Część 5 - Nocne spotkanie
Biedronka przykucnęła na dachu i wyciągnęła zza pasa jojo. Szybko wybrała kontakt Czarnego Kota i z niecierpliwością słuchała sygnału. Po chwili w słuchawce odezwał się rozbawiony, chłopięcy głos:
– Witaj Moja Pani, już się za mną stęskniłaś?
– Nie mam na to czasu Kocie, spotkajmy się jak najszybciej na szczycie Wieży Eiffla – odburknęła do słuchawki i natychmiast się rozłączyła nie dając swojemu partnerowi czasu na rzucenie kolejnym sucharem. Zarzuciła jojo i ruszyła w kierunku miejsca spotkania. Nie miała najmniejszej ochoty na walkę z akumą tak późno w nocy i po takim dniu, a radosne nastawienie jej partnera tylko bardziej ją denerwowało.
Kilka minut później kiedy już oboje dotarli na Wierzę okazało się, że Kwami Czarnego Kota też kazało mu się natychmiast przemienić, nie tłumacząc niczego. Miasto wydawało się spokojne, więc nic nie wskazywało na atak i gdy tak chwilę porozmawiali, zdali sobie sprawę, że nie mają pojęcia co robić. Przez chwilę stali w krępującej ciszy, ale właśnie gdy chłopak miał przerwać ciszę jakimś wątpliwie zabawnym tekstem, powietrze przeszył wysoki gwizd. Oboje odwrócili się w stronę jego źródła i ze zdziwieniem zauważyli, że na najbliższym dachu stoją dwaj dziwnie ubrani mężczyźni, a wyższy z nich macha do nich.
– Tutaj! – krzyknął.
Nie mając innego pomysłu przeskoczyli dzielącą ich odległość i (zachowując bezpieczny dystans) z nieufnością przypatrywali się dwóm postaciom.
Wyższy okazał się być brunetem o śniadej cerze z sięgającymi ramion włosami związanymi zielono-złotym rzemieniem i wplecionym kolorowym piórem, ubranym nadzwyczaj skąpo. Miał bose stopy, a golenie i przedramiona osłaniały mu szerokie bransolety z zielonej wężowej skóry, wykończone szczerym złotem, w pasie założone miał krótkie, szerokie, zielone spodnie zaciśnięte złotymi bransoletami na końcu nogawek i w pasie. Na nagą pierś opadał jadeitowy amulet z dziwnymi, złotymi symbolami. Na ramiona narzucony miał tkany, bawełniany płaszcz w romby w różnych odcieniach zieleni i złota, z przodu związany dwoma końcami. Przez ramię przerzuconą miał torbę z jasnej, miękkiej skóry. Twarz miał pomalowaną zieloną farbą upodabniającą go do węża, tym bardziej, że jego oczy były żółte i miały pionowe źrenice. W uszach miał kilka złotych kolczyków i taki sam w wardze. Mimo że przyjaźnie się uśmiechał (odsłaniając przy tym długie kły), wyglądał mocno niepokojąco.
Drugi kompletnie się od niego różnił. Niski Azjata z rudymi włosami o białych końcówkach wyglądał równie groźnie, ale jeszcze bardziej tajemniczo. Nosił szerokie, pomarańczowe w czarne pasy spodnie alibabki (Czarny Kot ze zdziwieniem zauważył, że wystaje z nich prawdziwy, tygrysi ogon, opadający spokojnie w dół) u dołu ściągnięte czarnymi wstęgami materiału, którymi owinięte były również stopy. Podobnie wyglądała koszula gdzie wstęgi oplatały szyję i przedramiona, a dłonie zakryte były czarnymi rękawiczkami z metalowymi pazurami. Twarz zakrytą miał pełną, białą maską w kształcie tygrysiego pyska, kończącą się nad ustami. W biodrach przewiązany miał szeroki, czarny pas z przytroczoną do niego kataną, a przez ramię przerzucony miał drugi z kilkoma nożami kunai. Przez maskę nie mogli odczytać jego wyrazu twarzy, ale jego ciemnobrązowe oczy spoglądały kompletnie poważnie, jakby oceniając młodych bohaterów.
Na pierwszy rzut oka oboje mieli trochę ponad dwadzieścia lat. Jednocześnie jednak biła od nich dziwna powaga i jakiś niema potęga. Bohaterowie nie wiedzieli przed kim stoją, mimo że w tych tajemniczych mężczyznach było coś znajomego. Kimkolwiek jednak byli i jakkolwiek szeroko by się nie uśmiechali, jasne było, że byli w stanie osiągnąć to co zamierzali – z bohaterami, albo bez nich.
Po dłuższej chwili, kiedy już wszyscy zdołali się sobie dobrze przyjrzeć, brunet przerwał milczenie chrząknięciem.
– Jesteście Partnerami Tikki i Plagga jak mniemam? Jak was teraz zowią? – Czarny Kot mógłby przysiąc, że mówiąc to ledwo powstrzymał śmiech.
Paryscy bohaterowie wymienili spojrzenia, po czym Biedronka zabrał głos:
– Jesteśmy Biedronka i Czarny Kot, obrońcy Paryża i posiadacze Miraculi Biedronki i Kota.
– Posiadacze – prychnął niższy z nieznajomych – Więc tak to się teraz nazywa?
– Kreatywnie – skwitował w tym samym czasie brunet i dźgnął przyjaciela łokciem w żebra. – My jesteśmy... Pyton i-
– Tygrys – dokończył za przyjaciela rudowłosy.
– Świetnie. – Pyton klasnął w dłonie i uśmiechnął się szeroko (trochę szerzej niż w ogóle powinien być w stanie człowiek) – To skoro już się znamy, może usiądziemy i obgadamy co tu się w ogóle dzieje.
Oboje nieznajomych usiadło (jeden po turecku, a drugi na stopach) i z wyczekiwaniem wpatrywali się w nastolatków.
– Chwila, chwila – powiedział Czarny Kot potrząsając szybko głową – kim wy tak właściwie jesteście?
Pyton mrugnął kilka razy, a na jego twarzy zagościł wyraz najszczerszego zdumienia, niepewnie się zaśmiał. Nie widząc jednak żadnej reakcji ze strony bohaterów zrozumiał jak się sprawy mają. Tygrys ciężko westchnął kręcąc głową z dezaprobatą.
– Hańba! – krzyknął dramatycznie brunet odchylając się do tyłu. – Zaiste nie ma nadziei dla tego świata jeżeli taka potęga została oddana w ręce takich głupców! Pożoga opanuje ten świat bez opieki Kwami, lecz któż podoła zadaniu współpracy z tak niedoświadczonymi dziećmi?! Cała ludzkość pogrąży się w żałobie za tymi, których stracili z waszego powodu, lecz wy nie będziecie w stanie naprawić swojej porażki. – Zamiast spokojnego uśmiechu na wymalowanej twarzy Pytona malowała się teraz czysty gniew. Z każdą kolejną chwilą nienawiść w jego głosie wzbierała, mimo że nie podnosił głosu. Nastolatkowie nawet nie zauważyli kiedy wstał, ale teraz przytłaczał ich w jakiś niewypowiedziany, ale przerażający sposób. Jego umięśniona ciemna sylwetka górowała nad nimi, a peleryna zdawała się wysysać całe światło z gwiazd, tak że jedynymi jasnymi punktami dokoła nich były żółte oczy i ostre kły. – Nędzne robaki, jak śmiecie nazywać siebie bohaterami?! Plamicie odwieczne imię obrońców wszelkiego dobra i napełniacie kruche serca śmiertelników fałszywą nadzieją, że obronicie ich w chwili zagrożenia. Lecz jak zachowacie się w godzinę próby? Padniecie w lęku ze słowami hańby na ustach. Wy, którzy zbezcześciliście imiona Plagga i Tikki, którzy chełpiliście się zwycięstwami i ignorowaliście porażki, zawiedziecie wszystkich, którzy kiedykolwiek pokładali w was swoją nadzieję. A kiedy już ich serca pogrążą się w ciemności żalu, jak sądzicie co czeka was? Tchórzliwe wasze serca zawsze myślą o ucieczce, lecz zdrajców czeka jeden tylko los...
– Śmierć – odezwał się za nimi głęboki, męski głos i w ostatniej chwili Czarny Kot zauważył delikatny błysk stali za swoimi plecami.
Bezwarunkowym już odruchem wyciągnął kicikij zza pasa i sparował uderzenie. Teraz zobaczył swojego przeciwnika. Na tle prawie czarnego nieba biała maska zdawała się wykrzywiać w morderczym uśmiechu. Zdał sobie sprawę, że nie widział jak nieznajomy znalazł się za nim i że cięcie wymierzone było prosto w jego szyję. Zanim zdążył ostrzec Biedronkę musiał już bronić się przed silnym kopnięciem wymierzonym prosto w jego kolano. Uskoczył, ale tym samym przestał blokować katanę wroga. Zrobił kilka kroków w tył. Gdyby nie drgający koniuszek ogona, byłby w stanie pomyśleć, że Tygrys zamienił się w posąg. Stali naprzeciwko siebie i obserwowali się.
Biedronka odskoczyła w tył, zaniepokojona nagłą walką jaka wywiązała się pomiędzy kotami. Mimo to atak ze strony węża nie nadszedł. Wyprostował się tylko i skierował spojrzenie swoich gadzich oczu prosto na nią. Miała wrażenie, że zagląda prosto w głąb jej duszy. Znowu ogarnął ją obezwładniający lęk. Zamarła. Żółte oczy zdawały się ją hipnotyzować. Resztkami woli nie ogarniętej strachem zdobyła się na zamknięcie powiek. Strach nie ustąpił, ale na pewno zelżał. Sięgnęła po jojo i tuż przed rzutem otworzyła oczy żeby upewnić się, że trafi w Pytona. Ten jednak uchylił się i zanim zdążyła jeszcze raz się zamachnąć, krzyknął:
– Stop! – Jego donośny głos poniósł się echem po kamienicach.
Młodzi bohaterowie z zaskoczenia opuścili broń i usłuchali. Tygrys rozluźnił się, a na jego wargach zagościł iście koci uśmiech. Brunet powiódł spojrzeniem po zdziwionych twarzach nastolatków i szeroko się uśmiechnął.
– Nieźle – powiedział – W cale nieźle.
– Nawet lepiej niż się spodziewałem – dołączył się Tygrys.
Zdezorientowana Biedronka wodziła spojrzeniem od jednego do drugiego aż w końcu zdobyła się na krótkie:
– Co.
Pyton wyglądał jakby z trudem wstrzymywał się od parsknięcia śmiechem, więc zamiast niego przemówił drugi z nieznajomych.
– Kiedy powiedzieliście, że nie macie pojęcia kim jesteśmy oczywistym dla nas było, że nie znacie tekstu Księgi, dlatego musieliśmy wystawić was na małą próbę. W historii Miraculi często zdarzało się, że wpadały w złe, lub po prostu nieodpowiednie ręce. Musieliśmy się upewnić czy posiadacie przynajmniej potrzebne umiejętności, skoro już wiedzieliśmy, że nie posiadacie odpowiedniej wiedzy. Na szczęście możemy wam szczerze powiedzieć, że zdaliście test, a tego czego nie umiecie, nauczą was zawodowcy.
– To wciąż nie jest odpowiedzią na nasze pytanie – powiedział nieprzekonany Czarny Kot.
– Wszystko w swoim... miejscu. – Pyton w końcu pozwolił sobie na krótki śmiech.
– Dobra, dobra. Żarty na bok. – Uspokoił sam siebie. Przejechał dłonią po twarzy jakimś cudem nie rozmazując farby. Skinął głową na przyjaciela. – Zaczynaj.
Rudzielec zacisnął lewą pięść, a pierścień na jego wskazującym palcu zaczął świecić. Szybko zatoczył nią koło w powietrzu tworząc mały pomarańczowy okrąg. Rozcapierzył palce i cofnął dłoń, a okrąg powiększył się do ludzkich rozmiarów. Opuścił rękę i skinął na towarzysza. Brunet przyłożył dłoń do amuletu i zrobił gest w stronę portalu jakby strząsał wodę. W pomarańczowe do tej pory światło wplotły się smugi zielonego blasku. Tygrys wycelował silne pchnięcie w stronę środka portalu. W tym momencie światło zostało wypchnięte na obrzeża, zdominowane przez czarną masę, która pojawiła się w miejscu, w które celował wojownik.
– Zapraszamy – powiedział robiąc zapraszający gest w stronę ziejącej otchłani.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top