XII. if you lose, you'll dye your hair
Emocje w Cliffordzie gotowały się. Nie dość, że pierwszy raz od dawna był na randce, cudownej randce do momentu pojawienia się Hooda, to zaczął padać deszcz. Ulewa sprawiła, że czarne ubrania przylepiły się do jego niewysportowanego ciała.
Miał dość tego dnia, jedyne na co miał ochotę to zamówić pizzę i włączyć playstation. Najpierw jednak, zamierzał pójść do Irwina i wyjaśnić z Hemmingsem naskok jego chłopaka.
Kiedy w ciepłym swetrze i dresach wyszedł z mieszkania, przejechał jeszcze raz po bolącej części twarzy, zahaczając o plaster, przyklejony przez Karen. Kobieta wystraszyła się, widząc ranę na kości policzkowej swojego syna, jednak ufała mu, kiedy powiedział, że to nieporozumienie i ma zamiar jak najszybciej je wyjaśnić.
Nacisnął klamkę mieszkania naprzeciw, a gromki śmiech Mikayli od razu dotarł do jego uszu.
- Mikey! - zawołała dziewczynka, kiedy wszedł do salonu. Wskoczyła w jego ramiona, a Clifford podniósł ją i zrobił, tak zwany samolot. Gdy spojrzał na chłopaków, uśmiechnął się delikatnie.
Luke chyba miał być królową, zważając na koronę, która spoczywała na jego złocistych włosach. Koronę miał też Ashton, jednak ta Hemmingsa bardziej przypominała diadem.
- Chciałbym z wami porozmawiać - powiedział spokojnie.
Irwin, jak zwykle, był pod wrażeniem stoicyzmu Michaela. Za czasów liceum, Mike był nieznośnym dzieciakiem. Lubił pić, imprezować i grać na elektryku, którego dostał pewnego roku na święta. Jednak śmierć Daryla skutecznie go wyciszyła. Zaczął więcej robić, niż myśleć. Zaczął planować przyszłość, zamiast żyć marzeniami.
- Co ci się stało? - zapytał Ash, widząc opatrunek na twarzy swojego najlepszego przyjaciela.
- To ja powinienem was o to zapytać - rzucił dość wrogo, na co Irwin zmarszczył brwi.
Luke spuścił swój wzrok na zielone skarpety. Jego dłonie zaczęły się niekontrolowanie trząść. Wiedział, że to jego wina. Nie mógł kłamać, czy udawać, że nie wie o niczym, o czym mówił Mike. Niebieskowłosy mu pomógł. Hemmings musiał być fair i w końcu zacząć zachowywać się dojrzale.
- To moja wina - powiedział cicho. Powoli zsunął diadem ze swojej głowy i wstał. Podniósł wzrok i niepewnie, z wielkim żalem, spojrzał w przeszywające go spojrzenie Michaela. Chyba wolał, aby ten po prostu go skopał, niż patrzył na niego tak, jak właśnie to robił.
- Domyślam się, stary - odpowiedział dość oschle - ale dlaczego?
- Nie rozumiem - wtrącił szatyn.
- Byłem na randce z Marlee - zaczął chłopak - już miałem odprowadzić ją do domu, kiedy w parku doskoczył do mnie Hood.
Piwne oczy wbiły się w jeszcze bledsz, niż zazwyczaj, twarz Luke'a.
- Powiedziałem mu, że to Michael zrobił mi tą malinkę. Nie wiem, czym się wtedy kierowałem. Chyba liczyłem, że Cal cię nie zna lub nie pamięta. Wiedziałem, że gdybym powiedział, że to Ashton to zabiłby i mnie, i jego. Przepraszam, Michael - powiedział szczerze - nie myślałem o konsekwencjach. Nigdy nie powinienem był tego robić.
Miał wyrzuty sumienia. Nie chciał, aby Clifford go skreślił.
- Nie mam zamiaru powiedzieć, że nic się nie stało, bo się stało, Luke. Mogłeś mnie chociaż ostrzec. Na początku byłem wkurwiony, ale w sumie dobrze, że podszedłeś do tego na spokojnie, a nie skłamałeś lub zacząłeś się kłócić. Ashton by tak zrobił.
- Nieprawda - próbował się obronić, rzucając przy tym gniewne spojrzenie.
- Znam cię całe swoje życie, stary.
- To nie jest uzasadnienie.
- Jakby się zastanowić... Szkoda tylko Marlee, która myśli, że poszła na randkę z gejem.
- Żartujesz?
- O Boże... - Dłoń blondyna powędrowała do jego ust. Marlee była świetną dziewczyną, a on rozwalił ich randkę - Przepraszam, Michael.
- Luz, stary. Może powinienem przerzucić się na facetów?
- Polecam - rzucił Ash.
- Ja też - zawtórowała mu Minnie, a wszyscy wybuchnęli śmiechem.
*
Calum podskakiwał na ringu, co jakiś czas zadając ciosy. Nie pozwalał, aby Jorge doskoczył do niego choć na moment. Krew w jego żyłach wrzała. Kiedy w końcu brunet z niebieskimi oczyma zbliżył się do Hooda i chciał go uderzyć, przeciwnik wykonał szybki unik i trafił Jorge'a tak mocno, że ten wylądował na ziemi.
- Hood! - wrzasnął trener, przeciskając się między barierkami ringu.
Nathan pochwycił nadgarstki mulata, który po raz kolejny był gotów zaatakować kolegę z klubu. Wykręcił jego rękę, unieruchamiając go.
Trener pomógł Jorgowi usiąść, ponieważ ten z trudem łapał oddech.
- Co to miało być?! - wykrzyknął - Nie dałem cię Jorgowi, abyś go okaleczył! Miałeś z nim ćwiczyć, Hood! On jest w klubie połowę, tego czasu, co ty!
Ale Calum musiał się wyżyć. Dręczyło go wszystko. Bolał go widok Luke'a, który na swoim ciele miał obce ślady. Cierpiał, wiedząc, że jego związek się sypie. Myślał, że uczucie między nimi gaśnie, ale w rzeczywistości, to było jak kopniak prosto w serce. Gdyby go nie kochał, nie cierpiałby.
Wyszedł z hali i usiadł na ławce w szatni. Przetarł swoją twarz drżącymi dłońmi. Jego powieki zaciskały się, a palce ciągnęły za końcówki brązowych włosów.
Nie wiedział, co się z nim działo. Zawsze wyżywał się na swoim chłopaku, a teraz padło na Jorge'a.
Mogłem go okaleczyć, mogłem go zabić, mogłem go skrzywdzić - dudniło w jego głowie jak echo. Nie chciał krzywdzić Luke'a, a przecież to robił.
Reagował agresywnie.
Ranił go.
Gdyby nie zachowywał się jak tyran, Luke nigdy by go nie zdradził. Ale to zrobił, bo Hood zachowywał się, jakby go nie kochał.
Dotarło to do niego, ale czy nie było na to, już zbyt późno?
- Stary, co w ciebie wstąpiło? - zapytał Nathan.
- Luke mnie zdradził - powiedział cicho - ale to moja wina.
- Co? Czekaj... Twoja wina, że zdradził cię twój chłopak? Czy ty się słyszysz?
- Muszę to naprawić, Nath. Powiedz trenerowi, że nie wracam już dziś na halę - powiedział szybko i zerwał się do pionu. Wyciągnął z szafki torbę i bez zmiany stroju, czym prędzej wybiegł z budynku.
Hood, w końcu, ocknął się ze swojej bańki, w której najważniejszy był on sam. W końcu zauważył, że rani Luke'a, że jego związek zmienił się przez ostatni rok nie do porównania.
Zdyszany wbiegł do kwiaciarni i zaczął przyglądać się kwiatom. Musiał wybrać idealne. Takie, które wywołają uśmiech na twarzy blondyna.
- W czymś mogę pomóc? - zapytała sprzedawczyni z lekkim uśmiechem na twarzy.
Calum zatrzymał wzrok na białych kwiatkach, a w jego głowie pojawiło się wspomnienie.
~
- Uplotłem ci wianek!
- Będziesz wyglądał w nim bardziej uroczo niż ja, Luke.
~
- Chciałbym bukiet stokrotek. Mój chłopak je uwielbia.
Kiedy blondynka przygotowała kwiaty, podała je Calumowi, a ten za nie zapłacił. Wyszedł z kwiaciarni i ruszył drogą do domu. Kiedy przechodził obok budynku z czerwonej cegły, uśmiechnął się pod nosem.
Ta szkoła była pełna wspomnień. Może niekoniecznie dobrych, ale to tutaj dwójka chłopców się poznała i zaczęła spotykać. To dzięki niej, poznali swoje orientacje i pokochali się nawzajem.
~
Brunet szedł właśnie szerokim korytarzem, trzymając w dłoni podręcznik do geografii. Nie przepadał za tym przedmiotem, dlatego wpadł na genialny pomysł, aby urwać się z lekcji. Nim nauczycielka przyszła do sali, Hood spakował się i wyszedł.
Hol był pusty i słychać było tylko kroki Caluma. Jednak słuch chłopaka zarejestrował coś jeszcze. Słyszał szloch, który go zaniepokoił. Zaczął rozglądać się dookoła, w poszukiwaniu centrum tego dźwięku.
Zatrzymał wzrok na drzwiach, za którymi znajdował się kantorek woźnego. Trzymano w nim miotły, szmatki i inne duperele.
Podszedł bliżej i pociągnął klamkę w dół, a jego oczom ukazał się zalany łzami chłopak. Jego blond grzywka była niemalże uklepana, aby idealnie przylegała do twarzy.
- Hej? Płaczesz? Co się stało?
Jednak ten nie odpowiadał. Jego dłonie drżały, jakby przerażone widokiem bruneta.
- Jestem Calum. Nie zrobię ci krzywdy. Powiesz mi chociaż, jak masz na imię?
Błękitne tęczówki spotkały się z czekoladowymi, a z ust wypłynęły cicho słowa:
- Luke. Jestem Luke.
~
Rozejrzeli się wokół, szukając dla siebie miejsca. Długa przerwa była momentem, w którym stołówka kipiała uczniami.
- Czy to miejsce jest wolne? - zapytał grzecznie Luke, przejeżdżając później językiem po kolczyku w jego wardze. Nieco szczypało go to miejsce, w końcu dzień wcześniej je przekuł.
- Dla pedałów? Zajęte - odpowiedział rozbawiony Jeremi. Przez twarz Hemmingsa przebiegł smutny grymas.
Ciemnooki, który stał za nim, rzucił brunetowi gniewne spojrzenie. Ogarnął swojego chłopaka ramieniem i przyciągnął do siebie.
- Nie martw się, Lukey. Zjemy na skwerze.
~
Jednak po drodze Hood minął nie tylko szkołę, która przywołała jego wspomnienia. Jakieś dwieście metrów dalej świecił czerwony napis LIZZIE. To właśnie tam, w salonie należącym do mamy Hemmingsa, pracował Luke.
~
Luke patrzył na Caluma z lekkim politowaniem.
- Jesteś pewien, że mam zafarbować twoje włosy na blond?
- Będziemy mieli matching! - zawołał, szczerząc się do lustra, w którym widniało odbicie jego i Hemmingsa.
- Ale będziesz wyglądał idiotycznie, Cal. Proponuje ci blond pasemko. Będzie wyglądać dużo lepiej, niż nowy kolor po całości.
- W takim razie, chcę pasemko, kochanie.
~
Kiedy w końcu dotarł do kamienicy, wystukał kod na domofonie. Wskoczył na swoje piętro i już chciał otwierać drzwi, jednak zatrzymał swój wzrok na bordowym breloku. Uśmiechnął się pod nosem na kolejne wspomnienie związane z blondynem.
~
Luke uśmiechał się szeroko, wręczając swojemu chłopakowi prezent z okazji ich pierwszej rocznicy. Nie wiedział co miał kupić Hoodowi, aby jego podarunek nie był oklepany.
- Poważnie, Luke? - zaśmiał się brunet - kupiłeś mi scyzoryk w breloku?
- Użyteczny, poręczny i świetnie się prezentuje - powiedział, widząc zaskoczenie Caluma. Jednak trochę się zmieszał, kiedy uzmysłowił sobie, że to chyba nie był najlepszy pomysł. - Nie podoba ci się, prawda?
- Jest świetny. I mam pomysł. Włamiemy się do sali pana Wrasleya.
- Tego homofoba, który nas nienawidzi?
- Wyrzeźbimy mu w ławce nasze inicjały.
~
Wszedł do mieszkania i zdjął buty. Rozejrzał się dookoła i wziął głęboki oddech. To Luke był powodem, dla którego tutaj zamieszkał. Gdyby nie on, brunet pewnie nadal tkwiłby na garnuszku u swojej mamy.
~
Calum wszedł do swojego pokoju i rzucił torbę w kąt. Dopiero zaczynał boksować, a trener już bardzo często go chwalił.
Nim jednak zdążył usiąść na łóżku, zobaczył ciemno ubraną postać na balkonie. Od razu domyślił się, że Luke znów wspiął się na drzewie, aby pani Hood nie widziała spływających po jego twarzy łez. Ta kobieta go nie znosiła. Akceptowała, że jej syn woli chłopców, ale nie potrafiła znieść tego blondyna.
- Luke? Płaczesz? - zapytał, siadając na czerwonej terakocie. - Co się stało?
- Moja mama już wie, Cal. Do salonu przyszła Ellie i powiedziała jej o nas.
Hood nie krył zdzwienia. Eleonora od dawna próbowała zniszczyć związek bruneta z blondynem. A to, tylko dlatego, że Hemmings nie odwzajemniał jej uczuć. Nie spodziewał się, że dziewczyna posunie się tak daleko.
- Wyrzuciła mnie z salonu - zaszlochał - a gdy ojciec się dowie, skończę pod mostem.
~
- Calum, wracaj tu! - wrzasnęła kobieta, patrząc na swojego syna, kierującego się do swojego pokoju - nie wyprowadzisz się, nie pozwalam ci!
- Jestem dorosły, mamo!
- To przez tego nieudacznika, prawda?! Tyle razy powtarzałam, że on nie jest dla ciebie!
- Luke mnie kocha, a ja kocham jego - warknął stanowczo.
- Więc zamierzasz wynieść się z domu i zamieszkać z nim, bo wielmożna, śpiąca na pieniądzach, rodzinka Hemmings wyrzuciła go z domu?!
- To nie jego wina, że jego rodzina jest nietolerancyjna - odwrócił się i rzucił zdenerwowane spojrzenie, próbując bronić swojego ukochanego. - To też nie jego wina, że zakochał się właśnie we mnie, a ja zrobię dla niego wszystko - wysyczał w twarz kobiety i kontynuował pakowanie.
~
Napełnił wazon wodą i włożył do niego niewielki bukiet. Zgarnął z wieszaka czerwony fartuszek, w którym zdarzało się Hemmingsowi gotować lub piec, choć to drugie robił zdecydowanie rzadziej. Otworzył książkę kucharską, z której wypadła kartka z przepisem. Uśmiechnął się, widząc jedno z najlepszych potraw, które przyrządzał Luke.
Muszę to naprawić - pomyślał, planując wieczór, w którym chłopcy mieli dać sobie drugą szansę.
*
Michael trzymał w dłoni czerwoną kredkę, próbując bez wyjechania za linię, pokolorować wielkiego psa.
- Powinieneś mieć czerwone włosy, tak jak Clifford - stwierdziła Mikayla.
- Może, Luke mógłby mi, je pofarbować?
- Taaak! - zawołała sześciolatka, podrywając się w górę.
- Myślisz... Że pogodził się z Calumem? - zapytał cicho Ashton.
Gdzieś w głębi duszy, chłopak liczył, że Hood zostawi Hemmingsa. Wtedy mógłby w końcu spróbować żyć w związku, a przy tym Luke wyrwałby się z toksycznej relacji z brunetem.
- Nie wiem, może - odpowiedział.
- Załóżmy się! - zasugerowała Minnie - Ash, czy chciałbyś, aby Luke i Cum się pogodzili?
- Calum - poprawił dziewczynkę Michael - ma na imię Calum, nie Cum.
Na twarzy Irwina pojawił się grymas. Ashtonowi było wstyd przyznać, że liczył na rozpad ich związku.
Cliffordowi nie umknął wyraz twarzy przyjaciela.
- Zróbmy tak - zaczął - jeżeli Luke i Calum znów będą razem, Ashton farbuje się, ze mną, na czerwono.
Michael był pewien, że Hood nie wybaczy zdrady blondynowi, dlatego nie liczył nawet na Irwina w czerwonych loczkach.
- Przesada - powiedział Ash.
- Cykor.
- Nie jestem cykorem.
- Tchórz.
- Dobra. Jeżeli jednak zerwą, nie będziecie jeść lodów przez najbliższy miesiąc.
- Co?! Nie możesz! - zaprotestowała sześciolatka.
- Stoi. Nie martw się Minnie, Ash będzie tak szczęśliwy, że zapomni o tym, gdy tylko Hemmings pojawi się w zasięgu wzroku.
I choć było to okrutne, to każdy z nich liczył, że związek Caluma z Lukiem się rozpadnie.
*
Stawiałem powoli kroki, chcąc przedłużyć czas, zanim dotarłbym do domu. Bukiet czerwonych róż dotykał moich ud, kiedy ruszałem w marszu nogami. Wciąż próbowałem, ułożyć wszystko w swojej głowie. Nie wiedziałem jak Calum zareaguje na mój widok. Byłem winny, a on mógł już czekać z moimi rzeczami w progu, karząc zabierać stojące walizki, wynosić się z jego pola widzenia i rzucić: zamieszkaj u swojego kochanka, ostatecznie na pożegnanie uderzając mnie w twarz.
Spojrzałem na kwiaty. One i tak nic nie zmienią - pomyślałem. Kiedy dotarłem do kamienicy i wskoczyłem po schodach. Wziąłem wdech, przyglądając się drzwiom. Odliczyłem od dziesięciu w dół i w końcu przełamałem się, naciskając klamkę.
Otworzyłem drzwi, a pierwsze co we mnie uderzyło to zapach.
Zapach... Pieczonego kurczaka. Zmarszczyłem brwi, nie rozumiejąc, dlaczego właśnie jego. Zrobiłem kilka kroków naprzód, zbliżając się do kuchni.
Brunet krzątał się po pomieszczeniu, ewidentnie czegoś szukając. Do moich oczu napłynęły łzy, kiedy chłopak wyciągnął dwa kieliszki do wina.
Uświadomiłem sobie, jak łatwo mnie zastąpić. A to tego, zastąpił mnie na kogoś, dla kogo musiał się starać i chciał to robić. Dla mnie nie musiał.
Uderzyło we mnie poczucie bycia bezużytecznym.
W pewnym momencie nasze spojrzenia się skrzyżowały. Wpatrywaliśmy się w siebie nawzajem, próbując odczytać wzajemne zamiary.
W końcu przełknąłem ślinę i uniosłem czerwony bukiet.
- Przepraszam - powiedziałem szczerze, patrząc w spokojne, czekoladowe oczy Caluma - jednak, chyba, przyszedłem nie w porę - dodałem.
- Wróciłeś w idealnym momencie - odpowiedział, a ja miałem już wizję, wychodzącego z salonu chłopaka. Jego nowego chłopaka i współlokatora, który ma zamiar kazać mi się pakować i wynosić.
- I-i-idealnym? - zapytałem i wysunąłem kwiaty jeszcze bardziej w stronę Hooda - są d-dla cie-ciebie. Ja... Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie - wyrzuciłem szybko.
- Oczywiście, że masz - odpowiedział. Cofnął się i zabrał z szafki bukiet stokrotek.
- To ja cię przepraszam, Luke. Dałem ci powody, aby do tego doszło. Chcę to naprawić. Przygotowałem dla nas kolację... Upiekłem kurczaka, według twojego przepisu. Chociaż... Tylko ty potrafisz, tak idealnie go doprawić. Miałem, właśnie wyciągać go z piekarnika i nakryć do stołu.
- To... To ja nakryję - zaproponowałem, czując się niezręcznie.
Spojrzeliśmy na swoje bukiety i uśmiechneliśmy się do siebie.
- Nie jesteś... Zły?
- Jest mi po prostu przykro. Ale przejdzie mi z czasem.
- Poza tą malinką do niczego nie doszło. To znaczy, całowaliśmy się, nic więcej. Przysięgam ci, Calum. To był błąd. Nie bądź zły i mi uwierz.
- Nie jestem zły i ci wierzę - powiedział, patrząc na mnie spokojnie.
- To duża sprawa, a ty podchodzisz do niej, tak spokojnie? - zapytałem płaczliwie.
Jego postawa była dla mnie dziwna, niezrozumiała. Chciałem, abyśmy się pogodzili, ale to chyba nie tak miało wyglądać. Miałem dostać w pysk, tak jak Michael. Tylko, że on dostał za nic, a ja miałbym za co. Dlaczego na nim się wyżył, a mi po prostu, daje drugą szansę?
- W związkach chodzi o zaufanie i umiejętność wybaczania sobie nawzajem. Tyle razy wybaczyłeś mi, że cię uderzyłem, więc... Dlaczego miałbym ci nie wybaczyć, jakiegoś, nic nieznaczącego pocałunku?
Tylko, że ja wcale nie byłem pewien, czy pocałunki z tamtej nocy, faktycznie nic nie znaczyły.
***
Troszkę Cake'a dla ocieplenia postaci Caluma..
Chyba zrobiłam z Luke'a kretyna XD
Dziękuję Wam za cierpliwość i zrozumienie w związku z opóźnieniem publikacji rozdziału!
Miłego dnia/Dobrej nocy!
twitter -> #MinnieFF
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top