VII. what do you want to do with it
Po nocnej burzy, w Sydney zawitało słońce. Przez wysoką temperaturę nikt nie miał ochoty ruszyć się gdziekolwiek, ale niestety obowiązki wzywały każdego. Każdego, a w tym Luke'a, który dzisiaj miał pojawić się w pracy. Choć wysoki chłopak nadal był obolały, to wczorajsza wizyta Ashtona podniosła go nieco na duchu. Szatyn się o niego martwił, więc przyszedł i mu pomógł. Dobrowolnie.
*
Na mojej twarzy pojawiły się niewielkie rumieńce na wspomnienia z dnia poprzedniego. Miałem wrażenie, że nadal czuję dotyk chłopaka na swoim ciele, choć był on tak delikatny. Oczami wspomnień, ciągle widziałem go pochylającego się nad moim ciałem ze zmartwionym wzrokiem. Zachwycał swoim opiekuńczym spojrzeniem i opanowaniem. Wiedział jak się zachować w każdym momencie, gdy tutaj był. Zaczynając od zastania mnie w totalnej rozsypce, przez opatrywanie mnie i pomoc w przyrządzaniu kolacji, po prośbę, abym o siebie dbał, kiedy wychodził.
I choć było to takie przyjemne, plułem sobie w twarz.
Zdradziłem go.
Zdradziłem Caluma.
Co prawda, nie fizycznie, ale mentalnie, zdecydowanie to zrobiłem. A może nie tylko mentalnie. Nie wiem co stało się z moim ciałem, kiedy chłopak mnie opatrywał. Mam tylko nadzieję, że Ashton tego nie zauważył.
Przestawiałem źle odstawione produkty w dziale z artykułami chemicznymi. Przykleiłem kilka cen i ruszyłem w stronę magazynu. Po drodze spostrzegłem znajomą brąz czuprynę, więc zatrzymałem się i przyjrzałem się bardziej, znajomej mi posturze. Chłopak stał odwrócony tyłem, ale to wystarczyło, abym wiedział, że to on. Podszedłem bliżej i położyłem dłoń na jego ramieniu.
- Cześć, co tutaj robisz? - zapytałem.
- Chciałem... Zobaczyć gdzie pracujesz - odpowiedział Calum i zmierzył mnie swoim wzrokiem. Zatrzymał się dłużej na firmowej koszulce.
- Już widziałeś. Możesz wracać. Powiedziałem ci, że kupię chleb.
Gdzieś w oddali usłyszałem dziewczęcy śmiech, a już po chwili podbiegła do mnie niska dziewczynka.
- Dzień dobry, panie Luke! - przywitała się blondynka. Hood zmarszczył brwi w niezrozumieniu. Po chwili obok Mikayli pojawił się dość zmieszany Clifford.
- Nie mogę nad nią zapanować. Czuje się tutaj jak u siebie - westchnął. - A tak w sumie, to cześć.
- Cześć.
- Cześć? - przywitał się również Calum. Zielone oczy Michaela przyjrzały się brunetowi, a usta wykrzywiły się w uśmiechu.
- Czy ty nie jesteś tym słynnym bokserem? Cahood?
- Tak, to ja.
- Widziałem twoją ostatnią walkę. To niesamowite, jak szybko pokonałeś Skałę.
- Skała jest silny i trenuje od lat, ale prawdę mówiąc, jest dość przewidywalny.
- Zauważyłem. Zwróciłem uwagę, że w czasie walki bardziej skupia się na ataku prawą dłonią.
- Dokładnie. Słyszałem, że ma lewą po kontuzji, przez co stara się nią nie walczyć.
Kątem oka zauważyłem, jak zbliża się do nas Ashton. Minnie ruszyła biegiem ku niemu i rzuciła się mu w ramiona. Chłopak wyściskał dziewczynkę i podszedł do bliżej.
*
Trzymając siostrę za rączkę, podszedł do stojących chłopaków. Wymienił krótkie przywitanie z Michaelem i przeniósł swój wzrok na ciemnowłosego chłopaka. Lustrował jego twarz i sylwetkę, jakby kojarząc ją z przeszłości.
- Czy my się, gdzieś już, nie widzieliśmy? - zapytał.
- Właściwie to tak - odpowiedział - wczoraj szukałeś ulicy, a ja ci pomogłem.
Chłopaka momentalnie olśniło. Uśmiechnął się i wyciągnął ku brunetowi dłoń.
- Ashton.
- Calum. - Uścisnął ją.
Twarz Nowo Zelandczyka jednak nie wyrażała szczęścia, gdy Irwin wypowiedział swoje imię. Hood pamiętał, że to u niego Luke spędził wieczór, że to on próbował dodzwonić się do jego chłopaka.
- Pamiętasz, Ash, gdy ostatnio byłem na walce? - zapytał chłopak w niebieskich, już trochę spłukanych, włosach - Calum to Cahood, wiesz, ten słynny bokser wagi lekkiej.
Ashton zaczął układać sobie wszystko w głowie. Przypomniał sobie rozmowę z sąsiadami Luke'a.
- Luke jest naszym sąsiadem - oznajmiła kobieta - grzeczny i pracowity z niego dzieciak. Tylko ten, pożal się Boże, jego chłopak.
- Czasem, gdy słyszę krzyki w ich mieszkaniu, mam ochotę iść i mu wpierdolić. Ale wiesz, on jest bokserem.
Irwin nabrał podejrzeń względem postawnego bruneta. Krzyki w mieszkaniu, pobity Luke. Calum Hood to Cahood, bokser. Chłopak miał pewność, że to jego sprawka. Nawet jego sąsiad, który zdecydowanie kilka razy w tygodniu mógł siedzieć na siłowni, się go bał.
Zmarszczył brwi, jakby zastanawiając się nad pytaniem, ale ostatecznie postanowił odpuścić. Nie chciał robić sceny na środku sklepu. Lepiej, jeśli porozmawia z Hemmingsem w cztery oczy.
- Mickey Mouse! - zawołała sześciolatka, wskazując palcem prosto na Clifforda.
- Tak jest, Minnie? - zareagował szybko.
- Kupisz mi lody? - zapytała, świdrując go wzrokiem.
- Nie możesz ciągle jeść lodów, kochanie - odezwał się starszy Irwin.
- Nie możesz mi rozkazywać, Donaldzie, kiedy to z Michaelem wychodzę z domu - dziewczynka tym razem, swoim palcem, pogroziła bratu.
W dziale rozbrzmiał dźwięczny śmiech chłopaka w blond włosach. Swoją dłonią zakrył usta, próbując się uspokoić. Mikayla grożąca Irwinowi, sześciolatka próbująca wyglądać poważnie, a jednak nadal słodka była dla Luke'a komiczna.
- Schowaj ten palec - polecił Ashton, surowym tonem.
- Syndrom tatusia uruchomiony - tym razem śmiechem parsknął Clifford. Wiedział doskonale, jak jego przyjaciel nienawidzi tego całego "tatuśkowania". Michael od zawsze nabijał się z Ashtona w ten sposób. Był tak opiekuńczy, gotów do poświęceń, ale często i surowy, już w liceum. Błękitnowłosy czekał, aż pewnego dnia Irwin upije się wystarczająco, aby dał się zaciągnąć do studia tatuażu i pozwolił wytatuować sobie "Daddy Kink" na czole.
I choć Ashton był niezadowolony z zachowania siostry i wkurzony na nieśmieszny żart swojego najlepszego przyjaciela, uśmiechnął się pod nosem, słysząc głos Hemmingsa. To już kolejny raz, kiedy uśmiechnął się tego dnia z jego powodu.
Ostatecznie cała trójka śmiała się z małej Minnie, która ciągle próbowała namówić Michaela na lody.
Tylko Calum, obserwował tą sytuację z pogardą. Nie widział w tym nic zabawnego. Twierdził, że dziewczynka jest rozpieszczona przez swoich opiekunów. Stojąc nadal koło Hemmingsa powiedział tak, aby tylko ten usłyszał:
- Dlatego nie chcę mieć dzieci.
I przez to jedno zdanie, Luke zdecydowanie stracił humor.
*
Mikayla, niezadowolona efektem swoich działań, wyszła ze sklepu. W jednej ręce trzymała reklamówkę z chlebem, a w drugiej dużą dłoń Michaela. Naprawdę miała ochotę na lody pistacjowe, ale pech chciał, że tym razem nie udało się jej przekonać brata.
Minnie, choć czasem nie wyglądała, była bystrą dziewczynką. Jej wzrok doskonale wychwycił moment, w którym jej brat się uśmiechnął. I domyślała się co było tego powodem. Śmiech Luke'a był tak przyjemny, że ona też mogłaby się szczerzyć na sam jego dźwięk.
- Mikey, ścigamy się? - zapytała, widząc w oddali wejście do bloku, w którym mieszkała.
- Kto ostatni, ten zjada cały obiad - powiedział chłopak, wiedząc, że Karen przygotowała zupę, której nienawidzi sześciolatka.
Zaczęli biec, a Michael udając zmęczonego, "cudem" wygrał wyścig. Dziewczynce zrobiło się przykro, że to kolejna rzecz, która tego dnia jej nie wyszła, ale nie traciła wiary. Wystarczyła minuta marszu po schodach, aby Minnie wymyśliła plan, który musi wypalić.
Weszli do mieszkania i zdjęli buty. Przywitali się głośno z panią Clifford i ruszyli do łazienki umyć ręce. Kiedy już usiedli przy stole, a Karen podała talerze z jedzeniem, sześciolatka rzuciła:
- Ciociu, czemu zrobiłaś zupę? Fuj.
- Zrobiłam bo jest zdrowa - odpowiedziała kobieta, zgodnie z prawdą.
- Zdrowe rzeczy są super - powiedział Michael, choć w głębi duszy liczył, że jego mama przygotowała na drugie danie smażonego kurczaka.
- A wiecie, co by było jeszcze bardziej super? - zapytała i uniosła łyżkę w górę. - Jakby mój braciszek znalazł sobie chłopaka.
Karen westchnęła i pokiwała głową. Michael uśmiechnął się szeroko i przerwał jedzenie, aby spojrzeć na siostrę swojego przyjaciela.
- Minnie, czy ty myślisz, o tym, o czym, a raczej o kim, ja myślę?
- Jeżeli myślisz o Luke'u Hemmocośtam to tak.
- O kim mówicie? - zapytała matka Michaela.
- O Ashtonowym koledze z pracy, ciociu. To ten ładny blondyn, który obciął moje włosy.
Mikayla chciała zapytać o coś Cliffordów, ale nie wiedziała jak. Marzyła o tym, aby Ashton i Luke zakochali się w sobie. Miałaby wtedy kogo obdarować tytułem Pluta.
- Myślisz nad czymś - stwierdził chłopak, obserwując mimikę twarzy sześciolatki.
- Myślę, że mój brat to trochę kluska - powiedziała, na co pozostali zmarszczyli brwi. - Jest zbyt miękki, żeby zaprosić gdzieś HemHem.
Karen westchnęła, przykładając do swojej twarzy dłoń. Za to w oczach Michaela zabłysnęła iskra.
- Masz jakiś plan? - zapytał.
- Myślę, że nie da się ich umówić jakoś we dwóch, no wiesz - zaczęła tłumaczyć - myślę, że na początek, będzie dobrze, jeżeli pójdziemy gdzieś wszyscy.
- Chcesz ich najpierw zaprzyjaźnić?
- Mhm. A potem coś wymyślimy.
- Jesteście chorzy. Michael, jak ja cię wychowałam? - Kobieta patrzyła na nich jak na wariatów. Kto wie, może nimi byli?
- Musimy jakoś nazwać plan - stwierdziła sześciolatka.
- Zdecydowanie tak.
- Plan miłość.
- Brzmi kiczowato - pokręcił głową chłopak.
- To może połączmy ich imiona? - zaproponowała.
- Luke i Ashton. Ashke?
- Albo Lukon.
- Może Lashton? - odezwała się Karen. Michael i Mikayla spojrzeli po sobie i zaczęli się do siebie wzajemnie szczerzyć. Nagle dziewczynka zeskoczyła z krzesła i podbiegła do kobiety.
- Jesteś genialna, ciociu. - Uściskała kobietę i odskoczyła do chłopaka, który wstał. Przybili piątkę i bioderko, tak jak to mieli w zwyczaju.
Kiedy ponownie usiedli, dokładnie zaczęli omawiać szczegóły Planu L. i choć Karen nie była zadowolona, że ta dwójka zamienia się w swatki, to uśmiechnęła się szczerze. Cieszyła się, że Michael i Minnie tak świetnie się dogadują, a dodatkowo chcą uszczęśliwić Ashtona.
*
Ashton zmęczony dniem, przekręcił zamek w drzwiach i wszedł do mieszkania. Miał ochotę wskoczyć pod kołdrę i zasnąć nie martwiąc się niczym, ale była dopiero ósma, a Michael stwierdził, że skoro nie ma jutro od rana zajęć, to może wpaść do Irwinów.
Minnie rozłożyła się na kanapie w salonie i włączyła telewizję. Wystarczyła chwila, a dziewczynka odpłynęła w świecie My Little Pony.
Irwin natomiast wyciągnął z lodówki dwa piwa i postawił na blacie. Zgarnął z szuflady otwieracz, aby podważyć kapsle. Podał jedną butelkę Michaelowi, który już po chwili upił łyk. Oboje usiedli przy stole, ale to Ash ciężko westchnął.
- Ciężki dzień w pracy? - zapytał Clifford.
- Właściwie to nie. Mogło być gorzej. Po prostu się martwię.
- Martwisz?
- Widziałeś twarz Luke'a? - zapytał. - Ja widziałem ją już wczoraj i uwierz mi, było o wiele gorzej.
- Mogłem poczekać, aż od niego wrócisz, przepraszam.
- Nie masz za co przepraszać, stary. Studiujesz, to zrozumiałe. I tak robisz dla nas wystarczająco wiele.
- Daj spokój Ash, jesteśmy jak bracia. Lepiej powiedz co z tym Hemmingsem - popędził go chłopak.
Irwin głęboko westchnął, analizując w swojej głowie wszystko jeszcze raz.
- Myślę, że ten cały Calum go pobił - powiedział cicho. Napił zimnego piwa, chłodząc swoje ciało.
- Skąd takie wnioski?
- Kiedy szukałem jego mieszkania, zaczepili mnie jego sąsiedzi. Powiedziałem im, że szukam Luke'a, a oni na to, że pracowity z niego dzieciak, tylko ten jego chłopak... - Grymas przebiegł po twarzy Ashtona - typek powiedział, że często słychać krzyki w ich mieszkaniu i nie raz chciał coś z tym zrobić, ale chłopak Luke'a jest bokserem..
- Kurwa... Ashton, on może mieć przesrane, jeżeli...
- Wiem o tym, okej? - chłopak przeczesał dłonią swoje loki.
- Co chcesz z tym zrobić?
- Nie wiem. Jeszcze. Ale nie mogę siedzieć z założonymi rękami, Mike. Teraz to są siniaki, ale zaraz może mu się stać coś gorszego. On nie zasługuje, aby być tak bitym. Co ja pieprzę. Nikt na to nie zasługuje.
***
Krótki, nudny, przejściowy, z nawalonymi dialogami, ale nie mogłam się powstrzymać, przed dodaniem go dzisiaj.
Uznajcie to za......... Dodatkowy rozdział z okazji 1000 wyświetleń, za które baaardzo wam dziękuję. Trzy cyferki to już jest coś 8)
Jak po rozpoczęciu roku? Mam nadzieję, że już wszyscy śpicie, gdy publikuję ten rozdział
Będę dedykowała kolejne rozdziały, więc zostaw coś przy tym akapicie, a dostaniesz swój rozdział :D
Dobranoc/Miłego dnia!
twitter -> #MinnieFF
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top