Kołyska
Ciepła pogoda majowego popołudnia zachęcała do wyjścia na zewnątrz, toteż Marinette uznała, że nie będzie zmuszać Manon do spędzenia całego tego czasu w domu. Udały się więc do Ogrodów Tuileries, co bynajmniej nie miało nic wspólnego z faktem, że właśnie tutaj, dokładnie tego dnia, Adrien miał mieć swoją kolejną sesję.
Ku zadowoleniu Marinette, niedługo potem dołączyła do niej Alya, która również była dziś opiekunką. Manon mogła się dzięki temu pobawić z Ellą i Ettą, a sama Marinette miała czas poplotkować z Alyą, a także bardzo, bardzo szczegółowo przeczesać teren parku. Ale choć robiła, co w jej mocy, nigdzie nie ujrzała Adriena.
— Gdzie on jest? — zastanawiała się.
Nie uszło to uwadze Alyi.
— Niech zgadnę, chciałaś znowu zrobić na nim wrażenie? — Uśmiechnęła się, choć trochę ironicznie, to jednak bez cienia złośliwości. — Ostatnim razem, gdy chciałaś go złapać na sesji, pamiętasz, jak to się skończyło?
Marinette doskonale to pamiętała. Już było tak blisko, żeby pozowała razem z nim, ale Nawałnica musiała jej wtedy pokrzyżować plany! A później to Manon została modelką i z tym faktem już nie można było nic zrobić.
— Tym razem byłoby inaczej! No... gdyby Adrien tu był. Jak myślisz, co się stało?
— Może mu coś wypadło? Albo jednak sesję ma gdzieś indziej...
Prawdę mówiąc, Marinette odniosła wrażenie, że Alyę niespecjalnie interesuje, gdzie teraz podziewał się Adrien. I w zasadzie nie dziwiła się jej — to nie Césaire była w nim zakochana aż do szaleństwa. Z pewnym żalem postanowiła więc zająć swoje myśli czymś innym, choć musiała przyznać, że to nie było zbyt łatwe. Spojrzała, co robią dziewczynki — goniły się, kompletnie niezainteresowane opiekunkami. Wkrótce dołączyło do nich jeszcze kilkoro dzieci bawiących się w okolicy.
W pewnym momencie jedno z nich, nieznana Marinette dziewczynka, potknęła się o wystający korzeń drzewa. Nie uszło to uwadze małego chłopca, który natychmiast podbiegł do niej i pomógł jej wstać. Dziewczynka w akcie wdzięczności ucałowała go w policzek, co chłopca nieco zaskoczyło, ale zdawało się też cieszyć.
Marinette, widząc to, uśmiechnęła się, ale uśmiech ten podszyty był smutkiem. Alya spojrzała pytająco na przyjaciółkę.
— Czasem sobie myślę, że dużo prościej byłoby być dzieckiem — wyjaśniła Marinette. — Nie komplikowałabym tak wszystkiego...
Alya w odpowiedzi zachichotała. Tym razem to Marinette się zdziwiła.
— Co cię tak bawi?
— Mówisz prawie jak twój dziadek! I przypomniało mi to, jak Prosteusz wszystkich uprościł. I... nie wiem, czy to by ci pomogło.
— Hm... Nie do końca o to mi chodzi — próbowała sprostować Marinette. — Tylko jakoś tak... Nie wiem, czy rozumiesz, co mam na myśli.
Alya zamrugała zdziwiona, więc prawdopodobnie nie rozumiała. Marinette tylko westchnęła.
***
— I żyli długo i szczęśliwie.
Tymi słowami Ignace Cartier skończył czytać baśń. Dzieci, siedzące w kółeczku wokół niego, słuchały go z uwagą, a kiedy zamknął książkę, dziewczynka siedząca wprost naprzeciwko niego odezwała się:
— Uwielbiam tę baśń!
Innym dzieciom najwyraźniej też się podobało, bo zaczęły entuzjastycznie rozmawiać o jej treści zarówno między sobą, jak i z Ignace'em. Mężczyzna z uśmiechem odpowiadał na wszystkie ich pytania. W końcu jednak temat się wyczerpał, a ponadto zbliżał się już wieczór, co oznaczało, że musiał już kończyć.
— Niestety muszę się już zbierać — oświadczył. — Ale przyjdę jutro i znowu wam coś poczytam — obiecał.
Wstał z krzesła. Zauważył, że dzieci były nieco rozczarowane, ale nie mógł poświęcić im więcej czasu, chociaż sam szczerze by tego pragnął.
— Do widzenia! — pożegnał się.
— Do widzenia, panie Ignace! — odpowiedziały dzieci chórem.
Ignace opuścił salę i udał się do szatni. Wręczył szatniarce numerek wieszaka, a ta podała mu ubrania.
— Pozabawiał pan te bachory? — burknęła.
— To nie są bachory, tylko dzieci — zwrócił jej uwagę. — Bardzo polubiły baśnie.
— Wszystko jedno — odparła szatniarka. — Ważne, że się nie pałętają po korytarzach.
Ignace zmarszczył brwi, ale już więcej nie odpowiedział. Choć bardzo mu się nie podobało, jak szatniarka obrażała dzieci, wiedział, że to nie czas ani miejsce na kłótnie. Z cichym westchnięciem zarzucił na siebie płaszcz — wbrew pozorom wieczory nie były takie ciepłe jak popołudnia, a poza tym pan Cartier był niezwykłym wręcz zmarzluchem. Rzucił szatniarce krótkie „do widzenia" i opuścił budynek sierocińca.
Ruszył ulicą i niemal odruchowo sięgnął do kieszeni, z której wyciągnął telefon. Odblokował urządzenie i dostrzegł nieodebrane połączenie. Oddzwonił. Po chwili w słuchawce odezwał się głos:
— Siema, stary! — To był Arthur, jego dobry znajomy jeszcze z czasów szkolnych. Ignace odwzajemnił powitanie. — Robię jutro małą imprezę, wpadniesz?
— O której?
— Pracuję na noc, więc po południu, bo ja wiem, koło czwartej?
— Przykro mi — odparł Ignace. — Na czwartą idę poczytać dzieciom w sierocińcu, ale mogę wpaść koło siódmej.
— Ach, ty i ten sierociniec! — westchnął Arthur. — Dałbyś sobie z tym spokój! Nic za to nie dostajesz, a te dzieciaki są strasznie upierdliwe. I nigdy nie masz czasu dla kumpli!
— Obiecałem im, że przyjdę. Byłyby niepocieszone, gdybym się nie zjawił.
— Zupełnie cię nie rozumiem, czemu wolisz jakieś tam dzieciaki niż ludzi, których znasz od lat... Ale niech ci będzie.
Arthur rozłączył się, a Ignace pokręcił głową. Ech, znowu to samo... Nie rozumiał zupełnie, czemu ludzie tak się go czepiali. I to za to, że chciał uszczęśliwić garstkę dzieci! I to nie był pierwszy raz. Odkąd tylko postanowił zostać wolontariuszem w sierocińcu, wszyscy go za to nieustannie krytykowali. Arthur, jego koledzy, szef w pracy, ba, nawet jego własna żona! Ignace bardzo kochał Irene, ale nie mógł ścierpieć, kiedy narzekała na jego dodatkowe zajęcie. Ba, nawet pracownicy sierocińca dziwnie go przyjmowali! Jakby wszyscy na tym świecie umówili się, że dzieci są tylko zbędnym balastem, a on jest dziwakiem, bo tak nie sądził.
Czasem miał wrażenie, że tylko te dzieci były zadowolone z jego wizyt. Prawdę mówiąc, to o nie mu właśnie chodziło — chciał im chociaż na chwilę dać uśmiech, obdarzyć odrobiną ciepła. I nikt, kompletnie nikt inny tego nie akceptował.
— Nie wytrzymam tego dłużej! — krzyknął. — Gdyby tak wszyscy byli dziećmi, to wreszcie by mnie zrozumieli!
I nagle poczuł się bardzo dziwnie, jakby ktoś go obserwował. I zaraz po tym przed jego twarzą pojawiło się dziwne, świecące na fioletowo coś.
— Kołysko, jestem Władca Mroku — odezwał się głęboki głos w jego głowie.
— Że co?
— Dam ci moc sprawienia, by wszyscy dorośli powrócili do kołyski. Pod twoimi rządami staną się dziećmi!
Ignace uśmiechnął się. To mu się podobało!
— W zamian przyniesiesz mi Miracula Biedronki i Czarnego Kota. Gdy ich pokonasz, będzie to dziecinnie proste!
— Zgoda.
Mężczyznę otoczyła purpurowa chmura. Gdy zniknęła, poczuł się silniejszy. Oto otrzymał moc, o której marzył! Zamieni wszystkich w dzieci! Udowodni im, że nie są zbędnym balastem!
Ruszył w miasto.
***
Gdy kichnął prosto na notatki, Adrien odpuścił sobie powtarzanie chińskiego.
To nie do wiary! Była taka śliczna pogoda, a on nagle znikąd się rozchorował! I gdyby chodziło tylko o niego samego, to by się tak nie przejmował, ale wiedział, że ojcu było to bardzo nie na rękę. Przez to nie mógł brać udziału w sesjach, przez co wszystkie plany się opóźniły. I to nawet nie tak, że nie próbował — nie chciał być ciężarem dla ojca, więc nawet zgodził się pozować, ale przez ciągłe kichanie i bladość równą niemal tej trupów do niczego się nie nadawał, toteż dostał nakaz leżenia w łóżku, dopóki się nie wykuruje.
I, szczerze mówiąc, to było okropnie nudne. Chociaż nie miał zbytnio na nic siły, chciał się czymś zająć, stąd podjął próbę nauki chińskiego. Niestety bezskuteczną. Pozostawały mu dwie opcje: pójście spać i obserwowanie głupot, które wyprawiał Plagg. Sen jednak nie chciał przyjść, więc Adrien skupił wzrok na Kwami.
— Uszy do góry! — zawołał Plagg, zauważywszy jego spojrzenie. — Za niedługo wyzdrowiejesz, będziesz mógł znowu się przemienić!
Adrien westchnął. To nie o przemianę chodziło. Tak naprawdę bardziej miał ochotę pójść do szkoły, zobaczyć się z przyjaciółmi. Jeśli o przemiany chodzi... Kochał być Czarnym Kotem, ale jednak ostatnimi czasy nie mógł znieść napięcia między nim i Biedronką. Odkąd została strażniczką, oddaliła się od niego tak, że już niemal jej nie poznawał. No i bardziej ufała Rudej Kitce niż jemu...
Może jednak lepiej, że się przeziębił? Przynajmniej mógł przez chwilę odpocząć od tego wszystkiego i nabrać trochę dystansu. Był pewien, że jak będzie mu lepiej, to zdoła wyjaśnić Biedronce wszystko i się z nią pogodzić.
Plagg tymczasem zajął się dalej czynieniem psot. Dobrze, że nie postanowił demolować pokoju, bo wtedy Adrien nie miał pojęcia, jak miałby to wyjaśnić ojcu. Na pewno by nie uwierzył w to, że Adrien, niemal umierający we własnym łóżku, byłby w stanie uczynić taki chaos. I albo posądziłby go o symulowanie choroby, albo zacząłby dociekać... A sekret Czarnego Kota nie mógł wyjść na jaw.
W którymś momencie Plagg wylądował prosto na pilocie od telewizora, czym go włączył. Adrien zorientował się tylko po dźwiękach, iż był to kanał informacyjny. No cóż, może chociaż wiadomości go odrobinę zajmą.
— W Paryżu grasuje kolejny złoczyńca — mówiła Nadja Chamack.
Adrien tylko westchnął. No cóż, dziś Biedronka będzie musiała sobie poradzić bez niego.
— Złoczyńca, który sam siebie nazywa Kołyską, chce zamienić wszystkich mieszkańców Paryża w dzieci. Na miejscu jest Clara Contard, która obserwuje na bieżąco wydarzenia.
— Biedronka jest już na miejscu — odezwała się Clara. — Zebrała również kilku wiernych towarzyszy. Ale zaraz... Czy mi się wydaje, czy wszyscy są dziećmi? Złoczyńca musiał ich dopaść!
Nagle reporterka przerwała. Po chwili znowu ktoś się odezwał.
— Ale jestem mała! — Ten głos był dość podobny do głosu Contard, ale jakby nieco wyższy, a sposób mówienia niedokładny. — Ja też jestem dzieckiem! Haha, już dawno zapomniałam, jak to jest!
Adriena, szczerze mówiąc, nieco zaciekawiło, jak mogą wyglądać ludzie zmienieni w dzieci przez tego, jak to się nazywał... Kołyskę. Podniósł się i podszedł do telewizora. Clara cały czas mówiła coś, ale nie bardzo jej słuchał, bo bardziej przypominało to dziecięcą zabawę niż wiadomości. Bardziej skupił się na jej wyglądzie. Reporterka wyglądała, jakby miała nie więcej niż sześć lat, ale, co ciekawe, jej stare ubrania zmniejszyły się razem z nią.
— Może jednak powinienem się przemienić... — mruknął Adrien.
— W tym stanie ty też od razu staniesz się dzieckiem! — zauważył Plagg. — I to chorym, usmarkanym dzieckiem.
— Chyba masz rację — przyznał Adrien. — W tym stanie niewiele pomogę Biedronce... — Tu, jakby na potwierdzenie tych słów, znowu kichnął. — Lepiej zrobię, jak tu zostanę.
Ale jak to powiedział, zauważył ruch za oknem. Wychylił przez nie głowę i oto właśnie miał świetny widok na kolejnego złoczyńcę Władcy Ciem.
Kołyska natychmiast skojarzył się Adrienowi z Bobogigantem. Podobnie jak on, miał na sobie dziecięce śpioszki, jednak oczywiście nie był taki ogromny — był wzrostu zwyczajnego dorosłego człowieka. Na głowie miał delikatną czapeczkę, spod której wystawało trochę włosów. A jego twarz... To dziwne, ale wyglądała zupełnie jak twarz niemowlaka. Duże oczy, pulchniutkie policzki... I kompletny brak zębów.
Nagle ich spojrzenia się spotkały. Przez całą sekundę Adrien stał jak sparaliżowany, ale gdy pomyślał, żeby się schować, było już za późno. Złoczyńca wyciągnął w jego stronę grzechotkę, z której wystrzelił biały promień. Adrien nie zdołał go uniknąć.
I nagle stało się coś bardzo dziwnego. Pokój urósł! Adrien przez chwilę nie bardzo pojmował, co się stało, ale spojrzał na swoje ręce i zrozumiał. To były ręce małego dziecka!
— Adrien! — zawołał Plagg. — Trochę się skurczyłeś.
— No co ty nie powiesz — odparł Adrien.
I przeżył kolejne zaskoczenie. Jego głos był dużo wyższy, niż powinien! No tak... Był dzieckiem. Szczerze mówiąc, to było trochę żenujące. Aby nie przeżyć kolejnych zaskoczeń, ale też nieco z ciekawości, Adrien pobiegł do łazienki, aby zobaczyć, co dokładnie się zmieniło. Ale w lustrze nad umywalkami nie mógł się przejrzeć, bo ledwo do niego sięgał. Znalazł w końcu większe lustro i gdy się zobaczył, niemal krzyknął... a raczej pisnął.
Naprawdę wyglądał jak dziecko! Jakby znowu miał pięć lat. Ale jednak była jedna różnica — na sobie miał swoje obecne ubrania, które jakimś magicznym sposobem zmniejszyły się razem z nim. Plagg poleciał za nim.
— Spodziewałem się wszystkiego, ale nie tego, że moim właścicielem będzie pięcioletni dzieciak!
Adrien spojrzał na niego spode łba.
— Nie jestem dzieckiem! — zawołał.
— Łał, nawet mówisz jak dziecko!
— Bądź cicho!
— Jesteś taki zabawny!
— Lalalalala! — Adrien ostentacyjnie zatkał uszy. — Nie słucham cię!
Plagg przewrócił oczami. To powoli przestawało robić się zabawne. Adrien wyglądający jak dziecko to jedno. Ale on jeszcze się tak zachowywał! Plagg teraz nawet nie mógł mu z wyrzutem powiedzieć: „zachowuj się, nie masz pięciu lat", bo Adrien, jak widać, teraz naprawdę miał pięć lat.
Po chwili jednak Adrien kichnął, co zmusiło go do sięgnięcia po chusteczkę i odetkania uszu. Plagg postanowił wykorzystać okazję.
— To co teraz zamierzasz zrobić?
— To znaczy?
— To znaczy... — Plagg przerwał na chwilkę, żeby przypomnieć sobie, że to nie wina Adriena, że Kołyska go trafił — złoczyńca grasuje, Biedronka została przemieniona w dziecko, zresztą ty też, ale jesteś chory i nie wiadomo, czy coś zdziałasz.
— Wcale nie jestem chory! — zaprotestował Adrien. — Patrz!
I wybiegł z łazienki, jakby chcąc udowodnić swoją rację. To, że po drodze kilka razy kichnął, wcale nie przeszkadzało mu wierzyć w swoje zdrowie.
— Widzisz? Jestem zdrowy! Więc teraz Czarny Kot może wkroczyć do akcji!
— Jesteś pewien, że to dobry pomysł? — zaprotestował Plagg.
Ale Adrien go nie słuchał.
— Plagg, wysuwaj pazury!
Kwami nie miało już nic do powiedzenia. Zanim pochłonęło go Miraculum, przeszło mu przez myśl, że jeśli Czarny Kot pożegna się ze swoją karierą przez fakt, że stał się dzieckiem, będzie to najgłupsze, co widział w swoim długim życiu, a widział wiele.
Czarny Kot natomiast nie myślał zbyt wiele. Wiedział, co chciał zrobić: wkroczyć do akcji, pobić Kołyskę i na koniec wyznać miłość Biedronce, która po czymś takim nie mogła się w nim nie zakochać! Z nową pewnością siebie wyskoczył przez okno: na szczęście przemiana w dziecko nie pogorszyła jego zdolności i nadal miał kocie ruchy.
— Już pędzę, Kropeczko! — wydarł się, nie myśląc o tym, że mógłby chociaż próbować wykorzystać element zaskoczenia.
Na jego szczęście (lub i nie, zależy jak na to patrzeć) Kołyska zdążył już jednak przebyć kawałek. Nie usłyszał go, ale też Czarny Kot musiał poświęcić teraz więcej czasu, by go odnaleźć. Jednak przy tych poszukiwaniach wykazał się czymś, co Plagg zapewne nazwałby wybitnym brakiem domyślności. Przez to błądził nieco po mieście, a pomógł mu dopiero ekran z wiadomościami od Nadji, będącej, a jakże, dzieckiem. Kierując się słowami prezenterki, udał się na Trocadéro. Ten trop okazał się słuszny: rzeczywiście zastał tam złoczyńcę.
Uśmiechnął się triumfalnie. Teraz już nic nie stanie mu na przeszkodzie! Skoczy tam, pobije Kołyskę i znajdzie Akumę! A po wszystkim na pewno otrzyma całusa od Biedronki.
Nabrał rozpędu i pobiegł prosto przed siebie. Przygotował się do skoku, znalazł w powietrzu, przygotował Kij... i nagle jego cios został zablokowany! Zupełnie na to nieprzygotowany, poleciał do tyłu. Ale jego stare instynkty nie zawiodły: wylądował pewnie na dwóch nogach. Spojrzał na Kołyskę i zobaczył, że tym, co zablokowało jego atak, była jego grzechotka, która tym razem wydłużyła się nieco. Dokładnie tak, jak robił to Koci Kij. Czarny Kot poczuł nagłą falę oburzenia — jak ktoś mógł ukraść zachowanie jego broni? Halo, tak nie wolno!
Niewiele myśląc, zaatakował znowu: już on mu da nauczkę! I zupełnie nie przejmował się tym, że każdy jego kolejny atak był blokowany i nic nie dawał, a on sam stawał się coraz bardziej zmęczony. Był tak skupiony na daniu nauczyki Kołysce, że nawet zdążył zapomnieć o innych superbohaterach.
A ci zachowywali się w najróżniejszy sposób. Biedronka początkowo próbowała atakować Kołyskę, ale w końcu się wystraszyła i schowała za murem. Vesperia znalazła sobie świetne zajęcie w postaci zabawy własnym bączkiem. Serpention tworzył na lirze nowy hit muzyczny, wyjątkowo nierytmiczny, a Pigella ochoczo mu pomagała. Król Małp i Minotaurox kłócili się o coś, ale z ich pisków nie dawało się nic zrozumieć. A reszta gdzieś wyparowała.
Tajna Kitka obserwowała tę sytuację przerażona. Jak oni w tych warunkach mają pokonać złoczyńcę? Skoro wszyscy stali się dziećmi, kompletnie nie nadającymi się do tego zadania? Tylko jeden Czarny Kot interesował się walką, ale zdaniem Tajnej Kitki nie miał zbyt wielkich szans, jeśli szybko nie dostanie z powrotem sposobu myślenia dawnego siebie.
Prawdę mówiąc, miała pomysł na pokonanie złoczyńcy, ale wymagał, żeby te dzieci choć przez chwilę zwróciły uwagę na swoją misję. A to mogło być trudne bez ujawnienia się. Nie mogła jednak ryzykować pokazania się komuś poza Biedronką! Jeśli Władca Mroku odkryje, że nadal działa, to wtedy już na pewno odbierze jej Miraculum Lisa.
Podjęła decyzję. Musi porozmawiać z Biedronką. I to już, póki Czarny Kot miał siłę walczyć i miał jeszcze Miraculum. A żeby zwrócić jej uwagę, musiała się uciec do desperackich środków. W duchu przeprosiła Marinette za zbyt słodki sen, który chciała jej pokazać, po czym szepnęła:
— Miraż.
Przed Biedronką nagle stanął Adrien Agreste, jakby wyjęty z billboardu reklamowego. Co w sumie było nawet prawdą, bo tworząc tę iluzję, Tajna Kitka miała przed twarzą jeden z nich. Adrien uśmiechnął się przymilnie do Biedronki, a ta w końcu go spostrzegła.
— Adrien? — zapytała, a na jej twarzy pojawił się zachwyt. — Adrien! Kocham cię! — wypaliła.
Tajna Kitka nie powstrzymała chichotu. Jak dobrze, że ten Adrien nie był prawdziwy. I mógł jej powiedzieć coś, czego normalnie nigdy nie usłyszano by z jego ust.
— Ja ciebie też, Biedronko! Chodź ze mną, pobierzemy się!
Na Biedronkę podziałało to dokładnie tak, jak Tajna Kitka sobie założyła. Poszła za Adrienem, który po chwili dotarł do kryjówki Tajnej Kitki. Biedronka ją zauważyła i obecność przyjaciółki wyraźnie ją zaskoczyła. Po chwili jednak uśmiechnęła się.
— Tajna Kitka udzieli nam ślubu! — zawołała. — Jak fajnie!
— Właściwie to... nie — przyznała się tamta. — Przepraszam, Biedronko... Ten Adrien to tylko iluzja.
Tajna Kitka rozwiała dłonią iluzję Adriena. Biedronka patrzyła na to z niedowierzaniem. I nagle, bez ostrzeżenia, rozpłakała się.
— Nie! — zaszlochała. — Adrien! On zniknął! A powiedział, że mnie kocha! I chciał się ze mną ożenić! Dlaczego?!
Takiej reakcji nie było w scenariuszu. Kitka przez chwilę nie wiedziała, co zrobić, ale w końcu objęła Biedronkę i pogłaskała ją po głowie.
— No już, spokojnie... Jak pokonasz tego złoczyńcę, to Adrien na pewno cię pokocha.
— Naprawdę? — spytała Biedronka. — Ale ja się go boję... On jest straszny! Nie umiem go pokonać.
Tajna Kitka odsunęła się nieco, ale położyła dłonie na ramionach Biedronki.
— Mam pewien pomysł, tylko musisz mi pomóc, sama nie dam rady.
— Jaki?
— Słyszałam, jak Kołyska mówił coś w stylu, że nauczymy się doceniać dzieci czy coś w tym rodzaju. Więc wydaje mi się, że po prostu został zraniony, dlatego, żeby go pokonać, trzeba dać mu to, czego chce! Musisz namówić Pigellę, żeby użyła na nim mocy Prezentu.
— Ale ona mnie nie słucha! Woli grać te piosenki z Lu... Serpentionem!
Tajna Kitka jednocześnie się przeraziła i uspokoiła. Z jednej strony Biedronka mogła się zapomnieć i ujawnić tożsamości bohaterów, których wybrała, ale z drugiej miała jeszcze na tyle samokontroli, by nie nazwać Serpentiona wprost Luką. To znaczy, że prawdopodobnie mogła na nią liczyć.
— Szczęśliwy Traf nam pewnie pomoże — stwierdziła. — A potem trzeba będzie znaleźć przedmiot z Akumą. To może być ta grzechotka, ale szczerze mówiąc, nie jestem pewna. Ale dobra, najpierw jedno. Możesz użyć Szczęśliwego Trafu?
Biedronka kiwnęła głową i podrzuciła Jo-jo do góry.
— Szczęśliwy Traf!
Kitka musiała po raz kolejny stwierdzić, że Biedronka z dziecięcym głosikiem mimo wszystko była nieco zabawna, a używając swojej mocy, to już szczególnie. Starała się jednak nie śmiać, żeby jej nie urazić. Skupiła uwagę na przedmiocie, który wypadł: mikrofonie.
— Co mam z nim zrobić, zaśpiewać? — zdziwiła się Biedronka. — Ja nie umiem śpiewać, zbłaźnię się!
— Wydaje mi się, że nie... Rozejrzyj się, może na coś wpadniesz!
Biedronka nieco niechętnie wyjrzała. Po chwili na jej twarzy zakwitł uśmiech.
— Wiem! Dziękuję ci, jesteś najlepsza!
Uścisnęła Kitkę, po czym wybiegła z kryjówki. Nie dostrzegła uśmiechu przyjaciółki, która po chwili się detransformowała.
— Nawet jako dziecko jest bohaterką — powiedziała, częściowo do siebie, częściowo do Trixx.
— Ale bez ciebie niewiele by zdziałała — odparło Kwami.
Alya sięgnęła do saszetki i wręczyła mu makaronik, trzymany tam na wszelki wypadek. Gdy Trixx się posilił, ponownie przemieniła się i obserwowała sytuację.
Biedronka, niezauważona przez Kołyskę, którego wyjątkowo pochłonęła wymiana ciosów z Czarnym Kotem (może on też był mentalnie dzieckiem?), podeszła do Pigelli i Serpentiona.
— O, Biedronka — ucieszył się Serpention. — Chcesz posłuchać naszego nowego kawałka?
— Będziemy sławni! — ucieszyła się Pigella.
— Za chwilę bardzo chętnie posłucham — obiecała. — I... Potem dam ci to!
Wyciągnęła przed siebie mikrofon. Pigelli oczy aż zaświeciły się z zachwytu i chciała wziąć mikrofon, ale Biedronka go odsunęła.
— Co robisz? — jęknęła Pigella. — Ja go chcę!
— Dam ci go, jeśli mi pomożesz.
— A co mam zrobić?
— Użyć swojej mocy. Na nim. — Wskazała Kołyskę.
— Zgoda!
Pigella odważnie ruszyła na spotkanie ze złoczyńcą i Biedronkę nawet to zdziwiło. Czyżby ten mikrofon aż tak ją zachęcił do pomocy? A zresztą, nieważne, ważne, że pomagała!
Bohaterka wykorzystała krótką chwilę, w której Grzechotka nie starał się jak najboleśniej zranić Czarnego Kota i zawołała:
— Prezent!
Podziałało natychmiast. Przed twarzą Kołyski pojawiła się bardzo sielska scena: dorosłych przytulających radośnie dzieci. Pochłonęła złoczyńcę bez reszty, a Pigella odwróciła się do Biedronki.
— Spisałam się, co?
— Tak! — odparła Biedronka. — Proszę, zasłużyłaś!
Wręczyła jej mikrofon, po czym zamachnęła się Jo-jo i teraz bardzo łatwo wyciągnęła Kołysce z rąk jego grzechotkę. Przełamała ją na pół, ale, ku jej zdziwieniu, z wnętrza nic nie wyleciało.
— To nie to... — przeraziła się. — To co jest tym przedmiotem?! — nieomal krzyknęła.
Dostrzegła nagle Czarnego Kota. Gdy Pigella użyła mocy Prezentu, na szczęście zorientował się, że atakowanie Kołyski to będzie zły pomysł, ale teraz najwyraźniej znudziło mu się czekanie. Pobiegł w jego stronę, ale Biedronka stanęła na jego drodze.
— Biedronka! — Czarny Kot ucieszył się na jej widok. — Widziałaś, jaki jestem super?
— Nie popisuj się! — zdenerwowała się.
Na te słowa usta Czarnego Kota wygięły się w podkówkę, ale niestety w dół. Biedronka przeczuła, że może się jej tu rozpłakać.
— Przepraszam! To znaczy... W grzechotce nie ma Akumy! A nie wiem, gdzie może być!
— Ja też nie! Ale lepiej mu przywalić!
— Nie!
Wtedy podeszła do nich Pigella. Oglądała mikrofon, nadal nim zachwycona.
— Dziękuję, Biedronko, jest cudowny! W ogóle bransoletka Kołyski też jest ładna! Taka kolorowa!
— Bransoletka? — powtórzyła Biedronka.
Przyjrzała się złoczyńcy i rzeczywiście: na lewej ręce miał bransoletkę, wyglądającą na ręcznie plecioną. Czemu wcześniej tego nie dostrzegła?
— Kocie, zniszcz ją!
— A nie lepiej go pobić?
— Proszę!
Biedronka zrobiła duże oczy, niczym Manon, gdy tylko czegoś chciała. Czarny Kot w końcu się poddał.
— No dobrze!
I doskoczył do złoczyńcy — przez fakt, że ten był pochłonięty wizją prezentu, zniszczenie bransoletki Kotaklizmem nie było niczym trudnym. I tym razem ich oczom ukazała się Akuma.
— Świetnie! — ucieszyła się Biedronka. Przejechała palcem po Jo-jo, by je otworzyć. — Pora wypędzić złe moce! — Zarzuciła Jo-jo tak, że złapało Akumę. Musiała przyznać, że to nawet było zabawne. — Mam cię! — zawołała, gdy Jo-jo powróciło grzecznie do jej dłoni. Nacisnęła jego grzbiet, a z broni wyleciał biały motylek. — Pa, pa, miły motylku!
Pozostała jeszcze jedna rzecz do załatwienia. Niestety musiała zabrać Pigelli mikrofon.
— Pigello, mogę pożyczyć twój mikrofon?
Pigella, z natury ufna, nie miała z tym problemu. Biedronka natomiast ledwo go złapała, a już podrzuciła do góry, krzycząc:
— Niezwykła Biedronka!
Jednocześnie Pigella, zrozumiawszy, co się stało, jęknęła cicho „Nie". Ale już po chwili wszystko wróciło do normy. Kołyska już nie był złoczyńcą wyglądającym jak przerośnięte niemowlę, a zwyczajnym, nawet elegancko ubranym panem w średnim wieku. A superbohaterowie byli już w swoim wieku — nie wyglądali ani nie zachowywali się jak pięciolatki. Biedronka odetchnęła z ulgą. Naprawdę wolała być zwyczajną sobą!
Nagle usłyszała kichnięcie i zorientowała się, że to Czarny Kot kichnął.
— Nie do wiary — powiedział. — Jak byłem dzieckiem, to zapomniałem kichać! A więc, chętnie dałbym ci buziaka — zwrócił się do Biedronki — ale nie chcę cię zarazić, zatem zmykam!
I jak powiedział, tak zrobił. Gdy nie mógł już tego widzieć, uśmiechnęła się delikatnie. Trochę jej brakowało normalnego Czarnego Kota, a nie tego dziecinnego, rwącego się do bezsensownej walki. A teraz, przed przemianą zwrotną, zostało jej jedno: zebrać Miracula od towarzyszy.
***
— To takie żenujące! — jęknęła Marinette. — Naprawdę się rozpłakałam, bo iluzja Adriena nie chciała mnie poślubić... Wolałabym, żeby to był sen!
— Nie martw się, nikt o tym nie wie! — uspokoiła ją Alya. — I, co najważniejsze, Adrien się o tym nie dowie.
— Tak... Nawiasem mówiąc, szkoda, że jest chory...
Na następny dzień już bowiem wiedziała, czemu nie pojawił się na sesji — zaziębił się tak poważnie, że wszystko trzeba było odwołać. Nie przyszedł również do szkoły, co Marinette bynajmniej nie ucieszyło. Czemu przeziębienie nie dopadło na przykład takiej Chloé? Jej nieobecność wszystkim wyszłaby na dobre.
No nic, nie można było mieć wszystkiego. Z tą myślą Marinette ruszyła do klasy pani Bustier na następną lekcję.
***
— Może faktycznie się myliliśmy — stwierdziła Irene Cartier.
— Tak, to prawda — potaknął Arthur. — Myliliśmy się i to na całego.
Ignace siedzący razem z nimi przy stole uśmiechnął się, choć nieco smutno.
— Dziękuję — powiedział. — Co prawda... nie chciałem, żeby wydarzyło się to w taki sposób. Przepraszam, że dałem się zmanipulować Władcy Mroku.
— Właściwie to to nawet było cenne doświadczenie — uznała Irene. — Już zapomniałam, jak to jest być dzieckiem.
— Zupełnie inny świat — zgodził się Arthur.
— Więc proszę, nie zapomnijcie. O tym, że każdy z nas był dzieckiem i potrzebował odrobiny miłości.
~~~~
A to one-shot o fanowskim złoczyńcy, opublikowany w sierpniu 2024 roku.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top