4
Gdy Michelle drzwi swojego hotelowego pokoju, Andreas Wellinger siedział na łóżku w jednym z najbogatszych hoteli w Obesrtdorfie. Ściany jego pokoju były białe jak śnieg, a podłoga mieniła się czarnym brokatem. Pościel czysta i nieskazitelna pachniała jeszcze proszkiem do prania. Przed nim znajdowała się niewielka komoda, warta zapewne kilka tysięcy euro, przy której stała jego granatowa torba nike. Spojrzał na telefon kilkakrotnie. Wiedział, że za kilkadziesiąt minut powienien stawić się na oficjalnym treningu. Niestety poprzednia, nieprzespana noc stanowiła dla niego ogromny problem. Andreas nie nawidził trenować, gdy jego dobre samopoczucie mu nie towarzyszyło. Mimo to że uwielbiał skoki od dziecka, w momencie niedysponowania czuł się przymuszany. Zaczał nerwowo tupać nogą. Od zawsze miał podobne tiki nerwowe, o których mało kto mógł wiedzieć. Nagle pamięcią cofnął się do lat dzieciństwa, dość późnego już dzieciństwa, kiedy zaczął trenować skoki. Przed jego oczyma pojawiła się sceneria pokoju z niebieskimi ścianami i widok małej brązowowłosej dziewczynki spowodował u niego uśmiech. Oboje siedzieli u niego na łóżku, gdy on pomagał jej w lekcjach.
- Słuchaj, to zadanie naprawdę nie jest trudne - powiedział Andreas. On będąc już w drugiej klasie gimnazjalnej nie uczył się wybitnie z matematyki, ale zadania, do których przygotować się musiała jego koleżanka nie stanowiły dla niego większego problemu.
- Jak to nie jest? Tutaj masz dwa razy mnożenie- Michelle złożyła ręce. Od zawsze miała problemy z matematyką i jako dziewięcioletnia dziewczynka nie rozumiała jeszcze, że praktyka czyni mistrza. Jedynym plusem nauki u Andreasa był sam fakt, że mogła do niego przychodzić. Czasami to on odwiedzał ją, ale zauważyła, że Andreas nie przepadał za jej ojcem. Nigdy do końca się nie polubili. Pan Richard, ojciec Michelle zawsze całe życie sądził, iż Andreas jest tylko zwykłym chłopakiem z sąsiedztwa o wielkich marzeniach, które się nigdy nie spełnią. Być może dlatego, że Richard Angerer jako młodzieniec sam posiadał niespełnione ambicje jako malarz. Codziennie rano, wstawając dość wcześniej, czasem jeszcze przed wschodem słońca, malował portrety swojej byłej żony, Karli. Tęsknił za nią równie mocno, jak Michelle, ale oboje były optymistami ukrywająymi swoje uczucia. Żadne z nich nigdy nie dopuściło do tęsknoty, która towarzyszyła im niemal codziennie. Michelle do późnego wieku myślała, że jej matka po prostu nie ma pieniędzy na powrotny przyjazd do Niemiec. Po rozwodzie wyprowadziła się do Norwegii, twierdząc, że tam zarobi więcej pieniędzy i będzie mogła odwiedzać córkę. Tak naprawdę, Karla Angerer od piętnastu lat nie widziała swojej córki. Michelle dopiero w wieku piętnastu lat dowiedziała się, że Karla Angerer posiada już innego męża i dwie córki. Michelle już nigdy więcej nie nazwała ją swoją matką.
- Popatrz - wskazał palcem na jedno z przykładów - Dwa razy mnożysz to i to, i co Ci wyjdzie?
- Osiem? - dziewczynka spojrzała z nadzieją na przyjaciela.
- Niestety nie.
- Widzisz. Nic nie umiem! - Michelle trąciła książką w kąt pokoju. Od urodzenia była niecierpliwa, gdy coś jej nie wychodziło. Zaczęła lekko histeryzować.
- Ej, spokojnie. Jutro też poćwiczymy- Andreas objął Michelle.
- Jutro?
- Muszę już iść. Mam jeszcze dzisiaj trening-Andreas podniósł się i skierował w stronę drzwi. Michelle doprowadziła go do wyjścia, ale było jej przykro, że tak wcześnie musi żegnać przyjaciela. W rzeczywistości minęły cztery godziny odkąd zaczęli się uczyć, ale czas szybko mija w dobrym towarzystwie. A ona potrafiła, a co więcej, sprawiało jej to ogromną przyjemność, patrzeć na niego całymi dniami. Dostrzegała jego najmniejsze ruchy, które nie miały znaczenia. Czuła motylki w brzuchu, gdy przeczesywał włosy. Jego skromny uśmiech sprawiał, że serce zaczynało bić szybciej niż mogłaby sądzić. Odczytywała każdą emocję z jego niebieskich oczu i zawsze starała się go zrozumieć. Jako dziewięciolatka była przekonana, że tak po prostu należy. Że to po prostu zwykła przyjaźń. Dopiero później zrozumiała, że ona go po prostu kocha.
Andreas uśmiechnął się mimowolnie na myśl o wspomnieniu z Michelle. Pamiętał ściany jej niebieskiego pokoju i bałagan, który panował w każdym kącie pokoju, a także łóżko, które było niezmiernie wygodne. Wspomnienie wywołało w nim przykre emocje. Poczuł, że stracił coś, na czym zaczęło mu zależeć o wiele za późno. Wstał i podszedł do torby. Wyciągnął z niej portfel i wyjął zdjęcie. Na fotografii stały dwie postacie. On i Michelle oraz ich rodzice. Zdjęcie zostało zrobione podczas wspólnie spędzonych świąt w domu Andreasa. Siedzieli razem przy stole zajadając się smakołykami, które stały na wigilijnym stole. Jego nie interesował świąteczne ryby czy ciasta, ale osoba, Michelle. Gdy na nią spojrzał, poczuł odrazę
i wściekłość. Przez wiele lat sądził, że ona go kocha, ale on nie przywiązywał do tego większej uwagi. Imponowało mu to, że młodsza, nieszczęśliwie zakochana dziewczynka stara się o jego względy. Poniekąd udawał niedostępnego, bo przecież nie mógł być z o pięć lat młodszą dziewczynką, niedojrzałą dziewczynką. Przecież to jej wina, nie moja, pomyślał. Zależało mu na niej, ale był świadomy jej decyzji. Wielokrotnie starał się nawiązać z nią kontakt, ale nigdy nie odważył się, aby do niej napisać. Zorientował się, że zmieniła numer telefonu, gdy po którymś razie przestała dzwonić i odpisywać. Szukał jej na wszelkich portalach społecznościowych, ale posiadała tylko prywatne konta. Kilka razy nawet zamierzał nacisnąć obserwuj na Instagramie, ale każda próba kończyła się niepowodzeniem. Podarł zdjęcie.
- Hej! Andi, jesteś gotowy na trening - do jego śnieżnobiałego pokoju wszedł Stephan Leyhe. Andreas był przekonany, że zamknął drzwi. Na widok przyjaciela, Andreas speszył się. Nikt nie wiedział o jego dawnej przyjaciółce. Nie zamierzał też tego zmieniać. Uważał, że nie jest to istotne w jego teraźniejszym życiu i nie może skupiać się na przeszłości.
- Tak, tak - Andreas pośpiesznie złapał torbę.
- Co to? - Leyhe spojrzał na podłogę.
- Nic takiego. Jakieś śmieci - powiedział Andreas. Dla niego podarte zdjęcie już dawno wylądowało w koszu, gdzieś na dnie śmietnika. Tylko nie umiał przyznać tego przed sobą.
- Właśnie! Dzisiaj, ja i Schmid mieliśmy iść na piwo, ale jak zwykle ten młody szczyl się wymigał, że nie pije - zaczął Leyhe - Może chcesz iść ze mną?
- Pogadamy po treningu - Andreas złapał Stephana za ramię. Oboje wyszli z pokoju, w którym, na podłodze leżały jeszcze podarte skrawki zdjęcia.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top