnera samych na dachu.
*
- Czemu uderzyłaś Czarnego Kota? - dopytywała się mała biedroneczka latając wokół głowy właścicielki - przecież nie zrobił nic złego.
- Jako superbohater tego miasta, nie powinien krzywdzić innych ludzi nawet tych zaakumanizowanych. Co gdyby trafił prosto w skroń?
- W sumie to masz rację... - powiedziała przeżuwając kawałek ciasteczka - na szczęście nic takiego się nie stało.
Dziewczyna wstała, chcąc napić się soku pomarańczowego który stał na biurku.
- Ach, jeszcze jedno... - usiadła na krawędzi mebla połykając ostatni kawałek ciastka - jak myślisz, co się stało Chloe?
Nastolatka upiła kilka łyków napoju odstawiając go z powrotem na miejsce.
- Nie mam pojęcia od kiedy ona przeprasza ludzi... - powiedziała, zerkając na tablicę korkową wisząca nad biurkiem. Zauważyła mały napis na szkicu Chata, który narysowała kilka dni temu - skąd to się tu wzięło...?
Wzięła kartkę do ręki, chcąc przeczytać zdanie zapisane na niej ołówkiem.
- Pięknie rysujesz, My Lady... Że co? - przeczytała napis jeszcze raz, chcąc upewnić się jego treści. Na jej twarzy pojawił się ogromnej wielkości rumieniec - Czarny Kot to napisał? Kiedy?
Kwami przewróciło oczami, siadając na ramieniu dziewczyny.
- Pewnie zrobił to kiedy ostatnim razem był u ciebie... - stwierdziła obojętnie, i podleciała przed twarz ciemnowłosej - co powiesz na mały patrol?
Uśmiechnęła się, dając tym samym znak, że się zgadza.
- Tikki, kropkuj!
*****
Hejhej 🙌
Ten rozdział to totalny niewypał, więc nawet tego nie komentujcie xD
W sumie to nic ciekawego się tu nie dzieje
Do następnego moje camemberty 🧀
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top