Rozdział 14


Zwykle tak nie robię, ale naprawdę polecam posłuchać z mediami. Oprócz tych, w połowie rozdziału są dodane kolejne które dają lepszy klimat, także naprawdę polecam włączyć oba.


- A więc kochani, czym jest miłość? - Nauczycielka złączyła swoje dłonie i z uśmiechem rozejrzała się po klasie. 

- Przyjaźnią! - Wyrwała się krótkowłosa blondyneczka. 

- Troską. - Dziewczyna z dredami odwróciła wzrok na większego rozmiaru bruneta którego obdarowała łagodnym uśmiechem.

- Radością,

- I smutkiem. - Para szatynów również obdarzyła się tym kojącym spojrzeniem.

- Wszystkim. Wszystkim dla nas, tym, dla czego skoczymy w ogień bądź oddamy się w całości. - Niebieskooki rudzielec odezwał się znad kartki na której pewnie widniały już szkice kolejnych bohaterów.

- A czy miłość jest prosta? - Kontynuowała rudowłosa kobieta z nieukrytym zadowoleniem w oczach.

- Pewnie że tak, kocham samą siebie i to bez żadnego problemu! - Na słowa blondynki klasa tylko prychnęła i wróciła do odpowiadania na jakże ważne pytania.

- Ani trochę. - Każdy spojrzał zdumiony na różowowłosą która spoglądając na chłopaka w czerwonej bluzie wpuściła na swoje policzki dwa małe rumieńce.

- Według statystyk jest to najtrudniejsza rzecz na świecie! Całe sto procent zakochanych potwierdza, że początki nie były proste. 

- Akurat miłości nie da się policzyć, jest czymś nieszablonowym, szalonym! 

- Czy możemy wybrać, w kim się zakochamy? Do kogo nasze serce będzie rwało i kto będzie naszym ukojeniem w trudnych momentach?

Wszyscy w sali odnajdując wzrokiem swoje drugie połówki, zaprzeczyli na pytania kobiety.

- I jak to działa, że ktoś mając pod nosem przepiękną, idealną kobietę, zakocha się w szarej myszce z drugiej ławki, bądź zamiast w przystojnym, bogatym mężczyźnie zakocha się w jakimś szarym człowieku, boidudku do tego stopnia, że aby omijać w jak największym stopniu ludzi, wdrapywałby się do niej przez okno? Czy da się nad tym zapanować?

- Nie, proszę pani. 

- Dlaczego Bella wybrała bestię? Przecież nie wiedziała, że jest on księciem. 

- To jego wybrało jej serce. Niedziwne że nie zakochała się w jakimś zarozumialcu, Gastonie. - Szatynka zabrała głos.

- Pewnie, ale przecież bestia też była z początku oschła i okropna.

- Tak, ale potem pokazała swoje starania, gdy zrozumiała że Bella jest dla niego kimś więcej. - Okularnica uniosła brew.

- Trafnie, a skąd wiemy że Gaston też by nie pokazał swoich starań, gdyby Bella dała mu szansę? 

- Nie wiemy.

- Pozostają tylko domysły. - Ktoś się wtrącił. 

- W takim razie, dlaczego Bella zakochała się w tej przerażającej bestii? 

- Tak zdecydowało jej serce. - Wyrwał się rudzielec zwiewając przypadkowo kartkę z ławki, po którą od razu się skłonił. - A serca się nie zrozumie, serca można tylko słuchać. - Chłopak podniósł się i kończąc monolog usiadł z powrotem do swojej ławki. 

- Świetnie! - Nauczycielka uśmiechnęła się jeszcze szerzej i oparła się o biurko stojące za nią. - Ale ta miłość dziwna, co? 

- I to jak... - Prawie pod każdym nosem można było usłyszeć te słowa.

- Kilka dni temu nasza odważna dwójka pokazała że uczucia nie są takie trudne, - Wzrok całej klasy powędrował na pierwsze ławki sali, przy których miało niedawno miejsce pewne całuśne wydarzenie. - i bardzo ich za to podziwiamy! Bardzo często są one bardzo ciężkie do pojęcia.


Adrien 

- Psst, stary! - Poczułem łokieć przyjaciela na moim przedramieniu. - Co tak odpłynąłeś? 

- Po pierwsze Nino ała! Trzymaj w końcu łapy przy sobie. - Zacząłem masować obolałe miejsce. - Po drugie, jak miałbym odpłynąć, czy widzisz tu jakąś wodę? 

Mulat zaśmiał się a ja nie rozumiałem o co mu znowu chodzi.

- Gapisz się na Marinette stary. Perfidnie. 

- Japa! Jeszcze usłyszy. - Krzyknąłem szeptem do coraz bardziej irytującego przyjaciela. 

- Gościu siedzisz tyłem do cholery. Naprzeciwko niej, od dobrych dwóch minut. Tylko nie słyszałeś jak do ciebie mówi. - Wzdrygnąłem się. 

Rozejrzałem się dookoła i faktycznie, siedziałem wygięty do tyłu, patrząc spod byka na dziewczynę, która wydawała się być niczego nieświadoma, dzięki Bogu...

Stała tam. 

Piękna i uśmiechnięta jak zawsze.

Idealna.

Patrzy na mnie i wyszczerza się. Zaczyna podchodzić.

- Nareszcie jesteś kotku. - złapała za mój polik. Jej maska tak cholernie podkreślała jej cudowne oczy...

Zamknąłem oczy, kiedy złączyła nasze usta w pocałunku. Takim delikatnym i czułym pocałunku... 

Zetknęliśmy się czołami, gdy oderwała swoje wargi od moich, a ja otworzyłem oczy. 

Biedronki nie było. Dziewczyna stojąca przede mną nie miała maski, a gdy uniosła swoje oczy w górę, od razu rozpoznałem Marinette. 

Nasze spojrzenia się spotkały a mi zaczęło kołatać serce.


- To tylko sen! - Natychmiastowo podniosłem się do pozycji siedzącej. 

Znowu spałem w dzień... Ojciec mnie pozabija za te poopuszczane zajęcia...
Ale póki co mam większe zmartwienia. 

Ten sen? Co on mógł oznaczać?

- Plagg, wysuwaj pazury! 

Trzeba to sprawdzić.

https://youtu.be/IKbOWplXzIA

- A więc księżniczko, tak bardzo potrzebujesz atencji, że musisz wplątywać się do moich snów? - Dziewczyna zarumieniła się. 

- A więc kotku, śnisz o mnie. - dodała po chwili z zadziornym uśmiechem tykając mnie palcem w tors. - Mam nadzieję że w dobrym świetle mnie tam postawiłeś, to może ci wybaczę wykorzystywanie mojego wizerunku w twojej głowie. 

- Żebyś wiedziała. - Powiedziałem bardziej pod nosem, jednak na tyle głośno że dziewczyna zdołała usłyszeć. 

I wtedy uniosłem głowę do góry, natykając się na wzrok dziewczyny. Wpatrywałem się w jej oczy dokładnie, słysząc jedynie jej krótki, uroczy chichot, a w  moim brzuchu miałem po raz pierwszy stado motyli. Czy to do cholery mił-miłość? Czym ona jest?!


- Dla przyjaciół wszystko. Znaczy! bo my... jesteśmy..? Yyy n-

- Tak. - Przerwałem dziewczynie. - Jesteśmy.

Miłość jest przyjaźnią.

- Dziękuję Chat, - dziewczyna ucałowała mój polik. - za tą całą trosk-ochronę. - Poprawiła się w trakcie.

- Od tego jestem. - już zrezygnowałem z poprawiania dziewczyny że to wszystko z troski, bo co by sobie pomyślała?

Miłość jest troską. 

- Oj Chat... Jak ci z tego ruchu rąk wyszła dynia? Oczywiście że to była papryka! - Dziewczyna zachichotała.

Miłość jest radością, 

- Oh.. - Trochę posmutniała.

- Hej.. - Złapałem jedną dłonią za jej podbródek. – Jest dobrze.

i smutkiem.

 - Adrien czy ty jesteś zazdr- Skończyła wpół słowie i znowu zrobiła tę słodką minę Sherlock'a analizując sytuację. - Ja się chyba uderzyłam w głowę.

.

Ona ma całkowitą rację, robię jej akty zazdrości i próbuję całować.

.

- A może chciałabym się z nim umówić?  - Jakbym dostał strzał w serce...

- To niech postara się o ciebie bo w złe ręce cię nie oddam. - Wyszeptałem.

Miłość jest czymś nieszablonowym, szalonym.

Czym do cholery jest miłość?

Miłością... Jest ona. 

Teraz to widzę.

Ja, wybrałem biedronkę.

Serce jednak Marinette, a z sercem się nie dyskutuje tylko go słucha.

Za długo już nie miało prawa głosu przez co błądziłem przy i tak cudownej dziewczynie, lecz nie mi pisanej. 

A teraz to widzę. 

Kocham Marinette.


- Kocie? - Dziewczyna odezwała się a ja wróciłem na ziemię. 

- Marinette ja-

- Marinette! - Matka fiołkowookiej zawołała ją z dołu a mój stres przerósł ego Chloe.

- Ja muszę iść, do zobaczenia! - Uciekłem szybko zostawiając dziewczynę w niewiedzy a sobie dając czas na przemyślenia. 

Nie rozumiałem jednego. 

Jak to się stało?



*************

Może nie spieprzyłam, nie mi oceniać xD

Lovki i 

Do napisania! <3

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top