Rozdział 15
Marinette
Próbowałam poukładać sobie wszystkie ostatnie zdarzenia.
Chat, zakochał się. Czemu mimo swoich uczuć, przychodzi do mnie?
No tak... przyjaźnimy się. A jako dobra przyjaciółka nie urwę z nim przecież relacji bo sobie kogoś znalazł...
Adrien, on chyba jest chory psychicznie.
Pomijając dwubiegunowość którą ma stuprocentowo, miota moimi uczuciami na lewo i prawo. Nie zdołam pojąć co on do mnie czuje, ale jestem pewna że jednak coś. Coś czuje. Na pewno jest lepiej niż gorzej.
Na pewno...
Ja, ja nie wiem.
Kocham Adriena, ale Chat... kim on dla mnie jest? Oni. Kim oni dla mnie są?
Adrien jest o mnie zazdrosny a Chat o mnie śni.
Ale Chat... on kogoś ma.
Cóż, może faktycznie powinnam skupić się na Adrienie, próbowałam od długiego czasu i w końcu coś ruszyło...
Zamyślona zapakowałam się do szkoły zarzucając na swój biały przypasowany dres jakąś pierwszą lepszą niebieską bluzę.
Wyszłam z domu podbierając z piekarni torbę mini croissantów i skierowałam się do szkoły pod którą byłam po niespełna minucie.
- Hej Alya. - Uśmiechnęłam się do szatynki która pierwszy raz nie wyglądała na wysłannika szatana.
Adrien
Oto zaczynamy nowy dzień.
Nowy dobry dzień.
Znowu mam motywację.
Zakochałem się. I ona też mnie kocha.
Czy może być lepiej?
Cały w skowronkach udałem się do szkoły pod którą czekał już na mnie mój przyjaciel.
- Cześć Nino. - Przywitałem się z mulatem.
- A ty co taki wesoły? Zakochałeś się czy co?
Czy ja to miałem wypisane na twarzy?
- Tak się składa że tak. - Uśmiechnąłem się szeroko spoglądając na stojącą niedaleko Marinette.
Zestresowałem się na myśl co za chwilę się stanie. Chciałem po prostu podejść i powiedzieć "Kocham cię".
- No nareszcie. - Zostałem szturchnięty w ramię na co zrobiłem krok w bok aby utrzymać równowagę i delikatnie zaśmiałem się.
Czułem się po prostu już.
Już się czułem.
Nie wiem jak, ale na pewno dobrze.
Sięgnąłem do torby po mój bidon by upić łyk wody który ukoiłby suszę w moim gardle spowodowaną tym stresem.
Wow, przy biedronce nigdy się tak nie czułem...
Zdziwiłem się że tym razem woda była jakaś... malinowa?
Pewnie jakieś nowe witaminy.
Dziewczyna spojrzała w moją stronę a ja szybko odwróciłem wzrok nabierając rumieńców.
- Stary, chyba już czas. - Nino uśmiechnął się na moje rumieńce i popchnął w stronę dziewczyny.
W głowie zaczynało mi się kręcić a nogi traciły czucie.
Przystanąłem udając że muszę sprawdzić coś w telefonie i na zabicie czasu upiłem więcej picia od razu nawilżając gardło które zaczynało boleć od guli lęgnącej się tam.
Odwróciłem się w stronę przyjaciela pokazując mu gestykulacją że nie dam rady.
Czułem się jak mały pingwinek który właśnie opuszcza skorupę, przy którym nie było nikogo. Byłem nieporadny.
Gdzie ta moja cała śmiałość?
No gdzie?
Już wiem jak ona czuła się cały ten czas...
- Cześć Adrien. - Usłyszałem za sobą ten kojący, piękny głos. Powoli odwróciłem się, i po spojrzeniu kątem oka na dziewczynę która przyglądała mi się tymi fiołkowymi ślepiami, spuściłem głowę w dół.
- Cześć Marinette... - Uniosłem delikatnie kącik ust czego i tak nie mogła zobaczyć.
Ledwo stałem na nogach, brzuch opanowały motyle które nie tyle co latały, a tańczyły w najlepsze, cały czas mnie łaskocząc.
= Słuchaj jja- Zaczęliśmy w tym samym momencie. - ty pierwsz- zaśmialiśmy się nerwowo.
- Pamiętasz? - Przyglądałem się swoim trampkom kojarząc sytuację. - Całkiem niedawno.
- Ale co? - Mimo niepatrzenia na dziewczynę, czułem, jak zmarszczyła brew. Tak słodko, jak to ma w zwyczaju.
- Jak ostatnio upadłaś tu na mnie. A ja nie miałem już sił ukrywać przed samym sobą co o tobie myślę. Zblaźniłem się wtedy totalnie. Ale, czy to źle? Wszyscy chociaż mogą dowiedzieć się czym cię darzę, bo jest to coś napewno bardzo wyjątkowego.
Marinette
- Nie umiem Marinette, nie potrafię. Miałaś rację. Miałaś rację co do moich zachowań, są niewyjaśnione, bo tego uczucia nie da się wyjaśnić. Jest cholernie dziwne ale też pociągające, nie chcę musieć powstrzymywać się przed okazaniem ci go za każdym razem kiedy czuję tego potrzebę. - Nie wierzyłam uszom, stałam czerwona słuchając chłopaka podziwiającrgo płytki chodnikowe.
Czy to się właśnie dzieje?
Czy on mnie... Koch-
- Marinette ja... - Podniósł w końcu głowę i spojrzał mi w oczy, jego wzrok był jakiś... Pusty?
- Hm...?- Wymknęło mi się.
- Marinette ja... Nienawidzę cię. - Serce stanęło w miejscu a ja wpatrywałam się w chłopaka jak na idiotę.
- S-słucham? - Czułam jak łzy cisną mi się do oczu.
- Słucham? Głucha? - Mówił oschle. - Głupia naiwniaczka. Jak mogłaś uwierzyć że jesteś mnie warta? - Patrzył na mnie jakby chciał mnie zabić wzrokiem.
- Masz rację, nie mogłam. - Wydusiłam przez zaciśnięte z żalu gardło i uciekłam do domu.
- Uciekaj, to ci najlepiej wychodzi! - Usłyszałam na odchodne i gdy nikt już nie widział mojej twarzy wypuściłam strumienie łez.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top