Rozdział 11
Marinette
Siedzieliśmy w klubie czekając na wyjście Luki na scenę. Blondyn ciągle siedział jak na szpilkach i nerwowo poprawiał włosy. Doczekaliśmy się w końcu kelnera który przyniósł nasze zamówione wcześniej cole z lodem.
Po chwili na końcu pomieszczenia na scenę wyszedł niebieskowłosy trzymając jakąś śmieszną gitarę na kabelku. Zaraz zanim wyszło trzech chłopaków którzy znaleźli swoje miejsca przy innych instrumentach. Jedyne co z nich rozpoznałam to perkusja.
Mój nowopoznany znajomy rozejrzał się po widowni i zauważając mnie, posłał mi uśmiech.
*
Nuciłam sobie pod nosem melodię refrenu którą zapamiętałam gdy grali go po raz pierwszy. Nagle muzyka ucichła a perkusista po raz ostatni uderzył w talerz. A tak podobała mi się ta piosenka! Luka wyprostował się znad gitary i zaczął ogłaszać kolejną piosenkę.
- To już ostatnia piosenka na dziś. Jest nowa, więc dla was nieznajoma, zupełnie jak dla mnie jedna piękna dziewczyna z widowni. - W tym momencie Luka spojrzał na mnie puszczając mi oko, a ja zarumieniona, poczułam mocny ścisk na nadgarstku i szarpnięcie w stronę drzwi.
- Wychodzimy. - Usłyszałam stanowczy głos blondyna który ciągnął mnie za sobą w stronę wyjścia.
Stanęliśmy na ulicy przed klubem z którego właśnie Adrien mnie wyprowadził. Był już mrok i jak można się domyślać - nieziemski chłód, i moja katana wcale na to nie zaradzała.
- Adrien co ci dolega? Jesteś ostatnio dziwny. - Powiedziałam szczerze, przez latające z zimna zęby.
- Zimno ci, - Chłopak olał moje pytanie i zdjął swoją bluzę aby następnie mnie nią otulić. Teraz był w samej koszulce, najwidoczniej również nie spodziewał się takiego zimna żeby opatrzyć się w kurtkę. - odprowadzę cię do domu.
- Ominiemy ostatnią piosenkę! Chciał żebym na niej została. - Nie zważałam już na to że rozmawiam z Adrienem i nie ukrywałam mojej irytacji.
Po zachowaniu Luki od razu wiedziałam że chciał abym usłyszała tę piosenkę, dlaczego miałabym na niej nie być?
- Nic stracone, tam było za głośno. Powinnaś spokojnie odpoczywać a nie siedzieć w takim hałasie.
- Ale to ty chciałeś-
- Nie chciałem! Nic nie chciałem! Wszystko dla ciebie! Dla ciebie znosiłem tego drącego się pajaca przez prawie godzinę, żeby było ci miło! A nie dość że jest tam za głośno dla ciebie, to on cię podrywał! Tak, ewidentnie cię podrywał. - Patrzyłam w te intensywnie zielone oczy blondyna. Widziałam, że mimo krzyczenia na mnie starał się nie okazywać tej furii w której właśnie tkwił.
- A może chciałabym się z nim umówić? - Nie chciałam, pewnie że nie. Ale mimo wszystko, od kiedy mu takie rzeczy przeszkadzają?!
Przez chwile nic nie odpowiadał i tylko patrzył na mnie, jak dziecko na zabranego mu przed chwilą lizaka.
- To niech postara się o ciebie bo w złe ręce cię nie oddam. - Dodał w odróżnieniu od sytuacji sprzed chwili prawie szepcząc, a ja mogłabym przysiąc, że moje serce przez chwilę przestało bić.
W czasie patrzenia sobie w oczy musieliśmy nieświadomie zbliżyć się do siebie, bo nasze czoła się stykały.
- Powinnam już iść, sam mówiłeś że powinnam odpocząć w ciszy, a nawet poza klubem jej nie zaznałam. - Odwróciłam się od chłopaka kierując się w stronę domu i poczułam że idzie za mną, jednak już się nie odezwał.
Szłam zrezygnowana. Bolała mnie głowa, i to ani nie przez to cholerne drzwi, ani przez tego "drącego się pajaca".
Mój przyjaciel, oraz obiekt wszelakich westchnień stał się... jaki on się stał? Nigdy nie spodziewałabym się po nich takim zachowań.
Idąc chodnikiem niedaleko już parku przy moim domu, minęłam... minęliśmy Alix siedzącą na jednej z ławek. Machnęłam krótko ręką na przywitanie się, na co dziewczyna zawstydziła się odmachując mi. Ciekawe czemu się tak zaczerwieniła...?
Niedługo po minięciu dziewczyny, minęliśmy również chłopaka. Kim szedł w stronę różowowłosej. No i wszystko jasne! W końcu wzięli się za siebie, ile można się czubić i grać w podchody... A no tak, na moim przykładzie mogę powiedzieć że długo, jednak u mnie jest to gra bezcelowa.
- To nie przypadkiem tutaj? - Odwróciłam się w stronę blondyna który całą drogę szedł krok za mną.
Uśmiechnął się tak, jakby chciał rozluźnić tę atmosferę w którą wpędził mnie dziesięć minut temu krzycząc na mnie. Spojrzałam na drzwi przy których stał. Faktycznie, to drzwi prowadzące do mojego domu. Jednak był w jakimś stopniu bystry.
- Owszem, tutaj. - Chłopak pociągnął za drzwi wskutek czego te się otworzyły. Przeszłam przez próg spoglądając wyczekująco aż Adrien zrobi to samo. - Idziesz?
- Ja pójdę już do domu. Jeszcze ojciec będzie się czepiał, ostatnio i tak mam dużo swobody. - Powiedział patrząc na puste ulice, byleby nie patrzeć na mnie.
- Na pewno będzie się czepiał jeśli wrócisz w samej koszulce. - Uświadomiłam mu, na co on spojrzał na swojego ręce które o gęsiej skórce nie słyszały. Jakim cudem można być tak gorącym!? Znaczy... Ciepłym, nawet gdy na dworze panuje chłód niczym z ręki Frozera. - Chodź.
Pociągnęłam chłopaka za rękę przez co chcąc czy nie, wlazł do środka zatrzaskując za nami drzwi. Nie miał czasu na spokojne ich zamknięcie, bo w tym czasie ciągnęłam go już po schodach. Dotarliśmy już do drzwi prowadzących bezpośrednio do mieszkania, a już po chwili - do mojego pokoju. Jedynie przywitaliśmy się z moimi rodzicami piekącymi - jak zgaduję po zapachu - ciastka czekoladowe.
- Przebiorę bluzę i oddam ci zaraz twoją. - Oznajmiłam przyjacielowi po zamknięciu klapy od mojego pokoju i skierowałam się do szafy szukając jakiejś godnej założenia bluzy. Gdy mój wybór padł na jakąś grafitową, zaczęłam zdejmować tę od chłopaka.
- Zatrzymaj ją. Pasuje ci idealnie. - Spojrzałam na Adriena który przyglądał mi się z impetem, oparty o jedną ze ścian.
- Jest twoja i przyduża. - Zmarszczyłam brew.
- No mówię, że idealna dla ciebie. - Moje poliki zrobiły się rumiane a serce... Moje serce chyba właśnie się ugotowało!
Podeszłam do komody obok której stał blondyn i wyjęłam jedno z wielu ubrań.
- A więc ta jest dla ciebie. Nie widzi mi się mieć potem wyrzuty sumienia że przeziębiłeś się. - Chłopak był lekko zaskoczony, jednak zaraz się uśmiechnął i założył czarną bluzę z napisem na piersi "Chat Noir, yeah. I'm Chat Noir" wyszytym zieloną nicią i doszytymi do kaptura kocimi uszkami.
Przyznam, motyw superbohaterski był najlepszym pomysłem wszechczasów, Adrien wyglądał idealnie, a w tej bluzie jeszcze lepiej!
- Mari, pomijając że jest po prostu genialna! Ona jest na mnie idealna... - Momentalnie zrobiłam się cała czerwona. Przecież nie powiem mu że zdejmowałam miarę z samego super bohatera który jest niemalże identycznej postury co on!
- Ah tak haha... Miary brałam z mojego przyjaciela, podobnej postury. - Przemilknięcie faktu to nie kłamstwo. Przecież powiedziałam prawdę...
No nic, chłopak wyglądał jakby go olśniło, po czym oboje próbowaliśmy wrócić do normalnych wyrazów twarzy. Znowu zatraciłam się w jego spojrzeniu, i to tak, że nie zauważyłam kiedy blondyn obrócił się ze mną tak, że teraz to ja byłam oparta o ścianę. A raczej do niej przyparta. Adrien momentalnie nachylił się na de mną tak, że nasze twarze dzieliły centymetry. Centymetry dające policzyć się na palcach u jednej dłoni.
Po prostu, był blisko.
- Przepraszam za dziś, nie chciałem źle. - Znowu szeptał. Tak, jakbyśmy wcale nie byli tu sami, a jednak żebym usłyszała tylko ja. Nie wspomnę już nawet o ciarkach jakie w tym momencie mnie przeszły.
Dalej byłam skupiona na jego oczach. Nie były już takie zielone, ponieważ źrenice zakrywały prawie całe jego tęczówki. Całkiem tak jakby coś brał, co byłby dobrym wytłumaczeniem na jego dzisiejsze zachowanie. Jednak mimo wszystko poza tym że jest Adrienem, był zbyt trzeźwy aby posądzać go o branie.
Poczułam nagle jego oddech na mojej twarzy. Nawet nie wiedziałam kiedy jeszcze bardziej się przybliżył, ale chyba robił to po prostu nieświadomie, bo również był zajęty wpatrywaniem się we mnie.
Poczułam jego czoło powoli stykające się z moim, na co cofnęłam głowę, jednak odległość między nią a ścianą była na tyle znikoma, że mimo zetknięcia się z nią mojej głowy, dalej czułam twarz Adriena tak blisko.
Poczułam jego nos delikatnie zetknięty z moim, nie czułam się zbyt świadoma sytuacji, więc po prostu zaczęłam mrużyć oczy, a moje nogi zapomniały jak utrzymywać mnie w stabilnej pozycji, więc gdy zaczęłam osuwać się po ścianie, on złapał mnie w talii. Zamknęłam oczy, kiedy
poczułam dotyk na moich wargach.
- Macie może ochotę na ciast- Odsunęliśmy się do siebie jak poparzeni kiedy moja mama wparowała do pokoju, jednak ja dalej byłam obejmowana prze blondyna. Boże!
Zszokowanie mojej rodzicielki na pierwsze spojrzenie na nas zamieniło się na łagodny uśmiech, nie wiem jakim cudem nie wyśmiała dwóch buraków które teraz imitowały nasze twarze. Kobieta jedynie odstawiła tacę i zeszła na dół. Mimo że zamknęła klapę usłyszałam, jak od razu wesołym głosem zawołała mojego tatę.
- Ja... dziękuję za bluzę. - Spojrzał mi w oczy ostatni raz i puścił mnie. Nie czekając na żadne słowo pożegnania, rzucając szybkie "do zobaczenia" opuścił mój pokój, a raczej z niego uciekł. Ja miałam tylko jedno pytanie...
Co się do cholery stało?
******
Badabum, drugi dziś
Ta książka w końcu musi się rozwijać xD
Do napisania! <3
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top