12/12/20
Byun Baekhyun
Stojąc przed domem Chanyeola potrzebowałem wziąć kilka dużych oddechów, żeby chociażby przekroczyć bramę dzielącą jego posesję od ulicy. W moich słuchawkach leciała jedna z piosenek Ikon "Don't forget " co jeszcze bardziej nasilało moją niepewność, strach. Wiedziałem, że według umowy mieliśmy ze sobą spędzić nieco czasu w drodze do domu jego mamy i cioci. Już wczorajsze pieczenie powodowało u mnie stan przedzawałowy, który wzmagał się za każdym razem kiedy czułem go tuż obok, słyszałem jego głos po tak długiej przerwie, jaka nas dzieliła.
Padał śnieg, ale nie było zbyt zimno. Mimo to moje dłonie trzęsły się w kieszeniach, do których je wsunąłem. Nie wiedziałem jak przetrwam ten czas, jednocześnie nie robią nic głupie czego oboje będziemy potem żałować. To wszystko było zbyt normalne, zupełnie jak dawniej, jakby nic się nie zmieniło.
Tak jak moje uczucia co do Chanyeola, co uświadomiłem sobie w prawdopodobnie najgorszym momencie, ponieważ nie mogłem uciec. Nie miałem gdzie się schować.
- O czym rozmyślasz? - Usłyszałem dobrze znany mi głos, który jednocześnie chciałem słuchać do końca życia i nie słyszeć nigdy więcej ze względu na to jakie nieznośne ciepło wywoływał w moim sercu.
- Ja... O niczym.
- Stoisz przed domem już kilka minut, Melody wariuje przy oknie. - Powiedział otwierając szerzej drzwi wejściowe, w których stał, aby wpuścić mnie do środka. Powoli skorzystałem z jego zaproszenia. - Jeśli potrzebujesz czasu na przemyślenia egzystencjalne to rób to w środku. Zamarzniesz na zewnątrz.
- Właściwie jest dość ciepło. Nie musisz ze mną jechać jeśli nie chcesz. Mogę pojechać autobusem.
- Nie gadaj głupot. - Zaśmiał się jedynie, zatrzaskując za nami drzwi. Kiedy spojrzał na mnie poczułem się mały i bezsilny. Jego uśmiech był zbyt promienny, zbyt czarujący, zbyt znajomy.
- Próbowałeś makaroników? - Zapytałem, ponieważ przed wyjściem specjalnie odłożyłem kilka na znaleziony talerzyk i podpisałem, że są dla Chanyeola. Resztę schowałem do dwóch opakowań z czego jedno już trafiło do rąk solenizantki. Zresztą te dla byłego chłopaka też zostawiłem dzień wcześniej, ale nie widzieliśmy się od tego czasu ze względu na moją pracę.
- Pewnie, są przepyszne. - Odparł. Widziałem, jak unosi dłoń, bezmyślnie i szybko, tak jakby chciał rozwiać moje włosy. Kiedyś często to robił. Tym razem cofnął ją w porę, zanim mnie dotknęła. - Chcesz jechać od razu czy-
- Od razu, zabiorę tylko wszystko. Mam też książkę, którą odebrałem z biblioteki po drodze.
- Wie, że przyjedziemy?
- Tak? - Zapytałem zaskoczony. Nie byłem pewny czy powinienem to zachować w tajemnicy. Chanyeol nie zdawał się przymierzać do wytłumaczenia mi pochodzenia jego pytania. W zamian uśmiechnął się i zaczął ubierać buty.
Kiedy pakowałem wszystko co zamierzałem zabrać do szmacianej torby dotarł do mnie powód.
Być może Chanyeol bał się, że jego rodzina pomyśli, że znów się spotykamy.
Na samą myśl moje policzki zapłonęły.
Żaden z nas nie chciał dawać im zgubnej nadziei. Oboje wiedzieliśmy, że jego mama nie chciała naszego rozstania, że bardzo nam kibicowała i prawdopodobnie wciąż miała nadzieję na to, że któregoś dnia oświadczymy jej, że daliśmy temu drugą szansę.
Jednak z każdą chwilą szanse były coraz mniejsze.
- Gotów? - Usłyszałem, na co przytaknąłem i wyszedłem za mężczyzną z domu. Był tak inny od małego mieszkania, które dotąd wynajmowaliśmy z Sojin i Sehunem, że czułem się w nim niepewnie.
Chanyeol zmienił samochód od ostatniego razu, kiedy w nim podróżowałem. Byłem zaskoczony, ponieważ zawsze powtarzał, że zmieni go dopiero, gdy nastanie taka konieczność. Najwyraźniej to właśnie się wydarzyło.
Był odrobinę większy i z pewnością nowszy niż poprzedni. Nigdy nie interesowałem się samochodami, więc to jedyne różnice, jakie byłem w stanie zauważyć. Czysto wizualne.
- Mama pewnie była zaskoczona, że przyjedziemy razem? - Zagadnął kiedy oboje zapięliśmy pasy, a on ruszył spod domu.
- Tak, ale bardzo się ucieszyła. - Zapewniłem zgodnie z prawdą. Rozmawiałem z jego rodzicielką podczas powrotu z pracy, aby upewnić się, że będzie w domu. Nie wyjaśniałem jej dlaczego odwiedzimy ją razem, ale po upływie czasu zauważyłem, że powinienem był to robić. Na pewno nie uznała, że wróciliśmy do siebie, ale prawdopodobnie pomyślała, że nasze relacje się poprawiły.
Z drugiej strony chyba właśnie do tego zmierzało. W końcu w ciągu tych trzech dni wymieniliśmy więcej zdań niż w ciągu ostatniego roku. I nie była to kłótnia, wyrzuty czy zażalenia, a normalne, może trochę ostrożne i niepewne, rozmowy. Pierwsze rozmowy od długie czasu.
Wszystko zdawało się być na swoim miejscu.
Dziwne uczucie.
Potrzebowałem w swoim życiu Chanyeola, abym mógł uznać je za dobrze przebiegające.
Odrobinę niepokojące.
- Z pewnością. - Odparł Chanyeol, zupełnie skupiony na drodze. - Często o tobie mówi.
- O tobie też. - Zapewniłem natychmiast.
- Bo jestem jej synem. - Zaśmiał się swobodnie. - Ale na tobie też bardzo jej zależy. Cieszę się, że mimo... Mimo tego jak wszystko się potoczyło, wciąż utrzymujecie kontakt. To dla niej ważne.
- Dla mnie też. - Wyznałem szczerze.
- Wiem. - Przyznał. Uśmiechnął się lekko, nawet na mnie nie patrząc. Temat naturalnie wygasł, ale nie spowodowało to niezręcznej ciszy.
Rozmowy z Chanyeolem były dziwne. Sama świadomość tego, że to właśnie mój były chłopak jest moim aktualnym rozmówcą była trochę ekscytująca. W końcu przez cały rok próbowałem choć odrobinę o nim zapomnieć, choć odrobinę się odkochać, tylko po to, żeby teraz być w tym miejscu, sam na sam w jego samochodzie.
Do głowy jednak przyszła mi myśl, że może i podjęte przeze mnie decyzję z tego roku były dobre, skoro na końcu doprowadziły mnie właśnie tu. Do miejsca, za którym tęskniłem, do towarzystwa, o którym marzyłem.
Życie było naprawdę zaskakujące.
Zastanawiałem się co Chanyeol myśli o tej sytuacji. Nie traktował mnie źle, ale bałem się, że wewnątrz przeżywa nasze ponowne spotkanie. On zawsze taki był, nie dzielił się wiele swoimi przemyśleniami. Nie był jednak beztroski, dlatego byłem pewny, że zawsze wszystko dokładnie analizuje.
- Dziękuję, że mnie przygarnąłeś. - Powiedziałem cicho kiedy cisza zdawała się przedłużać. - Jestem naprawdę wdzięczny, obiecuję, że nie będę tego nadużywać.
- Możesz zostać tak długo jak chcesz. - Zapewnił. Uchylił usta, zupełnie jakby chciał coś dodać, ale po chwili pokręcił głową sam do siebie i uśmiechnął się uśmiechem, który wcale nie obejmował jego oczu. Chciałem powiedzieć, że może być ze mną zupełnie szczery, jak dawniej, bo przecież tak naprawdę wcale wiele się między nami nie zmieniło.
My się nie zmieniliśmy.
Ja wciąż byłem Byun Baekhyunem słuchającym BtoB, nieporadnym w okazywaniu uczuć, uwielbiającym gorącą czekoladę, śnieg, bojącym się zmian i samotności, kochającym zwierzęta i rozmowy z bliskimi, płaczącym na komediach romantycznych i kłócącym się z Jongdae przy każdej okazji.
A on wciąż był tym samym Park Chanyeolem przygotowującym najlepszą gorącą czekoladę na całym świecie, mającym silną więź z rodziną, czasem zbyt poważnym, czasem zbyt zamartwiającym się, trochę tajemniczym, ale z ogromnym sercem, wyglądającym chłodno, mimo tego jak ciepłą miał osobowość.
Dlaczego więc mimo to coś wydawało się być inne niż dawniej?
- Ślub Minseoka i Jongdae? - Zaczął Chanyeol. Zauważyłem, że nie zostało już wiele drogi. - Będziesz? - Zapytał.
- Oczywiście.
- W takim razie dobrze, że wszystkim udało się zaoszczędzić i znaleźć czas na wyjazd. - Powiedział, na co przytaknąłem. Racja, ze względu na koreański prawo ślub był możliwy wyłącznie za granicą. Wiedzieliśmy o ich planach już od wakacji, dlatego wszyscy spędziliśmy je skromnie, oszczędzając na bilety.
- Dobrze, że Jongdae opłaca hotel.
- To na pewno pomoże. - Skomentował nie odrywając wzroku od ulicy. - Nie sądziłem, że się na to zdecydują. To trochę szalone.
- Prawda? Też nie miałem pojęcia. Minseok nawet o tym nie wspomniał, nie mam pojęcia skąd wzięli ten pomysł. Przecież mimo oświadczyn nie zamierzali brnąć w małżeństwo.
- Też się nad tym zastanawiałem. Wydaje mi się, że to był pomysł Jongdae. Mówił mi nie tak dawno o przyjacielu, który zrobił podobnie.
- W Korei przecież i tak małżeństwo nic nie zmieni.
- Ale to dla nich, Baek. Myślę, że nie chodzi im o opinię ludzi, ale chcą czuć się jak inne, heteroseksualne pary. Nigdy nie chciałeś ślubu? - Zapytał. Byliśmy ze sobą dwa lata, ale nigdy nawet nie zaczynaliśmy tego tematu. Zawsze wydawał mi się zbyt odległy, jak coś nie przeznaczonego dla nas. W końcu obaj byliśmy mężczyznami. Nasz związek nawet po tej uroczystości nie zostałby zaakceptowany.
- Nie, niespecjalnie.
- A z Dongho? - Napomknął, a jego głos lekko zadrżał.
- Tym bardziej nie. Nie zgodziłbym się nawet na oświadczyny. - Zapewniłem od razu, szybko i pewnie. Chanyeol przytaknął, a jego dłonie zacisnęły się mocniej na kierownicy. Zauważyłem, że przemierzamy już okolice, które kojarzyłem jako te przy budynku, w którym mieszkała Pani Park i Youbin.
- A moje?
- Oświadczyny?
- Zgodziłbyś się? - Zapytał, a w jego głosie wyczuć można było ciekawość, ale też odrobinę nadziei. Czułem się przez to dziwnie. Od roku nie wspomnieliśmy słowem na temat tego co dawniej nas łączyło. Czułem jakbyśmy stąpali po naprawdę kruchym lodzie. Nie byłem pewny co stałoby się, gdyby pękł.
- Tak. - Odparłem szczerze, odrobinę zawstydzony.- Jeśli byłbyś to ty to tak, zgodziłbym się.
Między nami wiele słów zostało niewypowiedzianych. Nie byłem pewny czy kontynuować ten temat i czułem, że mój były chłopak myśli o tym samym kiedy zaparkował pod znanym nam budynkiem mieszkalnym.
- Myślałem o ślubie z tobą. - Wyznał tylko. - O tym, żeby ci się oświadczyć, ale wydawało mi się, że to wciąż za wcześnie. Zwlekałem za długo? - Zapytał, ale zszokowany jego wyznaniem nie potrafiłem zareagować inaczej niż szeroko otwartymi oczami wbitymi w jego spokojną twarz. Chyba uznał to za odpowiedź, bo zerwał nasz kontakt wzrokowy i westchnął.
- Cha-
- Przepraszam, że zacząłem ten temat, to chyba nie było odpowiednie. - Powiedział odpinając pasy. Wyjął kluczyki i chwycił za klamkę. - Chodźmy już, na pewno nas wyczekują. Wziąć coś? - Pokręciłem głową i naśladując jego ruchy odpiąłem pasy. Wziąłem ze sobą torbę i wyszedłem na zewnątrz z wzrokiem wbitym w moje buty.
Co właśnie się wydarzyło?
Wyglądało na to, że spieprzyłem dużo bardziej niż sądziłem.
- Chodź, Baek, jest zimno.
Czy oświadczyny Chanyeola zmieniłyby coś?
Zmieniłyby wszystko...
Powstrzymałyby mnie przed najgorszą decyzją życia.
Gdybym tylko wtedy wiedział...
- Baek? Co jest? - Zapytał Chanyeol pojawiając się przede mną. Schylił się nawet, aby złapać ze mną kontakt wzrokowy, którego unikałem chcąc najpierw uporać się z całą tą sytuacją we własnej głowie.
- Wiatr wieje mi w oczy. - Odparłem świadom mojego szklistego spojrzenia. Park uśmiechnął się lekko, co drżąco odwzajemniłem.
- Jaki wiatr? Jest piękna pogoda. - Rzucił bardzo cicho. Tym razem wydawał się mniej smutny niż w samochodzie, podczas gdy ja sam miałem wrażenie, jakbym zatapiał się w tym samym uczuciu co rok wcześniej, które kazało mi wrócić do łóżka i schować się w nim już na zawsze, ponieważ złamane serce po kilku miesiącach znów zaczynało nieznośnie boleć.
Pomyśleć, że sądziłem, że to wszystko już za mną.
Normalnie zaśmiałbym się na jego uwagę, ale teraz nie potrafiłem.
- Chodźmy do środka. - Powiedział Chanyeol, po czym ruszył przodem. Westchnąłem podnosząc wzrok na jego sylwetkę. Obserwowałem jak powoli się oddala. Wyglądało na to, że czeka aż do niego dołączę.
Rok temu też czekał.
- To takie trudne. - Szepnąłem do siebie zaciskając mocniej dłonie na torbie, zanim w końcu ruszyłem za towarzyszem.
Wydawało mi się, że w zgiełku miasta, odgłosów dochodzących z ulicy i szczekaniu psów usłyszałem ciche, nieprzeznaczone dla moich uszu bardzo trudne.
_______________________________
Dobry wiczórrr!!!
Wiem, że ta piosenka już była, chyba w drugim sezonie, ale ostatnio tak za mną chodzi i wydaje mi się, że tekst bardzo tu pasuje... Że zdecydowałam się znów ją dodać ^^
Jak się macie? Ja kupiłam dziś prezenty dla bratanków, pierwsze moje świąteczne zakupy ;^;
Kocham was, do jutraa!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top