XIX. yin yang

- Jeszcze ciebie tutaj brakowało - powiedział z niechęcią.

- Mogę wejść?

Przewrócił swoimi zmęczonymi oczami, ale przesunął się w drzwiach, robiąc przejście. Kiedy gość wszedł, zamknął cicho drzwi.

- Nie sądzisz, że jest trochę zbyt późno na niezapowiedziane wizyty? - zapytał nieuprzejmie.

- Nie mam twojego numeru telefonu, nie wiem gdzie i w jakich godzinach pracujesz - wyjaśniła. - Postanowiłam, że zaczekam na ciebie przed blokiem, aż wrócisz.

Chłopak prychnął i ruszył do kuchni świadom, że kobieta idzie za nim. Oparł się o blat kuchenny, patrząc jak brunetka zasiada przy stole.

- To tak bardzo w twoim stylu, Anne.

Błękitne tęczówki skierowały się na szatyna, który skrzyżował swoje ramiona.

- Zawsze pojawiasz się w najmniej oczekiwanym momencie.

- Jest jakiś moment, w którym mogłabym być oczekiwana? - zapytała, wiedząc, jak bardzo syn jej nienawidzi.

- Każda noc, w której Mikayla budzi się z krzykiem i łzami, bo przyśnił jej się tata - chłopak niemalże wysyczał te słowa w jej kierunku.

Anne Anderson, bo takie właśnie zaczęła nosić nazwisko po ślubie z Antoinem, spuściła wzrok, co nieco zaskoczyło Ashtona. Jednak dziewiętnastolatek nie wierzył w jej skruchę. Nie po tym jak zostawiła ich po raz drugi.

- Nie rozumiem, po co tu przyszłaś - powiedział szczerze.

- Chciałam zobaczyć Mikk i ciebie - wyszeptała, nie mając odwagi skrzyżować swojego spojrzenia z tym, należącym do syna.

Młodszy parsknął śmiechem, jakby usłyszał naprawdę zabawny żart.

- Nie było cię tutaj przez ostatnie dwa lata - zauważył - ostatnio widzieliśmy się półtora roku temu na pogrzebie ojca. Przez ten czas nawet nie zapytałaś, jak radzimy sobie bez ciebie i taty. Dlatego powiem ci sam. Jest świetnie. Karen robi nam, a właściwie Minnie, za świetną matkę zastępczą.

Na twarzy matki pojawił się grymas. Nigdy nie lubiła Cliffordów. Akceptowała ich tylko ze względu na silną więź zarówno między Darylem i Adamem jak i Ashtonem i Michaelem.

- Chciałabym zobaczyć Mikaylę.

- O północy? Już dawno śpi - powiedział. - Z resztą, nawet na daną chwilę nie ma jej w mieszkaniu.

Chciała opędzić jakoś łzy, które kłębiły się w jej oczach. Widziała swoje błędy, ale niestety po czasie. Myślała, że będzie jej lepiej, jeśli zacznie swoje życie od nowa. Jednak wyrzuty sumienia zżerały ją od środka.

- Chciałabym to naprawić, Ash... - powiedziała, czując, że za chwilę nie wytrzyma.

- Ojciec przewróciłby się w grobie to słysząc - kolejne parsknięcie. Szatyn oparł swoje duże dłonie na stole, naprzeciw Anne i spojrzał na nią przeszywającym wzrokiem. - Jeżeli chcesz cokolwiek naprawić, to najpierw przestań wszystko niszczyć.

Brunetka nie wytrzymała. Odepchnęła się od stołu i wstała. Ze swojej czarnej torebki wyszperała wizytówkę i po prostu zostawiła ją na stole. Skierowała się do wyjścia, jednak kilka kroków od drzwi ponownie zabrała głos.

- Zadzwoń, jeśli zdecydujesz się dać mi trzecią szansę.

*

Minnie siedziała w salonie z Michaelem i patrzyła, jak jej brat biega po mieszkaniu i pakuje przedmioty do torby. Wiedziała, że idzie do Luke'a, ale nie rozumiała, dlaczego nie chce zabrać jej ze sobą.

- Mikey, dlaczemu musimy zostać w domu? - zapytała, patrząc na stukające o klawiaturę palce chłopaka.

- Luke jest chory, Minnie - powiedział, próbując zniechęcić dziewczynkę.

- Ale Ashton może do niego iść! - krzyknęła, wstając i tupiąc nogą.

Michael odłożył telefon, na którym zacięcie konwersował z Marlee. Wyciągnął dłoń do Minnie, jednak ta ją zignorowała. Ashton widząc tą sytuację, rzucił znaczące spojrzenie siostrze, jednak nawet ono nie zmieniło jej postawy.

- Luke spadł ze schodów - powiedział, patrząc na obrażoną siedmiolatkę - wygląda jak połamany duch, nie chcę, abyś się wystraszyła - wyjaśnił.

- Ale ja za nim tęsknię.

- Dziś powinienem dowiedzieć się, kiedy Luke wróci do domu - poinformował.

Oczy dziewczynki od razu się rozpromieniły, jednak nie chciała tego po sobie pokazać.

- Chcę iść z tobą.

- Minnie zrozum, że lepiej jeśli zostaniesz w domu.

Wrzucił koszulkę do sportowej torby i zapiął zamek. Liczył, że Mikayla odpuści, kiedy on wyjdzie z domu. Jednak nagle wstał Clifford i wygrzebał z kieszeni kluczyki.

- Podwieziemy cię, a później pojedziemy na lody? - zapytał, zerkając na siedmiolatkę.

- Nie chcę na lody. Chcę do Lu.

- Pistacjowe?

- Luke.

- Z bitą śmietaną?

- Nadal wolę zobaczyć Lulu.

Irwin wypuścił głośno powietrze. Wkurzył się, nie wiedział jak przemówić do własnej siostry.

- Trudno, Michael. Pójdę pieszo, a Minnie ani nie zje lodów, ani nie pójdzie ze mną do szpitala.

Błękitny bambosz ponownie uderzył o powierzchnię paneli.

- To może zawieziemy Asha i wrócimy tutaj? Albo pójdziemy do mnie? - zasugerował punk.

- Dobra - burknęła.

Michael okręcił kluczki na swoich palcach, dając znać, ze jest gotowy do drogi. Minnie powolnym ruchem wsunęła swoje botki, w czasie gdy szatyn wiązał swoje trampki.

Zarzucił sportową torbę na swoje ramię i wyszedł z mieszkania, przytrzymując siostrze oraz przyjacielowi drzwi. Zamknął je na klucz i zszedł z góry, aby po chwili wpakować się do samochodu. Zerknął, czy jego siostra, aby na pewno zapięła pasy, w czasie gdy Michael odpalił wóz i ruszył w kierunku szpitala.

W głowie Mikayli roiło się od pomysłów. Tęskniła za Lukiem, zwłaszcza teraz, gdy chłopak z nimi zaczął mieszkać. Musiała na własne oczy zobaczyć, że Luke żyje i za kilka dni wróci do ich domu.

Bo Mikayla uważała swój dom także za dom Hemmingsa.

Michael zaparkował obok szpitala, jednak nim zdążył zgasić silnik, mała Irwin odpięła swój pas i wybiegła z wozu.

Jej brat, choć miał dobry refleks, zdał sobie sprawę z zachowania siostry, kilka setnych sekundy za późno.

Wyskoczył, bez słowa do Clifforda, z auta i zaczął biec Jego wzrok nie zakodował nigdzie, uciekającej między samochodami siedmiolatki.

Nagle po parkingu rozniósł się głośny pisk opon, sprawiając, że serce Ashtona zdecydowanie przyśpieszyło.

*

Calum wziął się w końcu za sprzątanie zniszczonego mieszkania. Worki ze śmieciami były wypełnione takim przedmiotami jak zbite lustro, czy ramka ze zdjęciem Luke'a, z którą naprawdę miał problem się rozstać.

Podjął decyzję. Miał wrażenie, że pierwszą dojrzałą w swoim życiu.

Postawił ostatni worek przy drzwiach, a następnie ruszył do piwnicy, skąd zabrał puste, poskładane kartony. Kiedy wrócił z nimi do mieszkania, zaczął układać w nich ubrania , których nie wziął jeszcze ze sobą Hemmings.

Wszystkie buty, książki, płyty, zdjęcia czy inne rzeczy osobiste zajęły mu jakieś dwanaście pudeł. Na koniec oparł o nie drewnianą gitarę, na której blondyn nieraz brzdękał.

Brunet lubił, gdy kiedyś Luke zabierał go wieczorem na plażę, gdzie grał wolne piosenki i śpiewał je wraz ze swoim chłopakiem.

Był to jeszcze czas, kiedy nie mieszkali razem, a ich rodziny myślały, że są w stu procentach hetero najlepszymi przyjaciółmi

Uśmiechnął się na wspomnienie, gdy jakaś złośliwa dziewczynka nasypała mu piasku w gitarę. Pamiętał jak był zdezorientowany, kiedy to podniósł nienaturalnie ciężki przedmiot.

Ostatecznie, po zakończeniu pakowania, wyszedł z domu i wsiadł do autobusu, który jechał trasą w kierunku opery.

Zajął miejsce przy oknie, o które oparł swoją bolącą głowę. Wysiadł z pojazdu dopiero po czterech lub pięciu przystankach.

Spojrzał na nowoczesne osiedle i wypuścił głośno z płuc. Jego nogi drżały, kiedy szedł do budynku, a palce niemalże nie trafiły w numer mieszkania, gdy wystukiwał go na domofonie.

Osoba, która odebrała, nie powiedziała niczego, po prostu wpuściła chłopaka.

Zapukał do drzwi, a po chwili przed jego twarzą pojawiła się blondynka z szerokim uśmiechem. Jednak wyraz ten zmienił się o sto osiemdziesiąt stopni na widok swojego brata.

- Calum?

- Spierdoliłem, Mali. Znowu wszystko zniszczyłem.

*

Ashton od razu ruszył do centrum hałasu.

Zobaczył swoją siostrę pośrodku drogi, więc podbiegł, uklęknął przed nią i zgarnął w swoje ramiona. Przerażona dziewczynka zaczęła płakać, jednak drżące ciało szatyna i mocno bijące serce nie pomagało jej się uspokoić, a tylko potęgowało jej szloch. Wtuliła się w niego, a on ze strachem podniósł ją w górę.

Z niebieskiej mazdy wyszedł mężczyzna w garniturze, który zaczął przyglądać się scenie.

- Minnie, ile razy mam powtarzać, abyś nie uciekała braciszkowi? - zapytał łamiącym się głosem.

Obok pojawił się również Michael, który przetarł czoło, wpinając swoją dłoń między czerwone kosmyki włosów.

- N-nic j-jej n-nie j-jest? - zapytał Clifford.

Ash pokiwał głową.

- Bardzo przepraszam - powiedział Irwin do przysiwiałego mężczyzny - Mikayla czasem jest nie do upilnowania - wyjaśnił - cholera, jak dobrze, że jesteś cała.

Kierowca podszedł bliżej i położył dłoń na ramieniu chłopaka.

- Też mam taką córkę - powiedział - cieszmy się, że nic się nie stało, bo mogłoby dojść do tragedii.

Ashton nawet nie potrafił sobie wyobrazić, co by było, gdyby ostatnia osoba z jego rodziny go zostawiła.

*

Minnie chowała się za nogami swojego brata, od kiedy tylko weszli do szpitala. Minęło bowiem kilkanaście, a może nawet kilkadziesiąt minut nim dziewczynka przestała płakać. Ashton nie miał serca z lodu. Powiedział Michaelowi, aby odjechał sam, a on jednak pójdzie do Luke'a z siostrą. Wiedział, że to nie jest najlepszy pomysł, ale zarówno on jak i jego siostra byli zbyt przestraszeni wizją utraty siebie, aby teraz się odłączyć.

Stawiali kolejne kroki, aż doszli do sali z numerem 15, gdzie leżał połamany chłopak. Ash zapytał pielęgniarkę, czy ktoś jest u blondyna, a kiedy miał pewność, że Caluma nie ma nigdzie w jego zasięgu, zapukał.

Wsunął głowę do pomieszczenia, w którym chłopak leżał na boku, patrząc na białe, uchylone drzwi. Uśmiechnął się do szatyna, a ten od razu to odwzajemnił. Ashton położył dłoń na ramieniu dziewczynki, zachęcając ją do wejścia.

- Nie bój się - powiedział Irwin, sprawiając, że siedmiolatka postawiła krok, przekraczając tym samym próg sali.

Luke poszerzył swój uśmiech na widok Mikayli i nieco podniósł się na niewygodnym łóżku.

Minnie teraz zrozumiała, dlaczego brat nie chciał pozwolić jej przyjść. Blondyn był jeszcze bledszy niż zwykle, a kosmyki jego złocistych włosów niedbale opadały na czoło, które owinięte było opatrunkiem. Miał unieruchomiony bark, który próbował zakryć białą pościelą.

Wystraszyła się trochę chłopaka, ale chciała to przezwyciężyć. Przecież to tylko Lulu - pomyślała. Podeszła bliżej i wzięła w rączkę chłodną dłoń Hemmingsa. Luke zacisnął delikatnie palce na jej ciepłej skórze.

- Wyglądasz jak Duszek Casper - powiedziała, a Ashton z dezaprobatą pokiwał głową.

- A ty wyglądasz na smutną - zauważył - płakałaś, prawda?

Ashton dostawił plastikowe krzesło obok blondyna i usiadł. Wsunął sportową torbę pod łóżko, aby wstając, Luke się nie potknął.

- Trochę - westchnęła - tęskniłam za tobą, wiesz?

- Ja też, zdążyłem się za wami stęsknić - powiedział szczerze.

- Mogę cię przytulić? - zapytała, patrząc prosto w błękitne oczy.

- Wskakuj - powiedział.

Po chwili Mikayla usiadła na sterylnym materacu. Luke odsunął kołdrę, zapraszając ją obok siebie. Zrzuciła swoje botki i wtuliła się w bok połamanego chłopaka. Blondyn położył dłoń na jej plecach, delikatnie odwzajemniając uścisk.

- Szybko się przywiązałaś do Luke'a - powiedział Ashton, z niewielką nutką zazdrości w głosie.

- Jak miałam tego nie zrobić, skoro jesteś przy nim taki szczęśliwy?

*

Michael nie wiedział, czy robi dobrze, ale skoro Minnie poszła z Ashtonem, to postanowił odwiedzić Marlee. Zaparkował samochód na podjeździe przy karmelowym domku. Wyszedł z auta i ruszył do drzwi. Zadzwonił dzwonkiem, a później szybko wygładził swoją koszulkę.

Nagle w progu stanął postawny mężczyzna, co sprawiło, że Clifford przełknął głośno ślinę.

- Dzień dobry, jest Marlee? - zapytał, próbując ukryć swoje zdenerwowanie.

- Wejdź - powiedział poważnie i przepuścił go w drzwiach - Marlee, do ciebie!

Dziewczyna po chwili zbiegła po schodach, zdziwiona patrząc na chłopaka w czerwonych włosach. Złożyła szybkiego buziaka na jego policzku, przez co Michael szeroko się uśmiechnął.

- Nie mówiłeś, że wpadniesz - zauważyła, spoglądając na swoje rozciągnięte dresy. Zdecydowanie nie przygotowała się na odwiedziny.

- To była szybka decyzja. Mam nadzieję, że nie przeszkadzam...

- Nie, no coś ty! Tato - skierowała swój wzrok na bruneta - to Michael, mój przyjaciel.

- Przyjaciel? - dopytał, mierząc chłopaka wzrokiem.

- Tato...

- Oh, no dobrze, Marlee. Jesteś dorosła, a zachowujesz się jak piętnastolatka. Już sobie idę, no - powiedział zabawnym głosem, przez co Clifford się uśmiechnął.

Jednak, kiedy mężczyzna zaczął odchodzić i za plecami córki pokazał, że go obserwuje, zląkł się.

- Nie zwracaj na niego uwagi, jest specyficzny.

- Słyszałem! - krzyknął z salonu.

Marlee przewróciła oczami i bez zastanowienie chwyciła rękaw jeansowej kurtki Clifforda i pociągnęła go za sobą w stronę schodów. Wciągnęła go do swojego zielonego pokoju.

- Zaczęłam oglądać Teen Wolf, tak jak mi poleciłeś - powiedziała - jestem w połowie drugiego odcinka. Masz ochotę się przyłączyć?

- I to wielką - odpowiedział, siadając na czerwonym kocu w białe kropki.

*

Zrobił się wieczór, nim Michael wyszedł z domu Radley i skierował się ponownie do szpitala. Kiedy jednak znalazł się w klinice i otworzył drzwi odpowiedniej sali, zauważył śpiącą Minnie, która wtulała się w klatkę piersiową blondyna.

Miał ochotę wypuścić ze swoich ust głośne "aww", widząc, że Luke przez sen opiera swój policzek o głowę siedmiolatki. Ashton, siedzący obok, kiwnął mu głową na powitanie.

- Długo tak śpią? - zapytał czerwonowłosy.

- Nie. Są tak słodcy, że nie planowałem ich, nawet po kilku godzinach, budzić.

- Niech śpią. Minnie uspokoiła się?

- Tak. W pierwszym momencie wystraszyła się Luke'a, ale kiedy zaczął z nią rozmawiać, wrócił jej humor. Chyba naprawdę za nim tęskniła.

- Wiesz, myślę, że Luke ma szansę wygryźć mnie z miejsca najlepszego przyjaciela.

- A co ze mną? - zaśmiał się szatyn, na co Clifford tylko prychnął.

- Też masz Luke'a.

- A ty kręcisz z Marlee.

Czerwonowłosy uśmiechnął się pod nosem. Luke poruszył się na swoim łóżku, gdy Michael nieostrożnie postawił plastikowe krzesło obok. Otworzył swoje oczy i zdał sobie sprawę, że zasnął.

- Przepraszam - powiedział, podtrzymując leżącą na nim Mikaylę - nawet nie wiem kiedy odpłynąłem.

- Daj spokój, Luke. - Ashton machnął ręką. - Bardzo dobrze, że odpoczywasz.

- Um, właściwie - zaczął Michael - czy pojawił się u ciebie Calum? - zapytał.

- Nie - odpowiedział krótko - chyba, że rano, zanim przyszliście, a ja wtedy spałem. Choć nie sądzę, aby tak było.

- W sumie to dobrze - stwierdził czerwonowłosy - po co miałby dodawać ci nerwów.

- Oh, kiedy spałeś, rozmawiałem z lekarzem - oznajmił Irwin. - Jeśli twój stan się nie pogorszy, to w piątek wrócisz do domu.

- Do naszego domu, Lu - wyszeptała Mikayla, która od kilku chwil przysłuchiwała się wymianie zdań.

Wtuliła się mocniej w blondyna, który uśmiechnął się szeroko, chcąc zatuszować cisnące mu się do oczu łzy wzruszenia.

*

Zamknąłem drzwi do mieszkania, kiedy Minnie i Michael przeszli przez próg. Zdjęli buty i po chwili rozłożyli się na kanapie w salonie. Spojrzałem na leżącą na komodzie wizytówkę i wypuściłem głośno powietrze.

Mike spojrzał na mnie i zmierzył swoim wzrokiem. Wiedział, że coś mnie dręczy, ale nie wiedział jeszcze co.

- Co jest? - zapytał, po czym wstał, aby zobaczyć, co tak bardzo przykuło moją uwagę.

Chwycił wizytówkę między palcami i podniósł ją na wysokość swoich oczu. Uniósł brwi.

- Anne Anderson? - przeczytał - Telefon kontaktowy? Skąd to masz? Po co ci jej numer?

- Była tu wczoraj - westchnąłem - no i zostawiła.

- Po co tu przylazła? Kiedy? Przecież cały wieczór spędziliśmy w szpitalu.

- Przyszła, gdy wróciłem - odpowiedziałem półszeptem, licząc, że Minnie nie zainteresuje się naszą rozmową.

Wolałem, aby dziewczynka nie słuchała o swojej matce. Nie chciałem, aby pamiętała o osobie, która przysporzyła nam wielu cierpień. Początkowo zostawiła siedmioletniego mnie z ojcem po to, aby po kilku latach wrócić i spróbować żyć w rodzinie. Jednak i to jej nie wyszło, bo dwa lata po urodzeniu Mikayli, ponownie rozpłynęła się w powietrzu.

Nienawidziłem tego, jak nasz ojciec wybaczał jej wszystko, bez większego zastanowienia. Kochał ją, ale ona prawdopodobnie jego nie, skoro skłonna była ranić go bez oporu.

- Czego chciała? - zapytał dość wrogo Michael.

- Zobaczyć mnie i Minnie - westchnąłem - nic nie mów. To absurdalne, wiem.

Zabrałem z jego rąk prostokątny kawałek papieru i bez zahamowań, po prostu przedarłem na pół. Nie zamierzałem się z nią kontaktować. Bowiem przyniosła do mojego życia zbyt wiele smutków, abym teraz pozwolił, te same uczucia wprowadzać w życie swojej jedynej siostry.

- Muszę wam coś powiedzieć - oznajmił Michael, na szczęście zakańczając temat dotyczący mojej matki.

Usiadłem na fotelu, nie odrywając wzroku od wracającego na kanapę Clifforda. Mikk położyła dwoje nogi na udach czerwonowłosego, na co przewróciłem oczami.

- Byłem u Marlee - powiedział.

- No i? - popędzała znudzona siedmiolatka.

- No i... - zaczął, po czym pociągnął Mikaylę za kostki tak, że usiadła na jego kolanach. - No i wychodzi na to, że mam dziewczynę.

Otwarłem szeroko oczy i uśmiechnąłem się do chłopaka. Chciałem mu pogratulować, ale zatrzymał mnie wyraz twarzy mojej siostry. Wcale nie wyrażał radości. Nagle wstała, schodząc z nóg Michaela.

- Minnie? - powiedziałem.

- To jak? - zapytała. - Teraz będę sama, prawda?

- Co?

- Ashton ma Lukeya, Lulu ma Ashtiego. Marlee ma Michaela, Mikey ma Marlusię, a ja już nie mam swojego własnego przyjaciela.

- Masz... Um... Jamesa? - powiedziałem niepewnie, gdyż nie do końca rozumiałem co moja siostra ma na myśli

- Jamie jest dobrym kolegą do zabawy. Ja wolę was, bo z wami można pogadać, wiecie? Dlaczego muszę być taka mała? - zapłakała.

-Ej, Minnie - Michael pociągnął dziewczynkę na kanapę, na którą przeniosłem się również ja - jesteś przyjaciółką dla każdego z nas.

- Ale jestem od was dużo młodsza.

- Dlaczego wiek miałby ograniczać naszą przyjaźń? - zapytał Michael.

- Bo wy jesteście starzy a ja nie - kontynuowała.

- To nie ma znaczenia. Jesteś jak Yin dla naszego Yang.

***

Sorki, że przynudnawy i za jakieś możliwe błędy. Publikuję o pierwszej w nocy, liczę na waszą wyrozumiałość.

Mam wrażenie, że robię z tego ff jakąś książkową(?) telenowelę :/


Zapraszam do tweetowania pod hashtagiem na twitterze!


Miłego dnia/Dobrej nocy!


---

#MinnieFF

---

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top