01/12/20

Byun Baekhyun

    Czas mija niesamowicie szybko. Wydawałoby się, że dosłownie kilka dni temu świętowaliśmy nowy rok, a prawda była taka, że już dobiegał on końca. Minęła pełna roślinności wiosna, gorące lato, melancholijna jesień i nastała zima. Mogłoby się wydawać, że każdy kolejny dzień był bliźniakiem poprzedniej doby. Każdy dzień był taki sam. Życie uciekało w pośpiechu. 

Ten rok wyglądał inaczej niż poprzednie. Nie było rodziców, nie było Dongho i nie było Chanyeola. W pewien sposób czułem się samotny, ale jednocześnie patrzyłem jak rozwija się związek Jongina i Sehuna, jak Misun wyrasta ze swoich malutkich ubranek, jak Sojin odkrywa nowe pasje, jak Minseok przemęcza się ze mną dzień po dniu mimo narzekań Jongdae. Było inaczej, ale też stabilnie. Ponoć człowiek potrzebuje jedynie miesiąca, aby przyzwyczaić się do czegoś nowego. Przyzwyczaiłem się.  

Przyzwyczaiłem się do bycia samemu, bo mimo że wokół było wiele osób, dla nikogo z nich nie byłem najważniejszy.

Przyzwyczaiłem się do tego, że nie mogłem liczyć na poranek w łóżku obok ukochanej osoby,

że nikt już nie robi mi zdjęć z ukrycia,

że nikt nie nazywa mnie pięknym,

że nikt nie odbiera mnie z pracy i nie pilnuje, abym bezpiecznie wrócił do domu,

że nikt wytrwale nie próbuje zrobić dla mnie miejsca w swoim zapracowanym harmonogramie, 

że ciepłe łóżko zmieniło się w zimną kanapę,

że w mieszkaniu brakuje pałętającej się, białej kotki,

że niektóre słowa, te które każdy pragnie słyszeć, stały się wspomnieniem.

Człowiek potrafi przyzwyczaić się do wszystkiego. 

    - Ostrożnie! To wasz pierwszy śnieg, zobaczycie go jeszcze wiele razy! - Zaśmiałem się obserwując jak dwa brązowe szczeniaki z radością reagują na zmianę pogody. Spojrzałem w kierunku Lamai, nowej wolontariuszki, która delikatnie podniosła kolejnego, trzeciego szczeniaka. Pozwoliliśmy im na analizę nowego dla nich zjawiska naturalnego, stojąc nieruchomo przed wejściem do schroniska. Brama wciąż była zamknięta, ponieważ poranna interwencja była wyjątkowo nagła i szybka. Zimą nie zdarzały się takie często. Latem było intensywniej, ludzie porzucali zwierzęta wyjeżdżając na wakacje czy zostawiali je na pełnym słońcu w samochodzie. O tej porze roku było mniej odbiorów praw opieki nad zwierzętami, ale za to ciężej było w samym schronisku, w którym nie raz było za zimno i ,zwłaszcza w początkowych fazach tej pory roku, nie było tak wielu adopcji.

- Oppa?

- Tak? - Zapytałem młodej Tajki, która powoli głaskała zwierzęta. Akcent był słyszalny w każdym jej słowie, ale nie sprawiał, że którekolwiek stawało się niezrozumiałe. 

- Wszystko będzie z nimi dobrze?

- Te trzy nie wyglądają na chore, są trochę wychudzone i ten najmniejszy ma problemy z chodzeniem, ale zdają się całkiem zdrowe. Dwójka w samochodzie z pewnością potrzebuje leczenia, ale jadzą, więc mają siłę. Najgorzej z mamą.

- Oby dała radę. - Westchnęła. Przytaknąłem, a widząc znajomą nam kobietę wybiegającą z głównego budynku, podniosłem pozostałe szczeniaki i wróciłem do samochodu. Lamai zrobiła to samo, po czym zatrzasnęła drzwi i podała mi trzeciego szczeniaka. Wjechaliśmy na teren kiedy brama została odblokowana.

- Baekhyun, przepraszam, że zadzwoniłam tak naglę, ale nikt inny nie był dostępny, a to w pobliżu twojego domu!

- W porządku, nic się nie stało. - Zapewniłem z uśmiechem. Lubiłem być potrzebny. Czułem się w ten sposób bardziej wartościowy jako człowiek. Chciałem pomagać tym, którzy tej pomocy potrzebowali. W końcu to właśnie było powodem mojej pomocy w schronisku. To miejsce nie było perfekcyjne i nieraz działy się w nim sytuacje wyciskające łzy z oczu i pozostawiające ciężar na sercu, ale uwielbiałem tu przebywać. 

- Byłeś w nocy w pracy, prawda?

- Nie mieliśmy dużego ruchu. - Powiedziałem, kiedy stanęliśmy na parkingu. Włożyłem szczeniaki do transportera i zamknąłem drzwiczki, aby nikt nie uciekł. 

- Na pewno i tak jesteś bardzo zmęczony. Zostaw raport i możesz uciekać. Jestem ci naprawdę wdzięczna.

- To nic wielkiego. - Rzuciłem podając kobiecie niewielką teczkę z dokumentami. Wskazałem jej te od policji, która musiała nam towarzyszyć przy odbiorze zwierząt, po czym pożegnałem się z kobietami i ruszyłem w drogę do mieszkania. 

Kłamstwem byłoby powiedzenie, że nie byłem zmęczony. Byłem wykończony, ale jednocześnie ogromnie usatysfakcjonowany tym, że mogłem pomóc. 

Niedługo później wsiadłem w autobus, a do domu dotarłem, kiedy na zegarze wybiła godzina dziesiąta. 

- Wujek! - Usłyszałem łagodny, dziecięcy głosik, kiedy tylko przekroczyłem drzwi malutkiego, ciasnego mieszkania. 

- Misun! - Odparłem podnosząc drobną dziewczynkę. Miała dopiero półtora roku i mogłem przysiąc, że z dnia na dzień robiła się coraz cięższa. Dopiero zaczynała mówić, wciąż nie układała pełnych zdań, ale znała już całkiem pokaźną liczbę słów, głównie nazw zwierząt czy części ciała. Dużo biegała. Była głośna, zawsze podekscytowana. 
Jej włosy Sojin utrzymywała w niedługiej fryzurze i zwykle zaplatała je w dwa kitki. Z charakteru była bardzo ciekawska i zdawała się rosnąć na indywidualistkę, ponieważ najlepiej bawiła się sama, odkrywając otaczający ją świat. Lubiła jednak poznawać nowych ludzi i zostawiona pod czyjąś opieką nie płakała, a wręcz zdawała się tym zafascynowana. Najlepszą zabawą było dla niej zbieranie liści, kamieni i obserwowanie mrówek. Była dobrym dzieckiem. 

- Baekhyun? Gdzie byłeś? - Zapytała Sojin. Ze względu na wielkość mieszkania mogłem bez problemu zobaczyć, że stoi nad garnkiem, zaś obok nieco zaspany Sehun kroi marchew. 

- Interwencja. 

- Spałeś cokolwiek?

- Może godzinę? - Zasugerowałem. Misun zaraz zaczęła się wyrywać, więc odłożyłem ją na ziemię i zdjąłem kurtkę. Tegoroczny grudzień zaczynał się niesamowicie zimno. Odczuwałem przez to ekscytację, ale i lekki niepokój. Zima była wspaniała, ale też zdawała mi się najbardziej niebezpieczna. Wieczory były zimne i ciemne, ulice śliskie. 

- Możesz położyć się u mnie. - Zaproponował Sehun, na co z wdzięcznością przystałem. Mężczyzna zawsze proponował mi swoje łóżko, jeśli tylko było wolne. Naprawdę to doceniałem. - Obudzę cię jak właściciel przyjdzie. - Dodał, kiedy po podziękowaniu zabrałem piżamę i udałem się do jego pokoju. Pośpiesznie się przebrałem. 

Pomieszczenie było naprawdę maleńkie. Łóżko dotykało biurka, bo w innym przypadku oba te przedmioty by się tu nie zmieściły. W rogu stała szafa. Wszystko wyglądało bardzo schludnie, ponieważ Sehun preferował ciemne kolory, a ściany były białe. Rzuciłem okiem na włączony laptop, na którym zatrzymany został odcinek jakiejś historycznej dramy. Lubił je oglądać, mawiał, że go to odpręża. Kiedyś się do niego przyłączyłem, ale preferowaliśmy inne gatunki. Sam wolałem romanse, najlepiej te najbardziej kiczowate. 

Rzuciłem się na jego łóżko i zamknąłem oczy. Pościel pachniała naprawdę przyjemnie. Zapach Sehuna zawsze był subtelny i uspokajający. To z pewnością przyczyniło się do tego, że zasnąłem w ciągu kilku krótkich minut. 

Sen skończył się jednak zbyt szybko, kiedy ostrożna dłoń potrząsnęła moim ramieniem.

- Baek?

- T-tak? - Rzuciłem odrobinę zachrypniętym głosem, zanim otworzyłem oczy. Miałem wrażenie, że ledwo je zamknąłem, a już musiałem wstawać. Głowa bolała mnie od niedoboru snu, choć miałem nadzieję, że po długich miesiącach w końcu przywyknie. 

- Już szesnasta. Właściciel przyszedł. - Wyjaśnił młodszy, zanim pomógł mi wyswobodzić się z pościeli. Wcale nie chciałem wstawać, ale nie miałem wyboru. Mężczyzna już kilka dni temu poprosił nas o poważną rozmowę. Przeciągnąłem się lekko i pod czujnym okiem blondyna założyłem bluzę, którą wcześniej zostawiłem na ziemi przy łóżku. Nie lubiłem pokazywać swoich ramion. Miałem na ich punkcie małe kompleksy więc lubowałem się w bluzach i swetrach.  Najlepiej tych obszernych i miękkich. 

- Dzień dobry, Panie Kim.

- Dzień dobry, Baekhyun. - Oparł mężczyzna z łagodnym uśmiechem. Stał oparty o blat w aneksie, w dłoni trzymał kubek, prawdopodobnie z herbatą. Na kanapie siedziała Sojin z Misun, która malowała coś przy niskim stoliku. Coś było najlepszym określeniem dla jej prac. 

- Mam nadzieję, że to w porządku, jeśli przejdę do rzeczy, skoro jesteśmy już wszyscy. - Powiedział. Widocznie musieli czekać tylko na mnie, nie czułem się z tym najlepiej. 

- Oczywiście. - Powiedziała Sojin. Nieco wydoroślała w ciągu ostatniego roku. Była ode mnie sześć lat młodsza, ale łatwo przejęła rolę matki naszej grupy. Myślę, że naturalnie zmieniła sposób życia kiedy urodziła dziecko. Trochę bardziej zrzędziła, ale opiekowała się nami i zapełniała rolę "kobiecej dłoni" kiedy była taka potrzeba. Pocieszała wszystkich, jeśli trzeba było, myślała racjonalnie i nie śpieszyła się dając komuś rady czy tłumacząc coś. Zaganiała nas też do jedzenia i sprzątania. Pilnowała, żeby wszystko było zrobione. 

- Ten dom nie jest przystosowany do tego, aby żyły w nim cztery osoby. - Westchnął właściciel od razu zgarniając moje zainteresowanie oraz uwagę wszystkich w pokoju. 

- Przecież dotychczas wszystko było w porządku. - Wtrącił Sehun. Zdawał się zmartwiony, ale mój zaspany umysł wciąż nie pracował na tyle sprawnie, aby wyłapać co było tego powodem.

- Sąsiedzi się skarżą. Ponoć przychodzicie nad ranem, dziecko płacze, jest za głośno. Niektórzy się was boją, poza tym tu są tylko dwa pokoje. To nie są ludzkie warunki dla trójki młodych ludzi i dziecka. Ktoś śpi na kanapie. To się ciągnie od dwóch lat. Niestety jestem zmuszony zmniejszyć ilość osób tu mieszkających. 

- Wyrzuca nas Pan? - Zapytała poruszona Sojin. Słysząc głos mamy Misun natychmiast podbiegła do niej, wyczuwając, że coś jest nie tak. Sehun zdawał się zupełnie zaskoczony. Ja byłem odrobinę zmieszany, ponieważ w końcu to ja byłem tym kimś kto śpi na kanapie. 

- To nie tak. Po prostu mieszka was tu za dużo. Każdy powinien mieć swoje łóżko.

- Panie Kim... 

- Mogę się wyprowadzić. - Oznajmiłem cicho. Nie chciałem odbierać im dachu nad głową. Sojin ledwo wiązała koniec z końcem i miała małe dziecko, a tu było naprawdę tanio. Sehun za to nie cierpiał zmian i był niewiele starszy od Sojin. Był niedoświadczony życiem. Obawiałem się, że nie poradziłby sobie zupełnie sam w nowym miejscu.  Poza tym to ja byłem tym bez własnego łóżka. 

- Nie musisz, Baek. - Powiedział młodszy mężczyzna, na co ja delikatnie pokręciłem głową.

- Myślałem o tym już wcześniej, nie martw się. - Skłamałem, ponieważ tak naprawdę nie miałem zielonego pojęcia gdzie powinienem pójść. Czułem jednak, że to najrozsądniejsze wyjście z tej sytuacji. Dzieciaki powinny zostać, a ja musiałem znaleźć dla siebie nowe miejsce. - To w porządku jeśli się wyprowadzę, a Sojin i Sehun zostaną? - Zapytałem. Właściciel zdawał się zaskoczony, ale lekko przytaknął. - Wyprowadzę się jak najszybciej będzie to możliwe. - Zapewniłem otrzymawszy jego odpowiedź. 

Mężczyzna kilka razy nas przeprosił i zapewnił, że to konieczne. Nie miałem mu tego za złe. Moi współlokatorzy zdawali się bardziej poruszeni. Mieszkaliśmy ze sobą już od tak dawna. 

Zapadła cisza, kiedy znów zostaliśmy sami. Miałem wrażenie, że mają mi nieco za złe, że wyskoczyłem z propozycją mojej wyprowadzki. Uważałem jednak, że to najlepsze wyjście z tej sytuacji. 

Ja zawsze sobie radziłem. Zarówno Sehun jak i Sojin nie potrzebowali mieć pod górkę. Bardziej martwiłem się o ich dobro niż o swoje własne. Byli dla mnie ważniejsi niż to, że będę musiał zmienić nieco swoje życie. W końcu to nie mój pierwszy raz. Wiedziałem, że jakoś sobie poradzę. 

- Przygotuję się do pracy. - Westchnąłem starając się przerwać ponurą atmosferę. W końcu mój dzień pracowniczy wciąż się nie zaczął. Musiałem iść do radia i baru. - Pomożecie mi się spakować?

- I gdzie pójdziesz? - Zapytał Sehun, na co wzruszyłem ramionami.

- Coś wymyślę.

- Jesteś tego pewny? Możemy znaleźć inny sposób.

- Dam sobie radę, Sojin, naprawdę. Nie przejmujcie się mną.

- Jak mamy się tobą nie przejmować, głupku? Jesteś naszym przyjacielem. - Mruknął Sehun, zanim jego ramiona nie objęły mojej sylwetki. Czując jego opiekuńcze dłonie cicho westchnąłem, wypuszczając z siebie wstrzymywane z niepokoju powietrze.

Lubiłem tu mieszkać, ale wszystko w końcu dobiegało końca.

Musiałem znaleźć dla siebie nowe miejsce.

_________________________________

DOBRY WIECZÓR KOCHANI!

Tak się cieszę, że znów ruszamy z tą historią! To już czwarty raz! Trochę się martwię tym, że nie mam jeszcze skończonych rozdziałów, tym bardziej, że mój dziesięcioletni laptop znów zaczyna się psuć, ale omg bardzo się cieszę, że wracamy o naszych dzieciaków ;^;

https://linkd.pl/pms7k
(link znajdziecie też na mojej tablicy, łatwiej będzie do niego przejść)

to dla was link do naszej playlisty ze wszystkimi piosenkami, które pojawiły się w poprzednich sezonach, playlista będzie aktualizowana wraz z kolejnymi rozdziałami ♥

Jak minął wam ten rok? Zdarzyło się w nim coś dobrego????

Do zobaczenia jutro <3 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top