XVII. caught forgetting
Kiedy pod poduszką Ashtona zawibrował telefon, szybko wsunął pod nią dłoń i wyłączył alarm, aby nie obudził Luke'a. Delikatnie zabrał drugą rękę spod głowy blondyna i wstał. Zapalił światło na korytarzu i poszedł do pokoju swojej siostry.
- Minnie, wstawaj - powiedział, kucając przy łóżku dziewczynki.
- Nie chcę - burknęła, zakopując się pod kołdrą.
- Proszę. To ostatnie dwa dni w tym przedszkolu.
- Ashtie, a Lukey jest jeszcze w naszym domku?
- Tak, ale śpi. Musisz być cichutko, aby mógł jeszcze pospać. W nocy nie mógł zasnąć, wiesz?
*
Luke obudził się dopiero po dziewiątej, gdy coś trzasnęło w pomieszczeniu obok.
Przeciągnął się na łóżku i powoli otworzył oczy. Obok nie było szatyna, który jak się domyślał, był źródłem hałasu w kuchni.
Stanął na własne nogi i otrzepał pogniecioną koszulkę chłopaka, która nieco opinała jego ciało. Dresy Ashtona sięgały mu trochę ponad kostkę. Był zdecydowanie od niego wyższy.
Wyszedł z pomieszczenia i zauważył chłopaka, który zbierał z ziemi zbitą szklankę.
- Wszystko w porządku? - zapytał blondyn.
Irwin podniósł wzrok i posłał mu zmieszane spojrzenie.
- Tak, ale cię obudziłem - powiedział - przepraszam.
- Nie przepraszaj. I tak, już się wyspałem.
- A u ciebie?
- Co?
- Wszystko w porządku?
- Yhym - wymruczał niepewnie.
Ashton wyrzucił kawałki szkła do kosza i wrócił wzrokiem do młodszego chłopaka.
- Pewnie jesteś głodny - stwierdził.
- Właściwie, to nie - zaprzeczył, jednak Irwin go nie słuchał.
Otworzył lodówkę i wyjął ze środka kanapki. Przygotował je jakiś czas wcześniej, aby wyspany Hemmings od razu mógł zasiąść do jedzenia.
- A ja jestem, bo czekałem ze śniadaniem na ciebie. Musisz ze mną zjeść, Luke.
Blondyn skinął głową i ostatecznie usiadł przy stole.
- Ashton... Wstyd mi prosić, ale...
- Nie powinieneś się mnie wstydzić - przerwał mu.
- Ale...
- Jesteśmy przyjaciółmi, Lukey. Możesz mi wszystko powiedzieć. Nie zjem cię, chyba.
- Mógłbym u ciebie zostać przez jakiś czas?
Ashton uśmiechnął się od ucha do ucha. Cieszył się, że Hemmings mógłby być blisko niego. Byłoby mu prościej go chronić.
- Ile tylko zechcesz. Minnie będzie przeszczęśliwa - powiedział.
- Tylko... Ja...
- Hm? - Chłopak chwycił dłoń, która spoczywała na stole.
- Moje rzeczy są w mieszkaniu, a ja... Boję się po nie pójść.
- Spokojnie. Zabierzemy je razem - powiedział.
- A-ale ja nie mam kluczy.
Irwin wypuścił głośno powietrze i zaczął zastanawiać się, jak mogliby dostać się do mieszkania.
- Poza tym, Cal wychodzi z domu tylko na treningi, a ja naprawdę...
- Spokojnie - przerwał chłopakowi - nie spotkamy go. Czy poza wami, ktoś jeszcze ma klucze?
- Nasza sąsiadka - oznajmił - pani Traynor.
- Bingo - klasnął w dłonie. - O której Hood chodzi na treningi?
- Różnie - wyszeptał - nie ma wyznaczonych godzin.
- Ale trenuje codziennie?
- Tak.
Irwin od razu ułożył w głowie plan, dzięki któremu uda im się uniknąć chłopaka i bez problemu wejdą do lokalu.
- Ubieraj się. Będziemy obserwowali wasze mieszkanie - oznajmił.
- C-co?
- Kiedy wyjdzie, pójdziemy do pani Traynor. Zabierzemy klucze i zgarniemy twoje rzeczy.
Luke nie był pewien, czy to wypali, ale nie miał lepszego pomysłu. Skinął głową i zaufał swojemu przyjacielowi.
*
Spojrzał na swoje odbicie w lustrze, kiedy założył pożyczone od Irwina ubrania. Ashton widział, że są mu one za małe, ale nie miał nic większego w co mógłby wcisnąć blondyna.
- Wyglądam zabawnie - stwierdził.
Szatyn zdjął z wieszaka bluzę Michaela, która zdecydowanie pasowała na wysokiego chłopaka. Hemmings wsunął ręce w rękawy i zapiął zamek na czarnym materiale.
- Co za szczęście, że Clifford uwielbia większe od siebie ubrania. Mam nadzieję, że nie będzie ci ich podbierał, gdy już się tu przeniesiesz.
- To możliwe? - zapytał.
- Nie wiem, ale to Michael - odpowiedział, wzruszając ramionami.
Zarzucił kaptur na głowę i polecił zrobić to samo Hemmingsowi. Serce blondyna biło jak oszalałe. Bał się, że wpadną na Caluma.
*
Minnie trzymała w dłoni różdżkę, którą zaczarowała Jamiego w księcia. Chłopiec udawał, że dzięki temu jest też rycerzem i biegał po pomieszczeniu z niewidzialnym mieczem.
Amy patrzyła na chłopca z uśmiechem, jakby podobały jej się jego wygłupy. Posłała uśmiech Mikayli, która jako dobra wróżka, podeszła do dziewczynki.
- Mogę spełnić twoje życzenie - powiedziała z szerokim uśmiechem - tak jak Mikey spełnił moje urodzinowe, wiesz?
Parker spojrzała na siedmiolatkę z błyskiem w oku. Jej mama mówi, że marzenia zwykle się nie spełniają.
- Spełnił je?
- Tak. Ale to tajemnica - dodała szeptem.
- Ale super! - zawołała.
Amy wstała a Mikayla wypowiedziała magiczne zaklęcie.
- Hokus pokus jesteś księżniczką!
Brunetka wydała z siebie chichot i zawołała do Jamiego:
- Ratunku! Jestem uwięziona w wieży!
- Już biegnę królewno!
Jednak chłopiec nie spodziewał się, że zagrodzi mu drogę Josh, który zniżonym głosem bąknął:
- Najpierw musisz pokonać smoka!
Minnie jednak zainterweniowała.
- Czary mary, jesteś żabą!
Chłopiec jednak nic nie zrobił w związku z zaklęciem Mikayli.
- Jestem odporny na magię!
- Nie możesz! - oburzyła się dziewczynka.
- Zaraz spalę cię swoim ogniem!
- Ale...
Josh odwrócił się szybko i szturchnął Jamesa który nie utrzymał równowagi i się przewrócił. Upadł na domek z klocków, który budował Harry wraz z Benjaminem.
Chłopcy szybko odskoczyli od spadającego Jamesa, który zepsuł ich budowlę.
Po sali rozniósł się szloch rudawego chłopca. Zanim podeszła opiekunka, która od razu podniosła swój surowy wzrok, Josh zdążył spojrzeć na Sparklsa.
- Nie becz. Chłopaki nie płaczą.
Ale Jamiego wszystko bolało, nie mógł nie uronić żadnej łzy.
- A właśnie, że płaczą! - powiedziała dumnie Minnie - nawet Lulu płacze a on jest naprawdę już duży! Mój braciszek i Mikey też płaczą!
Josh tupnął nogą patrząc w oczy Mikayli.
- Ty też czasem powinieneś, bo zachowujesz się jakbyś nie miał serduszka!
I choć brunet miał tylko sześć lat, to wziął do siebie słowa Minnie i zaczął zastanawiać się nad tym, czy miały one sens.
*
Ciało chłopaka drżało na samą myśl, że mogą wpaść na Caluma. Ashton był z nim, ale to nie sprawiało, że czuł się o wiele pewniej.
Oboje mieli na głowach kaptury, jednak będąc szczerym, nietrudno było ich rozpoznać. Zwłaszcza Luke'a, który przez swój wzrost, nieco się wyróżniał przy Irwinie.
- Spokojnie - powiedział Ashton, chwytając dłoń blondyna. Ten podniósł wzrok i spojrzał w piwne tęczówki chłopaka.
Szatyn chciał go uspokoić, więc splótł ich palce, jakby to mogło pomóc. Znaleźli się na ulicy, w której mieszkał Luke, a z daleka można było dostrzec jego lokal.
Starszy rozejrzał się dookoła w poszukiwaniu miejsca, gdzie mogliby się schować.
- Tam są kontenery - powiedział blondyn i wskazał zaułek. - Moglibyśmy za nimi stanąć.
- Chodźmy.
Jednak nie spodziewali się, że jakieś pięćdziesiąt metrów dalej, brunet wyjdzie z kamienicy.
Nie było żadnych szans, aby chłopacy zdążyli, niezauważeni, dobiec do kontenerów. Musieli na szybko coś wymyślić.
Pomysłowością wykazał się ponownie młodszy z nich. Odwrócił się tyłem do Caluma i spojrzał przerażony w oczy Ashtona.
- Przepraszam, uważaj - ostrzegł i dość mocno popchnął chłopaka na ścianę budynku.
Irwin nie spodziewał się takiego ruchu ze strony blondyna. Nie zdążył wydać z siebie bolesnego syknięcia, bo Luke kontynuował swój szybko wymyślony plan.
Wpił się w jego usta, kładąc przedramiona po obu stronach jego głowy. Szatyn otworzył szeroko oczy ze zdziwienia, ale szybko zrozumiał, co powinien dalej robić.
Chwycił za boki materiału, z którego był zrobiony kaptur chłopaka i przyciągnął go jak najbliżej tylko mógł.
Mimo tego, że przypadkiem znaleźli się w takiej sytuacji, to Irwin był szczęśliwy. Pragnął ust Hemmingsa i rozkoszował się tym, jak chłopak zażarcie go całował.
Ręce Luke'a i naciągany przez Ashtona kaptur sprawiły, że przechodzący Hood rzucił im tylko oburzone spojrzenie. Nie rozpoznał swojego chłopaka. Nie miał jak tego zrobić, ponieważ oboje zakryli swoje twarze.
Blondyn odsunął się od Irwina, kiedy miał pewność, że Calum oddalił się na bezpieczną odległość. Trząsł się już w czasie tego nagłego pocałunku. Zrobił krok do tyłu i spojrzał na Ashtona, jakby bał się jego reakcji.
- Wow - powiedział tylko - to... Kurczę, nie pomyślałbym o tym - uśmiechnął się promiennie.
Luke nie wiedział jak zareagować. Z jednej strony, przez dynamiczność, poczuł się trochę jak Calum, ale z drugiej, skoro Ashtonowi się podobało, to i on był szczęśliwy.
Choć chłopak wiedział o tym, że ta sytuacja wyniknęła z obecności jego chłopaka, to było to dla niego nowym doświadczeniem. Jeszcze nikt, nigdy, nie pozwolił mu tak dominować. Wolałby, aby doszło do tego w innych okolicznościach, ale nie chciał też narzekać.
- Chodźmy - powiedział Ash i znów splótł ich dłonie, dodając Lukowi otuchy.
Podeszli szybkim krokiem do wejścia i jeden z nich zadzwonił pod numer mieszkania pani Traynor.
- Halo? - odezwała się kobieta.
- Dzień dobry...
- Oh Luke! - przerwała mu. - Jak miło cię słyszeć! Zapomniałeś kluczy do klatki, że dzwonisz pod mój domofon?
- Właściwie to zapomniałem wszystkich kluczy.
Staruszka już nic nie odpowiedziała, tylko otwarła drzwi. Blondyn poprosił swojego przyjaciela, aby poczekał przy jego lokum.
Hemmings zauważył, że emerytka czeka na niego z otwartymi drzwiami.
- Dzień dobry, proszę pani.
- Witaj Luke - powiedziała i podała mu w swoich chudych dłoniach klucze. - Wszystko w porządku, chłopcze?
- Mhm - pokiwał głową.
- Słyszałam jakieś trzaski. Remontujecie coś?
Luke zmarszczył brwi.
- Głośno tam było. No, ale nieważne. Muszę zrobić obiad. Miłego dnia, Luke.
- Miłego dnia, pani Traynor.
Zbiegł po schodach i wsunął klucze w dłonie Ashtona. Irwin widział, jak trzęsą się ręce chłopaka, więc bez słowa zabrał je i otworzył mieszkanie. Popchnął drzwi, a jego szczęka opadła w dół.
- O kurwa - wymsknęło się szatynowi.
Blondyn przyłożył dłonie do ust, widząc zniszczony korytarz. Postawił krok do przodu i spojrzał w rozbite lustro, na którym można było dostrzec, gdzie kilkukrotnie trafiała pięść jego chłopaka.
Po twarzy popłynęła łza. Luke miał wrażenie, że to jego wina. Nawet przez myśl mu nie przeszło, że Calum z frustracji i wyrzutów sumienia mógłby przejść po ich mieszkaniu niczym huragan.
Wszedł do salonu i zobaczył, że to pomieszczenie wyglądało równie źle, a może i gorzej.
Komoda była przewrócona, szklany stolik zbity a kanapa dziwnie przesunięta.
Pochylił się i zebrał z ziemi ramkę. Rozbite szkiełko zasłaniało misia, którego tamten wygrał dla niego podczas ubiegłego lata. Byli wtedy na festiwalu, gdzie występował między innymi ulubiony wykonawca Caluma. Wraz z przedmiotem w ręce wstał i postawił na wiszącej półce, tak, jakby nigdy nie wylądował na ziemi.
Pociągnął nosem, a Irwin tknięty instynktem, od razu do niego doskoczył. Ujął w dłonie jego twarz i otarł spływające po niej łezki.
- Będzie dobrze - powiedział bez przekonania.
Hemmingsa bolało to, ile zmian zaszło przez cały rok, albo nawet od dnia, kiedy zamieszkał z Calumem.
Wtulił się w ciało szatyna, bo teraz tylko on mógł poprawić jego samopoczucie. Chłopak objął go ramionami i zaczął uspokajająco pocierać jego plecy.
- Dziękuję, że jesteś.
- Nigdzie się nie wybieram, Lu.
*
Irwin stał przy oknie i rozmawiał przez telefon z Cliffordem. Chłopak zabrał Minnie na zakupy, o które poprosiła Karen. Tylko, że utknęli w placu zabaw z kulkami. Tak, razem. Michael, prawdopodobnie bardziej chciał tam wejść niż dziewczynka.
- Okej, tylko Michael, błagam. Pilnuj jej.
W drugim końcu salonu siedział Luke, który myślał o poprzednich dniach. Utknął w miejscu, gdzie wszystko było mu obojętne.
No może nie wszystko.
Myślał o Calumie i tym, czy był kiedykolwiek skłonny do zmian. Myślał o swoich uczuciach do Ashtona. Myślał o tym, jak mógłby zapomnieć o przedwczorajszym dniu.
Kiedy szatyn zakończył połączenie, usiadł obok zamyślonego chłopaka, który pusto wpatrywał się w ścianę.
Irwin wypuścił powietrze, chcąc zacząć temat, który ranił go od tamtego felernego wieczoru.
- Luke? - powiedział, aby chłopak zwrócił na niego swoją uwagę.
Oderwał wzrok od ściany i spojrzał w zmartwione, piwne oczy.
- Wiem, że nie powinienem pytać, Luke.
- O co?
- Mógłbyś powiedzieć mi co się stało w mieszkaniu, gdy wróciłeś z urodzin Mikayli?
Hemmings wiedział, że te pytanie w końcu padnie. Już wcześniej próbował się do niego przygotować, ale zawsze gdy o tym myślał to czuł wstyd. Musiałby powiedzieć, że Calum chciał uprawiać seks, a on, jego chłopak, nie. To wydawało mu się strasznie żenujące.
- Calum wrócił podchmielony - zaczął szeptem - co ja mówię, był schlany jak cholera.
Irwin chciał dodać mu otuchy, więc chwycił jego dłoń.
- Przegrał walkę, a mnie tam nie było - kontynuował - Calum po alkoholu nie ma barier i jakichkolwiek zahamowań. On...
Zamilkł. Nie potrafił powiedzieć mu tego prosto w oczy. Ashton splótł ze sobą ich palce.
- Był gotów mnie skrzywdzić, a ja... - załkał - ja nie chciałem z nim...
- Shhh... - przyłożył ich dłonie do swoich ust i musnął jego uspokajająco. - Nie zrobił tego prawda?
Luke pokiwał głowa.
- Uciekłem.
- Dzięki Bogu, kochanie - powiedział.
Był gotów pójść do tego skurwysyna i go zabić. Ale wiedział, że ostatnim o czym marzy blondyn to kolejna bliska osoba, gotowa do bójek.
Błękitne oczy chłopaka skierowany się na twarz Irwina. Tylko on może pomóc mi zapomnieć.
- Czy tobie to przeszkadza? - zapytał szeptem.
- Nie rozumiem.
- Że prawie.. No wiesz... Ja..
- Spokojnie, Lu.
- Brzydzisz się mną? - zapytał prosto z mostu, ponownie spuszczając swój wzrok.
- Co? Luke, nie śmiałbym. Jesteś najlepszą osobą jaką znam, jesteś dla mnie cholernie ważny. Jedynym kim się brzydzę jest twój chłopak.
- Nie nazywaj go tak.
- Co? - zdezorientowany zmarszczył brwi.
- Moim chłopakiem. Dla mnie, on już nim nie jest.
Podniósł z powrotem swoje spojrzenie i pochylił się do twarzy chłopaka, w którym był zakochany. Złożył nieco zdesperowany pocałunek pełen bólu na jego ustach. Ashton zaczął poruszać wargami, oddając to delikatne a zarazem czułe doznanie.
Dla Hemmingsa sposobem na zapomnienie o brunecie, był właśnie ten szatyn z koczkiem na czubku swojej głowy. Blondyn położył dłonie ma karku chłopaka, prosząc o więcej. Rozchylił swoje usta, pogłębiając pocałunek.
Choć Luke tak cholernie się bał, to postanowił zrobić kolejny krok. Odwrócił się i usiadł okrakiem na udach starszego. Ashton był zaskoczony tym ruchem, ale postanowił nic z tym nie robić. Jego serce bowiem skakało z radości, gdy blondyn przyznał, że nie chce, aby Hood dalej był jego chłopakiem.
Przez jego ciało przeszedł dziwny prąd, gdy lodowate dłonie Luke'a wsunęły się pod koszulkę Irwina. Jego ruchy były coraz bardziej pewne, jednak w pewnym momencie Ashton odsunął się na kilka centymetrów od blondyna, który nie zrozumiał reakcji swojego przyjaciela.
- Luke, jesteś pewien, że to co robimy jest okej? - zapytał. Nie chciał skrzywdzić chłopaka, albo robić coś wbrew jego woli.
Ręka chłopaka sięgnęła do włosów Ashtona i rozpuściła kręcone włosy.
- Jestem pewien, że liczysz się teraz tylko ty, wiec proszę, pomóż mi zapomnieć o Calumie.
Ashton skinął głowa i nie czekając zbyt długo wstał, trzymając dłońmi uda blondyna, które owinęły go w pasie. Powrócił do pocałunków, a Irwin z trudem próbował skupić się na drodze do ich wspólnej sypialni.
*
Minnie trzymała dłoń większą od swojej, stawiając niechętnie kolejne kroki.
- Mikey, możemy już iść do domu? Nie chce mi się już chodzić - zapytała, znudzona zakupami z Cliffordem.
- Właściwie, to idziemy już do samochodu.
Wyszli na ogromny parking i skierowali się do sektoru trzeciego, gdzie stał samochód Michaela i Karen. Wsiedli do auta i ruszyli w stronę zamieszkiwanego przez nich osiedla. Minęło kilkanaście minut a znaleźli się pod blokiem. Zabrali zakupy i zaczęli iść do wejścia.
Nawet nie zwrócili uwagi na taksówkę, która zatrzymała się kilkadziesiąt metrów za nimi. Wysiadł z niej zdesperowany brunet, który od samego rana szukał swojego chłopaka.
Był w jego pracy, włóczył się po osiedlach, parkach i centrum, wszędzie, gdzie mógłby być Luke. Powoli zaczynał być zły, że zniknął, ale wtedy zauważył czerwoną czuprynę jego domniemanego kochanka.
Ruszył za nimi do bloku, przysłuchując się ich rozmowie.
- Pomożesz mi rozpakować zakupy? - zapytał Michael.
- Chcę do Ashtiego i Lukiego.
- Nie chcesz mi pomóc?
- Ugh, no dobra - burknęła, a po chwili zaczęła wskakiwać po stopniach.
Hood złapał drzwi i stanął tak, aby dwójka przyjaciół go nie zauważyła. Kiedy weszli do mieszkania, wspiął się na piętro.
Spojrzał na wygrawerowane nazwisko "Irwin", które widniało na drzwiach zaraz pod numerem 24.
Nie sądził, że aż tak będzie niepewny swoich czynów. Wiedział, że jeśli zadzwoni, to jego przyjaciel będzie chciał go ukryć, więc najciszej jak potrafił nacisnął klamkę i wsunął się do mieszkania.
W środku było cicho, ale słyszał szmer. Nadstawił ucho, chcąc usłyszeć, skąd pochodzi, kiedy po mieszkaniu rozniósł się pojedynczy jęk.
I nie był on byle jaki.
Calum doskonale znał ten dźwięk, głos.
Ruszył powoli do pomieszczenia, w którym byli chłopcy. Zajrzał do jak się okazało sypialni, a jego mina zrzedła na obrazek przed jego oczami.
Szatyn składał pocałunki na każdym siniaku, który widniał na bladym ciele Luke'a. Ich dłonie były złączone, a palce splecione ze sobą.
- Jesteś idealny.
- Zasługujesz na lepsze chwile.
- Pozwól mi załagodzić twoje cierpienie.
Szeptał, gdy odsuwał się od jego skóry na milimetry.
Ashton chciał pokazać Lukowi, że z siniakami czy bez i tak dla niego jest najpiękniejszy. Chciał każdym muśnięciem dać mu poczucie, że każdy ból zadany przez bruneta, on będzie chciał załagodzić.
- Chyba sobie, kurwa, żartujecie - warknął Calum, który przyglądał się scenie z obrzydzeniem.
Oboje przesunęli wzrok na chłopaka. Do oczu Luke'a napłynęły łzy.
Podnieśli się do siadu, nie potrafiąc wyrzucić z siebie słowa. Hood postawił kilka kroków w pomieszczeniu i szarpnął ramieniem Luke'a, podnosząc go do pionu.
Ruszył do wejścia, ściskając w dłoni łokieć Hemmingsa. Ashton nie pozostał bierny i kiedy Calum otworzył drzwi, szatyn wymierzył mu siarczyste uderzenie w kość policzkową.
Hood wypchnął chłopaka w bieliźnie na klatkę schodową i odwrócił się, by jego pięść spotkała się z twarzą Irwina.
Zachwiał się, ale to nie zatrzymało go przed zadaniem ponownego uderzenia w bruneta.
Kiedy ten chciał oddać, Luke chwycił jego rękę, aby go zatrzymać.
Jednak Calum odepchnął od siebie blondyna, który niefortunnie stracił równowagę i runął w dół. Wiotkie ciało poturlało się w dół, po schodach, do samego dołu.
Kiedy zatrzymało się na płaskiej powierzchni, chłopacy wpatrywali się w niego, czekając na jakikolwiek głos lub drgnięcie.
Jednak ciało Luke'a się nie ruszało.
Ashton zbiegł w dół do nieprzytomnego chłopaka i odwrócił go na plecy.
Ze łzami w oczach spojrzał na Caluma, który zastygł.
- Na co kurwa czekasz szmato?! - krzyknął z dołu. - Dzwoń na pogotowie!
***
Dużo miłości, ponownie dla jeelon, która ze względu na moje chujowe samopoczucie, postanowiła pomóc mi z przepisywaniem rozdziału.
Ze względu jak się czuję, może być jakoś niedokładnie sprawdzony, przepraszam
Jest on cholernie chaotyczny, co mnie strasznie wkurwia. Nigdy więcej nie będę pisała rozdziału tak, jak robiłam to tym razem.
Poza tym nie wiem, czy za bardzo się nie rozpędziłam. Doszłam do wniosku, że nie ma sensu robić wielkiego przeżywania sceny Cake'a, skoro Luke już nie raz powtórzył, że nie raz niechętnie oddawał się w ramiona Caluma, jednak tym razem postanowił poprosić go, aby przestał.
Mam tylko nadzieję, że was nie zawiodłam
Miłego dnia/nocy
---
#MinnieFF
---
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top