X. help me, please
Słońce świeciło na niebie, a mi towarzyszyło dziwne ciepło dookoła mojego ciała. Błogość, jaką odczuwałem nie pozwalała, abym otworzył oczy i wyrwał się z tego stanu. Przyjemny zapach powodował rozkosz dla mojego nosa. Szerokie ramiona otulało mnie w talii, dając poczucie bezpieczeństwa. I właśnie wtedy, kiedy zdałem sobie sprawę, że nie leżę sam i nie w swoim łóżku, szybko podniosłem swoje powieki.
W bezruchu prześledziłem wzrokiem pomieszczenie. Nie chcąc zbudzić swojego towarzysza, zacząłem powoli przekręcać się na drugi bok. Kiedy zauważyłem szatyna, wciągnąłem gwałtownie powietrze, a moja twarz najprawdopodobniej zbladła.
Przyjrzałem się spokojnej, pogrążonej w śnie twarzy Irwina. Przesunąłem wzrokiem po jego odsłoniętej klatce piersiowej i przy okazji zauważyłem, że ja również nie mam koszulki.
Zestresowany, uniosłem kołdrę, aby zajrzeć pod nią i wypuściłem z ulgą powietrze, widząc, że oboje mamy na sobie bieliznę.
Poruszyłem się delikatnie, aby wygramolić się z objęcia szatyna i zniknąć z jego pola widzenia na najbliższe zawsze. Bowiem, przypomniałem sobie wczorajszy wieczór: to co robiliśmy i to jak kilkukrotnie się wygłupiłem na jego oczach. Zaczynając od tego, jak przewróciłem się na schodach, po fakt, że uderzyłem swoim małym palcem o komodę, stojącą w sypialni Irwina.
Było mi wstyd, że byłem tak nachalny wobec chłopaka. Z jednej strony, nie opierał się, ale z drugiej, może po prostu robił to tylko i wyłącznie dla zabawy?
Ogarnięty wyrzutami sumienia, cofnąłem się, jednak Ashton przyciągnął mnie do siebie tak, że nie mogłem się ruszyć. Wciągnął głośniej powietrze, dzięki czemu domyśliłem się, że prawdopodobnie się obudził.
- Gdzie uciekasz? - zapytał z chrypką w głosie, a mi zrobiło się ciepło. Zbyt ciepło.
- Um. Nigdzie - opowiedziałem szybko, a ten zostawił buziaka na moim czole.
- To dobrze, bo nie miałbym i tak zamiaru cię wypuścić.
Słysząc jego poranny głos, miałem ochotę rzucić się na niego i wycałować, tak jak wczoraj, ale nie mogłem tego zrobić. Popełniliśmy błąd i choć był on taki słodki, nie mogłem go powtórzyć.
- Ash, my nie powinniśmy. Przepraszam - wyszeptałem, a ten nagle się ode mnie odsunął.
Usiadł, a kołdra osunęła się w dół. Jego piwne oczy wywiercały dziurę w moich, jakby oczekując wyjaśnień.
- Nie podobało ci się - stwierdził.
- Podobało! - zaprzeczyłem jego słowom, również podnosząc się do pozycji pionowej.
- A więc?
Westchnąłem i zebrałem w głowie słowa, które powinienem chłopakowi powiedzieć.
- Masz rodzinę. Ty masz rodzinę.
- Rodzinę?
- Michaela i Minnie. To nie fair, że zdradziłeś go. To znaczy, nie przespaliśmy się ze sobą, ale tak naprawdę, obściskiwaliśmy się, tyle czasu.
- Zdradziłem go? Kogo?
- No, Michaela - odpowiedziałem, na co on parsknął śmiechem. Spojrzałem na niego niezrozumiale.
- Myślałeś, że Michael jest moim chłopakiem? - zapytał - I co jeszcze, może, że Minnie jest moją córką?
Mina, jeszcze bardziej zrzedła mi na jego słowa.
- A to nieprawda?
- Michael jest moim przyjacielem, od zawsze. Jest dla mnie jak brat. A co do rodzeństwa, to Mikayla jest moją siostrą - powiedział, a dla mnie wszystko stało się jaśniejsze. Dopiero teraz zrozumiałem, dlaczego dziewczynka zwykle mówi do niego po imieniu, a Michael mieszka osobno.
- Oh - powiedziałem, będąc w szoku swojego błędnego rozumowania.
- Poważnie, myślałeś, że ja i Mich... Fuj. - Chłopak zrobił zniesmaczoną minę, ja delikatnie uśmiechnąłem się pod nosem, spuszczając wzrok w dół.
Kiedy go podniosłem, to szatyn pozbył się uśmiechu i zjechał wzrokiem na kolana okryte pościelą.
- Ale masz rację, mówiąc, że nie powinniśmy.
Zmarszczyłem brwi w niezrozumieniu.
- Masz chłopaka - powiedział i wbił we mnie swoje zmieszane spojrzenie, a moje serce od razu dopadły wyrzuty sumienia.
Podniosłem dłoń do ust, wciągając powietrze. Naprawdę nie wiem, jak mogłem zapomnieć o istnieniu Caluma. Może i brunet był jaki był, może uczucie między nami gasło i może ostatnio nie mogliśmy się ze sobą dogadać. Mimo wszystko, Cal na to nie zasługiwał. Dał mi wiele dobra, a ja odwdzięczyłem mu się zdradą.
Nawet nie poczułem spływającej łzy na moim policzku, dopiero gdy Ashton przesunął po niej kciukiem, zdałem sobie sprawę, że płaczę. Z moich ust wydobył się niekontrolowany szloch, a szatyn od razu zgarnął mnie w swoje ramiona.
*
Michaela od samego rana zbudził krótki dźwięk przychodzącej wiadomości. W pierwszym momencie był zły, bo: Kto do cholery ma czelność budzić mnie przed południem? Szybko jednak zmienił nastawienie, widząc nadawcę.
Niebieskowłosy bowiem, od kilku dni esemesował z Marlee, dziewczyną pracującą z Ashtonem. Już kilka razy próbował zdobyć jej numer, ale kiedy już sobie odpuścił, ona po prostu mu go dała. Clifford nie wiedział co urzekło go w tej dziewczynie: może również upodobanie do farbowania włosów na niecodzienne kolory, może profesjonalizm z jakim przesuwała produkty z kodem po czytniku, a może po prostu Ashton setki razy powtarzał mu, aby się z nią umówił.
Szeroki uśmiech wpłynął na usta Mike'a, kiedy przeczytał, że dziewczyna proponuje mu spotkanie następnego dnia. Kiedy odpisał jej, zdecydował się wstać. Przeciągnął się, wychodząc ze swojego pokoju, a Karen od razu wbiła w niego swoje zdziwione spojrzenie.
- Wstałeś, czy mam halucynacje? - zapytała jego mama.
- Zależy czy coś wciągałaś - odpowiedział, dając jej buziaka w policzek. Dopadł do lodówki, skąd wyciągnął resztki z wczorajszej sałatki.
- Na przykład mąkę?
- Na przykład opary rtęci - powiedział chłopak, na co kobieta przewróciła oczami - Wiesz, że kiedyś kapelusze, a właściwie to cylindry, zawierały w sobie rtęć, dlatego na przykład Kapelusznik z Alicji z Krainy Czarów był dość szalony.
- Co ja wychowałam...
- Przyszłego lekarza - zaśmiał się. - Gdzie Minnie?
- W toalecie. Skoczysz zobaczyć, czy Ashton już wstał?
- Jasne.
Michael w swojej piżamie, odłożył miskę z sałatką i wyszedł na klatkę schodową. Wszedł do mieszkania naprzeciwko, zdziwiony, że Ashton nie zamknął drzwi na klucz. Było to coś, o czym szatyn zwykle nie zapominał, więc niebieskowłosy doszedł do wniosku, że chłopak musiał się nieźle upić.
Miał ogromną ochotę obudzić go w niehumanitarny sposób i dręczyć jego skacowaną głowę, ale było coś co go powstrzymało. Były to nieznajome buty, które leżały przy ścianie. To one utwierdziły go w tym, że Ashton nie jest sam. Kawałek dalej, między kuchnią a salonem, leżały dwie koszule: jedna czarna, druga w kratkę. Mike w głębi duszy liczył, że było to ubranie Hemmingsa. Jego ciekawska dusza zmusiła go, aby zajrzał do sypialni.
Ku swojemu zdziwieniu, oboje chłopaków już nie spało, a bynajmniej tak wydawało się Michaelowi. Uśmiechnął się jeszcze szerzej, widząc Luke'a wtulającego się w klatkę piersiową Irwina.
Ashton skinął głową, witając przyjaciela. Przyłożył palec do ust, dając znak, że blondyn śpi. Szatyn nie spodziewał się, że Luke tak zareaguje na wspomnienie o Calumie. Był zdziwiony, że blondyn najpierw pomyślał o Michaelu i Minnie, a dopiero później o Hoodzie. Irwin miał przeczucie, ale póki co, wolał o nim nikomu nie mówić.
Michael nie do końca wiedział, co ma zrobić dalej. Zastanawiał go zamyślony wyraz twarzy szatyna i wtulająca się w niego postać. Czy coś między nimi zaszło? Ash wygląda, jakby coś się stało - pomyślał.
Cliffordowi jednak, nawet przez głowę nie przeszło, że może usłyszeć otwierane drzwi wejściowe i szybkie kroczki Mikayli.
- Mikey! - zawołała dziewczynka, nie widząc jeszcze swojego brata i jego towarzysza.
Niebieskowłosy sądził, że zdąży zareagować, zanim dziewczynka wparuje do sypialni. Sześciolatka była jednak szybsza niż jego refleks, bo wbiegła do pomieszczenia i otwarła szeroko swoje piwne oczy, a jej szczęka opadła w dół.
Ashton pomachał gwałtownie ręką, aby się nie ruszała, ale zanim zdążyła przyjąć to do siebie, wypuściła z siebie pisk. Luke podniósł głowę i nie rozumiejąc sytuacji, oblał się rumieńcem. W końcu dwójka najbliższych osób chłopaka, z którym spędził poprzednią noc, stała i mu się przyglądała.
Michael przybił sobie piątkę w twarz, a Mikayla wskoczyła do łóżka chłopaków. Przytuliła blondyna, a ten powoli i niepewnie objął ją ramieniem, drugim podpierając się na materacu. Jednak jego wyraz twarzy wciąż wyrażał niezrozumienie.
Kiedy Minnie się odsunęła, chwyciła w dłonie jego zaróżowione policzki.
- Co zjadłbyś na śniadanko? Mogą być płatki? A może wolisz kanapkę z serem? O ile ser się nie zepsuł, tak jak ostatnio. Ashtie jest do dupy w pilnowaniu jedzenia - powiedziała jednym tchem.
- Minnie, słowa - powiedział ostrzegawczo jej brat, na co ta skinęła główką.
- Lukey, a spróbujesz moich i cioci Karen ciasteczek? Jeszcze nie są udekorowane, ale chciałabym, abyś ich spróbował. A może pokolorujesz je ze mną? Proszę, proszę, proszę...
- Mikayla, nie męcz Luke'a. Jeszcze nawet nie wstał, a ty wymyślasz mu zajęcia.
- Lukey, wiesz, rzadko mam inne towarzystwo niż Donald lub Mickey, więc czy chciałbyś zostać dzisiaj ze mną i się pobawić? Albo pooglądać bajki...
- Mikk, proszę... - powiedział Ashton.
- Lukey, a lubisz bawić się w syrenki? Właściwie to ja nie lubię, ale jeśli ty lubisz, to mogę się pobawić.
- Minnie.
- Lukey, ale zostaniesz? Proszę.
- Zostanę - zaśmiał się, kiwając twierdząco głową. - No, chyba, że twój braciszek mnie wygoni.
- Nie śmiałbym - powiedział z iskierkami w oczach.
- Lukey?
- Tak?
- A właściwie, to czemu nie macie ubrań?
*
Lukowi było przykro, że nadeszło już popołudnie, a on musiał zbierać się do domu. Nie spodziewał się, że spędzenie czasu, głównie z Minnie, będzie takie przyjemne. Dziewczynka nie raz rozbawiła blondyna do łez, a słysząc przekomarzanki między nią a Michalem, Hemmings nie mógł się powstrzymać od śmiechu.
Z jednej strony Luke miał wyrzuty sumienia, że zdradził Caluma, ale z drugiej trochę mu to wisiało. Widział, jak opiekuńczym wzrokiem spoglądał na niego Ashton tego popołudnia. Hood tego nie robił, a bynajmniej nie od czasu, kiedy to boks stał się dla niego najważniejszy.
Noc z Ashtonem sprawiła, że w pewien sposób poczuł się ważny. Może i nie znał go zbyt długo i dobrze, ale nie mógł powiedzieć o nim złego słowa. Delikatność z jaką obchodził się z nim Irwin, zdumiewała go. Był zupełnie inny niż jego chłopak, który w takich momentach, głównie stawiał na dawanie przyjemności sobie samemu.
Blondyn mimo wszystko cieszył się, że to wszystko skończyło się pocałunkami i zaśnięciem w jednym łóżku. Cieszył się, że nie został zwykłym obiektem seksualnym szatyna, bo... Właściwie nikim więcej by dla niego nie był, prawda?
Luke nie wiedział, czy to w porządku rozmyślać tak o piwnookim chłopaku. Ashton miał to, czego brakowało mu w Calumie. Błękitnooki miał przecież chłopaka, nie mógł przypadkiem zauroczyć się w szatynie
Szedł szerokim chodnikiem w Syndey, które dzisiaj właściwie nie było zbyt zatłoczone. Niedawno otrzymał wiadomość od Hooda, że za kilka minut będzie wysiadał na przystanku, więc Hemmings zaoferował, że po niego wyjdzie. Nie sądził jednak, że pojawi się tam wcześniej od niego. Zbliżał się do przystanku, kiedy zatrzymał się przy nim bus, z którego wysiadł Calum, Nathan i Jorge.
Luke musiał grać. Wsunął na swoją twarz maskę. Chłopak mógł przecież zauważyć, że coś jest nie tak. Wtedy na pewno młodszy by się sypnął, a tamten poznał prawdę. A zdaniem blondyna nie powinien o niczym wiedzieć.
Hood przytulił wyższego na powitanie, a ten po chwili zabrał od niego torbę, przewieszając ją przez swoje ramię.
- Myślałem, że przyjedziesz później - powiedział młodszy.
- Też tak sądziłem. Właściwie... Czemu przyszedłeś z tamtej strony? - zapytał, a Luke'a przebiegł dreszcz. Nie do końca wiedział, co mu odpowiedzieć, więc palnął:
- Pomogłem pani Traynor z zakupami.
- Pani Traynor mieszka nad nami i zawsze chodzi na zakupy z tym swoim synalkiem - zauważył, a Hemmings przełknął nerwowo ślinę.
- No... Tak, ale mówiła, że on jest na siłowni, a ona obiecała, że przyniesie zakupy swojej starszej siostrze - próbował dalej kłamać. Wzrok Caluma wywiercał w nim dziurę. Ostatecznie wypuścił powietrze i z uśmiechem potrząsnął głową.
- Lubisz panią Traynor.
- No, pewnie. Czasem przynosi nam ciastka. - Wzruszył ramionami.
- Tobie przynosi. Mnie nie lubi - stwierdził.
- Skoro tak mówisz - podsumował blondyn, licząc, że tak właśnie zakończy się ten dość niewygodny dla niego temat.
Szli ramię w ramię, trzymając się za dłonie. Ktoś patrząc z boku mógłby pomyśleć, że są idealną parą. Jednak oni wiedzieli, że jest zupełnie inaczej. Tylko... Czy chcieli to zmieniać?
*
Ashton siedział na kanapie w mieszkaniu Cliffordów. Minnie zajadała się ciasteczkami, które robiła wspólnie ze swoją ciocią.
- W sumie to... Czujesz się lepiej? - zapytał szatyn, przyglądając się Michaelowi, któż pochłaniał słodkości w zadziwiająco szybkim tempie.
- Taa - odpowiedział z pełną buzią. Irwina dziwiło, że wczoraj źle się czuł, a dzisiaj opychał się łakociami.
- Okej.
- A co z tobą i Lukiem? - zapytał, otrzepując palce nad talerzem z ciastkami. Ashton nienawidził, gdy to robił, z resztą nie tylko on. Uważał, że to dość obrzydliwe. Karen od razu rzuciła mu gniewne spojrzenie z kuchni, a on, zmieszany, uśmiechnął się pod nosem, chcąc tak przeprosić rodzicielkę. Kobieta od dziewiętnastu lat próbowała wytępić ten nawyk, najpierw u Daryla, a później jego syna.
- A co ma być? - odpowiedział pytaniem. Pani Clifford westchnęła.
- Dobra, Ash, nie musisz się mu zwierzać przy mnie. Już znikam. Wyczyszczę łazienkę, albo... Pójdę na zakupy. Tak. Właśnie tak zrobię, skończył się płyn do naczyń. Minnie, pójdziemy do sklepu? -zawołała, patrząc na bujającą się sześciolatkę.
Mikayla wstała i poszła do cioci, która pomogła założyć jej bluzę i buty. Kobieta wsunęła pantofle i sięgnęła po swoją torebkę.
- Pieprzyliście się? - walnął prosto z mostu, myśląc, że jego mama już wyszła.
- Michael! - wrzasnęła Karen, a chłopak podskoczył w miejscu. Właśnie tak zrobiłby każdy dorosły facet, prawda?
- Ciociu, a co to znaczy?
- Ten, niebieskowłosy dzban, wytłumaczy ci, gdy wrócimy - powiedziała uspokajająco do sześciolatki. Otwarła drzwi i wyszła z dziewczynką z mieszkania.
Mike chwycił ciastko i wpakował je do swoich ust.
- Co mam jej powiedzieć? - zapytał, pytająco, wpatrując się w swojego przyjaciela.
- Radź sobie. Ona ma sześć lat. Nie mam zamiaru, już teraz, odwalać przed nią historii o pszczółkach - oznajmił, zajadając się wypiekiem.
- Zrobiliście to?
- Nie.
- Nie?
- No nie. Ale to dobrze. Tak sądzę. On też tak sądzi, chyba.
- Chyba?
- On myślał, że jesteś moim chłopakiem - wytłumaczył szatyn - a Minnie naszą córką.
- O kurwa. Fuj. Porzygam się.
- Dobra, ale to nie jest teraz ważne. Słuchaj... Wyobraź sobie, że on najpierw pomyślał o tobie i Minnie a dopiero później o swoim chłopaku.
- Żartujesz.
- Nie, no coś ty. Ja mu o nim przypomniałem. A wtedy wybuchnął płaczem. Przytuliłem go, a kiedy się uspokoił, to zasnął. A później przyszliście.
Michael pomyślał w głowie o tej sytuacji i reakcji Hemmingsa. To nie było zdrowe zachowanie. A bynajmniej, nie w takiej sytuacji. Z tego co wiedział od Ashtona, żaden z nich, tak naprawdę, nie wypił wystarczająco dużo, aby stracić kontrolę. Więc skąd taka reakcja?
- Skoro zapomniał, to... Myślisz, że z ich związkiem jest coś nie tak? Może... Może on, tak właściwie, to go nie kocha, a jest z nim z przyzwyczajenia lub przymusu?
- Nie wiem, Michael.
*
Siedzieli w salonie, na zielonej kanapie, oglądając film. Wytatuowane ramię bruneta otulało sylwetkę chłopaka w blond włosach. Głowa młodszego opierała się o ciało mulata, który na swoich kolanach trzymał, pustą już, miskę po popcornie.
Żaden z nich nie był zmęczony, a film, który oglądali, okazał się totalną porażką. Calumowi zdecydowanie brakowało rozrywki, więc wpadł na pomysł, aby dostarczyć jej sobie i swojemu chłopakowi.
Zwinnym ruchem, przerzucił go na kanapie tak, że nad nim zawisł. Błękitne oczy wyrażały zaskoczenie, ale nie sprzeciw.
Calum połączył ich usta w pocałunku, który niemalże od razu pogłębił. Wsunął dłonie pod materiał szarej koszulki swojego chłopaka i szybkim ruchem zrzucił nią z niego. Ich tęczówki wpatrywały się w siebie wzajemnie, do momentu, w którym Hood zjechał wzorkiem na klatkę piersiową blondyna.
Wyraz twarzy bruneta zmienił się o sto osiemdziesiąt stopni, kiedy zaczął przyglądać się punktowi pod obojczykiem Luke'a. Blondyn nie wiedział o co chodzi, więc chciał przyciągnąć do siebie Caluma, ale ten się zaparł.
- Co to ma, kurwa, znaczyć? - wrzasnął, ciągle patrząc w to samo miejsce - Kto ci to zrobił?!
Hemmings pobladł, domyślając się o co mogło chodzić chłopakowi. Nie widział jej wcześniej, ale taką reakcję mogło wywołać tylko jedno.
Hood podniósł się z miejsca i pociągnął za nadgarstek Luke'a, zmuszając go do powstania. Kiedy blondyn znalazł się w pozycji stojącej, brunet popchnął go tak, że wylądował na ziemi, zahaczając o stojącą lampkę.
Ceramiczna osłona rozbiła się na większe i mniejsze kawałeczki. Większość z nich znalazła się w pobliżu leżącego chłopaka. Kiedy ciemnooki chłopak zaczął robić kroki w jego kierunku, Luke zaczął ze łzami w oczach, cofać się do tyłu. Nie pomyślał jednak o tym, że kawałek lampy może wbić się w jego dłoń. Hemmings krzyknął z bólu, a po podłodze rozlała się niewielka ilość krwi.
Calum jednak nie patrzył na to, że blondyn cierpi. Kopnął go w bok i szarpiąc za włosy, ponownie podniósł. Chwycił za szyję i popchnął na ścianę.
- Myślisz, że co? Myślisz, że jak zniknę na dwa dni, to możesz pieprzyć się z kim popadnie, tak? Myślałeś, że co? Że się nie dowiem? - syczał prosto w jego twarz, ignorując duszącego się chłopaka i krew z jego dłoni, spływającą po ścianie.
Luke nie dość, że nie mógł złapać oddechu, to krztusił się łzami. Kiedy bokser uderzył go w brzuch, miał wrażenie, że wypluje płuca. Zgiął się w pół, jakby to mogło zmniejszyć jego ból.
- Powiesz mi, kto to zrobił?! - wydarł się, tak, że Hemmings skulił się na podłodze. - To Ashton, prawda? Ten dupek, z twojej pracy? To, on, prawda?!
- Nie - wyszeptał chłopak.
- A więc kto?!
- Michael - skłamał, wiedząc, że jeszcze pożałuje tego kłamstwa.
Hood po raz kolejny go kopnął, ale kiedy zauważył, że blondyn w każdej chwili może stracić przytomność, odpuścił. Ukucnął przed nim i zmusił do patrzenia w jego oczy.
- Wynoś się - powiedział twardo.
- C-co? A-ale...
- Nie obchodzi mnie to. Nie będę trzymał pod dachem zdradzieckiej kurwy. Będziesz spał na klatce schodowej.
Luke nie chciał, aby Hood sam wyrzucił go za drzwi, siłą. Z ogromnym trudem wstał i zgarniając z wieszaka kurtkę, wyszedł na schody. Osunął się po ścianie i spojrzał na krwawiącą dłoń, którą dodatkowo moczyły słone łzy. Jego ciało drżało i nawet okrywająca tułów kurtka nic nie zmieniała. Chłopak trząsł się i potrzebował pilnie pomocy.
Blondyn z trudem trzymał lewą dłoń w powietrzu, aby drugą sięgnąć do kieszeni swoich spodni. Wyciągnął z niej telefon i odnalazł numer do swojego jedynego przyjaciela. Usłyszał dźwięk przesyłania połączenia, kiedy zaciskał oczy, nie mogąc wytrzymać bólu w swojej dłoni.
- Luke? - znajomy głos, którego właściciel odebrał telefon. - Halo? Halo, Luke? Jesteś tam? Wszystko w porządku.
- Ash... - wyszeptał chłopak, licząc, że szatyn go usłyszy - błagam cię, pomóż mi...
***
NIE MOGŁAM GO DZISIAJ NIE DODAĆ, NO.
2k wyświetleń i tak wysokie noty w rankingach, prosiły się aż, aby z miłości do was, dodać kolejną część.
Powinnam już spać, więc rozdział jest sprawdzony dość pobieżnie, przepraszam jeżeli gdzieś wkradł się błąd. Jestem tylko człowiekiem.
+ chyba zepsułam scenę Cake'a :|
Z małym bólem serca, muszę wam powiedzieć, że właśnie znaleźliśmy się mniej/więcej w połowie tej historii. wow
Dziękuję wam za statystyki, wszystkie komentarze pod rozdziałami i tweety w hashtagu
Nie raz dostaję, dzięki wam, ataku śmiechu, dziękuję
Miłego dnia/Dobrej nocy!
twitter -> #MinnieFF
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top