XV. happy birthday
Dzisiejszy dzień był wyjątkowy. Jednak nie był on tak wyjątkowy dla mnie, jak dla Mikayli. Moja siostra kończyła dziś siedem lat a to oznaczało, że będziemy musieli w pewien sposób to uczcić.
Jako, że sobotę spędziłem w pracy, ten dzień miałem wolny. Cieszyłem się, że przypadł on akurat tego dnia. Minnie bowiem, jak zwykle, zapomniała o swoich urodzinach. Choć, może raczej to kwestia tego, że nie do końca zna działanie kalendarza. Była to idealna okazja, aby przygotować dla niej niewielkie przyjęcie niespodziankę.
Wszyscy zaangażowali się w organizację: Michael po zajęciach miał zabrać Mikaylę i nie pojawiać się w domu zbyt wcześnie, Karen zaproponowała, że przygotuje tort.
Natomiast kiedy Luke dowiedział się o urodzinach mojej siostry, powiedział, że mam się z nim nie kłócić, bo i tak przyjdzie pomóc mi w przygotowaniach do przyjęcia.
Nie spodziewałem się jednak, że blondyn pojawi się w drzwiach z pełnymi rękoma. Chłopak przyniósł ze sobą ogromną, pluszową Myszkę Minnie.
- Luke, czy to oszalałeś? - zapytałem, patrząc w jego błękitne oczy, w których lśniły iskierki.
- Ta kruszyna zasługuje na wszystko co najlepsze - powiedział, po czym zsunął ze swoich stóp buty. Uśmiechnąłem się pod nosem, kiedy chłopak minął mnie, aby pójść do salonu.
- Zupełnie tak jak ty - szepnąłem świadom, że chłopak mnie nie usłyszy.
Wszedłem za nim do pomieszczenia i przyglądałem się, jak odkłada pluszaka na kanapę.
- Calum nie jest zły, że przyszedłeś? - zapytałem.
- Nadal mamy ciche dni - wyjaśnił - a dzisiaj ma walkę, więc i tak nie będzie go w domu.
*
Marlee nie mogła się doczekać, aż pozna małą Minnie. Co prawda, kojarzyła ją z pracy, ale tak naprawdę nie miała nigdy okazji porozmawiać z nią lub spędzić chwilę dłuższą, niż skanowanie kodów kreskowych przy kasie. Michael opowiedział jej o dziewczynce, przez co Radley nieco się martwiła. Obawiała się, że przyjaciółka Clifforda jej nie zaakceptuje. Dlaczego miałaby ją polubić, skoro ta kradnie jej Mike'a?
Stała przed budynkiem przedszkola i skubała narożnik swojej koszulki z logiem ACDC. Nie spodziewała się, że Mikey zaprosi ją do siebie, dzięki czemu pozna też jego mamę.
Czerwonowłosy trzymał maleńką dłoń Mikayli, która opowiadała jak to Josh powiedział, że cieszy się z odejścia w najbliższym tygodniu dziewczynki z przedszkola.
Fioletowowłosa pomachała do dziewczynki, która zmarszczyła na jej widok brwi. Mike podszedł do uśmiechniętej szeroko Marlee.
- Cześć, jestem Marlee - odezwała się jako pierwsza - przyjaciółka Ashtona i Michaela. A ty nazywasz się Minnie, prawda?
- Michael jest też moim przyjacielem - burknęła - a na imię mam Mikayla.
- Okej - powiedziała zestresowana - a co powiesz, abyśmy...
- Mikey, pójdziemy na lody? - przerwała ponownie.
- Oh, lody! - Marlee chciała zwrócić na siebie jej uwagę, ale Irwin znów jej przeszkodziła.
- Do naszej ulubionej cukierni, Myszko Mickey - zaproponowała.
- Dobrze, chodźmy jeśli chcesz.
- Ona idzie z nami? - zapytała, kiedy Radley odwróciła się w gotowości do marszu.
- Tak.
- Nie odpuściłabym sobie pistacjowych lodów - powiedziała Marlee.
- Lubisz pistacjowe!? - pisnęła Mikk.
- To moje ulubione!
Rączka dziewczynki wyrwała się z ciepłej dłoni Michaela i chwyciła za tą delikatną, należącą do dziewczyny.
- Wiesz co? Mów mi jednak Minnie.
*
Ashton trzeci raz mazał napis Wszystkiego Najlepszego Minnie, który miał zawisnąć w korytarzu. Luke w tym czasie dmuchał balony, co chwila rzucając Irwinowi rozbawione spojrzenie.
W pewnym momencie Hemmings podniósł się z kanapy i ukucnął obok szatyna. Delikatnie chwycił jego dłoń, co wywołało dreszcz na skórze starszego chłopaka. Piwne tęczówki zaczęły przyglądać się nieskazitelnej twarzy blondyna.
Luke sunął po jego skórze, aż w końcu Ashton rozluźnił ucisk na ołówku. W głowie Irwina pojawiła się zaskakująca myśl, że młodszy chce spleść ze sobą ich palce. Jednak ten tylko zabrał z jego dłoni ołówek.
- Nie nadajesz się na artystę - stwierdził, a szatyn zamrugał kilkukrotnie. Chłopak zdecydowanie odpłynął w błękicie jego oczu.
Blondyn zauważył jego zdezorientowanie, ale postanowił je zignorować. Zaczął szkicować napis, z którym Ashton się zmagał. Piwne oczy podążały za smukłymi palcami, które tworzyły linie.
Irwin znów wpatrywał się w młodszego, zachwycając się jego delikatnością i płynnością ruchów. W końcu Hemmings odłożył przyrząd i klasnął w dłonie.
- Co sądzisz? - zapytał, krzyżując się ponownie z elektryzującym spojrzeniem starszego chłopaka.
- Cóż, no, ja bym tego lepiej nie zrobił - powiedział. - To jak? Dokończysz napis a ja zajmę się balonami? - zaproponował, na co blondyn chętnie skinął głową.
Irwin odwrócił fotel tak, aby mieć dobry widok na klęczącego na ziemi i pochylającego się nad papierem blondyna. Wziął do ręki niebieski balon i zaczął dmuchać w jego środek, napełniając go powietrzem.
*
Calum podskakiwał rytmicznie, zadając ciosy na czarnym, skórzanym worku. Teoretycznie nie powinien trenować w dniu walki, ale i tak nie miał nic lepszego do roboty.
- Gotowy na dziś? - zagadał Nathan, który przyglądał się mu z odległości kilku metrów.
Posłał chłopakowi uśmiech, który ten niemalże od razu odwzajemnił.
- Oczywiście - powiedział, zabierając z podłogi butelkę wody. Odkręcił ją i przyłożył do ust.
- Luke przyjdzie? - zapytał, patrząc jak brunet pije.
- Nie wiem, chyba nie - westchnął, wzruszając ramionami, kiedy odkładał napój.
- Zawsze przychodził - zauważył Clurry.
- Mamy gorszy czas.
- Myślałem, że się pogodziliście i znów są z was dwa urocze gołąbeczki.
- Bo tak było, ale jak widzisz, to też już się skończyło.
Przez twarz bruneta przebiegł grymas. Przyjaciel podszedł do niego i położył dłoń na jego umięśnionym ramieniu.
- Calum ja nie chcę się wtrącać - westchnął Nathan - ale zastanów się, czy to wszystko między wami ma jeszcze jakiś sens.
Brunet zastanawiał się nad tym i to już od dłuższego czasu. Jednak, czy jego serce miało odwagę przyjąć do swojej świadomości odpowiedź nie?
*
Kiedy Michael otrzymał wiadomość od przyjaciela, dał znak Marlee i zaproponował powrót do domu. Mikayla zgodziła się, pod warunkiem, że fioletowowłosa pójdzie z nimi.
Wskakiwała na każdy stopień z niecierpliwością, bowiem Michael sypnął się, że w mieszkaniu jest Luke. Stanęła pod drzwiami, czekając na powoli idącego Michaela wraz z Marlee. Gdy w końcu dogonili siedmiolatkę, Mikayla pociągnęła za klamkę, a drzwi przed nią ustąpiły.
Weszła na ciemny korytarz, a nagle rozbłysnęło światło i po mieszkaniu rozniosło się głośne:
- Niespodzianka!
Minnie otwarła szeroko buzię, przyglądając się wszystkim swoim bliskim. Był Ashton, Michael, Karen, Luke. Byli też James i Amy, którzy chodzili z dziewczynką do przedszkola.
- To dla mnie? - zapytała, a Michael stojący za nią, położył dłoń na jej ramieniu.
- Wszystkiego najlepszego, Minnie - powiedział, a siedmiolatka go przytuliła.
Ruszyła biegiem w rozłożone ramiona swojego brata. Wskoczyła w nie i otuliła swoimi rączkami jego szyję. Ashton podniósł ją i okręcił wokół własnej osi.
- Masz już siedem lat, Myszko. Wszystkiego najlepszego.
Irwin sprzedała mu buziaka w nos i pognała do Luke'a. Ten jednak nie sądził, że dziewczynka na niego wskoczy. Jednak bez problemu ją złapał i podniósł wysoko nad swoją głową. Jej chichot wywołał uśmiech na twarzach wszystkich tam obecnych.
Kiedy Luke miał zamiar ją odstawić, Mikayla pochyliła się nad jego uchem.
- Dzięki, że jesteś Lu - szepnęła - ale chciałabym, abyś był tutaj jako chłopak mojego braciszka, a nie przyjaciel - powiedziała, po czym poleciła mu, aby ją odstawił.
Gdy solenizantka poszła przywitać Jamiego i Amy, Luke spojrzał na rozmawiającego z Karen szatyna. Uśmiechał się szeroko, a jego loki wyjątkowo opadały na jego twarz. Irwin zwykle spinał je w kok. Hemmings uważał, że zarówno w koczku jak i w rozpuszczonych Ashton wygląda niezwykle przystojnie.
Położył swoją dłoń w miejscu serca i nieco zacisnął materiał swojej miętowej koszulki. W jego uszach rozbrzmiewały nadal słowa dziewczynki.
Czy nawet Minnie zauważyła, że Ashton nie jest mi obojętny? - pomyślał.
*
Brunet słyszał krzyki dookoła siebie, które miały na celu mu dopingować. Siedział właśnie w rogu ringu, czekając na kolejną rundę.
Calum nie spodziewał się, że Jedeese będzie tak zażartym przeciwnikiem. Wiedział, że ta walka nie będzie najprostsza, ale nie sądził, że będzie mu szło tak źle.
Miał wrażenie, że wróg z każdą minutą rośnie w siłę, a to było dla niego ogromną przeszkodą.
Kiedy stanęli w gotowości do rozpoczęcia trzeciej rundy, Hood czuł, zbliżający się jego koniec. Był już niemalże pewien, że ta walka nie zakończy się jego wygraną.
Cztery ciosy osłabiły go wystarczająco, aby wraz z piątym runął na ziemię. Obok niego od razu pojawił się sędzia, który zaczął odliczać.
- Jeden.
Hood czuł ból w prawie każdej części swojego ciała.
Tak właśnie musiał czuć się Luke, kiedy go biłem.
- Dwa.
Łapał z trudem oddech, jakby dławiąc się tlenem w swoich płucach.
Tak oddychał, gdy wyrzuciłem go za drzwi.
- Trzy.
Zacisnął powieki i pomyślał o tym, że nie może przegrać.
Ale to dzięki niemu tutaj jestem.
- Cztery.
Podparł się przedramionami na podłożu ringu.
Nie mogę go znów zawieść.
- Pięć.
Oparł głowę o rękawice.
Muszę pokazać, że nie przegrywam tak łatwo.
- Sześć.
Zgiął jedno kolano, chcąc powoli uklęknąć, a następnie spróbować się podnieść.
Nie chcę, aby pomyślał, że jednak nie potrafię nas utrzymać.
- Siedem.
Zaciskał szczękę, choć przeszkadzał mu w tym ochraniacz.
Daliśmy sobie drugą szansę, nie mogę jej zmarnować.
- Osiem.
Jego ciało zaczęło się niekontrolowanie trząść.
On wtedy uciekł ode mnie w objęcia innego, bo nie jestem dla niego wystarczająco dobry.
- Dziewięć.
Ponownie upadł.
Ale ten związek prawdopodobnie nie ma już sensu.
- Dziesięć.
Widownia wypuściła z siebie okrzyk radości, a sędzia zaraz później ogłosił wygraną Jedeesego poprzez nokaut.
Do bruneta podbiegł trener i pomógł mu wydostać się z ringu. Otarł jego spoconą twarz i podał butelkę z wodą. Calum od razu zrobił kilkanaście łyków, jednak to nic nie pomogło.
Zawiódł sam siebie i to bolało go najbardziej. Nadal był nastolatkiem a jego karta walk była w stu procentach wypełniona wygranymi. Czuł się okropnie, ponieważ rzucił się na głęboką wodę i nawalił.
*
Michael zgasił światło w salonie, aby tylko tort z zapalonymi świeczkami, który Ashton miał wnieść, oświetlał pomieszczenie. Mikayla siedziała przy stoliku, ocierając swoje dłonie z niecierpliwością.
Kiedy szatyn wszedł do pomieszczenia, a na jego dłoniach spoczywał brzoskwiniowy tort z siedmioma świeczkami, wszyscy zaczęli śpiewać. Postawił słodkość przed swoją siostrą. Mike ukucnął obok niej i kiedy piosenka zamilknęła, zabrał głos.
- Musisz pomyśleć życzenie - powiedział.
- I nikomu nie mówić - wtrąciła Karen.
- Poza mną. Wiesz... Jestem Myszką Mickey i psem Cliffordem, jestem też czarodziejem i mogę spełnić twoje życzenie, księżniczko.
- Nie jestem księżniczką! - zawołała, a wśród towarzystwa rozniósł się śmiech.
Zamknęła oczy i uśmiechnęła się, myśląc o swoim życzeniu. Kiedy otwarła oczka, wzięła głęboki wdech i zaczęła dmuchać w ogniki. Ashton starał się niezauważalnie jej pomóc, gdy Mikayli zaczęło brakować powietrza na ostatnie dwa.
Luke zapalił ponownie światło, a Karen podeszła, aby ukroić dla każdego kawałek tortu. Minnie zauważyła jak Michael zaprasza ją na stronę, więc wstała i udała się do swojego czerwonowłosego przyjaciela. Clifford podniósł ją i oparł na swoim biodrze.
- To, co sobie zażyczyłaś?
- Obiecujesz, że nikomu nie powiesz? - zapytała.
- Obiecuję.
Mikayla wzięła głęboki wdech i zastanowiła się, jak ma przedstawić swoje życzenie chłopakowi.
- Chciałabym, aby braciszek i Luke się pocałowali - powiedziała nieco zawstydzona. - Bo to sprawi, że będą szczęśliwi, prawda?
- Co?
- No! Ale wiesz. Nie tak, jak ja ci czasem daję buziaka, albo ty dajesz cioci Karen. Tylko tak wiesz. Jak na filmach - wyszeptała ostatnie zdanie do jego ucha.
Chłopak nie wiedział co ma odpowiedzieć dziewczynce. Sądził, że będzie chciała pofarbować swoje włosy, albo zamiast pójść spać, oglądać całą noc bajki, tak jak ubiegłego roku. Nie spodziewał się, że Minnie postawi tak wysoką poprzeczkę.
Ale jakim przyjacielem byłby Michael, gdyby nie podjął próby spełnienia jej życzenia?
*
Calum siedział przy barze wraz z Nathanem, który próbował pocieszyć go po przegranej walce. Jednak do Hooda nie docierały żadne słowa. Był zbyt pochłonięty swoim upadkiem.
Wypił kolejną szklankę whisky, próbując utopić w niej swoją przegraną. Jednak jedyne co na razie w niej topił to świadomość i rozsądne myślenie.
Towarzysz chciał zabronić barmanowi wydawania mu kolejnego alkoholu, ale Hood nie zachowywał się agresywnie, więc kolejna porcja trunku trafiła w jego dłonie.
- Zwolnij.
- Zapomnij - powiedział i wypił wszystko jednym haustem.
- Stracisz kontrolę.
- Zaufaj mi.
*
Stałem w kuchni, pochylając się nad zlewem. Obok mnie o blat opierał się Luke, który wycierał ręcznikiem myte przeze mnie naczynia. Rozmawialiśmy o udanym przyjęciu mojej siostry, które niedawno się zakończyło.
- Wzrok Karen, kiedy Amy usmarowała się tortem był niesamowity - powiedział - bądźmy szczerzy. Mama Michaela jest niesamowita.
- Ta... Karen jest świetna.
Do pomieszczenia wszedł Michael, który pomagał Minnie zbierać zabawki walające się po całym mieszkaniu. Clifford zdecydowanie był zmęczony. Nikt pewnie nie spodziewałby się, że czerwonowłosy punk będzie najlepszą atrakcją dla dzieci.
Padały w jego stronę pytania czy czerwony to jego naturalny kolor włosów, czy zjada metal skoro on później rośnie mu w brwi, a nawet takie czy pochodzi on z Marsa.
Opadł na krzesło i przetarł twarz dłońmi. Wraz z blondynem posłaliśmy mu pokrzepiający uśmiech.
- Wiesz już jakie było życzenie Minnie? - zapytałem, podając Hemmingsowi mokry talerz.
- Wiem, ale nie wiem, czy to w porządku, jeśli wam powiem - odpowiedział, na co zmarszczyłem brwi. Zakręciłem kurek i odwróciłem się tak, aby stać do niego przodem.
- Powiedz - poleciłem.
- No, dawaj Mike - poparł mnie Luke.
Czerwonowłosy wziął głęboki wdech i delikatnie pochylił się w naszą stronę.
- Minnie chciałaby, abyście się pocałowali - powiedział, a ja otwarłem szeroko powieki. Nie spodziewałem się tego i właściwie nawet nie wiedziałem, jak powinienem zareagować.
Blondyn obok mnie zakaszlał, krztusząc się powietrzem. On również był zaskoczony, co Clifford prawdopodobnie przeczuwał, jeszcze zanim nam oznajmił.
- Cóż, w tym roku chyba nie spełnimy jej życzenia - powiedziałem, opierając się o blat.
- Dlaczego nie? - zapytał po kilku sekundach ciszy Luke. Ja i Michael spojrzeliśmy na niego z niezrozumieniem. Przecież miał chłopaka, nie mógł, tak po prostu, całować się ze mną.
- Nie sądzę, aby to było w porządku - zauważył Clifford
- A ja sądzę, że mój związek z Calumem i tak jest nie w porządku - powiedział, po czym podniósł swój wzrok i skrzyżował go ze spojrzeniem czerwonowłosego. - Po prostu przyprowadź Minnie na te kilka sekund, tak, aby wyglądało to naturalnie.
Po wyrazie twarzy Clifforda widać było niepewność. Jednak nie zaprzeczył. Wstał i po prostu wyszedł.
Odwróciłem się w stronę Luke'a, który powoli podniósł na mnie swój wzrok. Skubał dłonią swoją koszulkę, co zdecydowanie świadczyło o jego zdenerwowaniu.
- Naprawdę chcesz to zrobić? - zapytałem, dotykając wierzchu jego dłoni.
Skinął głową, choć nadal miałem pewność, że nie jest do końca zdecydowany.
- Nie musimy, jeśli nie chcesz - powiedziałem - to tylko wymysł mojej siostry.
- Chcę - powiedział cicho i przełknął ślinę - Ja...
- Ty?
- Ja, po prostu - wpatrywał się we mnie swoimi błękitnymi niczym ocean oczami. - Weźmiesz mnie za wariata, gdy ci powiem.
- Obiecuję, że nie.
- Spędziłem z tobą świetny miesiąc, bo to tyle minęło od naszego wyjścia do klubu. I po prostu... Jakkolwiek to zabrzmi, stęskniłem się. Od kilku dni nie myślę o niczym innym niż twoje usta - mówił szybko, z każdym słowem coraz ciszej.
Uśmiechnąłem się szeroko i podniosłem swoją dłoń. Pogładziłem gładki policzek chłopaka. Zrobiłem krok w przód i połączyłem nasze usta, bo jak się okazało, nie tylko ja i Minnie tego potrzebowaliśmy.
Luke położył dłoń na mojej, która spoczywała na jego twarzy. Zaczął wykonywać powolne ruchy swoimi wargami, oddając ten delikatny pocałunek.
Zanim pod wpływem przyjemności przymrużyłem swoje oczy, zauważyłem w progu Michaela i Minnie. Chłopak trzymał swoją dużą dłoń na jej buzi, aby ta przypadkiem czegoś nie powiedziała, przerywając nam.
Kiedy nasze usta się od siebie odsunęły, a my złączyliśmy swoje czoła, dwójki przy wejściu już nie było. Uśmiechnąłem się pod nosem, odczuwając szczęście i widząc radość w oczach Luke'a.
Chciałem zrobić krok w tył, ale Luke splótł ze sobą nasze palce i pociągnął mnie w swoją stronę. Oparłem się o blat tak, że blondyn znalazł się przyciśnięty do niego, między moimi ramionami.
- Dostanę jeszcze jeden? - zapytał, uśmiechając się od ucha do ucha.
- Jeszcze tysiąc i dwa więcej - odpowiedziałem i już mniej delikatnie, ale z pełnią uczuć, wpiłem się w jego usta.
Przeniósł dłonie na mój kark, pogłębiając pocałunek. Jego ciepłe, miękkie usta ocierały się o moje a my zamykaliśmy się, jakby w bańce, w której świat poza nami nie miał najmniejszego znaczenia. Nie mogłem opanować uśmiechu, kiedy jedna z jego dłoni wplotła się w moje włosy pociągnęła za niesforne loki.
W końcu oderwaliśmy się od siebie, szczerząc się i lustrując wzajemnie swoje zaróżowione twarze.
- Chyba powinieneś wracać do domu - powiedziałem z niechęcią.
- A ty powinieneś położyć Minnie do snu - zawtórował. - Zobaczymy się jutro? - zapytał, po czym zasunął jedno z pasemek za moje ucho.
- Chciałbym.
***
Wrzucam wcześniej, ale i tak dość późno
bo o tej godzinie ponoć nawet najgorsze fanfiction jest smaczne
mam nadzieję, że was nie zawiodłam, a jeśli tak to przepraszam
zachęcam do pozostawienia za sobą czegoś pod hashtagiem na twitterze, ale oczywiście nie zmuszam ^^
Dobrej nocy lub miłego dnia!
---
#MinnieFF
---
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top