2
Dziś Michelle siedziała za ladą baru i wpatrywała się w ekran telewizora. Właśnie na belce usiadł Daniel Andre Tande i przygotowywał się do skoku. Miał formę skubaniec, pomyślała. Pomywała szklanki nad zlewem, gdy właśnie do baru wszedł klient.
- Piwo proszę! - krzyknął zanim zdążył zamknąć drzwi.
Michelle doskonale znała brodatego mężczyznę, skąpo ubranego. Codziennie wieczorem przychodził tutaj na kufel piwa. Wyróżniał się w tłumie innych mężczyzn. Chętnie z nią rozmawiał, ale nie tak jak robili to inni, pijani, którzy liczyli na wyrwanie młodej studentki.
- Witam, panie Johannie - uśmiechnęła się serdecznie.
Mężczyzna spojrzał w stronę ekranu. Na belkę wsiadł ten sam niebieskooki Andreas, z którym tak nie dawno zajadała się miętową czekoladą.
-Znowu na niego patrzysz? - zapytał kręcąc przecząco głową.
Michelle zrozumiała dopiero, gdy podniosła wzrok na telewizor wiszący tuż przed nią na ścianie. Jej oczy raptownie się powiększyły, a usta otwarły się. Zawsze na jego widok reagowała tak samo. Czuła przerażenie i zarazem radość oraz dumę ze swojego dawnego przyjaciela. Teraz doskonale wiedziała czym jest kłamstwo. Kłamstwem były słowa Andresa dopóki nie poszła do liceum, a on nie wyjechał. Wyjechał gdzieś, gdzie mógł się realizować. Przynajmniej tak twierdził. Na początku pisał do niej czasami nawet kilka razy dziennie. Potem, z każdym dniem SMS'y pojawiały się rzadziej, aż w końcu, gdy pewnego dnia Michelle dorosła na tyle, aby zrozumieć, że nie jest mu do niczego potrzebna, sama przestała pisać. Była to dla niej bolesna decyzja, ale wszyscy dookoła ją o tym uświadamiali. Jej rodzice, przyjaciele wciąż powtarzali: "Został gwiazdą i sodówka uderzyła mu do głowy, nie będzie wiecznie za Tobą latał, znajdź sobie kogoś kto Cię pokocha". Do Michelle dotarło, że jedyne co może zrobić to zerwać kontakt, zanim on sam to zrobi. Z tego powodu postanowiła zmienić nawet numer telefonu, aby raz i na zawsze zrezygnować z przeszłości. Być może popełniła swój najgorszy błąd życia, a może w końcu zaczęła myśleć o sobie. Teraz nie miało to żadnego znaczenia, widocznie to musiało się kiedyś zakończyć.
- Wie pan, że lubię skoki. Nic nie poradzę, że tam jest Andreas - natychmiast skierowała wzrok w szklankę i zaczęła dalej ją polerować.
- Być może.
- Zaraz naleję panu tego piwa - odłożyła szklankę i zabrała się za nalewanie.
Johann doskonale znał sytuację Michelle. Pomimo różnicy wieku pomiędzy nimi o jakieś trzydzieści lat, dziewczyna cieszyła się, że to właśnie pan Johann stał się nie tylko stałym klientem, a nawet jej przyjacielem. Brzmi to dziwnie, aczkolwiek ich relacja należała do jak njabardziej normalnych relacji pomiędzy ludźmi. Często sobie żartowali, opowiadali nawzajem różne historie. Pan Johann nie pozostawał jej dłużny i zawsze chętnie opowiadał jej historię swojej młodości. Był niezłym casanovą, z tego co wywnioskowała Michelle. Chciał jej pokazać, że nawet jako piędziesięciolatek również ma za sobą przebojową młodość. Niestety, pech chciał, aby pomimo ironii losu, dziś został starym kawalerem. Nie przeszkadzało mu to. Czuł się spełniony pracując jako mechanik samochodowy, który codziennie ma ochotę na piwko, bądź dwa. Radował się widząc Michelle, ponieważ to mogła być jedyną osobą, która zamierza go wysłuchać. Miał świadomość, że może ona po prostu stara się być miła albo liczy na godny napiwek, bo przecież pracowała jako kelnerka i barmanka. Mimo to pragnął wierzyć, że ona naprawdę chce i lubi słuchać jego opowieści. Dlatego stała się dla niego kimś więcej.
- Miło, że pan wpadł. Szczerze mówiąc czuję się samotna nawet we własnej pracy- szepnęła, kierując wzrok na kuchnię.
- Dobrze, że masz mnie, swojego cudownego, stałego klienta. Spokojnie, mała, dziś też dostaniesz napiwek - puścił do niej oczko.
- Cóż za zaszczyt - uśmiechnęła się i wróciła do polerowanie kolejnych szklanek.
- Mam coś dla Ciebie- zaczął szperać w kieszeni swojego długiego brązowego płaszcza.
- Dostałam ostatanio od pana napiwek, nie potrzebuję wię... - gdy zobaczyła bilet zaniemówiła. Była to biała karteczka wstępu na jeden z konkursów skoków narciarskich. Podniosła go i zaczęła uważnie obserwować jakby właśnie odkryła skarb.
- To jest bilet na jutrzejszy konkurs w Oberstdorfie. Skoro tak uwielbiasz skoki to w końcu powinnaś się na nie wybrać - zaczął spokojnie - Nie dla tego dupka, ale dla siebie.
- Nie ma takiej mowy.
- Nie przyjmuję odmowy. Posłuchaj, od dziecka uwielbiasz skoki, to dlaczego nigdy nie byłaś na żadnym konkursie?
- Proszę Pana...
- Michelle, masz się świetnie bawić, ale już! Pakuj walizy i w drogę.
- Ale Andreas! - powiedziała podawając kufel wielkiego sączącego się piwa.
-Wybacz, kochaniutka, ale szansa, że go spotkasz jest znikoma - sięgnął po piwo.
Michelle od zawsze marzyła, aby pojawić na na konkursie. Gdzieś w głębi duszy chciała mimo wszystko zobaczyć Andreasa, ale to obudziłoby w niej najgorsze z uczuć, tęsknotę.
- Muszę to przemyśleć. Zaraz wrócę - skierowala się w stronę kuchni i poprosiła swoją zmienniczkę, aby ta ją zastąpiła.
A najlepiej myślało jej się przy papierosie. Niegdyś myślała, jak większość licealistów. Jeden papieros przecież nie uzależni. Gówno prawda, pomyślała. Dzisiaj, była w stanie wypalić całą paczkę dziennie. Nie raz próbowała rzucić, ale bez skutku. Rzucała się na słodycze lub zaczynała być nerwowa. Pewnego razu, pomyślała, że ludzie palą całe życie i żyją dość długo. Dlaczego ona miałyby rezygnować? Czuła się jak młody Bóg, gdyby nie to, że miała okazję stoczyć walkę sama ze sobą i zdecydować czy pojedzie na konkurs, czy też sama naleje sobie kufel piwa albo dwa i wypije podczas maratonu filmowego. Wypuszczając spokojnie dym zaczęła sobie przypominać spotkania z Andreasem. Ba! Uczucia z nim związane. Jego uśmiech, oczy i włosy. Pogrążyła się w tęsknocie i na domiar złego, nie chciała z niej rezygnować.
Następnego dnia, siedziała na peronie czekając na pociąg. Spojrzała na wielki zegar, który wybił piętnaście minut po szóstej. Pociąg spóźniał się już pięć minut. Zaczęło jej się robić zimno i czuła jak mróz przeszywał jej opuszki palców. Dreszcze przechodziły jej po plecach i marzyła, aby w końcu usiąść na dobrze wygrzanym fotelu.
- Jasna cholera, przyjeżdżaj- szepnęła. Nie zauważyła wysokiego mężczyzny, który stał tuż za nią. Zerknął tylko podejrzliwie i odsunął się o krok od niej.
Nie musiała już dłużej czekać, bo usłyszała szum kół toczących się po torach i podskoczyła z radości, ale w duchu.
- Jak na zawołanie- powiedział mężczyzna, który nadal stał tuż za nią.
- Słucham?
-Nie, nic. Pani do Oberstdorfu? Życzę powodzenia. Pociąg co roku jest zapełniony ludźmi. Wszyscy jadą zobaczyć tych wielkich skoczków.
- Nie lubi pan skoków? - zapytała.
- Nie są tak interesujące, jakby się mogło wydawać- wysoki mężczyzna wyjął z kieszeni papierosa i zapalił go.
- Być może - odwróciła się napięcie, gdy dobiegł do niej dźwięk pisku hamulca. W tym samym momencie, pociąg zatrzymał się.
- Życzę miłego dnia, proszę pani - na te słowa wyjął papierosa z ust, wydawało jej się, że chciał zabrzmieć kulturalniej.
Otworzyły się drzwi i Michelle wsiadła do pociągu. Niestety mężczyzna miał stuprocentową rację, nie było wolnych miejsc. Czeka mnie przyjeżdżka życia, pomyślała.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top