Rozdział 10


Adrien

Siedziałem w ławce i paliłem buraka. 
Zgadza się. Mieliśmy właśnie lekcję języka francuskiego i ludzie z klasy obgadywali jak będą wyglądały sceny z filmu. Nie musiałem na nich patrzeć aby wiedzieć, że oni patrzą na mnie.
Tylko po co?! Nie powiem im czemu to zrobiłem, bo sam nie wiem! To Marinette powinna się tłumaczyć! To ona tak przyciąga do siebie, czemu nikt tego nie widzi? Ja jestem niewinny!

Usłyszałem długo wyczekiwany przeze mnie dzwonek na przerwę. Skierowałem się w stronę automatów po butelkę liptona. 
Kiedy już przestałem szarpać się z automatem który nie rozumiał że jeżeli marnuję na niego pieniądze, to nie ma prawa zacinać się w trakcie wydawania mojego napoju, podeszły do mnie dziewczyny. A raczej podeszły do automatu obok. Patrzyłem jak Marinette wybiera kawę i czekałem, aż wpadnie na to że kawa ze mną jest o wiele lepsza. Alya zauważając mnie puściła do mnie oczko. Czy ona znowu coś knuje? 

Zniecierpliwiony czekaniem na podejście do mnie dziewczyny, sam do niej podszedłem, no bo ile można czekać? Stoi już tu z minutę, przecież ja przez ten czas obmyśliłbym już naszą przyszłość! Na przykład ślub jej dzieci z moimi.

Marinette

- Marinette, czy nie uważasz że kawa w moim towarzystwie byłaby lepsza? - Blondyn wypalił zaraz po podejściu do mnie i Alyi, która również ja ja czekała aż wystygną nam cudowne napoje.

- Oczywiście że uważa! Człowieku o co ty pytasz? - Szatynka szturchnęła mnie w ramie a ja zapomniałam jak się rozmawia. Od kiedy on zwraca na mnie tyle uwagi?

- O to właśnie chodziło. To co, po lekcjach?

- Yyy no t-tak drewnie znaczy pewnie! - Sama nie ogarnęłam co się dzieje, ale niezbyt narzekałam na to że obiekt moich westchnień pomaga mi w zbliżeniu się do siebie.

- Super, to za godzinę. - Uśmiechnął się do mnie po czym odszedł popijając pseudo herbatę. 

- Dziewczyno! Ale ty masz branie. - prawie zakrztusiłam się kawą której przed chwilą łyk upiłam.

- Alya! Spokój, niczego nie mam.-

- Na przykład spokoju od spojrzenia tego chłopaka? - odwróciła mnie wskazując na chłopaka do którego przedtem stałam tyłem. On... no był ładny, podobały mi się jego niebieskie włosy i koszulka z... Jagged'em Stone'm! Już go lubię! Chłopak uniósł lekko prawą dłoń na znak przywitania się. Lekko się do niego uśmiechnęłam i pomachałam mu.

- Nie wiem o co ci chodzi, chodźmy już do klasy. - Ruszyłam w stronę sali.

- Ta jasne. - Szatynka podważyła moje zdanie podbiegając do mnie. 

*

Wyszłam ze szkoły. Stałam z Aylą czekając na Adriena, kiedy chłopak do mnie podszedł. 
Nie, nie Adrien.

- Cześć, jestem Luka. - posłał mi uśmiech. 

- Hejka, jestem Marinette, a to moja przyjaciółka Alya. - Skierowałam ręką na dziewczynę, a raczej na puste miejsce obok mnie.

- Spokojnie, ze zmyślonych przyjaciół się wyrasta. Co nie Leon? - Spojrzał w bok, gdzie również nikogo nie było. Po chwili zrozumiałam żart i zaśmiałam się. - Też uważam że jest bardzo urocza. - Kontynuował gadanie w powietrze a ja się zarumieniłam, co chłopak zobaczył zaraz po spojrzeniu na mnie.

- Miło mi. - Uśmiechnęłam się poprawiając kosmyk włosów za ucho.

- Gram dzisiaj z moim zespołem w klubie Moonlight, chcesz może wpaść? 

- D-dziś-

- Jest zajęta. - Odezwał się głos zza moich pleców.

- W porządku, nie wiedziałem że ma chłopaka. - Luka skierował słowa do blondyna który teraz stał w miejscu mojej "zmyślonej" przyjaciółki. 

- M-my nie jes-

- Nic się nie stało. - Adrien posłał niebieskowłosemu wymuszony uśmiech. 

Co tu się właśnie stało? Czemu nie zaprzeczył że jesteśmy razem?

Luka odszedł od nas a ja stałam sam na sam z blondynem z głową skierowaną w chodnik aby zakryć moje na bank bardzo widoczne rumieńce. 

- To jak, idziemy? - Zapytał jak gdyby nigdy nic a ja jedynie skinęłam głową na tak. - Widzę masz kolejnego adoratora. 

- Jak to kolejnego? - Nagle wypaliłam patrząc na niego gdy ruszyliśmy w stronę kawiarni.

Adrien

- Yyy no bo pamiętasz chyba Srat-Nataniela! Nataniel, kiedyś Nino... a teraz ten cały Luka. - Jak sparzony, szybko wymieniłem, kto darzył ją uczuciem bo inaczej bym się wkopał. 

- Aaa, racja. - Dziewczyna odwróciła wzrok. - Nie pamiętałam o tym. - W takim razie czemu ja pamiętałem? Jak to wygląda, że ja ja to pamiętam!?

- Jak nie pamiętać kiedy to takie dziwne... - Zaśmiałem się nerwowo ale widząc zaskoczoną minę dziewczyny dotarło do mnie co powiedziałem. 

- Dziwne że potrafiłam się komuś spodobać? - Posmutniała. 

- Nie nie nie nie nie absolutnie! Chodziło żeee... Że nie jesteś w ich typie bo jakby jesteś tylko w moim typie i dziwne że mimo wszystkich różnic polubili akurat ciebie znaczy w sumie nie dziwne a oczywiste bo nie idzie się tobie oprzeć ale jednak niedobrze że zdobywasz nowych kol-

- Adrien, wszystko w porządku? - Dziewczyna stanęła w miejscu przerywając mi... coś.
Coś głupiego zapewne.

- Tak, jak najbardziej. - Uśmiechnąłem się zgrywając idiotę. - Chodź już. - Złapałem dziewczynę za rękę i szybko pociągnąłem ją za sobą aby zamiast myśleć o sytuacji sprzed chwili, skupiła się na dotrzymywaniu mi kroku.

*

Błękit...?

Fiolet...?

Dalej nie rozumiałem, jak można być posiadaczem tak pięknych barw, które potrafię dostrzec jako jedyne w reszcie tego szarego świata. Czułem się w jej towarzystwie tak dobrze, miło. Może jako dobry przyjaciel powinienem chcieć jej szczęścia i aby znalazła swoją miłość, ale wolałbym mieć ją tylko dla siebie.

Tak po prostu.

- To tak czy nie? - Głos dziewczyny przywrócił mnie do rzeczywistości.

- Mari, to nie tak że nie słuchałem-

- Dobra dobra - Zmarszczyła nos kiedy zaśmiała się ze mnie a mnie zapiekły poliki. Jaka ona jest urocza! - Pytałam czy idziemy na ten koncert Luki. W końcu tak naprawdę na wieczór nie miałam planów.

- Ależ oczywiście że n- chwila. Czy on ci się podoba? - Zmarszczyłem brew. Może nie najlepiej że zakochała się we mnie, ale wolę żeby tak zostało.

- Co? Nie no pewnie ż-że nie. - Dziewczyna zarumieniła się. Czyli jednak... Straciłem ją.

- To po co chcesz tam iść... Przecież on na to liczy, potem zaśpiewa ci-

- Adrien czy ty jesteś zazdr- Skończyła wpół słowie i znowu zrobiła tę słodką minę Sherlock'a analizując sytuację. - Ja się chyba uderzyłam w głowę. - Dopowiedziała bardziej do siebie. - Chodź, przewietrzmy się. 

Dziewczyna wstała od stolika a ja zaraz za nią. Wychodziliśmy przez drzwi kiedy dziewczyna patrząc na swoje nogi uderzyła w szybę drzwi i poleciałaby na plecy gdybym nie stał za nią i nie złapał jej.

- Chyba, powiadasz? - Postawiłem przyjaciółkę na nogi, a ona zaczęła masować obolałe miejsce nad czołem. 

- Teraz chociaż mogę na coś zwalić moje urojenia. - Uśmiechnęła się smutno. Czy ona twierdzi że moja troska jest zmyślona? Przecież przyjaźń polega na trosce o siebie!

- No dobrze. - Westchnąłem. - Chodźmy na ten koncert. - Chciałem polepszyć dziewczynie humor mając nadzieję ze przez ból głowy i tak nie będzie chciała długo na nim siedzieć. Marinette jedynie się uśmiechnęła. 


*****

Tadaaaa

Tyle z opisu. 


Do napisania <3

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top